Joel z gry "The Last of Us" zagra� w serialu. O roli Pedro Pascala: To by�oby straszne rozczarowanie

Przez lata to on dla fan�w gry "The Last of Us" by� prawdziwym Joelem. Na konwentach na spotkania z nim ustawiaj� si� niebotyczne kolejki. Teraz mia� okazj� spotka� si� na planie z Bell� Ramsay i Pedro Pascalem. Co my�li o roli swojego nast�pcy, o tym, jak si� czu� na planie, na czym polega tajemnica sukcesu tej produkcji, czy jest zazdrosny i dlaczego tak zachwyca go Bella Ramsey - o tym wszystkim Troy Baker opowiedzia� nam w wywiadzie.

Troy Baker dla milionów graczy jest tym pierwszym (i wyśmienitym) odtwórcą roli Joela z "The Last of Us" - to właśnie on użyczył głosu postaci w grze, na podstawie której powstał hitowy serial HBO. W rozlicznych wywiadach aktor mówi wprost, że "The Last of Us" zmieniło jego życie na lepsze. Jest także rekordzistą w dziedzinie aktorskich nominacji na gali BAFTA Games Awards - od 2013 do 2021 roku otrzymał ich aż pięć.

Zobacz wideo "The Last of Us" - znakomita adaptacja gry [ZWIASTUN]

Joel z gry "The Last of Us" zagrał w serialu. "Pedro Pascal mnie zgasił"

Mało kto wie o świecie "The Last of Us" tyle, co Troy Baker. Nie powinno nas więc dziwić, że twórcy serialu poprosili go, by poprowadził z nimi oficjalny podcast, w którym dyskutują o każdym kolejnym odcinku produkcji HBO i rozkładają go na czynniki pierwsze. Poza tym Baker dostał od nich rolę w ósmym, naprawdę sensacyjnym epizodzie. Jego serialowy bohater James, w przeciwieństwie do Joela, zamiast chronić Ellie, ma wobec niej bardzo wrogie zamiary. 

Jak się czujesz, z tym że bierzesz udział w "The Last of Us", ale grasz zupełnie inną postać?  

Troy Baker: Jest słowo, którego często używamy - nie tylko ja, ale i Neil Druckmann [twórca gry - przyp. red.] i inni członkowie ekipy - to wręcz surrealistyczne. Kiedy robiliśmy grę, zarówno Ashley Johnson, która grała Ellie, jak i ja, mieliśmy świadomość tego, że to, w czym zaraz się zanurzymy, jest świetną historią. Ale nie podejrzewaliśmy, jak gigantyczny sukces ta gra odniesie. Nie mieliśmy też pojęcia, że będziemy nagrywać sequel. Na pewno też nigdy nie podejrzewaliśmy, że "The Last of Us" stanie się jednym z największych i najbardziej udanych seriali w historii. Wiedzieliśmy po prostu to, że to dobra opowieść. 

Materiały prasoweMateriały prasowe HBO / The Last of Us / Troy Baker

Kiedy już się okazało, że powstanie serial, mieliśmy tak dużo szczęścia z obsadą. Nie tylko z Pedro, ale też z Bellą. To najlepsze, co mogło się nam przydarzyć. Ashley i ja mamy poczucie, że nasze postaci trafiły pod opiekę najlepszych możliwych aktorów - są tak pełni miłości i uczucia. Każdy odcinek, który trafia do emisji, pokazuje coraz lepiej, jak bardzo Pedro i Bella dbają o tych bohaterów i jak ich kochają. Już nawet nie wspominam o tym, z jak doskonałą dbałością te odcinki zostały zrealizowane - to wielka zasługa Craiga Mazina i Neila Druckmanna, ale też reszty członków ekipy.

To, że mogłem wziąć udział w jednym z odcinków, jest fantastyczne - to dla mnie taka wisienka na torcie. Jestem bardzo wdzięczny, że uznali, że jest w tym serialu dla mnie miejsce i cieszę się, że dali mi rolę. I to taką, którą świetnie się rozgryzało. Jestem bardzo podekscytowany tym, że widzowie będą musieli się z nią teraz zmierzyć. Nie mogę się doczekać, aż wszyscy go zobaczą. Jeśli fani serialu myśleli, że Bella Ramsey świetnie sobie radzi do tej pory, to po tym odcinku czapki im spadną z głów - Ellie jest tu sroga i nieustraszona. 

 Zastanawiam się, jak mogły wyglądać twoje konwersacje z Pedro Pascalem, jeśli rozmawialiście o Joelu. Mam wrażenie, że ty i Pedro Pascal macie wyjątkową więź, taką, jakiej nikt inny na tym świecie mieć nie może - obaj zagraliście tego samego bohatera. 

To zdecydowanie unikalna relacja. Na myśl przychodzi mi osoba, która przez 20 lat grała Jeana Valjeana w "Nędznikach" - powinienem to dokładnie sprawdzić. Ale ten aktor tak długo grał tę postać, że widzowie go z nią utożsamiali. Dotarł do momentu, kiedy uznał, że już swoje zrobił i przyszła pora, żeby ktoś inny przejął scenę. Ja dostałem taką możliwość. Jedyne czego chciałem, to tego, żeby ktoś pokazał mi coś nowego w Joelu. Coś, czego sam nie uchwyciłem. Gdyby ktoś to zrobił tak samo, jak ja, to byłoby straszne rozczarowanie. Pedro tymczasem kocha Joela na tyle, że jest ode mnie inny. To najbardziej w nim szanuję.

Więcej informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Idealnym przykładem jest klasyczna kwestia z gry i to jak została zmieniona w serialu: "Stąpasz po bardzo cienkim lodzie". Pedro tego nie czuł, nie pasowało mu to zupełnie - podkreślał, że nie może tego powiedzieć, bo czuje, że jest wymuszone. Pewność siebie potrzebna, żeby to przyznać i pewność Neila i Nicka, którzy uznali, że może zmienić te słowa, bo nie wpływają na przebieg konwersacji - to kocham najbardziej. Pedro dał postaci fizyczność i delikatność, która doskonale pasuje do tej wersji Joela. 

Często ze sobą rozmawialiśmy. Nasze pierwsze spotkanie należy do moich ulubionych. Powiedziałem mu, że mam do niego tyle pytań, a on odparował: Ja nie mam do ciebie żadnych. Wtedy już wiedziałem, że będziemy naprawdę dobrymi kumplami, bo się rozumiemy. Oglądanie go w tej roli i rozmawianie z nim o niej jest radością, której się nie spodziewałem.

Zobacz wideo Przez 20 lat grał w najpopularniejszych serialach. Jego kariera wybuchła dzięki wąsom

Widać, że wkładasz dużo serca w swoją pracę. Jakie miałeś podejście do roli Jamesa w ósmym odcinku "The Last of Us"? Wydaje się bardziej zmartwiony i smutniejszy, do tego dużo mniej gniewny niż ten z gry. To specjalny zabieg?

Jak najbardziej. W grze James pojawia się w bardzo jasno określonym celu - ma pokazać, że są ludzie, nad którymi David ma władzę, którzy go bezkrytycznie słuchają i wręcz się go boją - bo widzimy tylko Davida i osoby, z którymi rozmawia. W naszym odcinku mieliśmy jednak przestrzeń do tego, by zgłębić i pokazać więcej znaczących relacji. Tu widzimy Davida w jego domu i to, jak tam się naprawdę zachowuje - tego w grze nie ma. Pokazaliśmy więc Davida jako charyzmatycznego, przepełnionego troską lidera, który dba o ludzi, którymi zarządza i których kocha. Jak stara się robić to w najlepszy możliwy sposób. To podejście bardzo podobne do zachowania Joela - każda postać w serialu jest w jakiś sposób odbiciem Joela albo Ellie.

Co do mojego bohatera; James widzi, że David szuka kogoś równego sobie. James bardzo chce być traktowany w ten sposób, ale nie może tego osiągnąć. Kiedy spotykają Ellie, od razu zauważa, że ona interesuje Davida na różnych poziomach. Przy niej David ma poczucie, że znalazł w końcu kogoś na swoim poziomie - negocjuje z nią, rozmawia i przekonuje do swoich racji. Wytrzymuje jej wszystkie przytyki i je zbywa, bo ma poczucie, że rozmawia z kimś sobie równym: kimś bystrym, zaradnym i o gwałtownym sercu. Więc James przez cały odcinek skupia się na tym, żeby pozbyć się tej dziewczyny. Mówi to bardzo prosto: to tylko kolejna gęba do nakarmienia. James też chce być kimś, kto ocali swoich bliskich, ale kiedy na horyzoncie pojawia się Ellie, staje się zagrożeniem, bo może zaburzyć jego relację z Davidem. 

Nie brakuje opinii, że "The Last of Us" to przełomowe wydarzenie, jeśli chodzi o adaptacje gier komputerowych. Myślisz, że może się stać złotym wzorcem, czymś, do czego będą się odnosić wszystkie kolejne ekranizacje gier? 

Było już mnóstwo prób przerobienia gier na filmy czy seriale telewizyjne, ale jestem przekonany, że w poniedziałek rano po premierze pierwszego odcinka "The Last of Us" znowu odbyło się wiele spotkań w różnych agencjach na całym świecie i wykupiono prawa do ekranizacji kolejnych tytułów. 

Zgodnie z moją wiedzą "The Last of Us" jest jedyną grą, która miała zostać zekranizowana już po pierwszej części. Zazwyczaj to się dzieje już w przypadku mocno rozbudowanej franczyzy z licznymi odsłonami, tak jak to było z "Tomb Raider", "Bio Shock", "Call of Duty" czy "Halo". Ludzie pytają, jaka jest tu tajemnica sukcesu, bo przecież to, że masz na warsztacie grę, która odniosła sukces, wcale nie oznacza, że to samo stanie się z serialem, co wiemy już z praktyki. 

Wiele osób przegapiło specyfikę tego, co się wydarzyło z "The Last of Us". Krok po kroku wyglądało to tak: pojawiła się popularna i odnosząca sukcesy gra, która miała trafić na duży ekran, ale pomysł nie wypalił i prawa do historii wróciły do studia. I teraz uwaga, w międzyczasie pojawił się showrunner, który rozbił bank z HBO, bo stworzył popularny i doceniany na całym świecie serial, czyli w tym wypadku Craig Mazin i jego "Czarnobyl". Ten projekt ugruntował jego pozycję w HBO tak, że dostał od nich wolną rękę. Wtedy odezwał się do twórcy już wspomnianej gry i popularnej franczyzy. Zostali kumplami i mogli poświęcić miesiąc pracy na każdy pojedynczy odcinek serialu - to nie jest szczególnie typowy model pracy. 

Tak jak Craig powiedział, a czym jestem zachwycony: Poszedłem na łatwiznę, bo zacząłem od najlepszej i mocnej historii. I to najważniejsza sprawa, ale do tego kociołka, w którym gotuje się świetna fabuła, muszą trafić też inne składniki. Wszyscy, którzy pracowali przy "The Last of Us", od samej góry po dół - czyli od Neila i Craiga zaczynając, aż po naszych operatorów, dźwiękowców, technicznych pracujących na planie - wszyscy byli skupieni na zrobieniu, jak najlepszego serialu. To moim zdaniem najtrudniejsza do osiągnięcia rzecz. 

Materiały prasoweMateriały prasowe HBO / The Last of Us / Troy Baker

Zostałeś ojcem pomiędzy premierą pierwszej i drugiej części gry. Czy granie Joela pomogło ci stać się lepszym tatą? Czy może wykorzystałeś własne doświadczenia przy pracy nad sequelem i rozbudowałeś rolę głównego bohatera?

Bez wątpienia. Coś się ze mną stało, kiedy zostałem tatą. Odkryłem wielką, przepastną komorę w sercu, której istnienia nigdy wcześniej nawet nie podejrzewałem. Błyskawicznie zalał ją strach. Zmieniły się także priorytety: już nie chodziło o sukces, ani nawet o to, co ludzie o mnie myślą, jedyne, na czym mi zależy to to, co sądzi mój syn i co się może z nim stać. Dużo bardziej też doceniłem Neila, bo kiedy nagrywaliśmy pierwszą część "The Last of Us", dla mnie to była po prostu rola i hipotetyczna sytuacja. Dla Neila to była realna sprawa i myślowy eksperyment. Dopiero co urodziła mu się córka i zastanawiał się, co by się wydarzyło w obliczu tak okropnej tragedii. On był moim przewodnikiem po tym świecie. Kiedy pracowaliśmy nad drugą częścią, mój syn miał się już niedługo urodzić i  to, jak postrzegałem Joela, zmieniło się dramatycznie.  

Kiedy pyta się ludzi o decyzję, którą Joel podjął pod koniec pierwszej części, nie rozumieją jej głównie ludzie, którzy nie mają dzieci. Ci, którzy dzieci mają - w ogóle się nie dziwią. Joel nauczył mnie bardzo dużo o tym, jak być tatą i tego, że nie chodzi o to, żeby pozbyć się strachu, ale żeby go zrozumieć i mieć świadomość jego istnienia, bo to część istoty rodzicielstwa. Bycie ojcem oznacza, że się boisz - "The Last of Us" to opowieść o ojcu i córce i o tym, jak przerażająca to może być miłość.  

 Jakiej rady rodzicielskiej udzieliłbyś Joelowi?

Żeby zawsze mówił prawdę. Muszę być dla mojego syna wzorem mężczyzny, jakim chciałbym, żeby on się stał. Czasami to oznacza, że przyznaję się przed nim do swoich porażek. Nie pamiętam, żeby mój ojciec mówił, że za coś przeprasza. A to jest coś, czego chcę nauczyć mojego syna, więc mówię mu: Przepraszam, nawaliłem. Możesz mi to wybaczyć? I tak go uczę wybaczania.

Wróćmy do postaci Ellie i Belli Ramsey. Zwróciłam uwagę na to samo, co powiedziałeś na początku rozmowy - w ósmym odcinku jest naprawdę niesamowita. Czy choć tym razem twoja postać ma inne nastawienie do Ellie, czułeś się po ojcowsku dumny z Belli? Wasza wspólna scena jest po prostu mocarna.

Chciałbym, żeby w jakiś sposób każdy miał możliwość poprzebywania z Bellą w tym samym pokoju choćby przez 30 sekund. Od razu czujesz swoistą więź. Nawet nie wiem, jak dobrze opisać Bellę. Zupełnie jak w naszym serialu, pokazała, że jest zdolna do różnych naprawdę trudnych rzeczy. Ale dopiero ten odcinek pokaże światu, na co naprawdę ją stać.   

Mam trzy ulubione wspomnienia z nią związane. Pierwsze z nich dotyczy chwili, kiedy Bella i Pedro wychodzili już na planie ze swoich przyczep. A ja dopiero przyjechałem do obozu i zupełnie się nie spodziewałem, że ją spotkam, co już mnie zaskoczyło. Byłem jeszcze bardziej zszokowany tym, że nie widzę Belli Ramsey - aktorki, za to stoi przede mną Ellie. Ten dzieciak w rozciągniętej koszulce i poszarpanych dżinsach wyszedł z przyczepy i po raz pierwszy w życiu zobaczyłem Ellie nie na ekranie. Aż mnie zamurowało.    

Drugie wspomnienie dotyczy wspólnej sceny, którą w końcu wycięto. Ale kręciliśmy sekwencję, w której James wchodzi i przerywa rozmowę pomiędzy Davidem a Ellie, a potem obaj wychodzą. Patrzyłem w jej stronę i spojrzenie, którym mnie obdarzała, było piorunujące. Zatrzymała się w tej chwili i to było coś niesamowitego, rozegrała bez słów całą scenę między nami. Za każdym razem, kiedy powtarzaliśmy ujęcie, dochodziło do bitwy pomiędzy dwójką bohaterów o to, kto ma tu przewagę. Wygrywała każde starcie, bo ja się wycofywałem z pokoju, a ona nie ruszała się nawet na milimetr. 

Moja trzecia ulubiona chwila z Bellą wydarzyła się, kiedy siedzieliśmy razem w namiocie dla obsady. Oboje byliśmy pokryci sztuczną krwią i na cały głos śpiewaliśmy piosenkę Chicago "Hard To Say I'm Sorry", zamarzając w tym namiocie. Bella jest mi bardzo bliska. To niesamowite, ale mam poczucie, że dusza Ellie została rozdzielona i przełożona w ciała dwóch osób, jedną z nich jest Ashely Johnson, a drugą jest Bella Ramsey.

Czy skoro dużo pracujesz głosem, masz na niego ubezpieczenie? 

Nie! Więc jeśli go stracę, to będę miał przerąbane i będę musiał znaleźć inną pracę.

Mówisz, że Pedro Pascal pokazał ci nowy wymiar Joela. Czy gdyby ktoś dał ci szansę, to nagrałbyś jakieś dialogi na nowo?

Zrobiłbym to wszystko na nowo. Piękno tego zdania pokazuje głębię twórczości Neila Druckmanna. Jako aktor też ciągle oceniam swoją pracę i wszystkie wybory, których dokonałem i zawsze znajduję  coś, co mogłem zrobić lepiej. Podczas pracy z Neilem bardzo wcześnie nauczyłem się, że moją rolą jest słuchanie, odczuwanie, ale nie obserwowanie. Pracą aktora jest bycie widocznym, ale jego rolą nie jest patrzenie. Więc ja mu ufam i odpuszczam kontrolę, czytam swoje dialogi, a inni ludzie decydują. Gdybym znalazł się po drugiej stronie kamery, wtedy mógłbym domagać się czegoś innego.

Jestem jednak dumny ze swojej pracy, dumny z roli Joela i myślę, że najbardziej napawa mnie dumą fakt, że jestem częścią czegoś, co zainspirowało innych ludzi, by tworzyć sztukę. Jestem też dumny z tego, że, choć w niewielkiej mierze, miałem wpływ lub byłem inspiracją tego, co zrobił z tą postacią Pedro Pascal. A cokolwiek teraz robi, to jest 10/10. 

Wi�cej o: