Puzy�ska: Ma�e miejscowo�ci kryj� wielkie tajemnice i jeszcze wi�ksze zbrodnie

Przy okazji premiery "Czarnych narcyz�w", najnowszego tomu krymina��w Katarzyny Puzy�skiej, spytali�my autork�, czemu w �wiecie powie�ci kryminalnych kr�luj� kobiety i czy rzeczywi�cie ka�dy z nas mo�e zosta� morderc�. Z autork� rozmawia� Mateusz Uci�ski.

"Czarne narcyzy" i inne książki Katarzyny Puzyńskiej są dostępne w formie ebooków w Publio.pl

Mateusz Uciński: Podejrzewam, że należy pani do tych pisarzy, którzy swoją opowieść stworzyli z ogromnym wyprzedzeniem i konsekwentnie realizują ten zamysł. Chociaż „Czarne narcyzy” dopiero pojawiają się na księgarskich półkach, to pani ma już wie, co będzie w kolejnej książce. Mam rację?

Katarzyna Puzyńska: Po pierwsze bardzo dziękuję za miłe słowa. Wiele znaczą dla autora! Jeżeli chodzi o drugą część pytania, to trzeba pamiętać, że praca nad serią ksi��ek znacznie różni się od pisania pojedynczych powie�ci. A to dlatego, że poszczególne części muszą się łączyć. W praktyce oznacza to, że wprowadzamy elementy następnej książki już w poprzedniej. Zapowiadamy niejako jej treść. Krótko mówiąc, musimy wiedzieć, co będzie się tam działo. Nie zawsze musi to być od razu bardzo szczegółowy plan całości. Na pewno jednak trzeba mieć pomysł, jak poprowadzi się akcję. Rozpoczynając „Motylka”, czyli moją debiutancką powieść, miałam od początku wielką nadzieję, że będę mogła pokazać całą serię książek. Uwielbiam takie sagi zarówno jako pisarka, jak i jako czytelniczka. Pozwalają na wykreowanie świata przedstawionego w najdrobniejszym szczególe i na dokładanie w kolejnych książkach następnych puzzli. Elementy układanki zaczynają potem tworzyć całość. W Lipowie jest jeszcze bardzo dużo historii do opowiedzenia.

Kiedy patrzę na kryminał jako gatunek, widzę, że w ostatnich latach zdecydowanie stał się on domeną kobiet. To bardzo cieszy, biorąc pod uwagę, jak fantastyczne powieści wychodzą spod damskich rąk, burząc stereotyp, iż jest to typowo męska domena. Chciałbym spytać, na czym pani zdaniem polega ten fenomen? Czy jest to kwestia wrażliwości, innego spojrzenia?

Zdecydowanie zaryzykowałabym twierdzenie, że kryminały to jak najbardziej domena kobiet! Kobiety od zawsze interesowały się relacjami pomiędzy ludźmi. Na to były nastawione, a przecież na tym właśnie opiera się historia kryminalna! Stereotypowo mówi się czasem o mocnej, brudnej męskiej prozie, a powieści pisane przez kobiety uznaje za lżejsze. Nic bardziej mylnego! Jest w nich może nieco mniej przekleństw czy pościgów – chociaż i to nie zawsze, u mnie na przykład z reguły trup ściele się gęsto – ale jeżeli przyjrzymy się historiom poruszanym w książkach pisanych przez kobiety, nierzadko znajdziemy jeszcze więcej mroku i brudu niż w powieściach panów. Nie lubię więc podziałów na prozę damską czy męską. Patrzę zawsze na dzieła poszczególnych autorów. Nie przez pryzmat płci.

Wróćmy jednak do Pani powieści. Muszę przyznać, że przez te 8 tomów samo Lipowo, jak i główni bohaterowie przeszli ogromną metamorfozę. Zniknęła ta prowincjonalna idylliczność, która tak ujmowała w debiutanckim „Motylku” - obraz leniwego, familiarnego posterunku. Śmiało można powiedzieć, że Lipowo straciło swoją niewinność.

Przyglądanie się metamorfozie, która zachodzi zarówno w postaciach, świecie przedstawionym, jak i samym pisarzu, to kolejny wielki atut serii. Czyli ważna jest nie tylko sama historia kryminalna, ale również i to, co dzieje się wokoło. Każdy z nas się zmienia, autor też. Myślę, że moją drogę, zarówno pisarską, jak i życiową widać, jeżeli prześledzi się zmianę, jaka zaszła w moich powieściach. Swoją drogą niewinność Lipowa zawsze była pozorna, pod powierzchnią czaiły się tajemnice. Teraz coraz więcej z nich wypływa na powierzchnię.

Czytając „Czarne narcyzy”, nie sposób nie zauważyć ewolucji, jaką przeszedł Daniel Podgórski. Już w naszej poprzedniej rozmowie zwracałem na to uwagę. Teraz, kiedy czytam, mam przed oczami bohatera rodem z kryminałów noir. Cynicznego, walczącego z nałogiem. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że złamanego.

Faktycznie. Metamorfoza, o której mówiliśmy przed chwilą, najbardziej widoczna jest chyba w postaci samego Daniela. Podgórski nie przypomina już dawnego siebie, wesoło przechadzającego się po świeżo ośnieżonych chodnikach zadbanej, bezpiecznej wsi. Przeszedł naprawdę długą drogę. Stał się zupełnie kimś innym. Trzeba pamiętać, że to nie mój kaprys! Pstryknięcie palcami i nagła chęć wprowadzenia kilku przekleństw na karty książki. Metamorfoza Daniela jest przemyślana. Bardzo dużo czasu poświęcam tworzeniu portretów psychologicznych postaci. Zapewne wynika to z mojego wykształcenia – jestem psychologiem. Z Danielem również tak było. To, kim stał się teraz, jest efektem decyzji, które podjął. Mówię „podjął”, bo czasem zdarza się, że bohaterowie wyrywają się pisarzowi spod kontroli i zaczynają działać na własną rękę. Ciężko opisać, jak to się dzieje, ale zdecydowanie tak właśnie jest. Tak więc decyzje, które Daniel podjął – nie zawsze takie, jakie ja bym dla niego wybrała – spowodowały konsekwencje, z którymi potem ta postać musiała się zmierzyć. Często niezwykle tragiczne.

Nie chcę zbyt wiele zdradzać z fabuły najnowszej powieści, spytam jednak o coś, co mnie osobiście mocno zaintrygowało. Jest to miejsce związane z popełnionymi zbrodniami – opuszczony dom, w którym straszy i pojawia się diabeł. W naszej tradycji kulturowej często spotykamy się z takimi miejscami. Czemu budzą one takie emocje?

Elementy wierzeń ludowych nadal są żywe. Zwłaszcza na terenach, w których kontakt z przyrodą jest bliski – a do takich niewątpliwie należy Lipowo. Ludzi fascynuje siła przyrody. Nie zawsze umieli wytłumaczyć zjawiska w niej zachodzące, więc szukali odpowiedzi na pytania w działaniach sił nadprzyrodzonych. Przynajmniej do pewnego stopnia porządkowało to świat. W „Czarnych narcyzach” pojawia się lokalna legenda o opuszczonym domu nawiedzonym przez diabła. Kiedy wokół szumi ciemny - zdawałoby się - bezkresny las, w takie historie zdecydowanie łatwiej uwierzyć niż gdzieś pośrodku miasta, gdzie świat zdaje się nieco bardziej okiełznany. Przynajmniej pozornie.

Zauważyłem, że lubi Pani sięgać w przeszłość. W „Domu czwartym”, Pani poprzedniej książce, historia kryminalna sięgała swoimi korzeniami czasów wojny. Teraz, bardzo ważna dla opowieści jest ludowa legenda o pewnym drwalu. Można by odnieść wrażenie, że nigdy nic nie zostaje zapomniane, a przeszłość cały czas mocno wpływa na teraźniejszość. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.

Znowu dochodzi tu chyba do głosu moje wykształcenie psychologiczne. Tematem przewodnim większości moich książek jest to, jak cienka jest tak naprawdę granica pomiędzy dobrem a złem i jak łatwo ją przekroczyć, kiedy zostaniemy do tego popchnięci. Badania niestety pokazują, że każdy, oczywiście kiedy nastąpi odpowiedni splot czynników osobowościowych i sytuacyjnych, zdolny jest do zła. Tak więc mnie interesują tak zwani „zwykli ludzie” – mówię tak zwani, bo każdy z nas ma przecież niezwykłą historię! – którzy tę granicę przekroczyli. Staram się szukać momentu, kiedy to się stało. Ja to nazywam punktem krytycznym. Nie próbuję wybielać mordercy, ale chcę pokazać jego drogę. Co go skłoniło do takiego, a nie innego zachowania. Wtedy czytelnik może sam podjąć decyzję i ocenić działanie sprawcy we własnym sumieniu. Zawsze staram się szukać przyczyny morderstwa. Stąd retrospekcje, czasem sięgające wiele lat wstecz.

Ten punk krytyczny to... swoiste fatum? Czyli tak naprawdę w każdym z nas drzemie morderca?

Nie jest tak źle! Choć potencjalnie – pozwolę sobie podkreślić to słowo – faktycznie tak. Trzeba pamiętać, jak wspomniałam wcześniej, że musi do tego doprowadzić splot pewnych konkretnych czynników. Na pocieszenie trzeba dodać, że nie jest powiedziane, że nawet wtedy ktoś zacznie od razu mordować. Zawsze pozostaje wybór. Chodziło raczej o to, żeby od razu nie oceniać i nie szufladkować danego bohatera, a przyjrzeć się przyczynom jego zachowania. Wyjść poza skalę czerni i bieli. Właśnie dlatego, że sami nie możemy być pewni, jak byśmy zachowali się w danej sytuacji, póki nie zostaniemy w niej postawieni. Pozostaje sobie tylko życzyć, że do czegoś takiego nigdy nie dojdzie i najgorszych wyborów nie będziemy musieli podejmować. Swoją drogą taka analiza na kartach książki pozwala w bezpiecznym środowisku przemyśleć pewne trudne kwestie. W końcu to tylko powieść, fikcja, nic nikomu się nie dzieje.

 

Powiedziała Pani, że często opisuję tak zwanych „zwykłych” ludzi, którzy znaleźli się w trudnym momencie swojego życia. To prawda, jednak trzeba tu zauważyć, że udaje się Pani „nie przerysować” tych postaci, co przecież nie zawsze i wszystkim się udaje. Ciekawi mnie, jak się tworzy taką papierową, a jednak pełnokrwistą i - co najważniejsze - wiarygodną postać.

Każdej postaci poświęcam bardzo dużo czasu. Czy jest to postać pierwszoplanowa, czy też ta z drugiego czy trzeciego, a nawet czwartego planu – choć oczywiście najważniejsza jest para sprawca-ofiara, bo to jest sedno całej historii. Wydaje mi się, że takie podejście procentuje i czytelnik czuje poświęcony każdemu z bohaterów czas. Być może znowu wpływ na mnie ma psychologia, ale - tak jak powiedziałam - uważam, że to postaci i relacje pomiędzy nimi tworzą historię. To z tego właśnie wynika potem intryga.   

Czy myśli Pani czasem o tym, żeby porzucić Lipowo? Stworzyć zupełnie nową historię, z nowymi bohaterami?

Takie myśli oczywiście się pojawiają. Zwłaszcza, że pisanie książki to naprawdę ogrom pracy. Całe dnie spędzamy z danymi bohaterami czy w danym miejscu akcji. W pewnym momencie następuje nieuniknione zmęczenie i chęć odmiany. Często w połowie pracy nad książką myślę o tym, że warto byłoby spróbować czegoś innego. Tylko że potem, kiedy już przychodzi co do czego, nie wyobrażam sobie porzucenia moich bohaterów. Tak więc na razie trzymam się Lipowa. Póki to sprawia radość mnie i moim czytelnikom. Ale w przyszłości niczego nie wykluczam. Jak głosi przysłowie, nigdy nie mów nigdy.

Kiedy zaprosi nas Pani znowu do Lipowa?

Pracuję intensywnie nad tym, żeby miało to miejsce w najkrótszym możliwym czasie.

Zaskakująco dobra "Wonder Woman", animacje i mnóstwo efektów specjalnych. Premiery kinowe czerwca

Wi�cej o: