Każdy z nas w inny sposób interpretuje muzykę. Dla części ludzi najlepszym muzycznym wydarzeniem będzie koncert niezależnego zespołu w alternatywnej kawiarni, a jeszcze inni będą potrzebowali widowiska na światowym poziomie, aby poczuć dużą satysfakcję z uczestnictwa w wydarzeniu.
Więcej ciekawych artykułów ze świata muzyki znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
W naszej sondzie wzięli udział mieszkańcy Warszawy w każdym wieku, dlatego odpowiedzi są bardzo różnorodne. Pierwszym z rozmówców okazał się młody chłopak, który miał okazję uczestniczyć w ostatnim koncercie Travisa Scotta, który odbył się w Circus Maximus, czyli w najstarszym hipodromie starożytnego Rzymu. "Kupiłem bilety dzień wcześniej w niedzielę wieczorem i w poniedziałek już leciałem o 6 rano z Warszawy. (...) To była wyprawa, bo poleciałem samemu" - powiedział.
Z kolei inny z mężczyzn wskazał koncert zespołu The Cure, który odbył się w 2010 roku w Berlinie. Na pytanie, dlaczego właśnie ten występ najbardziej mu utkwił w pamięci, odpowiedział: "Doświadczenie wspólnego przeżywania piosenek przez widownię. Taka wspólnota doświadczenia". Przyznał także, że kolejny koncert brytyjskiej kapeli nie zrobił już na nim takiego wrażenia, ponieważ wokalista nie był w najlepszej kondycji zdrowotnej.
Natomiast młoda kobieta wyznała, że bardzo ciepło wspomina Open'er Festival w 2008 roku, na który została zabrana przez tatę jako mała dziewczynka. W pamięci utkwił jej koncert Erykah Badu, która była ówczesną królową neo soulu. "Udało nam się przebić dosyć blisko sceny i tata trzymał mnie na baranach. Bardzo miło to wspominam" - przyznała.
Udało mi się także porozmawiać z mężczyzną w średnim wieku, który przyznał, że w swoim życiu nigdy nie był na żadnym koncercie. Początkowo nie mogłem uwierzyć w to, co mówi i zacząłem go wypytywać, czy nawet podczas nauki w szkole podstawowej nie uczestniczył w koncercie w filharmonii. "Nie byłem" - odrzekł z dumą.