Piotr Rogucki: sam nabija�bym si� z w�asnych tekst�w, gdyby nie to, �e je pisz�

Pi�� lat kazali czeka� na swoj� najnowszy album. Tym, co si� na nim znalaz�o, zaskoczyli fan�w. Zd��yli ju� zebra� kilka dobrych recenzji, ale i grad internetowych kpin. Piotr Rogucki, wokalista grupy Coma, opowiada Gazeta.pl o p�ycie.

Przemysław Gulda: Na nową płytę kazaliście fanom czekać aż pięć lat. Zwykła przerwa, kryzys twórczy czy tyle potrzeba było czasu, żeby narodził się wasz najnowszy projekt?

Piotr Rogucki: „2005 YU55” to po pierwsze bardzo obszerny materiał. Po drugie: tak, musieliśmy powalczyć z różnymi kryzysami, nie był to kryzys twórczy, ale raczej zmęczenie materiału spowodowane zbyt długim okresem wspólnego przebywania ze sobą. Potrzebowaliśmy też czasu, by opracować inny niż do tej pory charakter pracy, brzmienia i ekspresji. Wszystko zajęło pięć lat.

 

Nowa płyta jest czymś, czego w Polsce na taką skalę nie zrobił nikt, a i na świecie nie często zdarzają się dzieła przygotowane z takim rozmachem. Z jakich elementów składa się wasze nowe przedsięwzięcie i jak powstawały poszczególne z nich? Z kim współpracowaliście przy jego tworzeniu?

- Faktycznie, sporo się dzieje na tym albumie, pracę zaczęliśmy od koncepcji. Tym razem przewartościowaliśmy nasze schematy i przyzwyczajenia i wyszliśmy od warstwy słownej. Najpierw powstał tekst w formie zrytmizowanego audiobooka, na jego podstawie chłopaki z zespołu pracowali przez trzy lata nad ustanowieniem rodzaju muzycznej ilustracji do całości. Nie było to łatwe, tekst składa się z wielu wymiarów rytmicznych i plastycznych. Następnie muzykę dostałem ja, by skomponować linie wokalne i chórki.

Całość przearanżowaliśmy tak, by wszyscy byli zadowoleni, i po pięciu latach mamy album. To była głównie nasza praca, walczyliśmy ze swoimi przyzwyczajeniami, ze swoimi wadami, słabościami, z konformizmem i marzeniami. Ale przy pracy nad kolejnymi albumami chcielibyśmy chyba zaprosić innych twórców i zewnętrznych producentów. Tak jeszcze Coma nie pracowała. To może przynieść ciekawe owoce.

Od dawna podkreślacie, że w przypadku tego projektu na plan pierwszy wysunęła się warstwa tekstowa. Skąd takie założenie, bardzo w Polsce niepopularne i rzadkie?

- Nie wiem czy to nie popularne założenie. Mam odczucie że coraz więcej artystów tak pracuje, niemniej założenie wynikało z motywu, który towarzyszył powstaniu zespołu Coma, by łączyć tekst poetycki, literacki z rockiem jako nośnikiem o zakresie komercyjnym. Tym samym przemycać miłość do literatury dzięki narzędziom popkulturowym. Tym razem ciężar został przerzucony na tekst, chcieliśmy, by ta praca poprowadziła nas i słuchaczy w nieznane tereny, w przestrzeń bez poczucia bezpieczeństwa, w nowe obszary wrażliwości.

Piotr Rogucki lider zespołu Coma.Piotr Rogucki lider zespołu Coma. TOMASZ STAŃCZAK

Jak powstawały teksty na tę płytę? Na ile to kreacja zespołowa, a na ile indywidualne dzieło?

- Tekst to moja praca, powstał jako całość, następnie podzieliłem go na 17 części, pokazałem chłopakom i zaproponowałem walkę o to, by go zrealizować w formie muzycznej.

Temu projektowi wyraźnie patronuje przekonanie, że muzyka rockowa powinna mówić ważne rzeczy o miejscu i czasie, w którym powstaje. Czy rzeczywiście wierzycie, że muzyka rockowa ma taką moc i takie powołanie?

- Tak. Tak było zawsze, zobacz nagrodę Nobla dla Boba Dylana, chyba nie muszę tego bardziej argumentować. Czasem tylko ktoś znajduje w rocku inne wartości, może bardziej ludyczne, ale ta muzyka ma potencjał kreowania rewolucji w świadomości i nie raz z tego korzystała.

To rzadkie, choć nie niespotykane: od Davida Bowiego do zespołu Coheed & Cambria, żeby muzyka rockowa spotkała się z estetyką science fiction. Skąd wasze zainteresowanie tą konwencją i co was inspirowało do takiego połączenia?

- Asteroida 2005 YU55 to symbol przesilenia, to pretekst, by porozmawiać o rzeczach, o których na co dzień się milczy, to okazja by zgłębić tajemnicę swojego istnienia. Dała mi tło, na którym przytaczane sprawy są możliwe do zaakceptowania. Gdyby nie jej obecność, wyszedłby pewnie banał i pretensjonalny gniot.

Piotr Rogucki w ŁodziPiotr Rogucki w Łodzi TOMASZ STAŃCZAK

Jak powstała postać głównego bohatera tej opowieści, Adama Polaka? Na ile na jego osobowość wpłynęły wasze własne doświadczenia, na ile - obserwacja innych ludzi, na ile inne kwestie?

- Główne i najgłębsze motywy prowadzące do powstania tej postaci to hołd jaki składam literaturze pięknej i filozofii pierwszej, a głównie Platonowi. To jest najgłębsza warstwa tekstu, ale byłaby niestrawna, gdyby podać ją w sposób naukowy. Chciałem te inspiracje wpleść w obraz szarej i nudnej wręcz codzienności, z którą każdy przeciętny Polak mógł by się zidentyfikować.

Adam Polak to nudny, ale wrażliwy everyman z klasy pracującej, niepogodzony ze swoim losem. Podejmuje się eksperymentów na życiu, które mają zgubny wpływ na jego duszę i samopoczucie, doznaje jednak łaski - tu wkracza planetoida - poznania siebie samego. To poznanie polega na tym, że dzięki olśnieniu potrafi sobie zadać ważne pytanie, co i dlaczego miało wpływ na to kim, się stał i co powinien robić, by stać się lepszym, bardziej pogodzonym ze sobą człowiekiem.

Nazwisko bohatera wydaje się niezwykle symboliczne. Co Adam Polak ma w sobie z przeciętnego Polaka?

- Wszystko, jest kwintesencją przeciętności, wyróżnia go tylko to, że Adam Polak ma głęboką potrzebę, by zajrzeć w głąb siebie i poznać ukrytą treść własnego życia. Większość z nas woli tego nie wiedzieć, żyjąc w błogiej, ale pozornej nieświadomości.

Pomijając całą otoczkę związaną z tym projektem, nowa płyta jest też świadectwem zmian w zespole na poziomie czysto muzycznym. Gdzie tkwią źródła tej ewolucji i czy wiecie, dokąd ona docelowo zmierza?

- To był świadomy proces przemiany, nie wysilony i narzucony z zewnątrz, ale naturalny i szczery, dobrze się w tym czujemy. Chcieliśmy przestać krzyczeć. Sprawił to wiek, dojrzałość, pogodzenie z losem i fakt, że nie o wszystkim da się opowiedzieć na poziomie emocji, które towarzyszyły poprzednim dokonaniom. A cały czas, dzięki bogu, mamy o czym opowiadać. Niestety i na szczęście, nie wiemy dokąd to zmierza, dzięki temu wciąż się chce sprawdzać. Dzięki tej zagadce dalej gramy razem.

 

Jeszcze zanim ukazała się płyta, spadła na was prawdziwa lawina internetowych kpin, odwołujących się do patetycznego charakteru waszych tekstów i wypowiedzi. Co odpowiecie tym, którzy wyśmiewają ton, w jakim się wypowiadacie?

- Trudno się dziwić tym głosom, to co robię jest moim zdaniem świetnym materiałem do kpin. Sam nabijałbym się z własnych tekstów, gdyby nie to, że to ja je piszę. Jakoś jednak to poniżanie po prostu stało się jednym z elementów mojej pracy, częścią mojego niedoskonałego życia. Chciałbym tym, którzy mają problem z tym, co robimy powiedzieć, że wszystko to płynie z naszej miłości do świata i ludzi, mimo że czasem zdaje się być śmieszne albo żałosne i że dzięki tej pracy, która czasem jest obiektem drwiny, żyje się nam piękniej, czasem wręcz w zachwycie.

Faktycznie, ta praca może wydawać się naiwna, a przez to żałosna, ale naiwność to również wielka siła i nie przekona się o tym nikt, kto boi się swoich słabości. Co do patetycznego charakteru: patos to też jest narzędzie pracy. Skuteczne, bo dzięki niemu uzyskujesz określony efekt. Wpisuje się w założenia postmodernistyczne, mimo że w Polsce w pewnych grupach wstydzą się go i boją jak ognia. Mogę się tylko domyślać czemu. Jednak „2005 YU55” to płyta bez patosu, jeśli ktoś widzi w niej patos, to się pomylił.

Jak będą wyglądały koncerty promujące ten materiał? Czy będą równie niezwykłe, jak on sam?

- Nie, będą nadzwyczajne. Oprócz scenografii, wizualizacji i stylizacji wykonanych przez zdolnych twórców nie będzie nic poza muzyką, tekstem i prawdziwym spotkaniem prawdziwych ludzi. Trudno nam rywalizować w rozmachu koncertowym z tym, do czego ludzie się przyzwyczaili. Nigdy nie stworzymy widowiska podobnego temu, które proponuje np. Rammstein, nie o to nam chodzi. Na pewno będzie ładnie i energetycznie, będzie też dużo miejsca na skupienie i spotkanie. To mogę obiecać.

Zespół Coma będzie promował najnowszy album trasą koncertową, która startuje 21 października w Sopocie (Scena).

Wi�cej o: