Jimmy Kimmel już kilka razy miał okazję wcielić się w gospodarza gali wręczenia Oscar�w. Natomiast na co dzień showman jest prowadzącym i producentem wykonawczym własnego talk-show pt. "Jimmy Kimmel Live!", który od ponad dwudziestu lat emitowany jest w amerykańskiej stacji telewizyjnej ABC.
Więcej ciekawych artykułów ze świata filmów i seriali znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Również w tym roku spotkał go zaszczyt poprowadzenia ceremonii wręczenia Oscarów. W poniedziałkowy wieczór, gdy Kimmel powrócił już do swojego programu, postanowił zaprezentować widzom podsumowanie Oscarów "na wesoło". Jego gościem był Justin Timberlake, który na początku talk show udawał, że poprowadzi program w zastępstwie Kimmela.
Później gospodarz widowiska przeszedł do konkretów. Zaczął opowiadać o swoich ulubionych momentach z gali. Szczególną uwagę zwrócił na tę część ceremonii, w której na scenę Dolby Theatre wszedł nagi John Cena, który skrywał swoje przyrodzenie za dużą kopertą, podczas wręczenia statuetki za "najlepsze kostiumy". W trakcie show rozpętała się dyskusja na temat tego fragmentu gali, który - jak się okazało - był punktem sporu pomiędzy telewizją a ekipą produkcyjną.
Żaden komediowy fragment, który planowaliśmy w przeszłości, gdy byłem gospodarzem Oscarów, Emmys czy czegokolwiek innego, nigdy nie został poddany większej kontroli niż ten. Były spotkania i spotkania na miejscu, e-maile, SMS-y i rozmowy telefoniczne, a ludzie się pocili. Ktoś płakał. Potem, gdy zdali sobie sprawę, że nie przyjmiemy odmowy... odbyła się intensywna dyskusja na temat koperty
- wyznał Kimmel. Wówczas prowadzący nagle pokazał kopertę, którą wybrało szefostwo. Jest kompletnie inna, niż ta, która finalnie wzięła udział w Oscarach. Była wielkości pudełka po butach, ale ostatecznie zespół wybrał mniejszą kopertę. Jej rozmiary były wystarczające, aby zasłonić męskość aktora, która i tak była schowana pod specjalnie zaprojektowaną bielizną w cielistym kolorze, która wykorzystywana jest na planach filmowych.
Chciałbym pogratulować Johnowi Cenie. Zamieszanie, które wywołałeś... Bardzo rzadko zdarza się, by pomysł dosłownie przekraczał granice, a ten to zrobił - skomentował Kimmel w swoim show.
W dalszej części programu showman zaprezentował widzom to, co stracili, jeśli nie wytrwali do końca gali. Natomiast na samym końcu odniósł się do Donalda Trumpa, z którego Kimmel pozwolił sobie zakpić podczas ceremonii Oscarów. Chodzi o wpis byłego prezydenta USA, w którym skrytykował gospodarza wieczoru oraz całą galę. Kimmel odniósł się potem do tego na wizji, wbijając szpilę Trumpowi, ale jak przyznał w poniedziałek, nie było to zamierzone.
- Napisał to, ponieważ był zdenerwowany, że nie wspomniałem o nim w programie. Nikt nie wspomniał o nim w programie. Nie był w centrum uwagi, nie mógł tego znieść. A potem Adderall McFlurry zaczął działać i poszedł dalej. W ogóle nie planowałem o nim wspominać. Byliśmy za kulisami, występ prawie się skończył, a jeden z pozostałych scenarzystów powiedział: "hej, spójrz na to". I cytując Ala Pacino, kiedy myślałem, że już po mnie, wciągnęli mnie z powrotem. Musiałem to przeczytać - wyznał Kimmel.
To zabawne. Mieliśmy na scenie nagiego Johna Cenę i jakimś cudem Donald Trump wciąż był największym ku*asem tego wieczoru - podsumował w niewybrednych słowach.