Da si� zrobi� film akcji, w kt�rym g��wny bohater nie wysiada z auta? Liam Neeson: Potrzymaj mi piwo

Zobaczy�am zwiastun "Ultimatum" z Liamem Neesonem w roli g��wnej i pomy�la�am: O, b�dzie nowa "Uprowadzona". To samo powiedzia�o mi kilka os�b, przy kt�rych wspomnia�am o nowym filmie z tym znanym i lubianym irlandzkim aktorem. Bo, kiedy Liam odbiera telefon, to na bank dzwoni do niego jaki� z�y cz�owiek, kt�ry ma bardzo niecne zamiary wobec niego albo cz�onk�w jego rodziny. Ta melodia zagra�a ponownie, ale w czardaszowym tonie.

Przewodził Drużynie A, walczył z Batmanem, trenował Jedi i wysłał Dartha Vadera na szkolenie, był do tego Zeusem, ale nie chciał zostać Jamesem Bondem. Niby dwa miesiące przed premierą swojego najnowszego filmu "Ultimatum" Liam Neeson skończył 71 lat, a i tak przynajmniej przez ostatnich 20 uchodzi za jednego z najlepszych aktorów kina akcji. Nie dlatego że robi spektakularne szpagaty albo wyjątkowo malowniczo wybija przeciwnikom zęby (choćby mógł, bo był amatorskim mistrzem boksu w Ulsterze). 

Zobacz wideo Wybitni aktorzy, którzy nie zagrali w wybitnych produkcjach [MUSIMY O TYM POGADAĆ]

 "Czy oni wiedzą, ile mam lat?" Liam Neeson znów w filmie akcji

Chociaż reżyser "Ultimatum" nie odmówił sobie przyjemności pokazania, jak Neeson boksuje worek treningowy, to zdecydowanie jego bohater nie należy do typu osób, które jak MacGyver są w stanie zrobić ze znalezionych w aucie albo pod ławką w parku taśmy klejącej, gumy do życia i spinki do włosów broni palnej. Jest za to niezwykle sprawnym biznesmenem, któremu praca przysłoniła życie i sprawiła, że oddalił się od żony i dzieci. Przyciśnięty do muru jednak z everymana staje się tym typem, który nie cofnie się przed niczym, by ochronić najbliższych mu ludzi.

"Ultimatum" to remake hiszpańskiego thrillera "Nieznany" z 2015 roku. Fabuła brzmi jak najbardziej znajomo: zabiegany finansista Matt Turner (Liam Neeson) wsiada pewnego poranka do swojego luksusowego samochodu z dwójką dzieci, które ma odwieźć do szkoły. To absolutny przypadek, bo zazwyczaj robi to jego żona, ale tego poranka ma do załatwienia ważne sprawy na mie�cie. To oczywiście zdecydowanie niefortunny zbieg okoliczności. Kiedy już Matt siedzi w aucie z dzieciakami, w pewnym momencie znajduje w schowku tajemniczy telefon. 

Złowrogi głos oznajmia mu, że pod jego siedzeniem jest bomba z detonatorem, który odpali się, jeśli tylko wstanie z fotela. Szantażysta ostrzega, że w przypadku kontaktu z policją odpali bombę i każe Mattowi wykonywać swoje kolejne polecenia. Szybko udowadnia, że sytuacja jest naprawdę groźna - Turner będzie musiał walczyć nie tylko o swoje życie i reputację, ale przede wszystkim o swoje dzieci. A to wszystko rzecz jasna bez wychodzenia z auta.

 

Choć w "Ultimatum" nie brakuje efektownych wybuchów i szalonych scen pościgów po bardzo malowniczo filmującym się Berlinie, to nie one budują tu prawdziwe napięcie, które jest tu całkiem gęste. Znany z docenionych na międzynarodowych festiwalach filmowych "Kontrolerów" reżyser Nimród Antal sprawił, że przy całej typowo hollywoodzkiej otoczce "Ultimatum" jest w dużej mierze produkcją bardzo europejską, aktorską i stawiającą na emocje wypisane na ludzkiej twarzy. Tych tu nie brakuje, a co więcej casting jest tu naprawdę udany - szczególnie w przypadku młodych aktorów wcielających się w dzieci głównego bohatera. Lilly Aspell i Jack Champion naprawdę są godnymi partnerami we wspólnych scenach z filmowym ojcem. 

Powiedzmy sobie jednak szczerze, że tego filmu nie powinno się oglądać się dla zaskakującej fabuły, spektakularnych efektów specjalnych i lejącej się hektolitrami sztucznej krwi. Bo pod tym względem niczego przełomowego nie zobaczymy - pełno tu sprawdzonych mechanizmów i przewidywalnych tropów. Za to warto docenić, jak płynnie wchodzi się w tę opowieść i jak ona jednak wciąga. Nie powiem, żebym była początkowo szczególnie pozytywnie nastawiona do filmu o zamkniętym w samochodzie-pułapce panu z dwójką dzieci, coś budziło we mnie opór. A jednak Liam Neeson mnie prawie zahipnotyzował, dzięki czemu seans okazał się odpowiednio ekscytujący, choć kilka z dialogów należałoby przepisać, bo były tak sztampowe, że już bardziej się nie dało. A mimo to uważam, że to solidny produkt filmowy, który nie urąga ludzkiej inteligencji.

Dużą zaletą tej produkcji jest też to, że nie jest przeciągnięta. Chwalącemu się węgierskimi korzeniami Antalowi udało się zmieścić w 90 minutach, co jest w ostatnich czasach naprawdę niesamowitym dokonaniem, bo niemal każdy hollywoodzki film trwa minimum dwie godziny, a najczęściej metraż dochodzi w okolice 180 minut. I to jest coraz bardziej nieznośne - a piszę to z pozycji człowieka, który bez mrugnięcia okiem oglądał bollywoodzkie produkcje dla czystej zabawy. A przy "Ultimatum" można nawet poczuć pewien niedosyt, co jest miłą odmianą.

Zagraj to jeszcze raz Liam

Nie ma też co ukrywać: myk z kierowcą uwięzionym w aucie jest sprytny. Sam Liam Neeson w wywiadzie z "The Times" wyznał niedawno z rozbrajającą szczerością, że dziwi go to, że ciągle dostaje scenariusze filmów akcji mimo siedemdziesiątki na karku: "Dzwonię do swojego agenta i pytam: Czy oni wiedzą, ile ja mam lat?". Podkreślił: "Ludzie myślą, że robię własne sceny kaskaderskie, ale tak nie jest. Słuchajcie, suma dolarów jest bardzo zadowalająca. A ja się nie robię coraz młodszy".

Ewidentnie filmowcy szukają sposobów na to, jak można potencjał aktora jeszcze wykorzystać, bez zbytniego nadwyrężania fizycznych możliwości. Nie tak całkiem dawno Neeson zagrał przecież w filmie "Lodowy szlak" kierowcę tira, który dowodzi misji ratunkowej śpieszącej z pomocą uwięzionym górnikom. Myślę, że Liam byłby w stanie zagrać w szałowym filmie akcji nawet gdyby miał tylko rozmawiać przez telefon.

Bo on po pierwsze ma charyzmę, po drugie solidny warsztat aktorski, a po trzecie - kiedy mówi, że jeśli będziesz mu dalej bruździć, to cię znajdzie i zabije, to mu wierzysz bez najmniejszych zastrzeżeń. Bo pamiętasz, że posiada "specyficzne umiejętności, które nabył po latach treningu".

Seria filmów "Uprowadzona" z jednej strony dała Neesonowi to, co mógłby zdobyć, gdyby zdecydował się zagrać Jamesa Bonda (aktor zrezygnował, bo jego przyszła jeszcze wtedy żona mu powiedziała, że jeśli będzie się wcielać w agenta 007, to nie wezmą ślubu), a z drugiej wymościła mu bardzo atrakcyjną komercyjnie szufladę pełną ról nader męskich mężczyzn i twardzieli. On z niej czerpie pełnymi garściami, a jednak poza akcyjniakami doskonale radzi sobie w innych gatunkach i zdecydowanie stara się trzymać jakiś zawodowy balans. Ba, rola w "Ultimatum" wydaje się nawet takim kompromisem pomiędzy stawianiem sobie aktorskich wyzwań, a dostarczaniu widzom rozrywki.  

W 2023 roku przy okazji promocji filmu "Marlowe", w którym oczywiście zagrał główną rolę posępnego detektywa w wydaniu noir, udzielił wywiadu portalowi Yahoo.com. Wyjaśnił w nim, jak wybiera filmy, w których zagra: "Dramat zależy od słowa mówionego. Słowo mówione zależy od scenarzystów. Więc jeśli w trakcie czytania scenariusza mam odczucie, że jest bardzo dobrze napisany, wtedy jestem nim zainteresowany". Podkreślił:

Zawsze nazywam to swoim testem 'filiżanki herbaty'. Kiedy agent przysyła mi scenariusz, ja go czytam i przy piątej stronie myślę roztargniony, że muszę sobie zrobić herbaty - to nie jest dobry znak. Ale jeśli przejdę przez cały scenariusz i myślę podekscytowany: Muszę sobie zrobić herbaty! To znaczy 'tak', to bardzo dobry znak.
Wi�cej o: