Sofia i jej partner od lat starają się o adopcję. Popyt znacznie przewyższa jednak podaż. Gdy pewnego dnia kobieta dowiaduje się, że na lokalnym wysypisku śmieci znaleziono zwłoki niemowlęcia, coś w niej pęka. Wmawia sobie, że właśnie owo dziecko mogło trafić do niej. Sofia nadaje zwłokom - takiego terminu używają wobec trupa wszyscy inni - imię (Aurora) i rozpoczyna wyczerpującą batalię o umożliwienie przeprowadzenia godnego, chrześcijańskiego pochówku dziewczynki.
Najbardziej fascynujące w chilijskim obrazie jest to, że "Aurorę" oparto na faktach - filmowa Sofia naprawdę nazywała się Bernarda Gallardo i swą wielką bitwę stoczyła 16 lat temu. Od tego czasu niemal całkowicie poświęciła się tej nietypowej sprawie.
Pytanie brzmi: na ile szczytnej? Dramat Rodriga Sepulvedy emocjonalnie wciąga mocno i szybko, ale - mimo świetnej kreacji aktorskiej popularnej w Chile Amparo Noguery - zmusza w końcu do zadania sobie tego samego, kluczowego pytania, które zadają protagonistce wszyscy naokoło, kwestionując jej intencje i/lub zdrowe zmysły: "dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?". Jeżeli coraz bardziej znudzony widz nie potrafi na to pytanie odpowiedzieć, jest to niechybny znak, że twórcy polegli.