Już Sun Zi, autor „Sztuki wojny”, radził udawać słabość i pokojowe zamiary, gdy chce się niebawem uderzyć na przeciwnika. Jeśli rzeczywiście planuje się wojnę lub nowe operacje zaczepne, gdy ta już trwa, to się o tym zamiarze nie powiadamia wszystkich wokół z wyprzedzeniem ani nie demonstruje, gdzie, czym i jak chce się nacierać. I odwrotnie – realne deficyty potęgi najłatwiej maskować, groźnie pohukując i prężąc muskuły, czyli wysyłając sygnały, że jest się gotowym do konfrontacji. Zanim starożytny chiński mędrzec sformułował swe złote myśli, podobnie postępowały najdawniejsze plemiona – tworzyły rytuały mające złamać ducha walki u przeciwnika, zwłaszcza faktycznie silniejszego. Na przykład tańce, gesty, śpiewy i przyozdabianie ciała sugerujące siłę oraz pewność własnego zwycięstwa.

Takie strategie wciąż znajdują praktyczne zastosowanie w polityce międzynarodowej – i na wojnie. O blefie i szeroko zakrojonej dezinformacji powstały tony teoretycznych opracowań naukowych, studiów przypadków, raportów wywiadowczych i analiz eksperckich, pamiętnikowych zapisów polityków, generałów i doradców, tysiące artykułów publicystycznych. W wielu krajach uczy się o tym studentów na politologii, stosunkach międzynarodowych i naukach o bezpieczeństwie. Tłumacząc ten mechanizm, zdarli sobie gardła liczni komentatorzy telewizyjni i radiowi oraz (ostatnio) również youtuberzy. A ludzie wciąż dają się nabierać.

CAŁY TEKST W PAPIEROWYM WYDANIU DGP ORAZ W RAMACH SUBSKRYPCJI CYFROWEJ