O tym, że Donald Trump niezbyt przychylnie patrzy na kwoty, jakie na zbrojenia wydaje większość europejskich krajów, wiadomo było jeszcze, gdy sprawował on fotel prezydenta USA. Teraz jednak wyciekły pomysły, jakie na reformę NATO mają jego doradcy.

Ludzie Trumpa mają pomysł na NATO. Były szef BBN ostrzega

Do informacji o tym, jak mówi się o NATO w otoczeniu Donalda Trumpa, dotarli dziennikarze serwisu Politico, a ich ustalenia wydają się burzyć wizerunek Sojuszu, do którego się przyzwyczailiśmy. Coraz głośniej mówi się tam bowiem o wprowadzeniu w życie idei, którą jako pierwszy sformułował generał Keith Kellog, a chodzi o „dwupoziomowy system NATO”. Oznaczałby on, że musimy zapomnieć o tym, iż wszyscy sojusznicy są równi i w razie ataku tak samo mogą oczekiwać wsparcia od pozostałych członków NATO, gdyż USA bardziej przychylnym okiem patrzyłaby jedynie na te kraje, które na obronność wydają ponad 2 proc. PKB.

Reklama

Cytowani przez portal doradcy Trumpa wprost mówią, iż państwa, które nie wypełnią swych zobowiązań, „nie będą cieszyć się hojnością obronną i gwarancją bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych”. Jakby tego było mało, przytaczany jest mityczny wręcz art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, którego zapisy, w ocenie doradców Trumpa, wcale nie zobowiązują krajów, że w razie ataku na któreś z państw, wszystkie inne od razu muszą odpowiedzieć siłą militarną.

Docierające z USA tego typu zapowiedzi od doradców człowieka, który ma szansę powrócić na fotel prezydenta największego mocarstwa świata, niepokoją polskich ekspertów. W oczach byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, generała Stanisława Kozieja, tego typu zachowanie byłoby bezprecedensowe.

- Myślę, że to jest bardzo niefortunna koncepcja. Takie różnicowanie wydatków obronnych zawsze, przez całą historię NATO, występowało. W NATO obowiązuje odwieczna reguła, że państwa same decydują o poziomie swojego wysiłku obronnego, w tym o poziomie nakładów, o wielkości armii, uzbrojeniu. To są wyłączne kompetencje poszczególnych państw członkowskich i tu nie może być żadnej decyzji nadrzędnej, narzucającej jakieś obowiązki – mówi Forsalowi generał Koziej.

Pomruki Trumpa groźne dla Polski

Płynące zza oceanu groźby spotkały się z europejską odpowiedzią, a ustępujący ze stanowiska sekretarz generalny NATO, Jens Stoltenberg przypomniał, iż coraz więcej europejskich krajów wypełnia sojusznicze zobowiązania dotyczące wysokości wydatków na obronność. Dziś, spośród 31 członków Sojuszu wymogi te spełniają 23 państwa, a wśród nich od dawna jest również Polska. I chociaż doradcy byłego prezydenta oraz sam Donald Trump wielokrotnie dawali do zrozumienia, że jego pomysły na reformę NATO nie dotkną naszego kraju, specjaliści widzą pewne zagrożenia także dla nas.

- Takie rozmontowanie solidarności sojuszniczej byłoby dla Polski zagrożeniem, bo by osłabiło spójność sojuszniczą. Zamiast szukania wspólnoty i działania razem, zaczęłyby dominować rozsadzające NATO od środka różne spory, tendencje dezintegracyjne. To byłoby szkodliwe, chociaż bezpośrednio, z tego co mówią doradcy Trumpa, Polski miałoby to nie dotyczyć. Ale to płonna dla nas pociecha, jeżeli instrument, który jest dla Polski ważny, czyli Sojusz, miałby być osłabiony – mówi generał Stanisław Koziej.

Europa nie zapłaci, to zostanie na lodzie?

Wygrana Trumpa i wcielenie w życie tych pomysłów oznaczałoby dla NATO prawdziwą rewolucję, choć patrząc z amerykańskiego punktu widzenia, trudno nie przyznać naszemu największemu sojusznikowi pewnych racji. USA bowiem wydają na obronę 3,5 proc. własnego PKB, co stanowi aż 68 proc. wydatków obronnych wszystkich państw NATO. Dlatego też również z Polski płyną sygnały, że europejskie kraje, które dziś czują się bezpiecznie i nie chcą płacić więcej na wojsko, powinny się zastanowić, gdyż kiedyś sytuacja może się odwrócić, a jeśli nie będzie obowiązywała zasada solidarności, one też mogą zostać na lodzie.

- Dążenie do tego jest jak najbardziej zasadne. Dyskusje na forum NATO, przekonywanie argumentami merytorycznymi i strategicznymi o konieczności zwiększenia wydatków obronnych w Europie przez wszystkie państwa, a nie tylko te bardziej zagrożone, jak my i państwa bałtyckie. Te wydatki powinny być jednak rozłożone na całą wspólnotę, jeśli ten Sojusz ma być skutecznym i wiarygodnym elementem bezpieczeństwa członków - apeluje generał Koziej.