Jak można zrozumieć z wypowiedzi polityków rządzącej koalicji - m.in. premiera Donalda Tuska i wicepremiera ministra obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza - wzmacnianie granicy ma mieć dwa filary. Pierwszy ma dotyczyć jej zabezpieczenia przed nielegalną migracją. W to wejdzie m.in. poprawa płotu na granicy przy pomocy wzdłużnych belek, tak by nie można przęseł wygiąć lewarkiem, wieże obserwacyjne, które mają mieć 70 m wysokości i wzmocnienie perymetrii, czyli elektronicznego nadzoru nad granicą przy pomocy m.in. kamer różnego rodzaju – np. termowizji. O tych planach można już było z ust przedstawicieli rządu usłyszeć 20 marca na połączonym posiedzenie sejmowych komisji obrony narodowej i spraw wewnętrznych. Ale wówczas jeszcze program nie miał tak nośnej nazwy „Tarcza Wschód”.

Żelbetonowe jeże

Drugą warstwą ma być zabezpieczenie przed napaścią regularnego wojska z Rosji. W tym wypadku chodzi o inżynieryjne przygotowanie terenu. Z jednej strony mogą być to przeszkody naturalne jak lasy czy bagna, z drugiej sztuczne jak choćby rowy przeciwczołgowe, okopy dla piechoty czy bunkry.

Reklama

Jak tłumaczą urzędnicy resortu obrony, chodzi też o „gromadzenie sprzętu fortyfikacyjnego różnego rodzaju, żelbetonowe jeże i palisady przy wykorzystaniu nowych technologii czy przygotowanie jednostek samorządu terytorialnego. Budowa fortyfikacji będzie również obejmować pełen monitoring, a także rozwinięcie infrastruktury na potrzeby systemów antydronowych i rozpoznawczych”.

Co z minami przeciwpiechotnymi

Tutaj ciekawym wątkiem są miny przeciwpiechotne, których Polska jako sygnatariusz Traktatu Ottawskiego, zdecydowała się nie używać. Teraz Michał Dworczyk, były wiceminister obrony, który mocno zaangażował się w pomoc dla Ukrainy, rozpoczął kampanię, której celem jest nasze wyjście z tej konwencji. Wyjście to jedno, fakt że w ciągu ostatnich 12 lat sami pozbawiliśmy się zapasu min po prostu je niszcząc, to drugie. A doświadczenia z wojny na Ukrainie, zarówno po stronie obrońców, jak i po stronie agresorów jasno wskazują, że miny przeciwpiechotne to stosunkowo tani i skuteczny środek na powstrzymanie przeciwnika.

Na pewno warto o tym rozmawiać, ale biorąc pod uwagę, że ten traktat respektują wszyscy członkowie Sojuszu Północnoatlantyckiego poza USA, które robią to wszędzie poza półwyspem koreańskim, nasze wyjście z tej konwencji nie wydaje się rychłe.

Międzyresortowy Zespół ds. „Tarczy Wschód”

Problemów z „fortyfikacjami” będzie dużo, a podstawowym będzie brak odpowiedniej ustawy. Dziś pola należące do prywatnych osób często podchodzą praktycznie pod samą granicę, a my jako państwo nie odpowiedzieliśmy sobie na pytanie, w jaki sposób w takich miejscach budować fortyfikacje, na jakich zasadach je przejmować czy jak wypłacać rekompensaty. Z podobnym problemem mierzyli się także Ukraińcy, ale oni musieli go w przyśpieszonym tempie rozwiązać. Za to Rosjanie na terenach przez siebie okupowanych takimi „drobnostkami” się nie przejmowali, po prostu budowali gdzie uznali to za stosowne, nie patrząc na to, kto jest właścicielem.

W trakcie debat w sejmie wicepremier minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział, że nowe regulacje zostaną przygotowane. Zacytuję tutaj znów urzędników resortu obrony: „Opracowaniem Narodowego Planu Obronności i Odstraszania „Tarcza Wschód” zajmuje się Międzyresortowy Zespół składający się z przedstawicieli ministerstw: MON, MSWiA, MAP, MI, MKiŚ i będzie on realizowany na mocy uchwały Rady Ministrów o Narodowym Programie Obrony i Odstraszania na lata 2024–2028”. To zapewne ten zespół będzie odpowiedzialny za przygotowanie odpowiedniego projektu ustawy.

Tarcza z tarczą czy na tarczy?

Jeśli chodzi więc o „Tarczę Wschód” mamy w mojej ocenie całkiem dobrą nazwę, którą teraz rządzący będą wypełniać treścią. Do tego programu trafi część działań już wcześniej zapowiadanych – głównie związanych z powstrzymywaniem migracji i część zupełnie nowych – związanych z inżynieryjnym przygotowanie terenu. Na razie trudno wyrokować, na ile ten program faktycznie zostanie wdrożony w życie. W mojej ocenie będzie to zależeć od tego czy któryś z polityków – minister obrony Władysław Kosiniak – Kamysz, minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak czy może sam premier Donald Tusk uzna, że to „jego” program i będzie cisnął, by był realizowany.

Bez tego sprawa może się rozmyć - inny program Tuska dotyczący obronności – „Polskie Kły” okazał się świetnym piarowym chwytem, który jednak do poprawy naszych zdolności do obrony szczególnie się nie przyczynił.

Ale to był rok 2013. Teraz mamy 2024 r. i wojna na Ukrainie trwa już od ponad dwóch lat, a powagę sytuacji dostrzegają przedstawiciele wszystkich sił politycznych. Dlatego można mieć nadzieję, że tym razem program z fajną nazwą nie będzie tylko uśmiechniętym, piarowym chwytem.