W sobotni poranek w Planicy trudno było oczekiwać wyrównanej rywalizacji polskich skoczków ze światową czołówką. Konkurs drużynowy wymaga, żeby mieć mocny, ale przede wszystkim stabilny zespół. Trzech zawodników w trakcie weekendu pokazywało, że stać ich na dalekie loty. Niestety, niemal od początku rywalizacji na mamutach w tym sezonie nic zbliżonego do poziomu Kamila Stocha, Piotra Żyły, czy Aleksandra Zniszczoła nie pokazywał Dawid Kubacki.
Po dwóch grupach rywalizacji w pierwszej serii i lotach Żyły na 216,5 metra, a także Stocha na 222 metry, Polacy byli na drugim miejscu, tylko 1,8 punktu za Austriakami. W trzeciej skakał Kubacki i jego 189,5 metra odebrało zespołowi trenera Thomasa Thurnbichlera szanse na walkę o podium. Startujący jako ostatni Aleksander Zniszczoł uzyskał 224,5 metra i był najlepszym z Polaków, ale uzbierane 735,5 punktu starczyło do zajęcia piątego miejsca po pierwszej serii. Drugą odwołano ze względu na silny wiatr.
Klasyfikacja konkursu pokazana w transmisji telewizyjnej po dwóch grupach pierwszej serii była pięknym, ale niestety bardzo mylącym obrazkiem. Polacy przekonali się o tym w brutalny sposób. Szkoda, bo do podium zabrakło im 35,1 punktu - czyli nieco ponad 29 metrów. Do podium wystarczyłby skok Kubackiego w okolice 220 metrów. Do tego potrzeba byłoby jednak jakiejkolwiek stabilności w lotach u najlepszego Polaka zeszłego sezonu PŚ. Tej jednak nie da się zyskać ot tak, więc takiego jego wyniku można było się spodziewać.
- Zawodnicy poza Dawidem byli stabilni, on nie. I tyle. Żeby walczyć o podium, potrzebowalibyśmy czterech zawodników z naprawdę świetnymi wynikami. Dawid walczy o nie bardzo, ale myślę, że to może być też jego problemem. Zbyt duża kontrola nad tym, co robi, powoduje, że później nie ma efektywności, brakuje energii w powietrzu. Stara się, ale nie idzie - mówi trener Thomas Thurnbichler.
- Bardzo pozytywne jest dla mnie to, co robi tu Kamil Stoch, dobrze sobie radzi. Piotrek Żyła jest gdzieś pośrodku swojej dyspozycji w ten weekend: skacze słabiej niż w czwartek, gdy latał najdalej, ale lepiej od tego, co prezentował w piątek, gdy był po prostu solidny. Dobry skok oddał też Olek - opisuje skoki reszty swoich zawodników szkoleniowiec Polaków.
- Dzisiaj te skoki były fajne. Wprowadziłem małą korektę na najeździe i czułem, że z tego mogę atakować - wskazuje Aleksander Zniszczoł, który gdyby liczyły się wyniki indywidualne sobotnich zawodów, zająłby piąte miejsce. - Szkoda, że nie byliśmy w grze o podium, ale każdy z nas włożył sporo w te skoki. Była walka i to było najważniejsze. Sezon mamy, jaki mamy i to piąte miejsce w takich okolicznościach chyba możemy przyjąć - twierdzi skoczek.
- Starałem się mniej kontrolować, praktycznie w ogóle, tak, żeby ten skok wyszedł od serca. To nie był może idealny skok, ale był na tyle solidny, dobry i miałem tyle prędkości w locie, że dało się odlecieć trochę - ocenia Kamil Stoch. - To miejsce sprawia, że człowiek czuje się inaczej. Sama skocznia, atmosfera, która tu panuje i może taki piknikowy weekend, nie mówiąc o podejściu, a klimacie, sprawia, że nakładamy na siebie mniej presji, a jest więcej chęci polatania - dodaje skoczek. I śmieje się, że w drugiej, odwołanej serii "to by dopiero odleciał".
Teraz przed polskimi skoczkami jedna z najprzyjemniejszych chwil sezonu: tzw. Team Area Party. To impreza przy budkach, w których zawodnicy przebierają się i trzymają sprzęt, na której poszczególne drużyny wystawiają swoje stoiska i mogą wspólnie świętować koniec sezonu. U Polaków stoiskiem w dużej mierze zajmie się Aleksander Zniszczoł, którego pasją jest grillowanie. - Grill rozgrzany do czerwoności, jedzenie się szykuje i idę robić. Czy coś specjalnego? Jak w zeszłym roku: dużo dobrego mięsa, bigos i pyszne ciasta - zdradza.
- Dzisiaj jest dzień dla tego zespołu. Pracujemy cały sezon z zaangażowaniem i poświęcamy wiele energii. Dlatego teraz chodzi głównie o zebranie się z całą rodziną świata skoków i trochę luzu, świętowania. Jasne, że nie mamy czego, znamy wyniki i to nie była udana zima, ale każdy ją przepracował i po tak wymagającym okresie należy się trochę czasu na relaks, spotkanie ze znajomymi i wspólnych celebracji. To plan na dziś. Potem szybko położymy się do łóżek i wyśpimy, żeby być gotowym na ostatni konkurs sezonu w niedzielę - zapewnia Thomas Thurnbichler.
Ostatnie zawody indywidualne sezonu zaplanowano na niedzielę o godzinie 9:30. Zostaną poprzedzone serią próbną rozgrywaną godzinę wcześniej. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.