Kto� zn�w zepsu� skoki. "Wyj�tkowo tch�rzliwy cz�owiek". Wielki zaw�d w Lake Placid

Ryoyu Kobayashi pofrun�� pi�knie na 136 metr�w, do ko�ca pierwszej serii zosta�o jeszcze sze�ciu skoczk�w i to by� koniec zabawy w Lake Placid. - Nie rozumiem - denerwuje si� Kazimierz D�ugopolski, do�wiadczony trener i s�dzia skok�w.

To był pierwszy konkurs Pucharu Świata w skokach w USA od 19 lat. W 2004 roku najlepsi rywalizowali w Park City, teraz zawitali do Lake Placid. Na trybunach pojawiło się kilka tysięcy kibic�w, głównie Polaków. Zawody były ciekawe. Ale tylko przez jakiś czas. Nagle nastąpił jeden wielki zawód.

Zobacz wideo Alarm w polskiej kadrze skoczków? "Nie wszystko jest na miejscu"

W pierwszej serii świetnym skokiem popisał się Ryoyu Kobayashi. Mistrz olimpijski miał słabą pierwszą część sezonu, ale w drugiej jego forma wyraźnie rośnie. Japończyk raczej nikogo specjalnie nie zaskoczył tym, że wykorzystał dobre warunki i poleciał aż na 136. metr. "Aż", bo skocznia duża w Lake Placid nie jest wielka, jej rozmiar to 128 metrów. A kiedy ktoś skacze poza HS, to jury zastanawia się czy aby nie trzeba zadbać o bezpieczeństwo następnych.

Jury umie obniżyć. A podnieść?

Jury zadbało, obniżyło belkę. I - niestety - już nie zdecydowało się jej podnieść, mimo że wszyscy skoczkowie najwyżej sklasyfikowani w Pucharze Świata, po prostu najlepsi, męczyli się, zamiast walczyć o pokonanie prowadzącego Ryoyu.

Kobayashi skakał jako 44. zawodnik pierwszej serii. Prześledźmy, jak po nim poradzili sobie wszyscy pozostali.

  • 45. Fettner - miejsce 34.
  • 46. Żyła - miejsce 17.
  • 47. Kraft - miejsce 19.
  • 48. Lanisek - miejsce 16.
  • 49. Kubacki - miejsce 10.
  • 50. Granerud - miejsce 6.

- Oglądam skoki od lat, widziałem tysiące konkursów i nie rozumiem, dlaczego jury czasami reaguje aż tak nerwowo. Niestety, w Lake Placid delegatem technicznym najwidoczniej jest jakiś wyjątkowo tchórzliwy człowiek - mówi w rozmowie ze Sport.pl Kazimierz Długopolski, kiedyś skoczek i dwuboista, olimpijczyk m.in. z Lake Placid (1980 rok), a następnie trener i wybitny sędzia międzynarodowy.

W roli delegata technicznego w Lake Placid występuje Czech Ivo Greger. - To delegat techniczny o wszystkim decyduje. Jury podąża za nim - mówi Długopolski. - Oczywiście wiemy, że po zawodach w Willingen na jury spadła lawina krytyki za skoki zbyt dalekie, niebezpieczne. I chociaż jury nie jest stałe, chociaż zmienia się w każdej kolejnej lokalizacji Pucharu Świata, to jednak ludzie pracujący teraz w USA dobrze wiedzą, jak oceniani byli ich koledzy, którzy pracowali tydzień temu w Niemczech. Sam bywałem w jury i wiem, że to jest niewdzięczna, niełatwa praca, ale i tak nie rozumiem takiej sytuacji, że ktoś łatwo psuje widzom konkurs i zabiera zawodnikom szanse - dodaje Długopolski.

Co zdaniem eksperta mogło i powinno zrobić jury? - Oczywiście Ryoyu Kobayashi skoczył bardzo daleko, ale przecież on jest w bardzo dobrej, zwyżkującej formie, do tego miał bardzo korzystne warunki. Nie ma obowiązku obniżenia belki po takim skoku. A robienie tego, zwłaszcza w momencie, w którym warunki wietrzne się pogarszają, może się okazać taką szkodą dla konkursu, jak tym razem - mówi.

Długopolski uważa, że przede wszystkim belka po świetnym skoku Kobayashiego mogła zostać na miejscu, a jeśli już ją obniżono, to widząc problemy kolejnych świetnych skoczków, jury mogło ponownie ją podnieść.

Habdas skrzywdzony. I mistrz świata juniorów

- W Lake Placid jury od początku podchodzi do sprawy bardzo bojaźliwie. Już w kwalifikacjach mnie to denerwowało. Tomek Pilch skoczył daleko i od razu belka poszła w dół. A dlaczego? Przecież jemu jeszcze sporo brakowało do HS-u [skoczył 124,5 m, a HS to 128 m], to w żadnym wypadku nie był skok niebezpieczny. I zaraz po Tomku wiatr ucichł, przez co następnych zawodników wycięło - podkreśla Długopolski.

Prześledźmy to. Następny po Pilchu (nr 19) był Jan Habdas (nr 20). I po obniżeniu belki o dwie pozycje przepadł w kwalifikacjach. Tak samo stało się ze startującymi z numerami 21 oraz 22 Erikiem Belshawem i mistrzem świata juniorów Vilho Palaosaari. Nasz brązowy medalista MŚ juniorów dostał tylko -0,6 pkt za wiatr, Amerykanin miał nawet +1,4 pkt, a Fin: -0,2 pkt. Każdy z nich, jadąc z obniżonej belki po dobrym skoku Pilcha, miał warunki wyraźnie gorsze niż Pilch, który skorzystał z dłuższego najazdu. Pilchowi odjęto za wiatr -3,1 pkt.

- Naprawdę z reguły jestem dla jury wyrozumiały, bo znam specyfikę tej pracy. Ale tak oczywiste błędy, jak te w Lake Placid po prostu mnie denerwują - podsumowuje Długopolski.

Kobayashi puszczony na stracenie

A najlepszym podsumowaniem pracy jury jest chyba ostatni skok całego konkursu. Ryoyu Kobayashi miał po pierwszej serii dużą przewagę nad całą resztą - 7 pkt nad Hayboeckiem, 7,4 pkt nad Zajcem, 8,2 pkt nad Tschofenigiem i 8,6 pkt nad Wellingerem. Tymczasem piąty na półmetku Niemiec wygrał zawody, wyprzedzając Kobayashiego o 8,5 pkt. To dlatego, że startujący skoczków Borek Sedlak włączył Japończykowi zielone światło, mimo że miał on bardzo złe warunki. Ryoyu doleciał tylko do 114. metra i na nic mu +5,6 pkt za wiatr w plecy. Wellingerowi za korzystne podmuchy odjęto 2,5 pkt, ale co z tego, skoro uzyskał 125,5 m i pewnie wygrał.

To była sytuacja podobna do tej z Zakopanego, gdy po pierwszej serii prowadził Dawid Kubacki, a w drugiej Sedlak puścił go w najgorszych warunkach. I wtedy Polak też skończył na drugim miejscu, za Granerudem.

Wi�cej o: