Aleksander Śliwka kończy ostatnią akcję tie-breaka w emocjonującym meczu z Amerykanami, polscy siatkarze rzucają się sobie w objęcia, by wspólnie celebrować upragniony awans do półfinału mistrzostw świata, a za chwilę ustawiają się do tradycyjnego zdjęcia zwycięzców. Ono jest zawsze okazją do przekazania bez słów jakiejś wiadomości i biało-czerwoni często z tego korzystają. Tym razem w centrum zainteresowania znalazł się jeden z nich - Bartosz Kwolek.
W przerwie między meczem 1/8 fina�u a ćwierćfinałem przyjmujący został ojcem. Koledzy z reprezentacji w czwartkowe wieczór na tę okoliczność zadbali nawet o małe rekwizyty. Każdy z nich pozuje bowiem ze smoczkiem w ustach, a większość dodatkowo pokazuje rękami charakterystyczny gest kołyski. Kwolek, jako główny bohater, znajduje się w centrum. Kadrowicze jeszcze przed meczem nawiązali do tego. Na poprzedzającym mecz z USA treningu również wykonali wspomnianą kołyskę.
25-letni przyjmujący ostatnio na brak wrażeń narzekać nie może. Ma za sobą szaloną dobę, podczas której pojechał z Katowic do Warszawy, by uczestniczyć w porodzie, a następnie wrócić na Śląsk i wziąć udział w ćwierćfinale z Amerykanami.
- W jeden dzień tak naprawdę to wszystko zrobiłem. Wyjechałem we wtorek, a w środę wróciłem - relacjonuje świeżo upieczony tata.
Większość emocjonującego spotkania w Arenie Gliwice obejrzał z ławki rezerwowych, a w czwartym secie pojawił się na chwilę na parkiecie. Biało-czerwoni roztrwonili przewagę dwóch setów, by ostatecznie wygrać po tie-breaku 15:12. Jeden z dziennikarzy spytał Kwolka, czy większy stres czuł podczas tego pojedynku, czy też na sali porodowej.
- Stres? Tutaj nie ma stresu. Tam był duży. Udało mi się nie zemdleć - podkreśla z charakterystycznym dla siebie spokojem zawodnik.
O tym, że w tym roku powiększy się rodzina jego i Mai Klich (siostry piłkarza reprezentacji Polski i Leeds United Mateusza), poinformował w marcu. W rozmowie ze Sport.pl sprzed mistrzostw świata zaznaczył, że termin porodu wyznaczono na czas po turnieju, ale w praktyce los nieraz płata figla w takich sprawach. Tak też było w tym przypadku.
Historia Kwolka jest pewnym nawiązaniem do sytuacji z 2006 roku. Wówczas biało-czerwoni brali udział w mundialu w Japonii, a w trakcie ćwierćfinału w Polsce na świat przyszedł syn Micha�a Winiarskiego. Czekająca od wielu lat na sukces na arenie międzynarodowej drużyna narodowa wywalczyła wtedy srebrny medal. Przyjmujący Aluronu CMC Warty Zawiercie, rozmawiając kilka dni temu z dziennikarzami w Katowicach, żartobliwie wspominał, iż liczy, że jeśli jego syn pojawi się na świecie w trakcie czempionatu, to także przyniesie szczęście kadrze.
- Oby teraz było lepiej, niech mój syn urodzi się na złoto - rzucił wtedy z uśmiechem.
W czwartkowy wieczór, po przypomnieniu tej sytuacji, był już bardziej stonowany. - Oby był medal, ale nie chcę niczego krakać. To, że akurat urodził mi się syn w tym momencie, jest po prostu zbiegiem okoliczności. Ja się bardzo cieszę. Miło ze strony chłopaków, że cieszą się razem ze mną - dodaje Kwolek.
Choć ostatnio w dużym stopniu absorbowały go wydarzenia życia z prywatnego, to obserwował też uważnie to, co działo się w Arenie Gliwice podczas pełnego zwrotów akcji pojedynku z rywalami ze Stanów Zjednoczonych.
- Trzeba im pogratulować, że podnieśli się ze stanu 0:2. Przed tie-breakiem to oni mieli przewagę mentalną. Po wygraniu dwóch setów byli nakręceni, a my trochę zgaśliśmy. Udało nam się jednak odbudować. Pamiętam nasz półfinał MŚ z 2018 roku. Wyglądał bardzo podobnie, tylko rywalizacja była szczebel wyżej. Znów była dramaturgia i 3:2, ale najważniejsze, że wygrywamy - podkreśla.
Ostatnio między poszczególnymi etapami zmagań Polacy mieli nietypowe jak na formułę turniejową kilkudniowe przerwy. Teraz wracają do znanego dobrze systemu i półfinał z Brazyli� rozegrają już w sobotę.
- Może dobrze, że nie będzie znowu długiej przerwy między meczami. Mamy teraz dzień wolnego i wydaje mi się, że to wystarczy, by mieć ciągłość grania. Trzeba zagrać i wygrać jeszcze te dwa mecze, a wtedy możemy się cieszyć - podsumowuje Kwolek.
Półfinał z "Canarinhos" w katowickim Spodku rozpocznie się o godz. 18. W drugiej parze zmierzą się współgospodarze turnieju Słoweńcy z Włochami.