Liverpool przeżywa ostatnio trudny okres. Dopiero co dostał tęgie baty w Lidze Europy od Atalanty Bergamo (przegrał w ćwierćfinale u siebie 0:3), a już zanotował kolejną druzgocącą porażkę. W niedzielę podejmował na Anfield dopiero 14. w tabeli Crystal Palace. Nie dość, że przegrał, to jeszcze mocno skomplikował sytuację w walce o tytuł mistrza Anglii. Tak złego scenariusza chyba nikt nie zakładał.
Mecz rozpoczął się dla gospodarzy koszmarnie. Już w pierwszej minucie sygnał ostrzegawczy wysłał Eberechi Eze. Zdołał wejść z piłką w pole karne i oddać strzał z dogodnej pozycji, ale spokojnie interweniował Alisson. Wystarczył niecały kwadrans, a ten sam napastnik ponownie stanął przed świetną szansą i już jej nie zmarnował. Pod końcową linię z futbolówką zabrał się Tyrick Mitchel, dośrodkował po ziemi, między nogami Konate, a zupełnie niepilnowany Eze strzelił bez przyjęcia. Trafił idealnie tuż obok bramkarza i strzelił gola na 1:0.
Jakby tego było mało, po kilku minutach mogło być już 0:2. Z szybkim kontratakiem ruszył Jean-Phillippe Mateta, znalazł się sam na sam z bramkarzem, przelobował go, ale w ostatniej chwili pi�k� wślizgiem z linii bramkowej wybił Andrew Robertson. Liverpool jeszcze przed przerwą dwa razy mógł odpowiedzieć za sprawą Luisa Diaza. Najpierw Kolumbijczyk znakomicie odnalazł się po zamieszaniu przy rzucie rożnym Robertsona, ale trafił w poprzeczkę. Później zaś uderzał z powietrza z ostrego kąta, ale zatrzymał go bramkarz Crystal Palace, Dean Henderson.
Po zmianie stron gracze Juergena Kloppa nadal ambitnie szukali wyrównania. W 55. minucie ponownie zagotowało się po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Robertsona. Do strzału doszedł Darwin Nunez i znów kapitalnie w bramce ustawił się Henderson. 20 minut przed końcem Szoboszlai wyłożył piłkę w polu karnym do Diogo Joty, a ten uderzał na pustą bramkę. Strzał zablokował jednak obrońca Nathaniel Clyne i wynik pozostawał bez zmian.
W samej końcówce Henderson popisał się kolejną skuteczną interwencja przy strzale Eliotta, a w doliczonym czasie gry z bliskiej odległości spudłował Mohamed Salah i tym sposobem Liverpoolowi nie udało się zdobyć choćby jednego punktu.
Wpadka Liverpoolu może okazać się decydująca w kontekście walki o mistrzostwo Anglii. Przed tą kolejką ekipa ta zajmowała pozycję wicelidera Premier League i miała tyle samo punktów co liderujący Arsenal. W sobotę wyprzedził ją Manchester City po zwycięstwie 5:1 nad Luton i ma dwa punkty przewagi. Z kolei na trzy punkty ma szanse odskoczyć Arsenal, pod warunkiem że pokona w niedzielę Aston Villę. Do końca sezonu pozostaje zaś sześć kolejek.