Mecz im. Michniewicza. Ale na t� pozycj� trzeba szuka� innego pi�karza. Jego ulubieniec zawi�d�

Dawid Szymczak
To by� mecz im. Czes�awa Michniewicza. Dostali�my ubo�sz� wersj� tego, co b�dzie w Katarze: wi�cej walki ni� gry w pi�k�, wi�cej wybijanki ni� rozgrywania, kilka prostych akcji, troch� sp�nie� w defensywie, raptem 34 proc. posiadania pi�ki i gol Krzystofa Pi�tka po rzucie ro�nym. Co wa�ne - zwyci�ski, na 1:0. Na mistrzostwach pomys� b�dzie podobny, tylko wykonawcy nieco lepsi.

Czesław Michniewicz nigdy nie zadeklarował - jak to robili niektórzy z jego poprzedników na stanowisku selekcjonera - że kto nie gra regularnie w klubie, ten nie ma miejsca w reprezentacji. Powtarzał za to, że reprezentacji Polski po prostu nie stać na to, by odrzucić niegrającego przez miesiąc Kamila Glika, Jana Bednarka z raptem 87 minutami rozegranymi po wypożyczeniu do Aston Villi, Szymona Żurkowskiego - piątego środkowego pomocnika we Fiorentinie, Grzegorza Krychowiaka, którego liga arabska została zatrzymana miesiąc temu, by selekcjoner naszego grupowego rywala mógł komfortowo przygotować piłkarzy do mundialu, ani Karola Świderskiego trenującego ostatnio z Jagiellonią Białystok po zakończeniu sezonu w Stanach Zjednoczonych.

Zobacz wideo

Dla nich sparing z Chile, rozgrywany dzień przed wylotem do Kataru, jednocześnie był szansą na zebranie brakujących minut i testem czy przy takich brakach będą pomocni podczas mistrzostw. Obok siebie mieli zawodników grających regularnie - Jakuba Kiwiora, Roberta Gumnego, Sebastiana Szymańskiego, Przemysława Frankowskiego i Arkadiusza Milika, więc łatwo było o porównania. 

Ulubieniec Czesława Michniewicza zawiódł. Widać, że nie gra regularnie

Najgorzej brak gry zrobił Żurkowskiemu, który schodząc na przerwę meczu z Chile, miał więcej rozegranych minut (46) niż w całym sezonie Serie A (30). Jemu akurat najgorzej wychodziło maskowanie niedostatków wynikających z rzadkiego pojawiania się na boisku. Odskakiwała mu piłka zarówno, gdy próbował ją przyjmować, jak i podczas prowadzenia. Podejmował złe decyzje, nie potrafił zrozumieć się z wybiegającymi na wolne pole napastnikami - podawał im za wcześnie lub za późno, bardzo rzadko w punkt. Chwilami sprawiał wrażenie zaskoczonego obecnością przeciwnika, który atakował zza jego pleców i przejmował piłkę. A że Żurkowski gra na środku pomocy, to każdy techniczny błąd jeszcze wyraźniej rzucał się w oczy. I nie da się go usprawiedliwić fatalnym stanem murawy, bo kilka metrów obok niego piłkę pieścił Alexis Sanchez

Piłkarz Fiorentiny jest faworytem Michniewicza nie przez techniczny kunszt, a kondycję maratończyka, agresję i zaangażowanie. Tym wszystkim próbował nadrobić techniczne braki także w tym meczu, jednak do zamaskowania było za dużo. W końcu i on wściekał się sam na siebie, gdy w dobrze zapowiadającej się kontrze, niecelnie odgrywał piłkę do Jakuba Kami�skiego. To skrzydłowy Wolfsburga napędził ją dynamicznym dryblingiem, a on zniweczył jego trud w prostej sytuacji. Generalnie jednak toporna gra Polski wynikała z jego postawy, ale też kolegów wokół niego. To oczywistość, ale bez Piotra Zieli�skiego, Roberta Lewandowskiego, Nicoli Zalewskiego, nie ma komu rozegrać piłki i spokojnie się nią zaopiekować na połowie rywala. Pozostałych piłka parzy - przyjmują ją zestresowani, oddają jak najszybciej, często niedokładnie. Stąd to uderzające 34 proc. posiadania piłki przeciwko rywalowi, dla którego ten mecz był jedynie elementem wycieczki do Europy. Chile na mundial się nie wybiera, choć w pierwszej połowie wyglądało na tle Polaków, jakby w Katarze miało spokojnie wywalczyć ćwierćfinał. 

Ktokolwiek jest zaskoczony? Nie był to pierwszy taki mecz reprezentacji Polski, a już powołania Michniewicz podpowiadały, na jaką grę się nastawiamy. Jeśli o jedno miejsce walczył piłkarz bardziej techniczny z zawodnikiem mocnym fizycznie, selekcjoner skłaniał się ku temu drugiemu. Dlatego Jędrzejczyk zamiast Dawidowicza, Żurkowski zamiast Klicha, Damian Szymański zamiast Kacpra Kozłowskiego. W Katarze będzie podobnie jak przy Łazienkowskiej - zaangażowanie, dużo biegania, walki z rywalami, taktycznej odpowiedzialności: ze skracaniem pola gry co do metra i z utrzymywaniem odpowiednich odległości między formacjami. Kilka kontrataków i poszukiwanie gola ze stałych fragmentów gry. Oby równie udane. Nie zobaczymy za to wielkiej piłki z Meksykiem, może nieco więcej pogramy z Arabią Saudyjską. I oby wyniki były takie, że mecz z Argentyną nie będzie decydujący ani - tym bardziej - o honor.

Mecz im. Czesława Michniewicza. Wskazówka przed Katarem

To naturalne, że wgapiając się w zniszczoną murawę stadionu Legii, oczyma wyobraźni widzieliśmy już wypielęgnowane katarskie trawniki i próbowaliśmy sobie zwizualizować, czy z taką grą uda nam się wygrać, czy dany piłkarz podoła, co może być atutem, a co potencjalną miną. I selekcjoner, stojący cały mecz tuż przy linii, stawiał sobie podobne pytania. Może być zadowolony ze zwycięstwa. To był mecz, jakich prowadzone przez niego drużyny rozegrały już wiele. On lubi brzydko wygrywać, a na mistrzostwach nikt nie pogardzi nawet szkaradnym zwycięstwem. Tak samo rozegrany mecz z Meksykiem, jak z Chile, będzie najpiękniejszy. Wszyscy chętnie zawyją, jak po ostatnim gwizdku w Warszawie - że to Polska wygrała mecz.

Odchodząc jednak od wyniku - Michniewicz będzie zadowolony, że mimo tak przytłaczającej przewagi w posiadaniu piłki, rywale nie stworzyli wielu dobrych okazji bramkowych. Że jego piłkarzom udawało się przetrzymywać najtrudniejsze chwile - na początku meczu i tuż po przerwie - bez straty bramki. Czasem dzięki ofiarnym interwencjom w ostatnich chwili, czasem dzięki Łukaszowi Skorupskiemu, a niekiedy po prostu dzięki szczęściu. W końcu jednak Polakom za każdym razem udawało się uczynić ten mecz nudnym. Rywal miał piłkę, ale oni mieli względny spokój, a na boisku nie działo się nic ciekawego. Zyskał na pewno Krystian Bielik, który nie zagrał ani minuty. To skutek słabej gry Żurkowskiego.

Z meczów sparingowych trudno wróżyć i wyciągać daleko idące wnioski, ale akurat ten z Chile wydaje się być adekwatną wskazówką przed mundialem. Zresztą, trudno mieć coś przeciwko. To był mecz im. Czesława Michniewicza - wycierpiany, z wciśniętym golem w końcówce. Co najważniejsze - golem zwycięskim.

Wi�cej o: