Aż 22 lata czekali polscy hokeiści, by znów zagrać w mistrzostwach świata elity. Biało-Czerwoni mieli bardzo trudny początek tegorocznych MŚ, bo w pierwszym spotkaniu zmierzyli się z rewelacją ubiegłorocznych rozgrywek, brązowymi medalistami - Łotyszami. Polacy zaprezentowali się jednak z bardzo dobrej strony i przegrali dopiero po dogrywce 4:5.
Polacy w drugim spotkaniu zmierzyli się w Ostrawie z jeszcze lepszym rywalem - aż jedenastokrotnymi mistrzami świata - Szwedami. Skandynawowie z drugiej jednak strony w czterech ostatnich turniejach MŚ nie zdobyli medalu! Od 2019 roku zajmowali odpowiednio: 5., 9. i dwa razy 6. miejsce. Teraz mając zespół, w którym gra aż 18 zawodników z ligi NHL liczą na zdecydowanie więcej!
Biało-Czerwoni do niedzielnego meczu ze Szwecją przystąpili bez kontuzjowanego Bartosza Ciury, który złamał palca u ręki w starciu z Łotwą i będzie musiał mieć operację. Słowacki trener Polaków - Robert Kalaber dał też odpocząć podstawowemu bramkarzowi - Johnowi Murrayowi.
Faworyci błyskawicznie pokazali, że to oni, a nie Polacy, są kandydatami do medali. Po zaledwie trzech minutach Marcus Johansson, napastnik Minnesoty Wild uderzył z lewej strony, krążek odbił się od Macieja Kruczka i wpadł do bramki.
W siódmej minucie po błędzie Patryka Wronki, który źle wybił krążek, gola strzelił Lucas Raymond, napastnik Detroit Red Wings i było 2:0.
- Przy pierwszym golu możemy mówić naprawdę o sporym pechu. Przy drugim to już jest błąd własny zawodnika. Nie było to najlepsze zagranie. Takie typu prezenty Szwedzi będą wykorzystywali - mówił komentator Polsatu Sport
Trzeba jednak oddać Polakom, że mieli swoje szanse. Dwie - nawet 100 procentowe. Najpierw w trzeciej minucie Dominik Paś zmarnował sytuację sam na sam z bramkarzem - Filipem Gustafssonem. Cztery minuty później w kolejnej kontrze Marcin Kolusz również przegrał pojedynek z 25-letnim szwedzkim golkiperem, na co dzień występującym w Minnesocie Wild.
W 25. minucie Polakom znów brakło skuteczności, by zdobyć gola kontaktowego. Paweł Zygmunt w kontrze przegrał pojedynek sam na sam z Gustafssonem! Siedem minut później było już 3:0 po golu obrońcy Pittsburgh Penguins - Erika Karlssona.
Na początku trzeciej tercji Polacy wreszcie zdobyli bramkę!, na którą jak najbardziej zasłużyli swoją postawą na tafli. Alan Łyszczarczyk przejął krążek, wykorzystując błąd szwedzkiego zawodnika w rozegraniu piłki. Polak był sam na sam z bramkarzem reprezentacji Szwecji, ale uciekł mu krążek za bramkę. Od razu jednak Łyszczarczyk zdecydował się na strzał zza bramki, krążek odbił się od pleców Gustafssona i wpadł do bramki!
To był pierwszy gol dla Polaków przeciwko Szwedom od 35 lat!
- Polacy dają radem z gigantem. O tym, jaka jest różnica w doświadczeniu obu ekip, niech świadczy fakt, że Szwedzi mają w składzie 18 zawodników z NHL, którzy w sumie rozegrali 8147 mecz�w w najlepszej lidze świata. Polacy? Zero minut - napisał na Twitterze Tomasz Kalemba, dziennikarz "Interii".
Pięć minut przed końcem meczu karę 2+2 dostał Kamil Górny. Szwedzi natychmiast to wykorzystali i w ciągu minuty zdobyli dwa gole.
W poniedziałek Polacy mają dzień przerwy. We wtorek zmierzą się z Francuzami. Początek spotkania o godz. 20.20. Relacja na żywo na Sport.pl.