Byłego prezesa Orlenu można było skonfrontować z dziesiątkami niewygodnych faktów. Zamiast tego zdecydowano się na pytania o metraż w robotniczym kontenerze i nowe zęby licówki. Przesłuchanie Daniela Obajtka było stratą czasu.
Przypomnijmy, że dotychczasowe przesłuchania i dokumenty pozwalały powiązać działalność byłych władz Orlenu z aferą wizową, a przynajmniej zadać na ten temat szereg konkretnych pytań.
Jak pisaliśmy w "Newsweeku", już pod koniec sierpnia 2022 r. były wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk, czyli jeden z dwóch głównych bohaterów afery wizowej, wydał notatkę decyzyjną dotyczącą uruchomienia ścieżki priorytetowej, jeżeli chodzi o wnioski wizowe pracowników, którzy mieli być zatrudnieni przy budowie kompleksu Olefiny III. To sztandarowa inwestycja koncernu Orlen w Płocku, której dziś nie mógł nachwalić się Obajtek. W skład kompleksu będą wchodzić instalacje produkcyjne, elektrociepłownia oraz cała sieć energetyczna. W efekcie dla inwestycji uruchomiono przyspieszoną ścieżkę, a dostęp do systemu e-konsulat pozwalającego zarządzać kolejką wniosków wizowych zyskali ludzie z Hyundaia – wykonawcy inwestycji Orlenu.
Pojawiło się podejrzenie, że przyspieszona ścieżka stała się luką w systemie wizowym. I o to należało pytań Obajtka oraz jego współpracowników.
Daniel ObajtekFoto: Leszek Szymański / PAP
Daniel "jestem najlepszy" Obajtek
Co dostaliśmy zamiast tego? Na początek serię pochwał. W czasie swobodnej wypowiedzi, która przysługuje każdemu świadkowi, Obajtek nie mógł się nachwalić samego siebie. Po latach rządów PO-PSL – parafrazując byłego prezesa – sytuacja Orlenu była katastrofalna. Dziś zaś Olefiny to warta 25 mld, największa petrochemiczna inwestycja w Europie. To my – sugerował Obajtek – dźwignęliśmy przemysł petrochemiczny. To my – podkreślał dalej, choć nie na temat – zdecydowaliśmy się "ratować polską petrochemię". Dodał, że "Orlen nie miał wpływu na zatrudnianie pracowników", więc "zamiast niego powinien przed komisją siedzieć prezes Hyundaia", czyli wykonawcy.
Charyzmy mu nie brakowało. Obajtek stawił się na przesłuchaniu z byłą orlenowską doradczynią ds. PR Martą Radziach i był do niego dobrze przygotowany, włącznie z notatkami przypominającymi wymowę angielskojęzycznych nazw, które wypatrzyli reporterzy. Nie dawał sobie przerywać, podnosił głos, momentami tak mocno, że nie skutkowało wyłączenie jego mikrofonu. To częściej on wchodził w zdanie przesłuchującym niż oni jemu.
Z niezrozumiałego powodu członkowie komisji zgodzili się na ten sposób prowadzenia przesłuchania – zarówno pod względem merytorycznym, jak i formalnym. Zamiast pytać o wnioski wizowe, spotkanie przedstawicieli Orlenu z MSZ oraz system e-konsulat, skupili się na warunkach pracy na budowie w Płocku. Z całym szacunkiem dla komisji śledczej, ale Obajtek miał rację – to nie on był od kontrolowania tego, czy pracownicy w Olefinach mieli płacone nadgodziny. Od tego jest Państwowa Inspekcja Pracy. Schodzenie na ten temat było z góry skazane na porażkę.
— Czy zagwarantował pan w umowie z wykonawcami, aby przy inwestycji był też wykorzystywany potencjał polskich firm? — dopytywali przedstawiciele komisji.
— Tak, to było zagwarantowane. 36 mld wydajemy na inwestycję, wy wydawaliście 2 mld na inwestycję. Nie mogę mówić dokładnie o umowie, ale w jednym z warunków umów było powiedziane, że rynek lokalny na być na maksa wykorzystany. Za czasów PiS prawie w ogóle nie było bezrobocia. Taką inwestycję buduje się raz na 50 lat. Dlatego budują to firmy globalne. I wszędzie, gdzie firmy polskie mogą to robić, to wykonują to – mówił Obajtek.
Pouczenia i pyskówki
Sytuacji nie poprawiał fakt, że przedstawiciele prawicy w komisji śledczej za punkt honoru postawili sobie dzisiaj wejście na głowę przewodniczącemu Markowi Sowie. Do tej pory był wiceprzewodniczącym, więc temperowanie posłów opozycji brał do tej pory na siebie głównie Michał Szczerba. Sowa obrady prowadził zachowawczo. A to za mało, aby poradzić sobie z posłem Danielem Milewskim, który od początku wziął na siebie rolę adwokata Obajtka, wiecznie wtrącającym się Piotrem Kaletą czy chcącym odnotować swoją obecność posłem Pawłem Szrotem.
Punktem kulminacyjnym była pyskówka pomiędzy byłym prezesem Orlenu a posłanką Aleksandrą Leo, co jest prawdopodobnie jedyną rzeczą, która zostanie zapamiętana z tego przesłuchania. Leo wyśmiała nowe zęby Obajtka, jak wynika z faktur najpewniej zrobione za pieniądze Orlenu, a on jej botoks. W odpowiedzi posłanka zasugerowała, że Obajtek przeklina pewnie dzień, kiedy opuścił Pcim, więc on zauważył, że jest to typowa dla warszawskich elit pogarda dla prowincji. Szkoda to nawet szerzej komentować.
Stracona szansa komisji
Na tym tle jedynym wyróżniającym się posłem był przedstawiciel KO Przemysław Witek, dołączony do komisji po odejściu Michała Szczerby. Witek posiadający doświadczenie z czasów, kiedy był kontrolerem NIK, zadawał pytania spokojnie, rzetelnie i konkretnie. Dało się odczuć, że Obajtek czuje do niego estymę i nieprowokowany odpowiadał rzeczowo na pytania.
— Mówił Pan dużo o tym, że Hyundai ma wielkie doświadczenie w prowadzeniu tego typu inwestycji. Ale może wykonawca nie zweryfikował po prostu tych ryzyk na etapie przygotowania (chodziło o wzrost kosztów inwestycji wspominany w poprzednich pytaniach – przyp.red.) – dopytywał Witek.
— Tak, ale nie mógł przewidzieć wojny w Ukrainie, a ta wpłynęła na kwestię całej światowej gospodarki, wywróciła łańcuchy dostaw — wyjaśniał Obajtek.
— Nasze interwencie nie oznaczały, że ktoś chciał łamania prawa, to ministerstwo zawsze ocenia, jak uprościć procedury, aby standardy zostały zachowane. To normalna rzecz, że zarówno zarząd, jak i dyrektorzy o to zabiegali, również w ten sposób. Proszę pamiętać, że w przypadku Orlenu również musi działać dyplomacja, to jest tak duża firma. Dlatego dziwiłem się, jak mówiono, że Orlen jest polityczny, Orlen jest tej wielkości, że zawsze musi być polityczny, musi mieć kontakt z władzą, to jest bezpieczeństwo i dyplomacja. Kontakt z MSZ, MSWiA czy premierem musi być, bo inaczej nie ma przepływu informacji. Roboczo to taki kontakt musiał być, ale nikt nikogo nie zmuszał, aby wizy były nielegalne – przekonywał były prezes Orlenu.
To jednak zdecydowanie za mało, jak na przesłuchanie, które jeszcze nim się zaczęło, już stało się politycznym show. Jeżeli takie próby kontaktu z MSZ podejmowano, należałoby ustalić, kto za nie odpowiadał i jak się zakończyły. Skoro Obajtek tak doskonale zarządzał Orlenem, to powinien też wziąć odpowiedzialność za swoich pracowników – zarówno tych w zarządzie, jak i tych pracujących bezpośrednio przy inwestycji.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wtorkowe przesłuchanie było straconą szansą. Nie wykorzystano go do wyjaśnienia orlenowskich wątków i porządnego odpytania człowieka, który tym biznesem – przy setkach kontrowersji – zarządzał przez lata.
Komisja powinna być przygotowana na to, że człowiek, który ma tak wysokie mniemanie o sobie, nie da się łatwo zbić z tropu. Takiego przygotowania zabrakło.