Szczegóły wizyty sprzed 90 lat były utrzymywane w dyskrecji. Jak pisał "Dobry Wieczór – Kurjer Czerwony" 14 czerwca 1934 roku: "nikt nie wiedział dokładnie, o której godzinie, a przedewszystkiem na które lotnisko przyleci z Berlina minister propagandy Trzeciej Rzeszy dr. phil. Paweł Józef Goebbels".
Wyczekujący na lotnisku mokotowskim w Warszawie dziennikarz popołudniówki relacjonował przebieg wydarzeń: "Była godzina 2-ga w południe. Z wiśniowego Chryslera wysiadł z sekretarzem Stawickim p. minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki. Potem, jedna za drugą zaczęły zjeżdżać luksusowe limuzyny członków poselstwa niemieckiego. (...) Znad parkanu drzew wyłania się w rozgłośnym turkocie silników wielki samolot. (...) Na ogonie czerwono-biało-czarny znak Rzeszy i na czerwonem tle w białem kole swastyka hitlerowska".
Artykuł uzupełniało zdjęcie, na którym uśmiechnięty Goebbels wsiadał do limuzyny. "Minister propagandy jest niskiego wzrostu, drobny. Szary, zwykły płaszcz podróżny, spod którego wygląda popielaty garnitur. Pedantycznie zawiązany krawat z jakąś szpilką. Całość – przeciętna. Jedynie głowa ciekawsza. Twarz o brunatnym odcieniu, gładko wygolona, bujna czupryna, żeby stale łyskające w uprzejmym uśmiechu i oczy badawcze, prawie wiercące bystrem spojrzeniem" – pisał korespondent.
Uwadze dziennikarza nie umknął fakt, że Goebbelsa nie witały najwyższe polskie władze. Gdyby nie obecność przedstawiciela rządu, szefa MSW Bronisława Pierackiego, gość z Niemiec mógłby poczuć się lekceważony. Nie dało się jednak inaczej. Prezydenta Ignacego Mościckiego w tym czasie nie było w Warszawie, a marszałek Józef Piłsudski nie mógł przyjechać na lotnisko. "Marszałek jest chory i nie opuszcza łóżka" – odnotowała gazeta na sąsiedniej stronie.
"Orędownik pokoju w Europie"
Wieczorem nazistowski minister propagandy wygłosił wykład w Resursie Obywatelskiej przy Krakowskim Przedmieściu. Odczyt nosił tytuł "Niemcy orędownikiem pokoju w Europie". Goebbels zachwalał narodowy socjalizm. "Nowoczesny ustrój państwowy Niemiec jest czemś w rodzaju najszlachetniejszej demokracji, w której z mocy mandatu narodu rządy są autorytatywne z wykluczeniem możności sfałszowania i wyjałowienia woli narodu przez pośrednictwo parlamentu" – relacjonowali jego słowa dziennikarze. Na koniec mówił, że władze jego kraju wyciągają rękę "do swych wrogów w nadziei, że zostaną kiedyś ich przyjaciółmi". I zapewniał: "[Niemcy są] przeniknięci świadomością faktu, że niema w Europie zagadnienia, które wymagałoby rozstrzygnięcia wojennego".
Marszałek jest faktycznie chory. Ale rozmawia ze mną prawie godzinę. Bardzo jowialny i szarmancki. (...) Wielki człowiek i fanatyczny Polak – Goebbels o spotkaniu z Piłsudskim.
Goebbels starannie dobierał słowa. Odcinał się od twierdzeń, że III Rzesza może dążyć do rewizji porządku wersalskiego za pomocą wojny. Retoryka o krzywdzie, jaką miał być dla Niemców traktat wersalski z 1919 r., doprowadziła Adolfa Hitlera do władzy. Jednocześnie brzmiała ja sygnał alarmowy dla polskich polityków. W końcu dzięki wersalskiemu ładowi Polska wróciła na mapę. Jego zburzenie to zagrożenie dla niepodległości.
Trudno było też mieć wątpliwości co do opinii Hitlera na temat Polski. "Utworzenie państwa polskiego było największą zbrodnią na narodzie niemieckim" – pisał w jednym z artykułów w nazistowskim dzienniku "Völkischer Beobachter". Polaków uważał za awanturników i jedną z niepełnowartościowych rasowo słowiańskich grup narodowościowych, która przyczyniła się do klęski Niemiec w Wielkiej Wojnie.
"Każdy przyzwoity Polak spluwa"
Stosunek Hitlera do Piłsudskiego w latach 20. nieco uległ zmianie, zwłaszcza kiedy Polacy stawili opór Sowietom i zwyciężyli w wojnie polsko-bolszewickiej. Wrażenie zrobił na nim także zamach majowy, opisywany przez "Völkischer Beobachter" jako słuszny krok na drodze likwidowania parlamentaryzmu. Ale i tak Polska była dla Hitlera państwem buforowym, z którym nie należy podejmować wiążących ustaleń. Podobne podejście prezentowała zresztą Republika Weimarska – jesienią 1925 r. w traktatach z Locarno zagwarantowała nienaruszalność granic z Francją i Belgią, ale odmówiła tego samego Czechosłowacji i Polsce. Piłsudski, pytany o rozstrzygnięcia z Locarno, rzucił: "Każdy przyzwoity Polak spluwa, jak słyszy to słowo".
Sytuacji nie poprawiała także rozpoczęta w 1925 r. przez Niemców wojna celna z Polską. Hitler po dojściu do władzy w 1933 r. starał się początkowo pokazywać inną twarz – polityka nastawionego na współpracę z sąsiadami. Trudno było jednak wierzyć w takie deklaracje, zwłaszcza po jego wystąpieniu na wiecu w Bytomiu, w kwietniu 1932 r.
"Polska przyprawia Hitlera o obłęd. Obłędne i pełne jadu nienawiści ku Polsce wygłosił nędzny prowokator przemówienie w Bytomiu" – pisał wychodzący w Katowicach dziennik "Katolik Polski". I relacjonował słowa Hitlera: "Skoro my dojdziemy do władzy, to ci, tam za granicą – mówił Hitler, wskazując ręką w stronę Śląska polskiego – dowiedzą się, co to będzie znaczyć".
"Siedzimy na dwóch stołkach – to nie może trwać długo"
Artykuły opisujące wizytę Goebbelsa miały jednak inny charakter. Dziennikarze przyglądali się mu z ostrożnym zainteresowaniem. Stosunki między hitlerowskimi Niemcami a piłsudczykowską Polską uległy w ostatnich miesiącach poprawie dzięki podpisanej 26 stycznia 1934 r. polsko-niemieckiej deklaracji o niestosowaniu przemocy. Została ona w pewnym stopniu wymuszona przez Piłsudskiego, który w 1933 r. przedstawił swoim współpracownikom koncepcję tzw. wojny prewencyjnej z III Rzeszą.
Choć nie udało mu się zyskać aprobaty Francuzów do tego pomysłu, plany te musiały wywołać popłoch w Berlinie. W tym czasie Niemcy mogły dysponować zaledwie stutysięczną armią – na taką zezwalał traktat wersalski. Hitler, wygłaszając w maju 1933 r. deklarację programową rządu, porzucił więc wcześniejszą retorykę. Mówił, że należy uznawać "uzasadnione prawa do istnienia innych narodów" oraz "godzić zrozumiałe aspiracje Polski z naturalnymi prawami Niemiec".
Ale Piłsudski nie miał wątpliwości, że układy z Niemcami są tymczasowe, podobnie jak podpisany 25 lipca 1932 r. w Moskwie polsko-sowiecki pakt o nieagresji. "Zawarłszy te dwa pakty, siedzimy na dwóch stołkach – to nie może trwać długo. Musimy się zdecydować, z którego powinniśmy spaść najpierw i kiedy" – powiedział w kwietniu 1934 r. Dlatego do końca nie odpuszczał dyplomatycznej gry.
Dwa miesiące później, kiedy przyjmował w swoim gabinecie hitlerowskiego ministra propagandy, był już ciężko chory. Co i tak nie przeszkodziło mu zrobić doskonałego wrażenia. Goebbels zanotował w dzienniku: "Marszałek jest faktycznie chory. Ale rozmawia ze mną prawie godzinę. Bardzo jowialny i szarmancki. Na wpół Azjata. (...) Jeszcze starszy niż Hindenburg. Ale jasność (umysłu) żołnierza. (...) Piłsudski trzyma Polskę w swych rękach. Wielki człowiek i fanatyczny Polak. Nienawiść do ludzi i wielkiego miasta. Despota jak sądzę. Podczas rozmowy sypie anegdotami. Na jego życzenie zostaliśmy razem sfotografowani".
Zamach na ministra i poufne instrukcje
Wspomniane zdjęcie można znaleźć w popularnym przed wojną dzienniku "Dzień dobry" z 16 czerwca 1934 r. Fotografia trafiła jednak dopiero na siódmą stronę wydania, a opis wizyty na jedenastą, bo pierwsze szpalty zajęła sensacyjna informacja o śmierci szefa MSW Bronisława Pierackiego, który dwa dni wcześniej witał Goebbelsa na lotnisku, a teraz został zastrzelony przez ukraińskiego zamachowca w Warszawie.
Śmierć Pierackiego w kontekście wizyty Goebbelsa w Warszawie znalazła oddźwięk w poufnych dokumentach polskiego rządu. Ambasador Polski w Berlinie Józef Lipski pisał do MSZ, że obawiał się łączenia zamachu z wizytą Goebbelsa. W związku z tym w rozmowach z korespondentami zagranicznymi dołożył starań, "ażeby w prasie żadnego związku nie było".
W liście ambasadora Lipskiego również z czerwca 1934 r. można znaleźć interesującą relację z przyjęcia zorganizowanego przez jednego z najbliższych współpracowników Hitlera, Hermanna Göringa. "Pruski prezes ministrów Göring, który zachwycony jest ofiarowaną mu skórą rysia karpackiego, powiedział mi wręcz, iż bardzo chętnie zwiedziłby Białowieżę" – napisał Lipski. W korespondencji z 19 stycznia 1935 r. przedstawiał już konkretne propozycje i pytał, czy można urządzić "w małym gronie polowanie dla Goeringa w Białowieży na utropione rysie i wilki". Zastanawiał się, czy nie udałoby się w drodze na polowanie "złączyć wagon Göringa z pociągiem Pana Prezydenta, który jak pamiętam, ma bardzo piękny wagon restauracyjny".
Wizyta Goebbelsa w Warszawie była pierwszym krokiem. Oferta, jaką Piłsudskiemu miał złożyć Göring, stanowiła krok kolejny.
"Zbliżenie obu narodów" i "zalew ze wschodu"
Jeśli prześledzi się tajne sprawozdania z archiwum Lipskiego, można dostrzec, jak sam Hitler starał się urabiać polskie władze – ostrożnymi posunięciami, z zachowaniem zasad rządzących dyplomacją. W jednym ze sprawozdań ze stycznia 1935 r. Lipski opisał uroczysty obiad w Kancelarii Rzeszy wydany "dla szefów misyj dyplomatycznych, akredytowanych w Berlinie". Mijał rok od zawarcia paktu o nieagresji. Hitler w osobistej rozmowie z Lipskim "w słowach bardzo serdecznych podkreślił znaczenie zbliżenia obu narodów" i dodał, że "w historii naszej jak dotąd były okresy, kiedy współdziałaliśmy, występując przeciwko wspólnym niebezpieczeństwom ze wschodu. (...) Może nadejść moment, kiedy nasze oba państwa będą musiały się bronić przeciwko zalewowi ze wschodu".
"Mówiąc o Marszałku Piłsudskim, kanclerz powiedział, iż ze wstydem musi przyznać, iż dopiero w ostatnim czasie miał możność zapoznania się gruntowniej z życiem Pana Marszałka i uznanie jego dla Pana Marszałka jako wielkiego męża stanu jeszcze wzrosło" – relacjonował ambasador i zaznaczył, że na koniec rozmowy Hitler zapytał o tak zwany pakt wschodni, czyli proponowany przez Francję sojusz bezpieczeństwa państw wschodnioeuropejskich, w tym Związku Sowieckiego, skierowany przeciwko III Rzeszy.
"Odpowiedziałem w myśl wskazówek Pana Ministra, iż z uwagi na to, że w zasadniczych podstawach projektu paktu nic się nie zmieniło, stanowisko nasze pozostaje pełne rezerwy" – napisał Lipski w liście, który trafił następnie na biurko Becka.
Hitler już wiedział, że Göring może przystąpić do ataku.
"Polsko-niemiecki marsz na Rosję"
Wychodzący w Warszawie "Kurjer Poranny" na pierwszej stronie wydania z 31 stycznia 1935 r. opublikował dwa zdjęcia pod tytułem "Reprezentacyjne polowanie w Białowieży". Na obu widać Göringa – na jednej fotografii stoi uśmiechnięty, obok prezydenta Ignacego Mościckiego, na drugiej ze strzelbą w dłoniach składa się do strzału. Gazety nie przynosiły jednak większej liczby szczegółów, przez co wizyta Göringa sprawiała wrażenie towarzyskiej. Warto więc zajrzeć do tajnych dokumentów, by dowiedzieć się, po co naprawdę przyjechał do Polski.
Z notatki ambasadora Lipskiego wynika, że Göring przywiózł propozycje wykraczające poza postanowienia paktu o nieagresji. "Niemcy potrzebują silnej Polski, by razem z nią móc stanowić zaporę przeciwko Rosji" – relacjonował Lipski słowa Göringa. Następnie spotkał się on z Piłsudskim. Przed marszałkiem wyłożył wszystkie karty.
Spotkanie to zrekonstruował Krzysztof Rak w książce "Piłsudski między Stalinem a Hitlerem": "Göring poruszył w rozmowie z Marszałkiem tematy wojskowo-rosyjskie, insynuując wspólny polsko-niemiecki marsz na Rosję i przedstawiając korzyści, jakie by Polska mogła z takiej akcji osiągnąć na Ukrainie. Marszałek na te sugestie »hat gestutzt« [zaniemówił – red.], jak się sam Göring potem wyraził, i rozmowy na ten temat nie podtrzymał". Stwierdził jedynie, że granica polsko-sowiecka ma tysiąc kilometrów, dlatego chce zachowania pokoju z Moskwą. Oznaczało to odmowę.
Sowieccy agenci donoszą
Co ciekawe, szczegóły tego spotkania możemy znaleźć w raportach sowieckiego wywiadu wojskowego, który to z kolei pozyskał je od niemieckiego ambasadora von Moltkego. Tam właśnie odnalazł je Krzysztof Rak. "Sojusz wojskowy pomiędzy Niemcami a Polską nie wchodzi w grę. Zagraża bowiem geograficznemu i politycznemu położeniu Polski. (...) Każde otwarte zbliżenie w relacjach niemiecko-polskich byłoby oceniane na całym świecie jako sojusz militarny, skierowany przeciwko ZSRR" – miał według tych doniesień odpowiedzieć Piłsudski.
W podsumowaniu raportu funkcjonariusz wywiadu dopisał: "Göring przebywał w Polsce po to, aby na polecenie Hitlera zaproponować Piłsudskiemu zawarcie sojuszu militarnego pomiędzy Niemcami a Polską wymierzonego w Związek Sowiecki (...)". Dodatkowo, zdaniem sowieckich służb, jednym z elementów tej umowy miało stać się rozwiązanie kwestii tak zwanego korytarza do Prus Wschodnich, którego domagali się Niemcy. Jak podały w raporcie, Polacy mieliby oddać korytarz w zamian za zdobycze terytorialne na wschodzie uzyskane w czasie wspólnej polsko-niemieckiej inwazji.
Czy Hitler mógł się spodziewać takiej odpowiedzi Piłsudskiego? Bardzo możliwe. Czy propozycja wspólnego ataku na Rosję była realna? Tutaj można mieć więcej wątpliwości. Niewykluczone, że Piłsudski odczytał ją jako próbę wepchnięcia Polski w wyniszczającą wojnę, w której weźmie na siebie największy ciężar, a w razie niepowodzenia i wycofania się Niemiec na zachód będzie samotnie walczyć o swoje terytorium. Trudno było więc oczekiwać innej odpowiedzi. Co innego straszyć Hitlera wojną prewencyjną, co innego iść z nim ramię w ramię na Moskwę.
Hitler nie mógł liczyć na zmianę decyzji nawet po śmierci Piłsudskiego w maju 1935 r., ponieważ polskie władze natychmiast ogłosiły, że wyznaczony przez marszałka kurs w polityce zagranicznej będzie utrzymany. Dywagacje, czy był to właściwy kurs, to już publicystyka. Prawdziwe intencje Hitlera Polacy i cały świat poznali już cztery lata później.