Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Senua's Saga: Hellblade II Recenzja gry

Recenzja gry 21 maja 2024, 10:00

Recenzja gry Senua’s Saga: Hellblade 2. Ninja Theory stworzyło arcydzieło, ale wątpię, czy to ocali studio przed Microsoftem

Siedem lat produkcji przełożyło się na grę, która trwa raptem siedem godzin (mniej więcej). Krótko? Owszem, ale prawdopodobnie nie zapomnę ani sekundy z tych siedmiu godzin przez następne siedem dekad swojego życia. Hellblade 2 to arcydzieło.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Premiera gry Senua’s Saga: Hellblade II następuje w szczególnym czasie. Dopiero co żegnaliśmy studio Tango Gameworks (i kilka innych zespołów) – twórców gier znanych i uznanych, z których na pierwszy plan wysuwa się ich ostatnie, ubiegłoroczne dzieło: Hi-Fi Rush. Był to tytuł idący na przekór branżowym trendom, doceniony i przez graczy, i przez krytyków oraz jurorów rozmaitych konkursów. Microsoftowi jednak to nie wystarczyło i Tango Gameworks zostało unicestwione.

Wspominam o tym, gdyż Hellblade II znajduje się na najlepszej drodze, by powtórzyć – i mocno przebić – sukces Hi-Fi Rusha. Jestem absolutnie przekonany, że kiedy rok zacznie zmierzać ku końcowi, produkcja studia Ninja Theory w każdym liczącym się plebiscycie znajdzie się wśród nominowanych gier, i to w wielu kategoriach – od reżyserii, przez występ aktorski, po wszystko, co związane z grafiką i udźwiękowieniem.

Włodarzom Sony chyba pęknie żyłka – wszak kładące nacisk na fabułę przygodowe gry akcji z widokiem TPP to domena japońskiego giganta, czyż nie? Hellblade II idealnie pasowałoby na tytuł ekskluzywny PlayStation. Microsoft zaś... Cóż, odczuwam uzasadnioną obawę, że sukces artystyczny nie wystarczy i Ninja Theory podzieli los Tango Gameworks, jeśli po premierze liczba zer na koncie korporacji nie będzie się zgadzać...

Droższa i lepsza, ale nadal taka sama

Jeśli Hellblade 2 jest takie dobre, dlaczego nie miałoby zostać sprzedażowym hitem? Pomijając marketing, w który Microsoft chyba niezbyt kwapił się zainwestować, „problem” polega na tym, że studio Ninja Theory – choć dostało środki pozwalające tworzyć gry AAA – nie zrobiło nic, by uczynić sequel bardziej powabnym dla masowego odbiorcy niż niezależna „jedynka”. Owszem, Senua’s Saga jest przepiękna i tym skusi niejednego gracza – ale na tym koniec.

Nie regulujcie odbiorników – twórcy przycięli obraz z góry i z dołu czarnymi paskami, by osiągnąć bardziej filmowy efekt... a przy okazji skutecznie dopomóc optymalizacji gry.Senua's Saga: Hellblade 2, Xbox Game Studios, 2024.

Postawmy sprawę jasno już na wstępie: jeśli ktoś odbił się od pierwszej części, bo nie trafiła do niego ta formuła rozgrywki, w „dwójce” też nie ma czego szukać. Hellblade 2 wciąż jest grą, którą złośliwcy mogliby porównywać do tzw. symulatorów chodzenia – sporadycznie używającą walki i zagadek środowiskowych tylko jako dodatku do narracji, czyli chłonięcia obrazów, głosów i opowieści.

Niemniej trzeba Wam wiedzieć, że i walka, i zagadki w Hellblade 2 są o wiele lepsze niż w pierwszej części. Mając większy budżet, Ninja Theory dołożyło starań, by zróżnicować łamigłówki i przeciwników, a całą rozgrywkę uczynić jak najmniej powtarzalną. Wprawdzie w rezultacie nowa gra stała się troszkę krótsza niż poprzednia część serii – ale też znacznie, znacznie bardziej intensywna. Praktycznie każda sekunda tej historii ma potencjał, by utkwić na zawsze w Waszej pamięci.

Krew i łzy

Performance capture – te dwa słowa są kluczem do zrozumienia potęgi Hellblade 2. Owe 6–8 godzin, których potrzeba do przejścia gry, to w zasadzie jeden wielki, nieustający popis aktorski i kaskaderski, przeniesiony na cyfrowy grunt z oszałamiającą pieczołowitością. Dzieło studia Ninja Theory możemy wręcz nazwać interaktywnym filmem – ale bez choćby grama pejoratywnych konotacji, które często towarzyszą temu określeniu.

Dwa typy ataków, jedna broń i zero ulepszeń do odblokowania – kto inny odważyłby się dzisiaj tak zaprojektować grę akcji?!Senua's Saga: Hellblade 2, Xbox Game Studios, 2024.

Będę bardzo zaskoczony, jeśli ktokolwiek pod koniec roku zgarnie Melinie Juergens sprzed nosa nagrodę za najlepszy występ. Sposób, w jaki oddała burzę emocji i myśli kotłujących się w głowie piktyjskiej wojowniczki cierpiącej na psychozę, już w pierwszej części zasługiwał na oklaski – a teraz, dzięki technologii odzwierciedlającej mimikę z fotorealistyczną (dosłownie!) dokładnością, jest to obezwładniające, hipnotyzujące zjawisko, na które patrzy się na przemian z trwogą i zachwytem.

Do tego dochodzą setki godzin animacji morderczej walki, wspinaczki czy upadków, które Juergens musiała nagrać. Wszystkie starcia zostały wyreżyserowane tak starannie, że niemal każdy przeciwnik może sprawiać wrażenie minibossa – szczególnie gdy umiera, często powalony unikalnym ciosem kończącym w wykonaniu Senui, po którym następuje płynne, iście filmowe przejście do następnego wroga.

Eksploracja jest umowna. Na znalezienie czekają tylko fragmenty mitycznych opowieści do wysłuchania – i bywa to wyzwaniem w fotorealistycznym środowisku, które zręcznie maskuje swoją korytarzową konstrukcję.Senua's Saga: Hellblade 2, Xbox Game Studios, 2024.

Już pojedynek z łowcą niewolników, wieńczący pierwszy rozdział historii, dorównuje wywoływanymi emocjami najlepszym walkom z bossami z serii God of War – mimo że jest to tylko wymiana ciosów mieczami między dwojgiem wojowników, którzy są ranni, wyczerpani i krwawią w bardzo ludzki sposób.

Audiowizualna miazga

W parze z przepięknymi modelami postaci idzie przepiękne środowisko – deweloperzy osiągnęli fantastyczny efekt, rekonstruując cyfrowo prawdziwe miejsca na Islandii przy użyciu techniki fotogrametrii. Chyba nie zobaczycie tutaj dwóch takich samych skał – a jest ich mnóstwo i każda ma ogromną liczbę wielokątów.

Optymalizacja

Martwiłem się, czy mój GeForce RTX 2080 podoła takiemu technologicznemu majstersztykowi jak Hellblade 2 – na szczęście dzielnie sobie poradził. Grając w rozdzielczości 1080p z miksem ustawień średnich i wysokich oraz z DLSS w trybie jakości, przez większą część przygody miałem 60 klatek na sekundę, z okazjonalnymi spadkami do wciąż komfortowego poziomu 50–55 FPS-ów.

Tylko na początku gry doświadczyłem kilku sytuacji, gdy licznik trzymał się bliżej 40 klatek. Oprócz tego program raz wysypał się do pulpitu. Innych znaczących błędów nie stwierdziłem.

Dodajmy do tego cuda, które graficy z Ninja Theory wyprawiają ze światłem i cieniem, a rezultatem będzie najpiękniejsza produkcja, w jaką kiedykolwiek grałem. Nawet jeśli można wytknąć tu pewne niedociągnięcia (np. w zachowaniu wody), Hellblade 2 nadrabia je wszystkie z nawiązką szeroko pojętymi walorami artystycznymi. I wcale nie sugerujcie się screenami. To absolutnie trzeba zobaczyć w ruchu.

Długość gry w sporej mierze zależy od tego, czy będziecie biegać. Ja notorycznie o tym zapominałem, chłonąc nieziemsko klimatyczne widoki i rozglądając się za znajdźkami – choć i tak przegapiłem połowę, a zegar stanął na ośmiu godzinach.Senua's Saga: Hellblade 2, Xbox Game Studios, 2024.

Zobaczyć – i usłyszeć. Pierwszy komunikat, którym wita Was gra, jeszcze nim wejdziecie do głównego menu, brzmi: „Graj w słuchawkach”. Potraktujcie tę radę poważnie. Binauralny dźwięk – kolejna pokazowa technika użyta przez Ninja Theory – sprawia, że psychotyczne głosy w głowie Senui słyszymy tak, jakby rozlegały się wewnątrz naszej własnej czaszki. Na niesamowite doznania akustyczne składają się też wybitna muzyka (choć rzadko przebijająca się na pierwszy plan) i pieczołowicie nagrane efekty dźwiękowe.

Został jeszcze jeden element tej niezrównanej audiowizualnej układanki: mistrzowska praca kamery. Teraz łączymy to wszystko ze sobą dzięki bardzo utalentowanej osobie reżysera – i voila! Mamy arcydzieło interaktywnego medium z immersją i klimatem tak wszechmocnymi, że gracz traci dech i chłonie to, co dzieje się na ekranie, wszystkimi zmysłami, niezdolny do oderwania wzroku i zupełnie nieświadomy rzeczywistości wokół niego, a trwoga i zachwyt nie opuszczają go od pierwszej do ostatniej sekundy tego widowiska. Po prostu miazga.

Ekran jest wolny od jakichkolwiek elementów interfejsu w imię bezkompromisowej immersji. Nie ma nawet samouczka; gracz musi sam rozgryźć mechanikę, zerkając na schemat sterowania w menu pauzy.Senua's Saga: Hellblade 2, Xbox Game Studios, 2024.

Opowieść mocarna, ale za krótka

A co z fabułą? Nie będę się nad nią rozwodził – im mniej szczegółów poznacie, tym lepiej dla Was. Wiedzcie tylko, że nie musicie znać pierwszej części; Senua’s Saga stanowi odrębną opowieść, w którą wpleciono wszystko, co należy wiedzieć o przeszłości głównej bohaterki.

Większy budżet to również więcej postaci uczestniczących w fabule. Towarzysze Senui dorównują jej charyzmą, a sceny z ich udziałem to bodaj najjaśniejsze punkty całej opowieści.Senua's Saga: Hellblade 2, Xbox Game Studios, 2024.

Kluczową cechą charakterystyczną protagonistki jest oczywiście jej psychoza. To ona stanowi oś całej fabuły, nadając jej szczególny ton – pełen smutku, rozpaczy, cierpienia i kurczowego chwytania się okruchów nadziei przez umysł dręczony kakofonią bezlitosnych głosów. Głębokość immersji sprawia, że słowa tych ostatnich ranią nie tylko Senuę, ale potencjalnie również gracza – dlatego Hellblade 2 nie jest grą dla mocno wrażliwych osób. Miejcie też na uwadze, że historia dotyka wielu trudnych i bolesnych tematów.

Do tej pory wychwalałem dzieło Ninja Theory pod niebiosa, ale muszę odnotować, że twórcy nie ustrzegli się potknięć związanych z narracją i projektem pojedynczych etapów rozgrywki. Mimo całego zahipnotyzowania dwa albo trzy razy do głowy wkradła mi się myśl, że zagadka, która nagle zablokowała mi drogę, wytrąca opowieść z rytmu i nic do niej nie wnosi, rozciągając tylko sztucznie grę. Ponadto dłużyła mi się trochę wędrówka po jaskiniach w trzecim rozdziale.

Czy to jeszcze grafika generowana komputerowo, czy już żywy aktor? W Hellblade 2 granica między nimi bywa cienka jak nigdy przedtem.Senua's Saga: Hellblade 2, Xbox Game Studios, 2024.

Zarzuty te byłyby błahe, gdyby nie wspomniana już długość – a raczej krótkość – całej przygody. Gdy po kilku godzinach na ekran wpełzły napisy końcowe, byłem wprawdzie przeciążony emocjami, ale gdzieś obok nich pojawiło się przykre uczucie niedosytu. Twórcy nieco zbyt raptownie spięli i ucięli wszystkie wątki, pozbawiając opowieść należycie rozbudowanego epilogu. Czyżby zostali przez kogoś zmuszeni do pośpiechu?

PLUSY:
  1. fenomenalna reżyseria;
  2. fenomenalny klimat i absolutna immersja;
  3. fenomenalna oprawa wideo (światła, cienie, postacie, środowisko);
  4. fenomenalna oprawa audio (aktorzy, muzyka, efekty dźwiękowe);
  5. fenomenalne animacje (szczególnie walki);
  6. fascynujące zderzenie psychozy z nordycką mitologią wśród krajobrazów Islandii;
  7. gigantyczny ładunek emocjonalny.
MINUSY:
  1. przygoda kończy się za szybko (ok. 6–8 godzin) i pozostawia gracza z niedosytem;
  2. zdarzają się momenty, gdy opowieść gubi rytm.

Mój niedosyt byłby silniejszy, gdybym kupił Hellblade 2 w pełnej cenie. Choć pragnę, by Ninja Theory zarobiło na swym dziele jak najwięcej – by umknęło poza zasięg katowskiego topora Microsoftu – nie byłbym w stanie zapłacić 219 zł za dwa wieczory rozgrywki. Nawet o tak oszałamiająco wysokiej jakości.

Wprawdzie po ukończeniu przygody można przejść ją jeszcze dwa razy z alternatywnymi narratorami, lecz jest to co najwyżej kosmetyczna odmiana. Poza tym pozostaje tylko uwiecznianie przepięknych scen w rozbudowanym trybie fotograficznym. Gdyby chociaż przygotowano arenę, na której można do woli cieszyć się widowiskowym systemem walki...

Tak się zdobywa prestiż

Na szczęście jednak istnieje Game Pass – a w cenie abonamentu Hellblade 2 jest pozycją absolutnie obowiązkową. Mam nadzieję, Microsofcie, że koniec końców zgodzisz się z Mattem Bootym, szefem Xbox Game Studios, któremu tuż po zamknięciu Tango Gameworks wyrwała się ta niefortunna wypowiedź: „Potrzebujemy mniejszych gier, które przyniosą nam prestiż i nagrody”.

Hellblade 2 jest właśnie taką grą. Ryzykowną – ale tak się właśnie zdobywa prestiż i nagrody, kładąc na szali finansowy sukces. Masz więc to, czego chciałeś, Microsofcie. A jeśli mimo to potraktujesz Ninja Theory tak samo jak autorów Hi-Fi Rusha, to idź do diabła.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Adrian Werner Ekspert 31 maja 2024

(PC) Pięknie opowiedziana historia i absolutny majstersztyk wizualny. Do tego pomysł zaprezentowania mitologii nordyckiej w klimacie horroru udał się wyjątkowo dobrze. Grze szkodzi jej krótkość oraz fakt, że rozgrywka jest bardzo prosta i trochę szkoda, że nie włożono w nią więcej wysiłku, ale nie to zdecydowanie "symulator chodzenia", bo zagadek i walk jest tu całkiem sporo.

7.5
Hades 2 - recenzja gry we wczesnym dostępie. Król roguelike'ów powrócił i pozamiatał
Hades 2 - recenzja gry we wczesnym dostępie. Król roguelike'ów powrócił i pozamiatał

Recenzja gry

Hades 2 od Supergiant Games zadebiutował znienacka i zamieszał, zmuszając mniejsze tytuły do przełożenia premiery. I nic dziwnego, bo już teraz gra posiada ogromną ilość zawartości i pozwala wsiąknąć na długie godziny. A to dopiero wczesny dostęp!

Recenzja gry V Rising - to nie jest kraj dla samotnych krwiopijców
Recenzja gry V Rising - to nie jest kraj dla samotnych krwiopijców

Recenzja gry

V Rising po dwóch latach opuścił Early Access. Wampirzy survival kusi soczystą rozgrywką, klimatem oraz elementami sieciowymi. Nie jest to jednak tytuł dla samotnych krwiopijców, tylko dla całych klanów gotowych na żmudny grind oraz wymagających bossów.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.