Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin
Forum

Michu9212 ostatnie wypowiedzi na forum i w komentarzach

01.10.2014 20:48
odpowiedz
Michu9212
4

No proszę, bardzo miłe wyróżnienie, dziękuję :)

27.09.2014 13:34
odpowiedz
Michu9212
4

Po raz któryś już z kolei upewniłem się, czy bełt wygodnie opiera się na cięciwie Bianki i podszedłem bliżej Morrigan. Żelazny Byk wyrwał się z fałszywego snu i wraz ze swoimi szarżownikami, dołączył do szyku dzierżąc rękojeść miecza qunari, specjalnie wykutego dla jego dłoni.
Czuliśmy jak mgła przybiera na wadze, a atmosfera gęstnieje. Mieliśmy wrażenie, jakbyśmy nagle stali się o tacy malutcy, podobnie jak powierzchniowcy, którzy pierwszy raz wchodzą do Orzammaru. Kłębiasty, szary dym zawirował gwałtownie wokół nas i… zniknął. Rozpłynął się w powietrzu w chwili krótszej niż pstryknięcie palcami.
Nastała cisza. Kompletna. Nie było słychać szelestu liści, ani śpiewu świerszczy. Ba! Nawet własnego oddechu nie słyszałem.
- Blackwall! - Żelazny Byk wrzasnął nagle nad moim uchem.
Lecz dopiero to co zobaczyłem przyprawiło mnie niemal o zawał, a możecie mi wierzyć, że swoje w życiu już widziałem. Ciało szarego strażnika, otoczone czarnymi i fioletowymi płomieniami, lewitowało nad nieprzytomną inkwizytorką. Między jego wyciągniętymi ramionami unosił się długi miecz, wycelowany ostrzem w dół.
- Zabić… tę… co zapieczętowuje – zawył ustami Blackwalla demon.
Dwaj szarżownicy qunari ruszyli na rozkaz, by powstrzymać owładniętego szarego strażnika, lecz padli bez życia po paru krokach. Za plecami usłyszałem głuche tupnięcie. Odwróciwszy się zobaczyłem nieprzytomną Morrigan.
- Parshaara – warknął Byk chwiejąc się na nogach.
Ze względu na to, w jak zacnym gronie się znajdujemy, pozwolicie panowie, że moich słów z tej chwili nie będę cytował. W zasadzie to powinienem dziękować Stwórcy, że krasnoludy odporne są na magię.
Ostatecznie czarę szaleństwa przelał głos, który usłyszałem w głowie. Głos milczący, odkąd poczęstowałem mojego brata, Bartranda, bełtem w pierś. Fragment Idola, posążka z czystego lyrium znalezionego na głębokich ścieżkach pod Kirkwall, którego Hawke pozwolił mi wtedy zatrzymać, znów zaśpiewał.

20.09.2014 09:26
odpowiedz
Michu9212
4

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Lecz to my byliśmy niczym szalejące płomienie. Chmara demonów z Pustki stała nam na drodze do celu. Chmara demonów, przy której horda mrocznych pomiotów wyglądała jak bryłkowiec przy bronto. Lecz tej nocy sama Andrasta stała w naszych szeregach. Cóż, nie dosłownie rzecz jasna.
- Leliano! - odezwał się do mnie Khordan swoim zdartym głosem. - Musisz szyć nieco szybciej, bo sam wszystkiego nie zabiję!
Jego toporki z czerwonej stali szalały razem z nim w karkołomnym, berserkerskim tańcu.
- Skup się zamiast tyle gadać, krasnoludzie - odpowiedział mu jeden z dwójki elfów w naszej grupie.
Zaraz potem ten sam elf o śnieżnobiałych włosach, odrzucił swoje Ostrze Miłosierdzia, a jego znaki z lyrium na ciele zajarzyły się błękitem, po czym dosłownie zmiażdżył w dłoni serce jednego z demonów.
- Ohoho - zaśmiał się Khordan, a jego czarne jak smoła warkocze zwisające z brody zatrzęsły się. - Jesteśmy dziś nieco bardziej ponurzy niż codziennie?
Odpowiedzi Fenrisa nie usłyszałam, bo powietrze nad nami zawirowało złowrogo. Ostatni raz widziałam coś takiego, gdy Morrigan przywoływała burzę z piorunami nad głowami mrocznych pomiotów. Za moimi plecami Solas wyszeptał jakieś inkantacje, a pod naszymi nogami zaiskrzył zawiły glif. Potężna fala uderzeniowa zatrzymała się na barierze, tuż nad naszymi głowami. Wszyscy byliśmy niewymownie wdzięczni naszemu apostacie. Zbliżał się czas, kiedy miały przybyć posiłki, wtem usłyszałam znajome ogłuszające wycie znajomego mi mabari...

22.04.2014 18:27
odpowiedz
Michu9212
4

@Emiliano666
To Bianka - kusza Varrika z DA2 :)

09.03.2014 11:10
odpowiedz
Michu9212
4

Wrzucam jeszcze raz po dopiero teraz zauważyłem błąd, a nie mogę już edytować. Zabrakło jednego słowa, przez które wyszłoby 3001 znaków. Poprawione:

Po przebudzeniu Garret poczuł się jak na najgorszym kacu w życiu. "Przecież nic wczoraj nie piłem", pomyślał. Chaotycznie pojawiające się obrazy w jego głowie, powoli zaczęły nabierać logicznej chronologii. Oparł się na łokciach, ale paraliżujący ból głowy uniemożliwił mu dalsze ruchy. Postanowił więc skorzystać z chłodu brukowanego podłoża.
Powoli się rozejrzał, ale ciemność panującej nocy, o ironio, tym razem mu nie pomagała. Przetarł oczy pozbywając się nieprzyjemnej mgiełki rozmazującej kontury i kształty.
Przyzwyczajony do ciemności wzrok szybko się wyostrzył i Garret zorientował się gdzie się znajduje. Oczekując na Basso zawędrował w uliczkę między domami mieszczan, skąd miał perfekcyjny widok na miejsce spotkania. Jego zawodowe oko dostrzegło, że piwniczne okienko jednego z domów przepuszcza wąską strugę światła. Normalnie nie oparłby się pokusie oprowadzenia się po majętnej rezydencji, ale teraz nie czuł pełni formy. No i chciał jak najszybciej wyjaśnić tę dziwną sprawę.
Pomasował dłonią tył głowy i ocenił, że śmiało może już chociaż wstać. Wolnymi i delikatnymi ruchami postawił się do pionu. Mimo ostrożności zakręciło mu się w głowie i żołądku. Oparty plecami o kamienną ścianę, stłumił niemiłe uczucie.
Przeanalizował kierunek swoich kroków, pozycję w jakiej się ocknął oraz gabaryty guza. Doszedł do wniosku, że napastnik zaszedł go od tej samej strony, z której sam wszedł w uliczkę. Spróbował sobie przypomnieć czy nie widział niczego podejrzanego kierując się w zaułek, jednak nic mu nie świtało. Domyślił się też, że został ogłuszony za pomocą podobnego, lub tego samego narzędzia, którego on sam używał - typowej złodziejskiej pałki. Przeszedł go zimny dreszcz. "To już nawet złodziej przeciw złodziejowi występuje?".
Rozejrzał się za śladami. Szukał czegokolwiek; fragmentów oderwanego odzienia, śladów po butach, zgubionej biżuterii, albo znaku rozpoznawczego, jakie to niektórzy początkujący złodzieje mieli w zwyczaju zostawiać na miejscu zbrodni. Potem coś przyszło mu do głowy. Sprawdził kieszenie w poszukiwaniu jakiejś wiadomości czy notatki, ale nic nie znalazł. Ani śladów, ani wiadomości.
W swoich stronach, Garret mógłby mieć jeszcze nadzieję uzyskać informacje od skulonych w kątach bezdomnych umierających powoli na posępność, a w bogatej dzielnicy wszyscy porządni przecież obywatele o tej porze spali już w ciepłych łóżkach.
Postanowił wrócić więc do "swoich stron". Mknąc ciemnymi alejami starał się unikać przechodzenia dachami i balkonami bojąc się o kolejny niekontrolowany zawrót głowy, który mógłby się skończyć niebezpiecznym upadkiem.
Dotarł do położonej w Czarnej Alejce kryjówki Basso. Zastał go spacerującego nerwowo po sali i coś mamroczącego pod nosem. Spostrzegł znajomego złodzieja i podskoczył w przestrachu.
- Ile razy mam ci mówić, że do tego pomieszczenia wchodzi się drzwiami? - zapytał retorycznie, ale Garret nie wyczuł zwyczajowego, szczerze pretensjonalnego tonu. Jego pytanie raczej miało suchy i obojętny charakter.
- Spartaczyłem, Basso. To nie była "banalna robota", ale Formułę zdobyłem. Tylko... - Garret podrapał się z tyłu głowy - ktoś mi ją ukradł.
- Wiem - odpowiedział.
Złodziej uniósł brwi w zdziwieniu i podążył wzrokiem za dłonią Basso wskazującą na jakąś kartkę leżącą na jego biurku. "Formuła!", zauważył. Szok odjął mu mowę. Spojrzał tylko pytająco.
- Ktoś się chyba stara o moje względy - w szerokim uśmiechu zleceniodawca Garreta pochwalił się pełnym uzębieniem, po czym zaśmiał się wesoło. - I jest na prawdę dobry.

2996 znaków bez spacji. Przepraszam za kłopot.

08.03.2014 16:10
odpowiedz
Michu9212
4

Po przebudzeniu Garret poczuł się jak na najgorszym kacu w życiu. "Przecież nic wczoraj nie piłem", pomyślał. Chaotycznie pojawiające się obrazy w jego głowie, powoli zaczęły nabierać logicznej chronologii. Oparł się na łokciach, ale paraliżujący potylicy uniemożliwił mu dalsze ruchy. Postanowił więc skorzystać z chłodu brukowanego podłoża.
Powoli się rozejrzał, ale ciemność panującej nocy, o ironio, tym razem mu nie pomagała. Przetarł oczy pozbywając się nieprzyjemnej mgiełki rozmazującej kontury i kształty.
Przyzwyczajony do ciemności wzrok szybko się wyostrzył i Garret zorientował się gdzie się znajduje. Oczekując na Basso zawędrował w uliczkę między domami mieszczan, skąd miał perfekcyjny widok na miejsce spotkania. Jego zawodowe oko dostrzegło, że piwniczne okienko jednego z domów przepuszcza wąską strugę światełka. Normalnie nie oparłby się pokusie oprowadzenia się po majętnej rezydencji, ale teraz nie czuł pełni formy. No i chciał jak najszybciej wyjaśnić tę dziwną sprawę.
Pomasował dłonią tył głowy i ocenił, że śmiało może już chociaż wstać. Wolnymi i delikatnymi ruchami postawił się do pionu. Mimo ostrożności zakręciło mu się w głowie i żołądku. Oparty plecami o kamienną ścianę, stłumił niemiłe uczucie.
Przeanalizował kierunek swoich kroków, pozycję w jakiej się ocknął oraz gabaryty guza. Doszedł do wniosku, że napastnik zaszedł go od tej samej strony, z której sam wszedł w uliczkę. Spróbował sobie przypomnieć czy nie widział niczego podejrzanego kierując się w zaułek, jednak nic mu nie świtało. Domyślił się też, że został ogłuszony za pomocą podobnego, lub tego samego narzędzia, którego on sam używał - typowej złodziejskiej pałki. Przeszedł go zimny dreszcz. "To już nawet złodziej przeciw złodziejowi występuje?".
Rozejrzał się za śladami. Szukał czegokolwiek; fragmentów oderwanego odzienia, śladów po butach, zgubionej biżuterii, albo znaku rozpoznawczego, jakie to niektórzy początkujący złodzieje mieli w zwyczaju zostawiać na miejscu zbrodni. Potem coś przyszło mu do głowy. Sprawdził kieszenie w poszukiwaniu jakiejś wiadomości czy notatki, ale nic nie znalazł. Ani śladów, ani wiadomości.
W swoich stronach, Garret mógłby mieć jeszcze nadzieję uzyskać informacje od skulonych w kątach bezdomnych umierających powoli na posępność, a w bogatej dzielnicy wszyscy porządni przecież obywatele o tej porze spali już w ciepłych łóżkach.
Postanowił wrócić więc do "swoich stron". Mknąc ciemnymi alejami starał się unikać przechodzenia dachami i balkonami bojąc się o kolejny niekontrolowany zawrót głowy, który mógłby się skończyć niebezpiecznym upadkiem.
Dotarł do położonej w Czarnej Alejce kryjówki Basso. Zastał go spacerującego nerwowo po sali i coś mamroczącego pod nosem. Spostrzegł znajomego złodzieja i podskoczył w przestrachu.
- Ile razy mam ci mówić, że do tego pomieszczenia wchodzi się drzwiami? - zapytał retorycznie, ale Garret nie wyczuł zwyczajowego, szczerze pretensjonalnego tonu. Jego pytanie raczej miało suchy i obojętny charakter.
- Spartaczyłem, Basso. To nie była "banalna robota", ale Formułę zdobyłem. Tylko... - Garret podrapał się z tyłu głowy - ktoś mi ją ukradł.
- Wiem - odpowiedział.
Złodziej uniósł brwi w zdziwieniu i podążył wzrokiem za dłonią Basso wskazującą na jakąś kartkę leżącą na jego biurku. "Formuła!", zauważył. Szok odjął mu mowę. Spojrzał tylko pytająco.
- Ktoś się chyba stara o moje względy - w szerokim uśmiechu zleceniodawca Garreta pochwalił się pełnym uzębieniem, po czym zaśmiał się wesoło. - I jest na prawdę dobry.

Tekst ma 2998 znaków :)