Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin
Forum

Demugitus ostatnie wypowiedzi na forum i w komentarzach

02.11.2017 17:00
odpowiedz
Demugitus
1

17 grudnia 1922.
Upiorna grudniowa noc. Moje demony unosiły się na zewnątrz, za drewnianą okiennicą i w ciasnym, ciemnym pokoju. Nie miałem odwagi rozjaśnić go choćby płomieniem świecy. Stało się. Narutowicz nie żyje. Zabiłem Narutowicza...

Dzień wcześniej.
Zakon Templariuszy zawsze pragnął władzy. Twierdził uparcie przez wieki, że zależy mu na porządku i rozwoju ludzkości, ale zawsze chodziło o władzę. Dla Zakonu był to miecz obosieczny - to nienasycone pragnienie zawsze ostatecznie prowadziło Zakon do upadku. Powstawali raz za razem, aby znów popełniając te same błędy, zejść do podziemia. Mój ojciec często mi o tym opowiadał. Zdobywanie władzy w nowo powstałych krajach było wyzwaniem - Zakon próbował tego w rewolucyjnej Francji, w zbuntowanych brytyjskich koloniach. Po Wielkiej Wojnie przyszła kolej na młode europejskie państwa. Templariusze doceniali zapał narodu polskiego. Byli jak my, skryci w cieniu, aby nagle wyjść i zamanifestować swoją sprawę. Nic dziwnego, że Zakon postanowił nimi rządzić. Odkryli Narutowicza w Zurichu, bezpiecznej przystani zgromadzenia. Wysłany do Polski, szybko zrobił karierę polityczną i został prezydentem. Bał się tego stanowiska, ale Wielkiemu Mistrzowi Templariuszy nie wolno było odmawiać. I tak Templariusz objął władzę w II Rzeczpospolitej. I dlatego zdecydowano, że musi zginąć. Asasyni wierzyli w młody naród. Narutowicz w dniu objęcia stanowiska stał się celem. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Długi, jasny płaszcz miał na tyle głębokie rękawy, że zamocowane ostrze było całkiem niewidoczne. Czy broń biała mogła być skuteczna w czasach karabinów i czołgów? W okopach Francji zrozumiałem, że ludzie już nie wierzą w ukrytą broń, dlatego zupełnie się jej nie spodziewają. Broń Asasynów znów stała się atutem. Czy prezydent zginie dziś od ukrytego ostrza? Zależało to wyłącznie ode mnie.

Bractwo dobrze wywiązało się z przygotowań. Dzień wcześniej namówiono prezydenta, aby zrezygnował z ochrony policji. Nikt nie był kontrolowany przy wejściu. W pierwszej sali galerii nie było tłumów, każdy skupiony był na Narutowiczu, nie na obrazach. Dostrzegłem jednego z braci Asasynów, rozpoznałem po wybrzuszeniu na prawym przedramieniu, wybrał płaszcz ze zbyt ciasnego materiału. Stanąłem obok niego, lekko unosząc rękaw. Asasyn był spięty, ale na widok kompana rozluźnił się. Szepnął do mnie, że nadeszła ta chwila. Miał rację. Ostrze wysunęło się bezdźwięcznie i przebiło serce i płuco. Asasyn zachwiał się i oparł o ścianę. Nie wydał nawet westchnięcia. Nikt nie spojrzał w naszą stronę. Naprawdę nie spodziewali się, że będziemy chronić prezydenta? Naszego prezydenta?
Trzy krótkie wystrzały. Tylko tyle wystarczyło, aby nasze plany legły w gruzach. I abym ja wyszedł na głupca. Dwóch? Wysłali dwóch? I to według ideologii Mędrca, że dobrze jest poświęcić swoje życie i wolność wykonując zadanie? Nawet się nie bronił, poddał się od razu. Co za ironia, że Templariusz ginie od kuli, a nie ostrza. Wszystko się zmienia, nawet nasza wojna.

17 grudnia 1922
Zamieszanie pozwoliło mi uciec nim zamknięto galerię. Siedzę wpatrzony w mrok. Zawiodłem. Pozwoliłem, aby Narutowicz zginął. To niemalże tak, jakbym sam go zabił. Słyszę kroki na korytarzu. Nie pukają, więc to nie policja. To moi bracia z Zakonu. Nie wybaczą mi tego, Mistrz tego nie wybaczy. Ukryłem ostrze. Niegdyś należało do mojego ojca, nie pozwolę, aby ktoś poza moją rodziną go używał. Słyszę odgłos wytrychu w zamku. Nadszedł czas. Niech mnie prowadzi Ojciec Zrozumienia, bowiem zawiodłem.