Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin
Forum

wve23829 ostatnie wypowiedzi na forum i w komentarzach

22.08.2021 00:45
😒
odpowiedz
1 odpowiedź
wve23829
4
3.0

Są takie gry które wciągają a zakończeniem rujnują cały czas gry. Przykładem takiego tytułu jest dla mnie od dawna "Firewatch". Dziś niestety mam drugą taką grę i jest nią "What Remains of Edith Finch". Mam wrażenie, że gdybym w ogóle tego tytułu nie odpalił to nic bym nie stracił. Próbowałem tej grze dużo wybaczyć - gameplay był idiotyczny i grałem w to tylko dlatego, że liczyłem na spektakularne zakończenie. Jestem autorom niezmiernie wdzięczny, że pozwolili mi za pomocą pada otworzyć ręcznie każde jedne drzwi które tylko znalazły się w tej grze. Gdyby nie to gra skończyłaby się dużo szybciej. Jedynym pozytywnym aspektem tej gry jest to, że już ją skończyłem i pewnie tak jak "Firewatch" szybko zniknie z mojej pamięci. Na szczęście jest dostępna w Gamepass więc każdy może za kilka złotych ograć tego crapa i zapomnieć o jego istnieniu.

12.02.2021 08:29
odpowiedz
2 odpowiedzi
wve23829
4

Na pierwszy rzut oka bardzo fajna gra. Dużo ciężarówek do wyboru, kawał świata do zwiedzenia i możliwość założenia w��asnej firmy transportowej. Niestety, starczy kilka godzin gry i rozgrywka robi się bardzo monotonna. Jak gram w tą grę to przypominają się te wszystkie "bieda openworldy" z milionem questów pod tytułem "przynieś mi 10 kawałków mięsa a dam ci questa pozwalającego przynieść mi 20 kawałków mięsa".
Ta gra próbuje łapać zbyt wiele srok za ogon na raz przez co w żadnym aspekcie nie jest dobra. Co z tego, że mamy do zwiedzenia kawał Europy jak większość miast wygląda tak samo. Gdyby nie to, że w bardziej znanych miastach mamy charakterystyczne obiekty to nikt by się nie zorientował, że po nich jeździmy. W czasach Flight Simulatora to naprawdę biednie wygląda.
Ale nawet zostawiając miasta też nie jest za dobrze. Niezmiennie mnie urzeka sposób prowadzenia tras - autostrada potrafi się nagle zmienić w zwykłą drogę na odcinku 1 km tylko po to aby zrobić na niej skrzyżowanie ze światłami albo przejście dla pieszych. Drogi są budowane ze skończonej liczby "klocków" co też dość szybko zaczyna nudzić.
Do tego dróg nie jest też zbyt dużo. Nie byłby to duży problem gdyby nie to, że ktoś wpadł na pomysł, że należy wprowadzić losowe eventy zamknięcia niektórych odcinków z powodu wypadków. Jak mamy pecha to może się okazać, że zamknięty został ostatni zjazd z autostrady przed końcem naszej podróży - potrafi to spowodować, że z 10 km do przejechania zrobi się nam nagle 200 km. W realu podjechalibyśmy sobie 3km do następnego zjazdu aby "zawinąć rogala". W ETS możemy o tym zapomnieć. Jak w "Misiu" - "najbliższy czynny taras widokowy jest we Wrocławiu".
AI ruchu ulicznego jest naprawdę biedne. Komputerowym kierowcom zdarza się spowodować wypadek - za który oczywiście zostanie obwiniony gracz. Z drugiej strony głupota botów powoduje, że bez problemu można wymuszać pierwszeństwo podczas wyjazdu z drogi podporządkowanej - ich zachowania są tak przewidywalne, że głupio z tego nie skorzystać.
Kolejna kwestia to system karania gracza za przewinienia drogowe - przypomina on AI policji w CP2077 - przekroczenie prędkości czy przejazd na czerwonym świetle - mandat jest z automatu. Tylko pogratulować skuteczności policji.
Wisienką na torcie jest ekonomia. Tą część gry musiał chyba projektować jakiś działacz Lewiatana czy innej organizacji zrzeszającej pracodawców. W ETS2 pracownicy to nieudacznicy, którzy nieuchronnie prowadzą do bankructwa firmy. W tej chwili mam już 5 pracowników i wszyscy razem nie są w stanie osiągnąć przychodów które ja generuję. Do tego pory nie ogarniam co mi w zasadzie daje posiadanie własnej ciężarówki i naczepy? Przecież tzw. "szybkie zlecenia" które polegają na jeździe cudzym sprzęcie są płatne dokładnie tak samo jak te gdzie przewozimy czyjś towar za pomocą swojej floty. Gdzie tu jest biznes? Ja rozumiem, że fajnie jest kupić ciężarówkę po to żeby sobie potem ją przystrajać godzinami ale ekonomicznie w tej grze nie ma to żadnego sensu.
Kolejna sprawa to polityka twórców tej (podobno taniej) gry. Chcesz sobie pograć w moda poprawiającego Polskę? Doskonale. Do tego potrzebujesz jednak wszystkich dodatków które wyszły (w tym koniecznie tych które poprawiają Bałkany, Włochy a za chwilę pewnie i Hiszpanię). Koszt wszystkich to ponad 200 zł (i to pod warunkiem, że poczekamy na wyprzedaż na Steam). Za takie pieniądze to się gry AAA kupuje...
Moim zdaniem lepiej byłoby zrobić jedną rzecz porządnie niż tworzyć "po łebkach" kilkanaście mechanik. Teraz to ja w sumie nie wiem dla kogo jest ta gra.

07.06.2020 00:01
odpowiedz
wve23829
4

Chciałbym się odnieść do trybu My Career - moim zdaniem największym problemem tego trybu nie gry nie są wcale mikropłatności. Sam pomysł jest rewelacyjny ale realizacja pozostawia sporo do życzenia. Rozumiem samą ideę rozwoju gracza poprzez treningi i poprawę jego umiejętności. Leniwy gracz może tylko ułatwić sobie życie i przyspieszyć rozwój postaci. Jak dla mnie to jest ok i nie czyni wcale gry słabą. Jak ktoś woli zapłacić zamiast trenować godzinami to jego sprawa i nic nikomu do tego. Nie wiedzieć czemu to właśnie na tym skupiła się krytyka dotycząca tej gry.
Tryb My Career wygląda jakby twórcy gry nie mogli się zdecydować czy chcą robić sandboxa czy oskryptowaną grę fabularną. Początek gry to raczej skrypty. Mamy jakąś fabułę z niewielkimi opcjami wpływu na rozgrywkę. W pewnym momencie gra próbuje przekonać nas, że żeby dostać się do NBA musimy naprawdę się postarać. No więc starałem się. Niestety umiejętności mi nie starczało. Robiłem jakieś biedne 4 punkty na mecz i miałem oceny w okolicy C. Tak na logikę to nie bardzo się nadawałem do zawodowej ligi. Pomimo tego i tak zostałem wybrany w drafcie do NBA.
Początek oczywiście był ciężki - grałem jakieś ogony. Cały czas szło mi średnio - zdobywałem jakieś 4 punkty na mecz. Po kilku miesiącach takiej żenującej gry trener doszedł do wniosku, że należy mnie awansować do pierwszej piątki kosztem gościa który rzucał dwa razy więcej punktów ode mnie. No ale co zrobić - trener jest szefem to on decyduje.
Zacząłem więc grać w pierwszym składzie. Grając więcej robiłem trochę więcej punktów. Bardzo szybko zauważyłem jednak, że mój wynik zależał w dużej mierze od tego na co AI mi pozwala. Bywają takie mecze gdzie wpada mi wszystko co rzucam. Są natomiast takie gdzie nie jestem w stanie trafić nawet prostego rzutu z dwutaktu. Cały czas potrafię zdobyć tylko 4 punkty w meczu. Innym razem kończę z 30 punktami. Wynika to bezpośrednio z tego jak bronią komputerowi zawodnicy. W jednym meczu nie odpuszczają mnie na krok a w drugim zostawiają naprawdę dużo miejsca. I nie mają znaczenia tu moje umiejętności - mam wrażenie, że to gra decyduje ile punktów powinienem zdobyć w konkretnym meczu. Na YT można znaleźć zresztą sporo filmów na których widać, że to AI decyduje o wynikach meczów. Rzuciłeś 70 punktów w meczu? Nie ma to żadnego znaczenia. Komputerowy trener zdejmie Cię z boiska na 10 sekund przed końcem meczu tylko po to aby drużyna przeciwna wygrała mecz.
Moim zdaniem twórcy gry powinni się zdecydować. Jeśli gra jest oskryptowana to powinna być taka cały czas. Może zamiast dawać graczowi iluzję wolności należałoby wprowadzić całkowicie oskryptowany sezon. Wtedy mielibyśmy "kampanię" analogicznie do tego co mamy np w takim "Call of Duty". Każdy gracz przechodziłby dokładnie te same mecze, które wymagałyby od niego wykonania tych samych zadań. Jeśli twórcy wolą natomiast iść w stronę sandboxa to należałoby wywalić całą część fabularną i skupić się na osiąganiu postawionych celów bez pchania gracza do ligi na która nie zasłużył. Wymagałoby to więcej pracy ale dało większe wrażenie, że wyniki osiągane przez gracza mają wpływ na jego status.
Aktualnie gra jest tylko wydmuszką, która szybko się nudzi. Po co ćwiczyć rzuty skoro w momencie próby gra i tak za nas zdecyduje, czy rzut powinien wpaść czy nie. I to jest moim zdaniem największy problem tej gry a nie mikropłatności.

09.01.2020 00:12
😐
odpowiedz
wve23829
4

Gra faktycznie jest dosyć nierówna. Są momenty genialne - ale są też zwyczajnie słabe. Na szczęście, prawie 2 lata po premierze, działa już znośnie na moim komputerze z 2015 roku.

Czytając komentarze widzę, że sporo ludzi zniechęca się w początkowym etapie gry. Warto zdać sobie sprawę, że KG:C jest grą zdecydowanie różną od większości dostępnych na rynku tytułów. Nasza postać na początku gry jest totalnym lamusem która nie ma pojęcia o władaniu jakąkolwiek bronią. Stąd też próby walki z kimkolwiek skazane są na porażkę. Kilka pierwszych misji fabularnych idzie graczowi na rękę stawiając naprzeciw jednego (lub co najwyżej dwóch) przeciwników o kiepskich skillach. To zresztą szybko się kończy bo nawet fabuła bardzo szybko zaczyna wymagać walki z kilkoma przeciwnikami jednocześnie - co przy systemie walki zaimplemntowanym w grze, przy kiepskich skillach bohatera, jest w zasadzie niemożliwe. Od początku dotyczy to niestety spotkań z losowo spawnowanymi bandytami podczas szybkiej podróży. Tutaj przeważnie mamy więcej niż jednego przeciwnika - sytuacja nie do wygrania dla większości graczy na początku gry.
Tak wygląda świat w tej grze i zamiast się na to wkurzać trzeba nauczyć się z tym żyć. Większość gier, niestety, nauczyła nas do wchodzenia w rolę obrońcy całego świata, który już na początku gry tłucze wrogów pęczkami. W KG:C trzeba unikać walki w sytuacji w której nie mamy szans na wygraną. Na szczęście gra daje tu duże pole do popisu. Czasem starczy poprosić kogoś o pomoc, czasami starczy komuś zapłacić a czasem trzeba zwyczajnie wziąć nogi za pas (niczym odważny sir Robin w filmie Monty Pythona). Jak to w życiu - każdy orze jak może. Cały czas jednak możemy rozwijać naszą postać tak aby stopniowo coraz lepiej radzić sobie z samodzielnym rozwiązywaniem problemów siłowych :)
Muszę powiedzieć, że na początku gra robiła na mnie duże wrażenie. Po raz pierwszy mogłem się poczuć w średniowiecznej grze jak wieśniak który niczego nie ma i nic nie potrafi. Okazało się, że miecza w średniowieczu nie da się znaleźć w pierwszych lepszych krzakach (jak to było np w Wiedźminie 3) i że zwykłego chłopa nie stać w zasadzie na nic poza piwem w karczmie. Z tym wszystkim kontrastuje przepych z którym obnosi się lokalna szlachta z zapyziałych wiosek.
Niestety przez niedopracowanie gry to wrażenie szybko przemija. Okazuje się, że wędrując przez mapę z kompletem wytrychów jesteśmy bardzo szybko dorobić się ogromnego majątku, którego nie ma na co wydawać. Bardzo szybko jesteśmy w stanie zmienić się z półnagiego wieśniaka w ubranego najlepszą zbroję gościa - do którego co drugi mówi per "rycerzu". Tej sytuacji nie zmienia nawet przyłapanie nas na kradzieży. Ot posiedzimy chwilę a po wyjściu możemy kontynuować dalej swój proceder. A przecież średniowieczne realia były dla złodziei dosyć brutalne.
I chyba to jak dla mnie największy problem z tą grą. Na początku człowiek narzeka, że jest za trudno aby po jakimś czasie stwierdzić, że to właśnie ta początkowa trudność jest tym co wyróżnia tą grę. Kasy jak lodu, skille przewyższające większość przeciwników - gdzie tu oryginalność? To samo mieliśmy zresztą w Wiedźminie 3 - od pewnego momentu zniknął gdzieś klimat Geralta, który ledwie wiąże koniec z końcem. Nawet nie było sensu ekwipunku szukać - przeważnie mieliśmy już dawno coś dwa razy lepszego :)