Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin
Forum

NikoBa ostatnie wypowiedzi na forum i w komentarzach

08.11.2017 19:41
odpowiedz
NikoBa
1

Marię znałem od małego, nasi ojcowie byli dobrymi przyjaciółmi, więc często odwiedzaliśmy państwa Skłodowskich. Uczynna, miła… Niestety nie miała za wiele czasu, żeby się z nami bawić, ciągle siedziała z nosem w książkach. Czytała, co wpadło jej w ręce a potem opowiadała nam o niezrozumiałych dla nas rzeczach, które wyczytała w dziełach z biblioteczki swojego ojca. Trudno się dziwić, nie mieliśmy nawet dziesięciu lat. Zawsze była wyjątkowo zdolna, a i pamięć miała bardzo dobrą, dzięki czemu wszystko przychodziło jej z łatwością. Jakiś czas później rozpoczęła naukę w pensji dla dziewcząt i widywałem ją coraz rzadziej. Sam zajęty byłem szkołą, przez co nie mieliśmy zbyt wielu okazji do rozmowy. Kiedy miałem 18 lat moja matka zmarła na tyfus, nie poszedłem na planowane studia i zająłem się dawaniem korepetycji z matematyki. W 1890 roku, po śmierci mojego ojca, wyruszyłem do Paryża, zostawiając w Warszawie swoje całe dotychczasowe życie. Poznałem tam Józefa Wierusza-Kowalskiego, z którym widywałem się, kiedy tylko był we Francji. To od niego dowiedziałem się, że mój ojciec był asasynem. Któregoś wieczoru wybraliśmy się na spektakl amatorskiego teatru. Możecie wyobrazić sobie moje zdziwienie, kiedy na scenie ujrzałem Marię. Nie wiedziałem nawet o tym, że jest w Paryżu. Okazało się, że studiuje na Sorbonie. Oczywiście nie dowiedziałem się wtedy wiele więcej na temat tego, co się z nią działo przez te wszystkie lata, ze względu na mojego towarzysza. Józef, usłyszawszy o tym, że Maria studiuje fizykę, od razu zaczął opowiadać o swoich badaniach…
Dwa miesiące później mój przyjaciel znów zjawił się w Paryżu, postanowiłem go więc odwiedzić. Zapoznał mnie on ze skromnym naukowcem – Pierre’em Curie, który opowiadał mi o odkryciach, dokonanych wspólnie z bratem. Chwilę później dołączyła do nas Maria. Od razu znaleźli wspólny język, nic dziwnego, że niedługo później wzięli ślub.
Odwiedzałem ich dość często i asystowałem przy badaniach, a przede wszystkim chroniłem ich. Rozumieli, dlaczego bractwu tak zależy na ich odkryciu, ale nie zdawali sobie sprawy z tego, jak wielkie groziło im niebezpieczeństwo. Templariusze nieustannie czyhali na okazję, żeby położyć swoje brudne łapska na dokumentacji naukowej Marii i Pierre’a a ja miałem do tego nie dopuścić.
Sukces gonił sukces. W lipcu 1898 odkryli polon, nazwany tak na cześć naszej ojczyzny, a pięć miesięcy później, w grudniu, rad. W 1903 roku Maria obroniła pracę doktorską a kilka miesięcy później razem z Pierre’em i panem Becquerel’em otrzymali nagrodę Nobla. Nie spoczęli jednak na laurach i dalej prowadzili badania, próbując uzyskać rad w stanie czystym.
19 kwietnia 1906 roku… Tego felernego dnia siedziałem u nich w salonie i bawiłem się z Ewą, ich najmłodszą córeczką. Maria krzątała się po domu i spierała o coś z najstarszą córką. Do domu wpadł zdyszany Pierre. Powiedział, że później musi się z nami koniecznie podzielić czymś niewiarygodnym. Wskazał na notatki trzymane w ręku, które chwilę później spakował do teczki. Pocałował Marię w policzek i wybiegł na spotkanie ze Stowarzyszeniem Profesorów Wydziałów Nauk Ścisłych. To było ostatnie zdanie, które od niego usłyszałem… Kilka godzin później na ulicy Dauphine oglądałem jego zmasakrowane zwłoki. Nie było przy nich teczki, z którą opuścił dom.