Jak wyleczyłem się z obsesyjnego grania
tylko mentalnie dorosły już człowiek jest wstanie zobaczyć, że to strata cennego czasu, który można wykorzystać robiąc dziesiątki innych ciekawych rzeczy
Dla ciebie to będzie ciekawa rzecz jak grzebanie palcem w tyłku, a dla innego to strata czasu. Ktoś inny będzie układał 10 000 puzzli, a jeszcze ktoś inny sklejał model działo "Dora" przy którym spędzi 2-3 miesiące.
Dla mnie stratą czasu, a dla innych pasją jest jak teściu wali codziennie wódę, stary ze starą oglądają TV, a żona glebi w smartfona. Dla takich osób granie w gry też jest stratą czasu.
Czyli autor dorosnął, musiał zacząć pracować i zdał sobie sprawę że ma mniej wolnego czasu na gierki, no spoko. Ale dobranie do tego moralizatorstwa o stracie czasu żeby poczuć się lepiej i to w pierwszy dzień nowego roku? xD Mogliście chociaż zrobić z tego artykuł premium, żeby jak najmniej ludzi mogło ten farmazon przeczytać.
To samo przychodzi z życiem. Za dzieciaka grałem nałogowo, omal szkoły nie zawaliłem. Teraz? Więcej gier kupuje niż gram. Czasem przez tydzień nie zagram by potem zagrać jeden dzień ale np. 10 godzin w sobotę :) Ale to i tak mało by skończyć szybko jakiegoś długiego erpega. Praca, żona, książki, przyjaciele, nauka - to wszystko odsuwa od gier.
Mnie słabe gry wyleczyły z długiego spędzania czasu przed PC. Czasem pojawi się jednak taki tytuł jak Baldurs Gate 3 na przykład, gdzie wsiąknę na długo, ale, że ostatnio gry są kierowane do coraz głupszego odbiorcy a do tego ich jakość pozostawia wiele do życzenia to coraz mniej gram.
Człowiek musi dorosnąć tak naprawdę mentalnie by się od tego uwolnić.
Wyciągnąć wnioski, po co ja to robię...i tylko mentalnie dorosły już człowiek jest wstanie zobaczyć, że to strata cennego czasu, który można wykorzystać robiąc dziesiątki innych ciekawych rzeczy.
Mi to osobiście zajęło ponad 15 lat, by się uwolnić od takiej obsesji, teraz tylko gram w to co mnie naprawdę interesuje, przechodzę i tyle. Granie po 40 godzin tygodniowo to już przeszłość i cieszę się, bo dzięki temu mam czas na wiele innych rzeczy, które są lepsze niż głupie siedzenie na jakimś wyzwaniem by platynować grę.
Posiadanie wszystkich kamuflaży do broni w CoDa czy inne pierdoły. Smutne, ale prawdziwe, bo niektórzy dalej tak żyją.
To samo przychodzi z życiem. Za dzieciaka grałem nałogowo, omal szkoły nie zawaliłem. Teraz? Więcej gier kupuje niż gram. Czasem przez tydzień nie zagram by potem zagrać jeden dzień ale np. 10 godzin w sobotę :) Ale to i tak mało by skończyć szybko jakiegoś długiego erpega. Praca, żona, książki, przyjaciele, nauka - to wszystko odsuwa od gier.
Ja w twoim wieku to nie wiedziałem co to komputer czy gry . Pierwszy telefon dostałem w wieku 18 lat więc miałem spokojne dzieciństwo .
Zobacz, a ja wręcz przeciwnie. To znaczy za dzieciaka były gierki, ale o wiele bardziej wolałem spędzać czas ze znajomymi, albo nawet samemu na dworze, na świeżym powietrzu. O wiele mniej gier mogłem ograć, bo i wtedy były one uważane za stratę czasu przez dorosłych, a i na mniej mogłem sobie pozwolić.
I to nie jest tak, że teraz gram nałogowo. Platyny mam gdzieś, rzadko która gra mnie niesamowicie wciąga (jak Elden Ring na przykład), ale gram więcej, szczególnie że wraz z rozwojem internetu poznałem więcej ludzi, z którymi mogę to hobby dzielić. Oczywiście doszły inne zainteresowania, ale gaming to jednak to główne.
tylko mentalnie dorosły już człowiek jest wstanie zobaczyć, że to strata cennego czasu, który można wykorzystać robiąc dziesiątki innych ciekawych rzeczy
Dla ciebie to będzie ciekawa rzecz jak grzebanie palcem w tyłku, a dla innego to strata czasu. Ktoś inny będzie układał 10 000 puzzli, a jeszcze ktoś inny sklejał model działo "Dora" przy którym spędzi 2-3 miesiące.
Dla mnie stratą czasu, a dla innych pasją jest jak teściu wali codziennie wódę, stary ze starą oglądają TV, a żona glebi w smartfona. Dla takich osób granie w gry też jest stratą czasu.
Dobrze napisane. Bawią mnie tacy myśliciele, którzy wywyższają jedną formę aktywności nad drugą. Zawsze jak czytam takich pseudo coach'ów to wyobrażam sobie te ich egzotyczne formy spędzania czasu.
Jak ktoś jest produktywnym obywatelem (tzn. pracuje w dowolny sposób) to ma prawo spędzać wolny czas jak tylko się mu podoba. Czy wbijaniem platyny, czy spacerowaniem 2h bez celu czy uprawianiem wyciszającej jogi.
Mają się za mentalnie dorosłych, a to tak na prawdę mentalne, egoistyczne dno.
Zasadniczo się zgadzam z tym co napisałeś. Za to dzięki za wzmiankę o modelu działa kolejowego Dora. Nie wiedziałem, że da się kupić coś takiego. Zarąbista rzecz^^
jak ktoś jest produktywnym obywatelem
Rozumiem o czym mówisz, ale to określenie mnie obrzydza bo sprowadza człowieka do parobka który ma zapi.... na państwo które i tak ma go w czterech literach.
Czyli autor dorosnął, musiał zacząć pracować i zdał sobie sprawę że ma mniej wolnego czasu na gierki, no spoko. Ale dobranie do tego moralizatorstwa o stracie czasu żeby poczuć się lepiej i to w pierwszy dzień nowego roku? xD Mogliście chociaż zrobić z tego artykuł premium, żeby jak najmniej ludzi mogło ten farmazon przeczytać.
Musisz mieć naprawdę smutne życie, kiedy dopisujesz nie wiadomo jakich wartości do zwykłego, opiniowego tekstu...
Też trochę tak miałem, nazbierało się tyle tych darmówek rozdawanych przez ostatnie lata i po prostu trzeba było się z nimi zapoznać, po coś w końcu się je przygarnęło. Wiele z nich w jakiś sposób zapadła w pamięć, ale niektóre tytuły kompletnie nie były w moim typie, ale były tak znane lub dobrze oceniane, że grzech było nie dodać ich do biblioteki. I potem były męczarnie przy ogrywaniu. A granie ma być przecież tylko i wyłącznie przyjemnością, bo co to za rozrywka, która męczy, już wystarczy, że samo życie jest męczące.
niektóre tytuły kompletnie nie były w moim typie, ale były tak znane lub dobrze oceniane, że grzech było nie dodać ich do biblioteki. I potem były męczarnie przy ogrywaniu.
To idź się do Chin wyprowadzić bo to najpopularniejszy kraj
Granie, wbijanie platyn czy kończenie gier na 100% to też forma spędzania wolnego czasu. Ważne jest jednak, aby takie spędzanie nie wpływało na inne czynności takie jak praca, czy rodzina (dla niektórych). Po prostu trzeba umieć zachować balans, ot cała sztuczka.
Mnie słabe gry wyleczyły z długiego spędzania czasu przed PC. Czasem pojawi się jednak taki tytuł jak Baldurs Gate 3 na przykład, gdzie wsiąknę na długo, ale, że ostatnio gry są kierowane do coraz głupszego odbiorcy a do tego ich jakość pozostawia wiele do życzenia to coraz mniej gram.
Wystarczy po prostu grać w dobre gry. Wiekszosc ludzi zachowuje sie jakby ktos ich zmuszał grać w Ubigry, MMO, jakieś smieciowe Destiny 2 czy inne badziewie. Żyjemy w czasach, w ktorych na steam w kazdej chwilii może wyjsc indie gra na poziomie AA/AAA jak np. Valheim , Ready Or Not, Lethal Company itd.
AA/AAA znaczy coś innego. Dodatkowo gry które podałeś są nastawione na multi, a z dobrą ekipą to można grać w byle co i też będzie spoko. Każdy ma preferencje co do typu gier, settingu itp; podliczając to wszystko okazuje się że na singla prawie nic ciekawego nie wychodzi, zalewa nas cała masa produktów bez życia.
Osiągnięcia maksuję tylko w tych grach, które nie wymagają ode mnie przechodzenia ich wielokrotnie czy na wysokich poziomach trudności. Chyba ostatnią grą, którą wymaksowałem był Marvel's Spider-Man, bo w tej grze samo poruszanie się po mieście było przyjemnością, więc zbieranie znajdziek nie męczyło. Najgorzej było z tymi przestępstwami, których trzeba było wykonać stanowczo zbyt dużo. Odyseję też wymaksowałem bez większego bólu, to samo planuję zrobić z Origins. Jeśli widzę, że jakiś tytuł ma osiągnięcia, których wbicie jest trudne albo wymaga ponownego przejścia na NG+ to po prostu odpuszczam, przestaję zwracać uwagę na trofea i po prostu staram się dobrze bawić z danym tytułem. Nigdy nie robiłem też list gier, które MUSZĘ przejść. Gram w to na co mam ochotę. Coraz mniej nowych tytułów mnie interesuje, więc mogę ogrywać starsze produkcje.
Przecież to jest prawda stara jak świat - najlepszym lekiem na FOMO jest właśnie odpuszczenie sobie czegoś. Jak się raz odpuści i zobaczy, że świat się nie zawalił a w życiu w zasadzie nic się nie zmieniło przez to, to bardzo łatwo przechodzi.
Najlepsi są ci co biorą urlop na granie.
Przyjemności trzeba dawkować wtedy jest najlepiej i nie warto robić sobie nie wiadomo jakich oczekiwać względem każdego produktu bo wtedy można się tylko rozczarować.
Osiągnięcia olewam całkowicie, nie zwracam na nie uwagi ale może dlatego że zaczynałem gdy ich nie było a jak weszły to grałem bardzo mało. Za to jeśli tytuł mnie zainteresuje, w grach typu RPG, to staram się przejść większość dostępnych misji, w dostępnym sobie czasie. Liderem jest tutaj u mnie trylogia mass effect, tam robiłem wszystko co się dało ale to raczej odosobniony przykład. Z poprzedniego roku może Valhalla choć tam to już raczej główniejsze wątki, zanieś przynieś olewałem.
Co do tematu opinii to obsesyjnie chyba grałem tylko chwile w Tibie w wakacje któregoś roku, ok. 18h na dobę. Teraz zwyczajnie, nawet jeśli czułbym taki nałóg, to nie mógłbym się mu poświęcić. Mam inne zobowiązania.
Niektórzy nadal nie dorośli. Wystarczy nazwać ich hobby stratą czasu i już im gul skacze...
Tak, każda aktywność z punktu widzenia innych osób może być dla nich stratą czasu i mają do tego prawo by taką opinię wyrażać. Ale co w związku z tym?
No właśnie nic.
Robicie to dla siebie (swojej przyjemności) czy dla czyjeś opinii?
Ale takie opinie są debilne i świadczą tylko o tym, że ktoś nie rozumie, że dla każdego człowieka jakąś rzecz czy czynność ma inną wartość.
Można wyrazić własne zdanie i napisać, że coś dla nas jest stratą czasu, ale nie obwieszczać tego jako obiektywną prawdę.
Ale to ty dzwonisz. Artykuł jest populistyczny i próbuje demonizować gry wideo. To tak jakbyś zrobił artykuł o tym jakie to noże nie są niebezpieczne i najlepiej jakby sprzedawali je tylko za zgodą psychiatry, bo przeciez mozna tym zabic. Tak samo z grami, no przeciez mozna sie uzaleznic, zaniedbać obowiązki... Tacy jak wy to jestescie tylko dobrzy w generalizowaniu i moralizacji. Twoje ostatnie zdanie dosłownie utwierdza tutaj ludzi, że artykuł został stworzony tylko po to, aby auto czuł sie lepiej od innych , bo "on juz nie jest uzalezniony od straty czasu". Troche nie czaisz bazy ze swiatem dookoła co?
MasterOfMotivation sam nie ogarniasz świata. Wystarczył wam jeden artykuł, punkt widzenia jednej osoby i już jesteście urażeni. Cholerne płatki śniegu.
Ile razy to ja czytałem albo słyszałem, że granie w moim wieku jest nieakceptowalne, a wcześniej, że granie w ogóle... I co? I nic. Ludzie gadają, a ja gram nadal. Dla siebie, bo lubię i to jest jedno z moich zajęć w wolnym czasie. Nie obchodzą mnie opinie innych i nie zabraniam im ich mieć i wygładzaszać. Zapewne usłyszę lub przeczytam je jeszcze niejeden raz. Ale to moje życie, a nie ich.
Jak trzeba nie być ogarnietym aby do tematu o graniu pakować politykę (twój inny komentarz).
To ja się trochę podepne pod bardzo mądry post kolegi
Również bawią mnie takie fikołki w komentarzach typu "tylko dorosły człowiek zda sobie z tego sprawę, że to strata czasu".
Jest to po prostu gówno prawda. Po pierwsze to jeśli coś nas pochłania do reszty i sprawia przyjemność to automatycznie staje się to naszym hobby, a nie stratą czasu. Problem pojawia się wtedy gdy to zamienia się w jakieś uzależnienie gdzie zaniedbujemy siebie czy rodzinę.
Kolejną rzeczą jest to, że będąc graczem przez lata i mając teraz np te 30+ lat, patrzymy na gry zupełnie inaczej. Nie ma już tego błysku w oku jak to bywało za dzieciaka kiedy odpalalismy Baldurs Gate, Gothica, Quake czy nawet starsze części Call of Duty i poznawaliśmy te światy, ich historie.
Tak że proszę przestańcie wypisywać bzdury o tym, że coś jest stratą czasu bo dla jednego stratą czasu będzie siedzenie i patrzenie w wodę czekając na branie, a dla kogoś innego to będzie niesamowicie interesujące.
Co do artykułu. Fomo to jest aktualnie jeden z groźniejszych raków branży gier jak i realnego świata. Jestem w pełni świadom tego jak to działa i sobie z tym radzę, ale co jest w tym wszystkim najciekawsze? Kiedyś nie miałem żadnego poczucia straty, czy tego, że coś mnie ominie. Dzisiaj trochę się na tym łapie i jak chcę np kupić jakąś grę która ma DLC to szukam promocji na wersję z dodatkami bo czuję, że bez dodatków gra nie będzie pełnym produktem, a ja stracę coś ważnego. Oczywiście nie ulegam tej pokusie, ale sam fakt, że zostało to we mnie zaszczepione jest przerażający.
No masz racje z tym, że zależy od generacji społeczenstwa i tego jak ktos został wychowany. My potrafimy powiedzieć, że gry to nie strata czasu, ale np. nasz dziadek ktory oglada TV po 12h dziennie, potrafi sie obrazic jak powiemy, że nic innego nie robisz, tylko ogladasz TV. To tak jakbyśmy chcieli wmówić generacji 1990s, że spedzanie całego dnia na dworze to strata czasu, bo można sie przeziebic, zrobic sobie krzywde, mieć wypadek itd. Nie cierpie takiego sztucznego tworzenia ideologii i moralizowania innych podpierajac sie o tylko i wylacznie swoje doswiadczenia życiowe.... niestety tak jest skonstruowany ten swiat. Wszyscy widza tam gdzie konczy sie czubek naszego wlasnego nosa.
Takie teksty o tym, ze "człowiek dorosły ogarnia" biorą się od starych. Mam 30 lat i pamiętam, jak miałem lat -naście, a moi starzy mówili do mnie teksty w stylu "ale co, jak będziesz dorosły to pewnie już nie będziesz grał?". Tak jakby po skończeniu jakiegoś wieku spędzanie czasu z grami, nie robieniu czegoś poza "DOROSŁYMI" rzeczami (vide praca, dom, dzieci), wszystko co sprawia radość i wciąga nie wypadało. Ja się zgadzam, jak coś wciąga, to wciąga i nie ma tu znaczenia, czy masz lat 7, czy 37.
Dla jednego pasja dla drugiego obsesja :) . Wszystko na spokojnie bez ciśnienia , a samo przyjdzie . Nie czuję że muszę gram bo lubię . Norrnalnie pracuje robię ze swoim wolnym czasem co chce . Pozdrawiam .
To ja po przeciwnej stronie bieguna jestem, bo mi sie coraz mniej chce grac w gry.
Musi wyjsc naprawde cos epickiego zeby mi sie chcialo poswiecic pare godzin.
Dajcie newsa o pojawieniu się Uniwersalnego Narzędzia implementującego VR do gier na silniku UnrealEngine. "UEVR" od Praydoga został udostępniony dziś w nocy i jest to spore wydarzenie dla fanów wirtualnej rzeczywistości. Ważne żeby dużo osób się o tym dowiedziało i wsparło twórcę bo jest to duże przedsięwzięcie.
Myśle że granie całymi dniami w gry na 100%, platyna w co się da itp. nie różni się od nałogu picia wódy, to wszystko nałogi tylko różne, ale nłogi. Można robić coś co sprawia nam przyjemność, ale z umiarem tak aby nie zaniedbać rodziny, pracy, siebie, wartościowych relacji, przyjźni, (ale nie mówię o kolegach do całodobowego grania w gry to nie są wartościowe relacje), można przecież razem ze znajomymi pomagać ludziom, zwierzętom albo tworzyć coś wartościowego twórczego, albo poprostu poświęcać wolny czas na dbanie o najbliższych, Naprawde nałogowe granie w gry to osiągnięcie samego dna egzystencji ludzkiej, co za różnica czy 12h dziennie poświęca się na gry, czy na leżenie obszczanym w śmietniku? To jest dokłanie to samo. Sytuacja zmienia się kiedy potraktujemy granie w gry jak formę rozluźnienia po pracy np: ktoś 8 godzin pracuje, wraca zmęczony ale postanowił pobawić się z dziećmi i wieczorem jak już śpią to godzinkę w coś pograł. Ta godzinka w grach jest lepsza niż godzinka z kieliszkiem pawda?
Ta godzinka w grach jest lepsza niż godzinka z kieliszkiem pawda?
Nie nie prawda. Najlepsza to jest godzinka grania z jakąś szklaneczką rudej obok klawiatury/pada/jojsticka.
Dorzucając do tego co inni wymienili...
Jakość gier w dzisiejszych czasach też nie pomaga. Coraz więcej kopiuj wklej przy tej samej zawartości porządnego contentu aby tylko wydłużyć czas rozgrywki, coraz więcej gier niedokończonych co także zniechęca.
Może to ja, ale zdecydowanie więcej funu mam z indyka, w którego pogram 30h niż z takiego asasyna, gdzie po 15h widziałem już wszystko prócz fabuły, w grze na 100+ godzin.
Ja też sobie zapisuję w tabeli Excelu gry, które przeszedłem i gry, które zamierzam przejść w najbliższym czasie. Też poniekąd czuję, że są gry, w które muszę zagrać, bo jest o nich głośno, a nie bo chce. np. Hogwarts Legacy: każdy o nim mówił, więc czułem w podświadomości, że muszę tę grę przejść, mimo że uniwersum Harrego Pottera nie specjalnie mnie interesuje, nawet nie przeczytałem jednej książki JK Rowling (filmów też nie oglądałem).
O heroinie też jest głośno, pomśl, może warto strzała zrobić. Ma dużą popularność, proponuję wpisać do tabelki Exela.
Wystarczy porobić zakładki na Steam, nie bawić się w Excel, choć dawniej to zapisywałem w notatniku gry do ogrania i zaplanowane na każdy rok.
Stres przejścia nowych gier mnie nie dotyczy, raczej za to co chwile dokładam starszych gier, które muszę nadrobić lub dawniej nie chciałem ale po 15 latach stwierdziłem że teraz chcę. Wiele z nich nawet wiem , że doceniłbym mniej niż grając teraz.
Nawet Fallout 2, który wczoraj ukończyłem chyba 5ty raz wydawał mi się jeszcze lepszy niż zazwyczaj znając coraz więcej ciekawych faktów z życia, no i mod uzupełniający RP robi swoje.
Tłumaczyć się komuś ze swojego hobby czy natarczywych zachowań to fałszywe usprawiedliwianie się. Można oszukiwać innych ale samego siebie się nie oszuka. Każda bańka może pęknąć, powstrzymywać się czy nie, to już droga każdego z osobna do wyboru.
Ostatecznie nie ogra się wszystkiego. Wszystko się kończy i nie będzie mieć znaczenia. Po przejściu gry też dane rzeczy tracą na istotności ale zawsze liczy się fakt Tu i Teraz. To jest tylko dla samego siebie.
Wiecie co dobrego jest w graniu po 30+ ?
Ze sie nie mialo czasu na granie, bo rodzina,kariera,zycie ;)
Teraz czlowiek ma wielki tv z ps5 i ogrywa na nim Quake I/II ( za dzieciaka nie bylo stac ) i bawi sie wysmienicie ;)
Gier wydaja tyle ze zycia nie wystarczy...a nie ma juz presji na granie xD wiec kupuje gierki w cenie paczki malin ;)
Dopóki przez granie nie zaniedbuje się obowiązków jak praca, rachunki, zakupy, rodzina to nie jest to żaden kłopot według mnie, a zwyczajne hobby na które poświęcamy czas. I tak jak już przedmówcy powiedzieli, dlaczego ktoś mi ma mówić, że jego sposób spędzania wolnego czasu jest leszy od mojego. Czadem zagram w piłkę, czasem poćwiczę na siłowni, a czasem pomaniaczę na kompie 5 h pod rząd i dobrze mi z tym. A mądrości typu, że lepiej jakby wyszedł z domu, czy zagrał w szachy, niech sobie tacy ludzie wsadza w d... . Zgodzę się jedynie, że granie jest złe w dwóch przypadkach. Raz jak przestajemy ogarniać życie codzienne na rzecz gier, a dwa dzieci też powinny mieć ograniczenie czasowe, bo zbyt łatwo mogą wsiąknąć co w efekcie doprowadzi do punktu pierwszego. Artykuł z zamierzenia moralizatorski, a w praktyce wyszedł niepoważnie i nieprofesjonalnie. Brakuje obiektywizmu, bo gry nie są złe same w sobie jak np. Narkotyki, które zawsze szkodziły i szkodzić będą i wszelkie zalążki zainteresowania tematem należy z miejsca tępić.
Nie "dopóki przez granie" tylko "dopóki przez każde hobby używane w nadmiarze".
MewsoNs ma racje narkotyki są złe zawsze, a gry... no cóż to zależy od gracza, znam takiego co przez nie stracił najpierw pracę, a następnie rodzinę, odleciał prawie jak z narkotykmi. Ale znam też takich co umiarkowanym graniem zastępują inne środki rozluźniające więc u nich wychodzi na to że ta dobra strona gier się ujawnia.
Wszystko w nadmiarze szkodzi gry, szachy, spacery, wędkarstwo no bo robić to 10 godzin na dobę to szaleństwo nawet jak tylko spacerujesz, a są tacy co tak grają w gry.
Twój komentarz na szczęście jest już pierwszy i jest najlepszym podsumowaniem całego artykułu. Mnie kiedyś rozwaliła baba, która zaśmiała się ze mnie, że gram. Potem się okazało, że jest maniaczką... kubusia Puchatka.
dokładnie Rumcykcyk dobrze określił czym jest hobby / strata czasu ;) nic co ci sprawa radość nie jest stratą czasu. Czym większy matoł tym bardziej chce wmówić komuś innemu że jego hobby jest złe bo jego jest przecież o wiele lepsze ;)
Czyli mam rozumieć że jak mi powiesz że chcesz walić gruche cały dzień bo masz z tego dużo radości, a ja odpowiem że to niezbyt roządne hobby w nadmiarze i strata czasu to nazwiesz mnie matołem?
Chcesz powiedzieć, że 2000 godzin które spędziłem jako dzieciak w CSie nie było stratą czasu? Albo tyle samo godzin, które spędziłem na kanapie oglądając mecze piłki nożnej? Było, tak samo jak leżenie i patrzenie się w sufit, bo i to może sprawiać komuś radość. Gdybym 25% tego czasu poświęcił na naukę albo uprawianie np. sportu to zapewne byłbym choć trochę lepszym człowiekiem niż jestem i myślę że dotyczy to większości forumowiczów. Każdy z nas traci/zabija czas w jakiś sposób bo na tym polega relaks, z tym że jedni robią to w sposób bardziej produktywny np. czytając książki fabularne czy grając w planszówki ze znajomymi, inni mniej, np. leżąc przed telewizorem czy waląc wódę, dodatkowo jedni poświęcają na to dwie godziny dziennie a inni dziesięć olewając przy tym wszelkie relacje międzyludzkie czy własny rozwój, w ich przypadku też powiesz że to nie strata czasu jeśli sprawia im przyjemność tłuczenie od rana do wieczora w Fifę czy mechanicznie grindowanie levelu w jakimś MMO? Ważne to być uczciwym ze samym sobą i nie oburzać się gdy ktoś pod jakimś kątem skrytykuje nasze giereczkowo. ;)
Robię listę gier, które przeszedłem. Niedługo stuknie 700. Nie była to strata czasu dla mnie, bo gry to moja pasja - i to nie jedyna.
Populizm zmiksowany z pseudointelektualnym moralizowaniem. Ci co mówią, że gry to strata czasu, surfują tiktoki/instagramy albo ogladaja guwno seriale zamiast tego. Jestem pewny, ze pan autor zamiast grania robi równie "bezuzyteczną" czynność. I te wklejone "OPINIA" w miniaturce artykułu. To jest portal typu tumblr, facebook czy portal poswiecony grom, filmom i newsom o nich? Facet konczy artykuł mówieniem o platynowaniu dwóch nudnych do szpiku kości gier... No trzymajcie mnie. A najlepsze jest to, że ta mentalnosc i mysl artykułu nie trzyma sie kupy, bo wiekszosc osób po 25-30 roku życią, ktorych znam łącznie ze mną, gra wiecej w gry teraz, bo albo stać nas na porządny sprzet do grania albo mamy poukładane, życie a praca to tylko formalność, kiedy człowiek pracuje średnio 8 godzin, kolejne 8 godzin jest praktycznie wolne na granie albo inne hobby/pasje nawet jesli ma sie bobasa, to zostaje troche czasu na granie. Wiec.... skonczcie z takimi artykułami. Autor to pewnie wyborca Konfederacji
+1
Wszystko jest dla ludzi, lecz trzeba znać umiar. Sam jestem przykładem, że po znalezieniu dobrej pracy gra mi się znacznie lepiej. Mam w końcu mocny sprzęt, a chillowanie po pracy grając w dobrą grę wchodzi idealnie. Z czysto praktycznego punktu widzenia to każda forma rozrywki jest stratą czasu więc czepianie się gier, seriali czy książek to głupota. Zresztą wolę "tracić czas" na w/w rzeczy niż walić wódę wieczorami.
Też prowadzę spis. Jednak nie są to gry zaplanowane do przejścia. Nie ma planu. To raczej gry do puli gier na które warto zwrócić uwagę. Które z resztą wpadają i wypadają jeśli jest choć jeden czynnik który mnie zniechęci. Gram w to, na co przychodzi mi ochota a pula ułatwia wybór tego co interesujące w swoim gatunku. Mam ochotę na RPG, sięgam do puki o coś tam wybieram. Gram w wiele rzeczy starych, gram gdy jest na to spokojny czas. I siły. Po pracy przy kompie nadgodzin owo niespecjalnie chce się znów patrzeć w ekran. Z niczym się nie spieszę. Niczego nie maksuję. Lubię poznać wszystkie wartościowe elementy gry ale nie maksować dla samego maksowania. Zwykle wybór pada na tytuły które przechodzę do końca. W sensie do napisów końcowych. Ale jeśli gra naprawdę nudzi to jej nie kończę. Achievementy przeszkadzają cieszyć się grą. Zamiast poznania lorei klimatu pozostaje granie w jakiś sposób na siłę i wbrew sobie żeby wbić osiągnięcie.
Poza tym gra ma mnie cieszyć, rozluźniać, nie zmuszać do spędzania z nią czasu, dawać możliwość przerwania w każdej chwili i mieć swój koniec. Stąd wiele tytułów odpada z miejsca nawet jeśli jest w nich jakiś ciekawy element.
tu bardziej psychiatra by sie przydal bo to nie ma nic wspolnego z samym uzalenieniem od grania.
Aż sam dodam komentarz, bo dużo ludzi zwala winę na samego twórcę, a też nie na same mechaniki gier albo to jak są projektowane. IMO tutaj nie ma demonizowania gier, a bardziej wytyka autor możliwy problem :P
Mimo wszystko naturalnie ciągnie nas, żeby ukończyć jak najwięcej i domknąć samą grę. Same gry są przecież projektowane tak (w większości) by spędzić w nich dużo czasu.
Samo FOMO raczej głównie ma zjawisko w postaci czy season passów i gier mmo więc podoba mi się artykuł względem też produkcji singlowych.
Śmiesznie, jak część ludzi odebrała to cały tekst jako atak
lol, oczywiście większość tu piszących ma racje, tylko co w sytuacji w które prawdopodobnie jest autor wątku? Tzn. co gdy on gra obsesyjnie, ale z poczuciem, że marnuje czas? Ma zaakceptować to jaki jest, czy raczej siłą oduczać się swoich przyzwyczajeń? Ja bym powiedział, że sam musi zdecydować i skoro wybrał ścieżke ograniczania grania i mu to wychodzi to sumie nic, tylko się cieszyć. Jakby pozostał przy obsesyjnym graniu o ile nie jest to uzależnienie to też dobrze.
Nie chce mi się czytać ważne że dałeś radę.
Wszystko (co nie szkodzi innym) można robić ważne aby to nie było obsesyjnie nalogowe.
Mnie wyleczyla z nałogów A raczej nigdy do nich nie doprowadziła zasada że cokolwiek co moze doprowadzić do nalogu robię to robię to określony czas lub określoną ilość i kończę.
Dlatego jak siadamdo grania to zazwyczaj do 2 godzin i odchodzę.
Teraz tak się zastanawiam jak serial to Max 2 odcinki na raz jak alkohol to zazwyczaj 1 piwo czy drink czy lampka wina itd przy wolnym
Zasady bardzo dobra sprawa za co dziękuję rodzicom. Nauczyli mnie zasad.
Dla mnie super sprawa bo mam kontrolę nad wszystkim A zarazem granie i wszystkie inne hobby cieszą wciąż.
Odpowiem Wam w pojedynczym komentarzu, bo jest tu tyle wątków, że nie sposób zabrać głos w każdym z nich.
Dziwi mnie, że ktokolwiek po przeczytaniu tego tekstu mógł dojść do wniosku, iż uważam (uważałem) za stratę czasu chęć bycia na bieżąco z najnowszymi tytułami lub wręcz granie samo w sobie. Dziwi mnie również, że ktokolwiek mógł dojść do wniosku, iż przekonuję, że gry są złe. Wreszcie dziwi mnie, że ktokolwiek mógł pomyśleć, że sam już nie gram, a zamiast tego robię rzeczy pokroju przeglądania mediów społecznościowych.
Tymczasem... nic z tych rzeczy. Tekst dotyczy czegoś zupełnie innego - problemu, którego doświadczyłem, gdy chęć ogrania absolutnie wszystkiego, co uznawałem za warte ogrania, zaczynała przejmować nade mną kontrolę, stając się dla mnie ciężarem i wpływając negatywnie nie tylko na to, jakie odczucia towarzyszyły mi w trakcie grania, lecz również na inne sfery mojego życia.
Moim celem nie było moralizowanie, lecz przedstawienie problemu, którego ofiarą sam kiedyś padłem.
Chyba że za takim odbiorem ze strony wielu z Was (nie większość, bo treść komentarzy wskazuje na to, że większość z Was jednak mój tekst przeczytała - dziękuję!) stoi nie sam tekst, lecz kilka komentarzy; w takim wypadku zachęcam do lektury.
No dobrze, ale co w związku z tym? Zacząłeś się jakoś rozwijać? Pracować nad sobą? Czy po prostu granie zastąpiłeś smartfonem? I po co nam o tym piszesz? Twój problem dotyczy bardzo niewielkiej grupy ludzi i raczej oni muszą sami chcieć zmienić swoje nawyki.
Twój problem to nie jest jak spędzasz czas a bra akceptacji dla samego siebie. Bo tak jak już rumcykcyk napisał hobby jak każde inne i możesz je sobie zastąpić dowolnym innym które i tak dla kogoś będzie marnowaniem czasu.
Co ja o tym myślę? Rób to co lubisz i akceptuj siebie jakim jesteś. Nawet gdy inni nie będą tego robić.
Nie masz samodyscypliny? Popracuj nad nią. A nie udawaj oświeconego bo coś zmieniłeś.
Rozumiem to tak, że teraz wreszcie gra dla funu, nie z obowiązku, świat się nie wywalił do góry nogami.
Powtórzę - tekst nie jest o kwestii pożerania czasu przez gry. Tekst jest o pewnym określonym podejściu do grania. Owszem, hobby jak każde inne. Zgadzam się również z tym, że warto robić to, co się lubi, bez względu na to, co sądzą o tym inni.
Niemniej, jak zresztą wspomniałem w ostatnim akapicie, każde hobby może stać się naszą obsesją. A przez to, zamiast dawać nam frajdę i poczucie, że robimy to, co lubimy, może stanowić dla nas ciężar oraz generować sztuczny "obowiązek".
Otóż to.
No ja tego w ogóle nie odebrałem jako demonizowanie gier. Nawet gdybyś opisał to w sposób który by to robił, to i tak bym nie miał z tym problemu bo opisywałeś swoją sytuację życiową, pokazywaleś jak to wygląda z Twojej perspektywy. :)
Po za tym dla kogoś gry mogą być "złem" bo się od nich uzależnił, a to doprowadziło go do jakiejś ciężkiej sytuacji życiowej. I to jest niezaprzeczalny fakt.
Można by tutaj rzucić kontrargument, że to nie wina gier, a samego człowieka. No, ale wiemy jak dzisiaj niestety wygląda branża gier, na każdym kroku mamy jakieś chamskie mechaniki uzależniające. Tak że to trochę tak jak obwinianie kobiety za to, że ją zgwałcono bo zbyt skąpo się ubrała.
Dzisiaj wszyscy przerzucają winę na człowieka, ale nie widzą tego jak duże korporacje wynajmują armie psychologów aby zwabić w sidła i uzależnić człowieka od swojego produktu.
Wydaje mi się, że rozumiem co 'poeta (Serth) miał na myśli' bo sam doświadczam czasem czegoś podobnego, chodź w znacznie mniejszym zakresie oraz dla mnie to nigdy nie było to jakimś wielkim problemem.
Chodzi o sam mechanizm, kiedy przyjemność, staje się męczącym obowiązkiem. Moje przykłady:
- gry - zdarza się, że gdzieś za połową szczególnie dłuższych gier(jak mnie gra szybko zniechęci to nie mam tego problemu, zostawiam bez namysłu) tracę chęci do grania, ale włącza się odruchowe myślenie skoro już przeszedłem połowę to cisnę do końca, w efekcie staram się jak najszybciej ukończyć dany tytuł, by mieć to już z głowy, co tylko zwiększa znięchęcenia, znużenie, a frajda totalnie ulatuje
- książki - mam taki (raczej głupi) zwyczaj, że jak zacznę czytać jakąś książkę, to czytam ją już do końca, nieważne jak bardzo by mi nie podchodziła, zdarzały się książki, które mnie przerosły wydawały mi się raczej na popularno-naukowe, a później zawierały naukowo- fizyczne teorie, których nie ogarniałem, ale i tak musiałem dojechać do końca
- świeżutki temat, ostatnio sobie dodałem kilkanaście filmów z lat 70 do listy do obejrzenia do końca roku, i wszystko szło fajnie, bardzo dobrze mi się je oglądało, ale ostatnie 3, 4 pozycje to już z poczucia obowiązku dopełnienia mojej misji do końca domęczyłem;)
Przykładów dużo, ale dotyka mnie to w sumie rzadko. Staram się rozsądnie dobierać dobra kultury i planować ich konsumpcję;) Ale czasem coś przeszacuję, a poczucie zaplanowanego obowiązku do wypełnienia nie pozwala mi tego, od tak sobie zostawić i zająć się czymś innym.
Wydaje mi się, że Serth troche źle to ubrał w słowa w artykule bo chodzi o zwykle uzależnienie od grania podszyte perfekcjonistycznym dążeniem do maksowania gier, tak przynajmniej wynika z tego komentarza.
(zaczynała przejmować nade mną kontrolę, stając się dla mnie ciężarem i wpływając negatywnie nie tylko na to, jakie odczucia towarzyszyły mi w trakcie grania, lecz również na inne sfery mojego życia.) - po prostu uzależnienie. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Twój problem to popadnięcie w abonamentowy obłęd, a nie z samymi grami. Płacisz abonament, bo musisz, żeby móc w pełny korzystać z tego, co oferują gry. Oni ci wciskają kolejne gry w ramach tego abonamentu, chociaż ty ich nie potrzebujesz, a wielu po prostu nie chcesz i nigdy byś ich nie tknął. Ale jak już je masz, w dodatku za nie zapłaciłeś, to już w głowie pojawiają się wyrzuty, że przecież za to zapłaciłeś, więc powinieneś pograć, bo inaczej będziesz miał poczucie zmarnowanych pieniędzy. I tak się kręci tą absurdalną karuzela konsolowców. Wystarczy sprzedać ten złom i przejść na komputer, tam nie ma takich zjawisk. Masz tylko te gry, które chcesz, a wszelkie abonamenty są w pełni dobrowolne, a nie przymusowe, jak na konsolach.
Inną kwestią są projekty samych gier. Rozdmuchane mapy, których przemierzenie z jednego końca na drugi trwa nieraz kilkanaście minut to porażka niezależnie od ich wypełnienia. A często to wypełnienie sprowadza się do kopiuj -wklej tych samych modeli spotykanych wcześniej, z tymi samymi schematami. Natomiast najgorsze, co może być, to głupie znajdźki. Nie ma pomysłu na zapchanie mapy? Czas ukończenia głównego wątku to zaledwie kilka godzin? Dajmy znajdźki. Oczywiście 100 sztuk, niech frajer chodzi i szuka, bo inaczej nie dostanie 100%. A najlepiej 100 znajdziek jednego rodzaju, kolejne 100 innego, później jeszcze 100 wyzwań. Jak na przykład ustrzelenie gołębi, stunt jump, szukanie figurek. Dajcie spokój, coś takiego powinno być karalne i spotykać się z linczem, a nie aprobatą. Nawet w liniowym Uncharted nie chciało mi się rozglądać po wszystkich zakamarkach i szukać durnych figurek, a gdzie tu w całkiem otwartym świecie. Strata czasu i nic ponadto.
Ciekawy tekst, mam ten sam problem w kontekście nowych gier. Tzn., zdaję sobie sprawę, że nie przejdę wszystkiego (obie najnowsze Zeldy to pewnie ze 200h grania). Natomiast chwilę po kupieniu/odpaleniu nowej gry, mam zaraz potrzebę zagrania w nową, żeby chociaż liznąć, żeby doznać tego uczucia "świeżości" po raz pierwszy. Jednak w tym roku zagrałem w jakąś chorą liczbę nowych gier i... nie czuję, jakbym cokolwiek nadrobił, wyprzedził, skoro za chwilę znowu zaczynają się premiery. Dlatego teraz staram się po prostu zostawać przy grach, które sprawiają mi przyjemność. Wiele gier, które są uznane za absolutne klasyki, mi zwyczajnie nie podeszły z różnych względów i stwierdzam, że nie ma sensu marnować na nie czasu tylko dlatego, że większosć tak uważa.
Na przełomie lat 80/90 wszystkie gry były w angielskim czy niemieckim - nie było spolszczeń.
Grając np. w takie Civ/Civ2 człowiek uczył się angielskich słówek i historii. Bo przecież od samości bym nie sprawdzał kiedy wynaleziono koło czy ujarzmiono konie.
Do tego cuda świata, nazwy starożytnych miast etc..
A wtedy wszystko co nie było telewizją i ruszało się po ekranie sprawiało mega frajdę. Można było nieźle zabłysnąć na angielskim, historii czy geografii. Chyba całe moje pokolenie grało "obsesyjnie" - aż oczy łzawiły, szczypały i jakoś się żyje.
Dla mnie trofea kompletnie nie mają znaczenia , jak ktoś lubi masterować i siedzieć godzinami nad tym to jego sprawa może to sprawia satysfakcję niektórym ? Nie mi oceniać . Zawsze gram w takie tytuły które sprawiają mi radoche i uwielbiam do nich wracać , jak tytuł mnie męczy robi się powtarzalny i męczący daje mu kilka szans a jak nie podejdzie to nie wracam do niego. Ważne aby w grach czuć ta nieskrępowaną rozrywkę które daje nam czysty fun.
Jedyną grę gdzie mam wszystkie achievementóy na steamie to Zbierz rój pszczół, w wielu brakowało tylko 2-3 osiągnięć ale nigdy mi się nie chciało specjalnie grać jeszcze raz żeby coś konkretnego zrobić, żeby się nic nieznacząca lampka zapaliła to w przeciwieństwie do ukończenia fabuły czy kampanii nie jest specjalnie satysfakcjonujące
I pierdolisz.
Zalozylem rodzinę i mam dwójkę dzieci i dalej pykam w gry.
PS: Jeśli ktoś myśli, że przez rodzinę już się nie gra to jest w błędzie. Pozdrawiam.
Maksowania bez nagrody (platyny e-e) nie. Ale też nie jest tak, że każdą grę platynuję, jeśli platyna jest łatwa, nie wymaga 500 godzin gry i biegania za 200 znajdźkami i innym syfem czy męczenia się na najwyższym poziomie trudności to tak. Najczęściej to sugeruję się tym ile % ludzi platynę zdobyło. Ale nie jestem też taki, żeby tych platyn mieć jak najwięcej i tylko szukać kolejnej gry dla niej jak to niektórzy co grają w dosłowne govvna i crapy, gdzie platynę ma np. z 70% ludzi byle mieć platynę. Gram dla samej przyjemności grania, a te trofea to jako dodatek traktuję.
na sile nie ma sensu cokolwiek robic w grach wystarczy ze wiekszosc ludzi ma robote ktora nie sprawia im satysfakcji, wiec dodatkowo meczyc sie przy grach to samobojstwo jak ci gra nie sprawia juz radosci to trzeba zaczac inna gre chyba ze masz z tego zysk tak jak z roboty chcac nie chcac trzeba robic
Jak ktoś tu pisał wszystko się zmienia po 30+ ja np. teraz gram wyłącznie w Baldurs Gate 3 i nic innego mnie nie interesuje, przechodzę drugi raz a jak przejdę to będzie trzeci. Ale też się nie spieszę czy nie gram 24/7, tylko tyle na ile czas pozwoli i daje mi to przyjemność.
Mam tak jak miał autor ale to embracuję - gry to moje życie i bez gier nie ma życia
Pamiętam jak włączyłem Just Cause 2 kilka alt temu i zobaczyłem ogrom mapy... od razu pomyślałem, że nie zrobię kilku aczivków. Potem zaczęły się misje, czyszczenie kilku części i tak coraz więcej aż dawało mi to taką radochę, że zrobiłem wszystko. Gra ma ponoć buga i nie da się jej ukończyć w 100%, Najwięcej jest to niecałe 99% chyba skończyłem z takim wynikiem. Pewnie gdy będę grał w 3 czy 4 też wymaksuję. Tego się nie leczy, to jest rzecz dająca fun i tyle.
w moim przypadku na szczescie nie ma szału na platyny. mam zaledwie 1.
gry zabieraja duzo czasu i widze to jako 34 latek. jako 15-25 latek gralem bardzo duzo. mam zasade ze koncze zawsze rozpoczety tytuł (liczba gier ktorych nie ukonczylem to jakis maly procent tego w co gralem) interesuje mnie wylacznie przejscie kampanii i zrobienie misji pobocznych ile sie da ale jak mi jakas nie idzie to odpuszczam. ile zdobede trofeow to zdobede.
i jak przejde instaluje kolejna.
aa i co wazne
nie czuje zadnej presji w zwiazku z nowosciami. ogrywam co mi wpadnie w rece. teraz przykładowo na kompie jest to metro last light i Grid 1 a na plejce TC: The Division.
"Czy warto w ten sposób potencjalnie niszczyć swoje pasje? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam."
Myślę, że każdy powinien odpowiedzieć sobie tak samo. Nie warto, po prostu trzeba znać umiar, żeby czerpać przyjemność.
Nie no, super artykuł. Zamiast nawalać tyle tekstu mogłeś napisać po prostu "No, kiedyś grałem za dużo, a teraz mam pracę i inne obowiązki i nie mam tyle czasu" wyszłoby na to samo XD. Moim zdaniem drogą do wyzbycia się takiego problemu jest akceptacja, że doba ma tylko 24h i choćbyśmy nie spali, nie jedli i nie mieli żadnych obowiązków, to awykonalnym jest zapoznanie się z każdą "wartościową" grą. Polecam traktować grę, jako indywidualną przygodę, którą eksplorujemy na swój sposób. Uważam też, że przechodzenie jakiejś gry tylko dlatego, że jest kultowa nie ma sensu. Mamy różne gusta i jeżeli coś nie sprawia nam przyjemności to warto odpuścić. Dobrym resetem jest chwilowe odpuszczenie gier i poświęcenie czasu na np dobrą książkę albo serial. Ponadto celem grania nie jest maxowanie wszystkiego tylko przyjemność.
Autor przestał obsesyjnie grać w gry i został recenzentem gier na gry-online.pl
To ma sens.
Znałem kiedyś pewnego "trzeźwego alkoholika" po terapiach, który trzymał w kredensie cały arsenał napojów wyskokowych - jednak do końca życia nie tknął... ale częstowałXD.