ja nie - oprócz gier gdzie to obowiązkowe.
nie wiem, zawsze uważam, że lepsze wyposażenie znajdę podczas gry niż da się kupić u sprzedawcy. możliwe, że się mylę.
czy są gry, w których bron lepiej kupować u sprzedawców?
Głównie mikstury, czasem zwoje, czasem amunicję... wyposażenie musiałoby być naprawdę dobre by usprawiedliwić niemały wydatek. Na przykład pomaga w pokonaniu uciążliwych przeciwników
W grach RPG tak. w grach ARPG zazwyczaj nie bo jest tak jak mówisz. Chyba, że to jakiś myk w stylu idź do tego i tego vendora, kup maczugę bo będzie zadawała przez 10 leveli lepszy dmg niż cokolwiek, co znajdziesz po drodze.
moje pytanie wzięło się właśnie stąd, że na Twitterze trafiłem na spoiler z Baldura, w którym ktoś napisał, że kupił coś u sprzedawcy i byłem troche zaskoczony.
Czyżby powtórka z Original Sin 1/2? Gdzie co poziom trzeba było robić porządki w ekwipunku/wyposażeniu?
Zależy od gry.
Są takie gdzie to bez sensu, a są takie gdzie bardzo przydatne.
Np. w BG2 poza zwojami dla maga do nauki to jeszcze jest trochę unikatowego sprzętu tylko do kupienia (Szata Vekny, Proca +5 itd.)
Tak. Często jakąś rzecz od sprzedawcy potrafi być gamechangerem. Teraz w BG 3 takim itemem dla mnie jest amulet magicznego pocisku :)
Trik polega na tym, że w cRPG odkłada się niemal całą grę kasę by kupić to czego nie znajdzie się normalnie. Może to być jakiś element eqw, unikalna broń z możliwością rozbudowy lub coś poprawiajacego statsy.
Czasem jak już kasa jest zbędna to po to tylko by mieć coś w kolekcji i popróbować chwilę.
Zależy od gry.
W bg2 mialem liste must have itemkow do kupienia. W bg3 jeszcze nie mam.
Kupuje malo w grach konczac z milionami na koncie.
Rzadko. Tylko jakieś unikalne rzeczy, ale mało kiedy w sklepach można trafić lepszy sprzęt niż ten, który można znaleźć w świecie gry. Ja zresztą zbieram wszystko co się da, więc większość gier kończę z ekwipunkiem zawalonym kasą, której nie ma na co wydać. Jedyne rpg, które sobie teraz przypominam, gdzie miałem, nazwijmy to, "problemy finansowe" to był Drakensang: River Of Time. Tam nawet z bossów wypadały takie pierdoły, że broń, zbroje, i inny ekwipunek musiałem kupować u handlarzy. A że nie bardzo miałem co sprzedawać, to każda nowa rzecz na którą udało się uciułać złota dawała sporo radochy.
Zazwyczaj kupuję tylko to, co jest niezbędne (np. jakieś miksturki i zwoje czy w BG 2 strzały bełty do czasu, aż znajdę kołczan obfitości), albo coś unikatowego, co będzie lepsze, niż to, co przez pół gry będę w stanie znaleźć po drodze. A tak poza tym to skąpię każdy grosz.
Dla mnie jednym z wyznaczników dobrego RPG jest takie zbalansowanie gry, aby pieniądze do czegoś służyły, w tym również do kupowania ekwipunku, którego nie można nigdzie indziej zdobyć/jest niezbędny dla danego builda etc.
nie wiem, zawsze uważam, że lepsze wyposażenie znajdę podczas gry niż da się kupić u sprzedawcy. możliwe, że się mylę.
No niestety, zwykle tak jest.
Co uważam w sumie za błąd projektowy.
Wydajesz kupę ciułanej kasy, a potem w jakimś bieda-queście znajdujesz lepszy gear od niechcenia.
W Drakensang: The Dark Eye i Kingdom Come: Deliverance chyba najczęściej odwiedzałem sprzedawców i mieli dobre fanty. Lubię jednak, gdy legendarne przedmioty zdobywamy w nagrodę w świecie gry za nasze dokonania po ciężkim starciu lub wnikliwą eksplorację, że natrafimy na coś dobrze ukrytego.
Drakensang: The Dark Eye i Drakensang: The River of Time, jeśli ktoś nie kojarzy to stara, dobra szkoła RPG oparta na ciekawym systemie. W podobnym czasie wyszedł casualowy Dragon Age - Origins pod masowego odbiorcę. Szkoda, że dwie części Drakensang nie zyskały mocniej na popularności. Pamiętam, że boss szczurzyca w The Dark Eye potrafiła być gigantycznym wyzwaniem na Hard. Co to była za epicka walka z tym czymś gdzieś w połowie gry, gdzie mógłbym to porównać do starcia finałowego z potężnym Królem Cienia na Hard w Neverwinter Nights 2 :)
Na normalu podchodziłem do tej szczurzycy kilka razy i nie umiałem jej pokonać. Dopiero jak podskoczyłem ze dwa levele to mi się udało. Pamiętam, bo liczyłem, że chociaż tam wydropię w końcu jakiś fajny sprzęt, a wypadł mi z niej metalowy hełm. Nawet nie jakiś magiczny, tylko zwykły kuźwa metalowy hełm. Taka to była gra.
Pamiętam jak pierwszy raz w życiu grałem w Morrowinda to spory kawał czasu grałem tylko tym żelaznym sztyletem co był wbity w stół na początku gry, bo zapomniałem gdzie był ten spadający mag którego widziałem jak mój brat grał, a ten mag miał ten długi miecz co ciskał piorunami.