Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin

Forum: Opowiesci z Trasy Polska Czechy Niemcy Francja Hiszpania

05.06.2012 21:57
Morbus
1
Morbus
240
settler
Image

Opowiesci z Trasy Polska Czechy Niemcy Francja Hiszpania

Witam po dluuugiej przerwie. Oto kolejny opis kilku dni z mojej pracy... Jesli ktos dotrwa do konca to prosze o pozostawienie po sobie sladu ;) milego czytania. (archiwalne teksty sa do znalezienia na forum po wpisaniu "opowiesci z trasy")

Poniedziałek

Przed weekendem spedycja nie poinformowała mnie, co robimy w poniedziałek, więc odpoczywałem w domu. Koło godziny 14 dostałem telefon, że we wtorek ładuje gdzieś do bliskiej Francji, jednak po 2 godzinach już ten temat był nieaktualny i został mi tylko sms "nie mamy na razie nic". Ku mojemu zdziwieniu o 18 zadzwoniła do mnie spedytorka, że ma dla mnie Hiszpanię, tylko że "na już" i kolejny bonus 500km na pusto :> wszystko płacone (niby). Cóż, miałem mieszane uczucia, jednak zgodziłem się. Okazało się, że ładuje w Krzeszowie (pod Wrocławiem, blisko czeskiej granicy) oraz doładunek mam w Mielniku w Czechach i jadę na Barcelonę (Hiszpania).
Szybkie pakowanie gratów do osobówki i kierunek Baza. Do auta dotarłem o godzinie 22 - zrobiłem szybki przepakunek całego dobytku do tira, zatankowałem i o 23 położyłem się na chwilkę spać.

Wtorek

O godzinie 02:00 wytoczyłem się z bazy drogą krajową nr 4, o takiej porze jest raczej pusta, dlatego już po 1:45h dojechałem do bramek na Balicach- autostradą a4. Noc była ciepła, dlatego jechałem z otwartymi oknami, aby dłużej być "przytomnym" :P jednak po 2:30h zaczęło mnie łamać spanie. Krótka decyzja - olać załadunek - idę na godzinkę spać. Po przebudzeniu słoneczko już powoli rozjaśniało horyzont i jechało się znacznie lepiej. Po drodze przypomniałem sobie, że zapomniałem zabrać z bazy oleju na dolewkę, więc na Kątach Wrocławskich zrobiłem kolejną pauzę i zakupiłem olej. Na parkingu spotkałem 2 auta z firmy, które jechały na Niemcy i później na Hiszpanię, w to samo miejsce co ja. Wstępnie ugadaliśmy się, że będziemy pod telefonem i się gdzieś zjedziemy, i weekend spędzimy razem. Chłopaki szybko odjechali, a ja poszedłem pod prysznic.

Po 45 minutach pauzy ruszyłem w kierunku Bolkowa krajową 3jką. Droga nie była zbyt szeroka i w oddali przy tak ładnej pogodzie było widać spore górki. Zazwyczaj nie mam okazji jeździć w tych rejonach, więc podziwiałem widoki i nawet się mi nie nudziło. Droga, im bliżej południa, tym była w bardziej opłakanym stanie. Częste remonty i wahadełka, do tego droga zrobiona "na styk". Przy mijaniu 2 aut ciężarowych można było stracić lusterko albo od pojazdu albo od drzewa na poboczu. Trasa powoli zaczynała mnie przerażać, bo zaczynały się górki, polany, a moje doświadczenie w jeździe po Czechach jest znikome i nawet nie byłem pewien, którym przejściem granicznym mam się dostać do Czech dużym składem. Niedaleko od Krzeszowa jest przejście graniczne Lubawka, jednak kilka km przed celem stał znak, że przejście jest dla aut poniżej 9t. Oznaczało to, że będę musiał się sporo cofnąć do Jeleniej Góry i pojechać na przejście w Jakuszycach.

O godzinie 11 dotarłem do celu. Ze znalezieniem firmy nie miałem problemu, gdyż jest to mała miejscowość z ładnym Kościołem. Po dotarciu na miejsce udałem się do biura i zostałem poinformowany, że mam zabrać 33 palety - co już mnie zdziwiło, bo moja spedycja pisała o 28 paletach piętrowanych po 3 szt. w 1 miejscu i o 22 szt. w Czechach. Kilka telefonów i padła informacja, że mam ładować 33szt. Poinformowałem, że palety są ciężkie, jedna ponad 500kg i będę ładował po 2 palety, aby auto nie było przeciążone. Skończyło się na "rób wedle uznania żeby było dobrze". Rozpiąłem więc bok wózkowy, był nawet ogarnięty, załadunek zajął 50minut ze spinaniem ładunku. Naczepa była załadowana częściami samochodowymi (pasy bezpieczeństwa seat) trochę za połowę i miałem na niej 13,500t. Ruszyłem w drogę powrotną w stronę Jeleniej Góry - były co prawda jakieś małe dróżki, które mogłyby skrócić moją podróż, jednak na mapie miałem zaznaczone wiadukty 3.8 lub 15t i wolałem nie ryzykować. Pogoda była bardzo fajna, wszędzie zielone polany i górki, dużo zakrętów, nie było czasu na nudę.

Po drodze dowiedziałem się, że na granicy będę mógł doładować urządzenie do poboru opłat w Czechach (premid). Ucieszyła mnie ta wiadomość bo dawno nie byłem u Pepików i nie wiedziałem za ile mam zasilone konto i ile na nim pozostało pieniędzy. W okolicach Szklarskiej Poręby zaczęło mi się już naprawdę podobać: kręta leśna droga, płynący obok niej potok - jak na wczasach ;) Auto samo jechało. Koło godziny 14 miałem dylemat co robić, gdyż kończył się mi czas jazdy - nie byłem przekonany, czy uda się mi dotrzeć do granicy. W lesie były tylko parkingi typu wbita tabliczka przez jakiegoś pana Stasia "parking płatny niestrzeżony" - kawałek pustego ciemnego placu w środku lasu - nie wyglądało to zbyt dobrze biorąc pod uwagę, że mam załadowane części samochodowe oraz pełne baki. Postanowiłem zaryzykować i przyspieszyć moją jazdę, gdyż nie wiedziałem czy w nocnych godzinach ( typu 3cia )uda się mi zasilić urządzenie. Na przejście graniczne dotarłem o około 15 - 20minut przed czasem. Przejście w Jakuszycach wygląda bardzo mizernie: w koło las i górki, a obok drogi kilka budek z winietami i miejsce parkingowe może na 4-5 aut ciężarowych. Zaparkowałem na skraju drogi pod latarnią, bo w nocy to miejsce pewnie nie wygląda zbyt romantycznie, biorąc pod uwagę, że jak na razie na parkingu jestem sam.

Zakończyłem tarczę, wziąłem kartę DKV oraz urządzenie premid z przedniej szyby i poszedłem do budki z magicznym napisem ‘winieta’. Tam Czeszka spytała dokąd jadę i za ile ma mi zasilić. Szczerze, nie miałem pojęcia ile będzie kosztowała mnie ta podróż, powiedziałem jej mniej więcej co planuje robić i gdzie jechać, i kobitka zaproponowała mi doładowanie za 1000koron (?). W końcu mam przejechać całe Czechy i wpaść do Niemiec. Uradowany, że udało się mi pomyślnie wykonać najtrudniejszy etap dzisiejszego dnia, wróciłem do kabiny. Odpaliłem na chwilkę Internet i położyłem się na łóżku, bo oczy same mi spadały. Po 2godzinnej drzemce przeszkodził mi telefon, że nie muszę się jutro spieszyć, tylko żebym był na załadunku w Czechach koło 7-8 :P. W sumie bylem zadowolony z takiego obiegu sprawy, bo do celu miałem tylko 170km, więc wystarczyło wyjechać koło 4 rano. Zabrałem aparat i stwierdziłem, że skoro już jestem w Parku Narodowym to udam się na mały spacerek. Po wyjściu z auta okazało się, że nie jestem już sam na parkingu i stoi za mną Volvo z 2 kierowcami, którzy za żadne skarby nie mogą go odpalić. Chwilę z nimi postałem, starając się wymyślić jakiś sposób na odpalenie auta, gdyż po wyłączeniu rozrusznik się już nie odezwał. Myślałem, że może zawiesił się bendix i wystarczy popukać w rozrusznik rurką, niestety to też nie pomogło, więc zostawiłem chłopaków i poszedłem w las.

Z oddali było słychać płynący strumień, więc będzie to dobra miejscówka na zrobienie kilku zdjęć. Woda jak to w górach czysta i fajnie wyglądała w tej żywej zieleni. Po około godzinnym spacerku wróciłem do auta. Niestety chłopcy z Volva nadal nic nie wymyślili i siedzieli na telefonie. Ja wróciłem do kabiny, posiedziałem trochę na gadu i Fb oraz oczywiście przeglądnąłem forum GO. Zaczęło się ściemniać, więc wyszedłem do chłopaków którzy starali się odpalić na krótko rozrusznik. Niestety i to nie pomogło, co oznaczało, że bendix padł na amen. Chwila myślenia co tu można jeszcze zrobić i pojawiła się złota myśl. Wyczepić auto z pod naczepy i odpalić go na biegu. Były do tego sprzyjające warunki, bo staliśmy na szczycie góry i droga przed nami stromo schodziła na dół. W międzyczasie przyjechał kolejny Polak po winietę i robił krótką pauzę. Stwierdził, że jeśli auto samo się nie stoczy, to on może je lekko pociągnąć pasem. W drodze kierowcy są zdani tylko na siebie, bądź na pomoc kolegów po fachu, o którą nie zawsze łatwo. Jednak warto próbować, bo szef czy serwis przez telefon Ci nie pomoże. Oczywiście pojawił się kolejny problem, bo chłopaki stali już dłuższy czas i przez ten okres spadło całe powietrze z układu - co oznacza, że hamulce są zablokowane, bo nie ma nabitego powietrza do butli. Szybkie przeszukiwanie schowka i kolega, który przyjechał znalazł przewód do powietrza, który można podpiąć pod butlę i zawór. Niestety wąż był zbyt krótki, żeby dostać do mojego auta, jak i do auta, które stało za Volvem. Obejrzałem naczepę i odnalazłem 3 zawory, do których mogliśmy się podpiąć wężem. Chwilka zastanowienia, gdzie jest powrót, a gdzie idzie powietrze i jesteśmy w domu. Wąż został podpięty do mojej naczepy i do Volva. Odpaliłem swój sprzęt i rozpoczęło się pompowanie. W międzyczasie zrobiło się już naprawdę ciemno. Chłopaki podkładali kliny pod swoją naczepę, opuścili klapy i odbezpieczyli siodło. Niestety auto nie drgnęło, co było do przewidzenia. Zaczęło się szukanie haka i pasa do holowania. Po kilku minutach słychać było puszczenie siodła i odczepienie od niego auta. Kierowca zahamował - odpięliśmy przewód łączący moja naczepę z ich autem i Volvo zaczęło się staczać. Po kilku metrach kierowca wrzucił 4ty bieg i auto "zaskoczyło" i odpaliło. Panowie z Volva mieli ładunek terminowy w Czechach, a że była noc, to nie mieli gdzie naprawić rozrusznika, więc stwierdzili, iż nie będą gasić auta przez następne 24h. Mieli wjeżdżać do Czech. jednak rozsądniejsze było kręcenie pauzy u nas na granicy - tak też zrobili. Ja zebrałem swoje graty i poszedłem spać z otwartym szyberdachem, na opustoszałej granicy, pod niedziałająca latarnią, z pyrkającym całą noc Volvem.

Środa

Pobudka 4:20, szybkie mycie zębów i w drogę - na zwiedzanie Czech. Przez pierwsze kilometry byłem zachwycony, przeważnie zjeżdżałem z góry szeroką drogą, może nie najrówniejszą, ale nie było tragedii. Po drodze przejeżdżałem przez różne czeskie wioski i miasta, które nie różniły się zbytnio od naszych, tylko domki zdawały się być bardziej kolorowe. Po drodze masa reklam promujących wyciągi czy też baseny. Czas mijał bardzo szybko, wiadomo, w końcu jakieś nowe miejsce, to człowiek ciekawy. Ruch na drodze o tej porze był zerowy, a słoneczko już rozświetlało całą okolicę. W miastach spodobały się mi lampki diodowe wmontowane w przejście dla pieszych na pasach białej barwy - nigdy jeszcze się z takim czymś nie spotkałem. Po przejechaniu przez Turnov i zrobieniu około 60km dotarłem do autostrady. Nie różniła się zbytnio od naszej, była w podobnym stanie technicznym. Nad autostradą pierwszy raz pojawiły się bramki do poboru opłat i na szczęście moje urządzenie premid wydało magiczne biiiip. Autostradą zrobiłem może 40km i nawigacja ściągała mnie na landówkę. Znów zaczęła się jazda przez małe miasteczka lub polne drogi. Nie miałem problemu z odnalezieniem miejscowości do której zmierzałem, ani dylematu, którą drogą jechać. Czechy, z tego co zauważyłem, są mało zaludnione, nie ma tak wielu wsi ani pajęczych dróg - jest porostu w sam raz - nie to co u nas: dróg, dróżek z zakazami po kilka ton. Przed godziną 7 byłem w Mielniku. Nawigacja prowadziła mnie obok stacji PKP, gdzie było więcej placu. Do celu miałem około 1,5km, więc zatrzymałem auto i stwierdziłem, że spytam kogoś miejscowego, czy wie gdzie znajduje się firma, której potrzebuję. Rozmowa po czesku zbytnio mi się nie kleiła, jednak ustaliłem pewne fakty i odnalazłem firmę bez problemu.

Była to mała firma z halą i 3 rampami. Odnalazłem biura, krótka nieudolna wymiana zdań i już mogę podjeżdżać pod rampę nr2. Odpiąłem bok, abym mógł bez problemu zapiąć pasy i poszedłem na hale. Dowiedziałem się, że mam załadować 21 pojemników i tak też się stało - po godzinie miałem wszystkie na naczepie - kolejne części samochodowe. Poszło naprawdę sprawnie - aż za sprawnie. Odjechałem od rampy, pospinałem naczepę na gotowo i poszedłem do biura. Popodpisywałem dokumenty i już miałem odchodzić, gdy zobaczyłem 2 cmr i na jednej wagę 2,500kg na drugiej 12000kg :> Tego się nie spodziewałem, skrzynki nie wyglądały na tak ciężkie i wychodziło na to, że z ładunkiem, który mam już załadowany z Polski mam na naczepie ponad 27ton :> przy dopuszczalnych 25. I wtedy się zaczęło… Poinformowałem Pepików, że muszę ściągnąć część ładunku, bo z nim nie pojadę. Zaczęło się straszne mruczenie pod nosem itp. , więc poszedłem do auta. Zadzwoniłem do mojej spedytorki i powiedziałem całą historię. Okazało się, że gdybym w pierwszym miejscu załadował tę ilość palet, która była w planie to by było ok - a teraz jest problem i to nie z mojej winy, gdyż spedycja wszystko wiedziała czy też wiedzieć powinna. Moja pani spedytor powiedziała, że nic nie może zrobić przed 9, bo dopiero wtedy Hiszpanie przychodzą do pracy i do tego czasu muszę czekać. Oczywiście minęła 9, minęła 10, a ja sobie uruchomiłem laptopa i włączyłem film, który tak mnie zaciekawił, że w połowie skończyło się jak zawsze: na krótkiej drzemce. Koło 11 padła decyzja, że rozładują mi 3 kontenery, co i tak wydawało się mi za mało - ale nic już z tym fantem nie można było zrobić. Wychodziło na to, że będę miał przeciążone auto ponad 500kg, co nie wyglądało dobrze. Jeśli uda mi się przejechać Czechy i Niemcy, to w razie kontroli na hiszpańskiej granicy powinienem mieć już wypaloną sporą część paliwa, więc powinno być "mniej więcej", ale to była najgorsza wersja, bo przecież nikt mnie nie będzie zatrzymywał.

Wycofałem auto z powrotem pod rampę i syzyfowej pracy ciąg dalszy – rozpinanie, spinanie itp. O godzinie 11:40 byłem już po załadunku, z papierami w ręce opuszczałem zakład. Jechałem drogą numer 16 w stronę miejscowości Slaný. Droga ta przypominała już zupełnie Polskę ;) dziura za dziurą, jedyny plus, że było szeroko. Starałem się omijać delikatnym łukiem Pragę i tym sposobem po około godzinie dojechałem do autostrady. Pierwsze, co rzuciło się mi w oczy to spore lotnisko - niestety nie było się gdzie zatrzymać i jako fan lotnictwa bardzo nad tym ubolewałem. Autostrada była 2pasmowa, bez pasa awaryjnego. W koło zielone pola i pagórki, od czasu do czasu urządzenie do poboru opłat krótkim piknięciem dawało o sobie przypomnieć. Całą drogę w kierunku Niemiec (Norymbergi) nic się nie działo, nie widziałem żadnego radiowozu, a ruch na autostradzie był bardzo słaby, żeby nie powiedzieć, że prawie zerowy. Jeśli chodzi o parkingi przy autostradzie to nie było ich zbyt wiele - dużo gorzej niż u nas - jeśli już coś było to zazwyczaj stacja paliw. Droga przez Czechy mijała szybko i koło 15 znalazłem się już po niemieckiej stronie granicy, zjechałem na parking i zrobiłem sobie obiad. Obiad to może za mocne słowo, bo nie miałem żadnej wizji, mimo pełnej lodówki, więc skończyło się na parówkach. W międzyczasie posiedziałem chwilkę na Internecie i ruszyłem w drogę. Czas jazdy miałem do godziny 19 i planowałem zatrzymać się na stacji paliw i wziąć prysznic. Niestety po godzinie 18 nie znalazłem już żadnego miejsca na stacji paliw, aby przestać spokojnie nockę.

W Niemczech, zwłaszcza między autostradą a6 a a5, ciężko jest stanąć po 17, gdyż jest mało miejsc parkingowych i każdy się zatrzymuje wcześniej, aby nie przegiąć tacha – tzn. parkingów jest sporo, ale co z tego, skoro wchodzi na nie po 4-5 aut. O godzinie 18:30 w końcu udało się mi znaleźć wolne miejsce parkingowe na tzw. "dzikusie", czyli parkingu raczej niebezpiecznym, bo zazwyczaj bez latarni w dodatku nie było na nim toalety :> no nic jakoś nockę trzeba przeżyć. Na bieżąco kontaktowałem się z kolegami, z którymi miałem się spotkać po drodze i już nasze plany zaczynały się troszkę zmieniać. Jeden kolega nie załadował, drugiemu znów dali do lądowania 3 miejsca, więc ciężko było się dograć… cóż życie - może jutro kogoś spotkam, a jak nie to w naszym wypadku i tak wszystkie drogi prowadzą do Barcelony ;) Odpaliłem laptopa i kolejne chwile w sieci... później spanie do rana.

Czwartek

Pobudka o godzinie 5, szybka kawa i 5:30 wytaczam się na autostradę. Przed 7 dostaje pierwsze smsy od kolegów. Sytuacja z naszymi planami co do weekendu nie wygląda może za różowo, jednak po wlocie do Francji mam poczekać na 1 kolegę z firmy. O godzinie 10 zatrzymuje się na CPN po francuskiej strony granicy i idę pod upragniony prysznic. Stacja jest spora, nowoczesna, więc i prysznic w bardzo dobrym stanie, w dodatku kosztuje mnie on 1e ;) więc same plusy. Po powrocie do auta okazuje się, że obok stoi wyżej wspomniany kolega. Jemy śniadanie i o 11 wytaczamy się na autostradę - kierunek Lyon. Czas spędzamy na rozmowach na CB radiu. Okazuje się, że w okolicach Barcelony będzie około 8 naszych kolegów, więc pewnie będziemy się z kimś mijać. Przed Lyonem zatrzymujemy się na kolejnej stacji paliw zrobić 45minutową pauzę. Dziś jadę na 10godz jazdy, więc będzie to moja ostatnia pauza, po której zostanie mi jeszcze 2:30h. Kolega ma na dziś jeszcze 4h, więc opuści mnie po drodze. 15:30 koniec odpoczynku i ruszamy na Lyon. Całe miasto przejeżdżamy bez żadnych korków i o 17:30 żegnam się z kolegą na wysokości miasta Valencja, i zjeżdżam na CPN. Otwieram zimne piwko i odpalam film - w międzyczasie przychodzi sms, że rozładunek mam dopiero na poniedziałek, co mnie troszkę rozwaliło, bo mógłbym być na piątek rano :>

Biorę telefon i dzwonię po chłopakach dowiedzieć się na kiedy mają awizacje - jednym się udało na piątek, innym nie, ogólnie wkur*** idę spać. Mógłbym ruszać o godzinie 2giej w nocy, ale w takiej sytuacji nawet nie nastawiam budzika. Przed snem dostaje jeszcze sms, że inny kolega jest 2 godziny ode mnie i że po mnie przyjedzie.

Piątek

Budzę się przed godziną 7 - nie chce się mi już spać, odpalam auto i wyruszam w stronę Béziers. Jadę na stację z Internetem, tam poczekam na kolegę. Po drodze na radiu woła mnie Polak, który jedzie za mną i jedziemy rozmawiając o pierdołach. Po 2 godzinach zjeżdżam na CPN i odpalam laptopa - relax na całego. Po 10 przyjeżdża kolega i już na 2 auta gonimy do Hiszpanii. Po drodze robimy jeszcze 45minutową pauzę, bo kolega nie robił jej wcześniej. Dostajemy sms od 3ciego chłopaka z firmy, że możliwe, iż nie dojedzie do Barcelony na weekend, jednak dojedzie do LaJunkery - granicy hiszpańsko - francuskiej. Podejmujemy decyzję, że ja zostanę na granicy i poczekam na obrót sprawy, a kolega pojedzie się rozładować i załadować, gdyż on miał więcej szczęścia niż ja :> O godzinie 11:40 jestem już na LaJunkera w mieście cudów ;) Masa stacji benzynowych, taniego alkoholu, dziewczyn i innych mniej lub bardziej potrzebnych atrakcji. Odwiedzam po kolei stacje benzynowe i parkingi, gdyż jestem czasowy, a zawsze wszystko robię na szybko, więc po prostu zwiedzam gdzie można w przyszłości stanąć. Parkuje auto na mojej starej sprawdzonej miejscówce i dostaję sms od kolegi z którym jechałem, abym kupił mu butelkę przezroczystego płynu ;) Idę do supermarketu, jeśli chodzi o alkohole to jest bardzo duży wybór - zwłaszcza whisky. Kupuję butelkę wedle zamówienia, a sobie słodycze :P. Jutro jest dzień matki, więc rozglądam się za jakąś bombonierką :P - nie ma nic specjalnego, więc postaram się coś kupić na powrocie. Wracam do auta, robię sobie obiadek i ucinam krótką drzemkę, aby się coś wyjaśniło, gdzie będziemy stali na weekend.

Niestety po 2 godzinach na telefonie cisza, więc postanawiam jechać na stacje paliw w Barcelonie. Stanie na granicy, również w Barcelonie nie należy do najbezpieczniejszych, jednak na siłę musieliśmy wlecieć do Hiszpanii, gdyż w poniedziałek u Francuza jest święto i zakaz jazdy. Droga do Barcelony przy ich wesołych stacjach radiowych mija mi bardzo szybko. Po godzinie widzę lotnisko w Gironie i stację paliw obok - zjeżdżam na nią, zamykam auto i idę z aparatem na łowy. Pierwszy raz bylem w tym miejscu, więc nie mam zbytnio rozeznania, gdzie mogę się udać na zdjęcia, jednak widzę pas startowy przed sobą i postanawiam zrobić kilka ujęć z lądowania, o ile coś przyleci. Po około 10 minutach w powietrze wzbija się mała Cessna - miejsce jest nawet dobre robię kilka zdjęć i czekam na coś większego. Z oddali dobiega do mnie głośny szum, co oznacza, że za chwilę powinno się coś pojawić z nad drzew. Nie myliłem się Ryanair rozpoczął kołowanie :) zadowolony robię zdjęcia i okazuje się, ze w oddali włączył światła do lądowania. Jestem zadowolony, będę miał małą kolekcje z Girony. Troszkę żałuję, że nie zostaje tu na weekend, ale umówiłem się już z kolegami i nie ładnie im odmawiać, choć szczerze wolałbym tam stać ;). Po godzinie wracam do auta, kierunek Barcelona i już po 2:30h jazdy jestem na umówionym CPN. Jest kilku Polaków, jednak jest już godzina 20 i nie ma zbyt wielu miejsc parkingowych.

Czekam 15 min i stację opuszcza Hiszpan, więc stawiam moją maszynkę, zaciągam kotary i można się weekendować – szkoda, że aż do poniedziałku. Ale jak to mówią nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - biorę laptopa i idę na CPN. Stacja w środku jest wielka - ma też kładkę do przejścia na drugą stronę autostrady. Jest bar, toaleta, prysznic, mikrofala, kącik dla dzieci i pomieszczenie klimatyzowane do serfowania w Internecie. Siadam w wygodnych skórzanych fotelach i tak mi mija czas do 1 w nocy. Wracam do auta, na stacji często pojawia się policja i spisuje osobówki, które zbyt często kręcą się koło tirów. Niestety stanie na pauzie w Hiszpanii nie należy do najbezpieczniejszych zajęć. Często w nocy znika paliwo, bądź towar - w najlepszym wypadku zastaniemy pocięta plandekę, w najgorszym pustą kabinę. Zamykam się od środka, blokuje zamki, otwieram szyberdach i lulu do rana.

Sobota

Budzę się koło godziny 8, jem śniadanie - dostaję sms do kolegi, którego znam już 20 lat, z czego 13 przesiedzieliśmy w jednej klasie (podstawówka i technikum). Pisze, że dojedzie do mnie i będziemy weekendować razem - więc już jest ok ;) Biorę laptopa i idę dalej buszować w sieci. Koło godziny 11 na parkingu pojawia się firmowe auto więc wracam do kabiny i spędzam czas z kumplem. Odpalamy filmik i delektując się whisky, kulturalnie rozmawiamy sobie co słychać, gdzie kto pojechał. Okazuje się, że chłopcy, którzy mieli mieć rozładunek w piątek, nie rozładowali - jednemu się tylko udało, więc ogólnie sytuacja jest nerwowa, bo to oznacza, że poniedziałek będzie nieciekawy - jak zwykle to bywa w fabryce Seata. Bierzemy laptopy i oglądamy śmieszne filmiki w sieci, może mało ambitna sprawa, ale czas jakoś leci. Sprawdzamy w google, gdzie możemy się udać z parkingu, jednak nie ma zbyt wielu opcji. Okazuje się, że przed nami na górce jest stacja dla pociągów i kierowcy mówią nam, że można się nią dostać i pozwiedzać Barcelonę. Można jechać do sanktuarium zobaczyć Czarną Madonnę itp. Biorąc pod uwagę, że sporo czasu już straciliśmy - i zaczęliśmy przyjmować płyny ;) dajemy sobie spokój.

Wracamy do auta i oglądamy film. Czas szybko mija, co chwilę przychodzi jakiś kierowca pogadać i tak upływa nam dzień. Niestety grilla nie uda się nam zapalić, gdyż kolega utknął na seacie i wychodzi na to, że my weekendujemy na parkingu we dwóch, a na fabryce mamy też 2 kolegów - trudno spotkamy się w poniedziałek.

Niedziela

Niedziela jak to niedziela, nudy ciąg dalszy. Nocka minęła bezpiecznie, od rana opalam się przed laptopem. Następnie porządki w kabinie, filmy, troszkę pracy przy dokumentach. Co rusz na stację przyjeżdżają niemieckie autokary na chwilkę przerwy. Słoneczko zaczęło dopiekać, więc większość niedzieli spędziłem przy komputerze, na szczęście na stacji jest klimatyzacja. Wieczorkiem prysznic i spanie.

Poniedziałek

Pobudka o godzinie 6, poranna toaleta i 6 30 startuje do fabryki Seat. Kolega zostaje na parkingu, bo ma awizację na 14:30, a ja 7:30. Mam tylko 15km podlotu, mogłem być w piątek na miejscu, jednak parking w seacie ma to do siebie, że w piątek wieczorem zamykają szlaban wjazdowy na parking, a razem z nim na weekend zostaje zamknięty prysznic i toaleta - więc takie weekendowanie odpada. Wolę stać kilka km wcześniej, ale w ludzkich warunkach. Jedyna wada jest taka, że ze stacji paliw muszę podjechać kilka km i ruszę czas na tacho - na parkingu stałbym z pełnym czasem do tego momentu, aż kazaliby wjechać. Po kilku minutach przejeżdżam bramki i zjeżdżam na Zone w Martorell. Wjeżdżam na parking i idę się zameldować. Poniedziałki w tej fabryce nie należą do najprzyjemniejszych, zwłaszcza jak się ma mieszany towar - a tak zazwyczaj jest. W biurze dostaje dokumenty i telefon z info na wyświetlaczu "proszę czekać na parkingu". Z kartki wywnioskowałem, że mam tylko 2 magazyny: jeden w fabryce, a drugi gdzieś "na mieście". Na parkingu spotykam kolegę z firmy, któremu udało się rozładować w piątek, jednak nie zdążył już załadować. Jest też kolega, który ma rozładunek i załadunek tak samo jak ja. O godzinie 7:30 dostaję sms z informacją, że mogę wjeżdżać na kolejny zakład kilka metrów za bramą. Tam rozpinam pasy i po godzinie kolejny sms, aby wjechać na hale 12, miejsce postojowe 8. Podjazd zajął może 2 minuty, rozpinam bok i ... wózkowi maja przerwę. Ogólnie Hiszpanie są bardzo czasowi. Na wózkach widłowych jeździ wiele dziewczyn i jak to bywa w wielkiej fabryce, palet do przewiezienia nie brakuje. Pod jedną halą jeździ nawet 14ście wózków do rozładunku tirów, w międzyczasie zdjęte już palety są zabierane przez kolejnych wózkowych lub ładowane na wózki akumulatorowe, które ciągną za sobą kilkanaście wagoników. Wszystko ma swoje miejsce i jakimś cudem nic się nie miesza.

Ja ściągam pasy bezpieczeństwa, kolega obok radia samochodowe, inni cale boki samochodów, maski, drzwi. Niestety rozładunek się przeciąga ,nie mają zbyt wielkiej chęci do pracy przy poniedziałku. Odstałem 2 godziny i zdjęli mi przednią połowę naczepy. Dostaję kolejnego smsa, aby podjechać do biura po mapę. Zabieram kartkę i jadę pod wskazany adres. Jedzie się bardzo kiepsko, biorąc pod uwagę, że siodło jest niedociążone, a na tyłku mam 13ton. Do celu mam jakieś 9km. Dojeżdżam, magazyn znajduje się obok fabryki lizaków Chupa Chups. Pod rampę muszę złamać się i cofać z ulicy, w dodatku jest pod górkę . Niestety pojawia się problem, wszystko to z powodu złego rozmieszczenia ładunku - auto podskakuje, a koła się obracają, bo koń jest niedociążony. Postanawiam zjechać na dół, rozpędzić się i spróbować cofać z drugiej strony. O ile ze zjazdem na dół nie miałem trudności, to teraz zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle wyjadę na wzniesienie. Rozpędzam się maxymalnie i pędem idę w górę, koła zaczynają boxować, jednak jestem już na szczycie. Teraz pozostaje cofnąć "z górki" pod rampę - idzie znacznie łatwiej. Po około 20minutach jestem rozładowany. Wracam do fabryki zdać telefon i odebrać dokumenty. Wjeżdżam na parking i wysyłam sms do firmy z prośbą o powrót. Oczywiście otrzymuję sms zwrotny w stylu "szukamy coś" czyli nie mają nic :P - ogólnie nie spieszy mi się, bo jest poniedziałek, a we Francji jest święto, więc i tak nie przejadę granicy do której mam jakieś 2:30h jazdy. O godzinie 12 pojawia się na parkingu kolega, z którym weekendowałem. Słoneczko zaczyna przygrzewać, wracam do kabiny oglądać film. Niestety film mnie troszkę znudził i zasnąłem. Obudziłem się o godzinie 15 a na wyświetlaczu telefonu widoczna była koperta z numerem załadunku. Cóż, troszkę przysnąłem i nawet sms mnie nie zbudził. Idę do biura, pokazuję numerek, dostaję kolejną mapkę, gdzie mam jechać po puste palety, bo właśnie to będę ładował na powrót do Niemiec i dostaje kolejny telefon, na którym pisze "czekać na parkingu". Tym razem postanawiam nie ryzykować i nie zasypiać ;) bo pasuje w końcu coś zarzucić i jechać. Po 16 otrzymuję info, że mogę jechać na hale 14.

Objeżdżam cały zakład, który jest wielkości małego miasteczka i znajduję miejsce załadunku - niestety nie jestem sam i trochę muszę poczekać. Przede mną ładuje się kolega z firmy. W kolejce odstałem jakieś 4 godziny. Niestety nawet załadunek pustych palet, a raczej stojaków troszkę schodzi. Wózkowy wozi po 2 sztuki, jednak załadunek jest bokiem i towar musi być pospinany. Przed 19 przychodzi czas na mnie, szybko spinam towar, zapinam plandekę, biorę papiery i gonię na parking, bo o 21 kończy się mi czas pracy na tacho. Przed 20 parkuję auto na parkingu, została mi jeszcze godzina pracy, ale decyduję się nigdzie już nie jechać, bo o tej porze raczej będzie ciężko stanąć gdzieś na stacji CPN - zakańczam tarcze i idę do biura zdać telefon i odebrać kolejne dokumenty. Za płotem widzę, że kolega z weekendu ściąga się na tej samej hali, idę więc do niego - awizacje miał na 14, a stoi jeszcze nierozładowany o 21, a czas ucieka.. a najgorsze jest to że ma drugie miejsce rozładunku w Barcelonie na wtorek w dodatku na 19 (!!!!) :> Cóż tak to jest w fabryce na produkcji - jak się spóźnisz, to kłopotów co niemiara, a jak stoisz za darmo po kilkanaście godzin to jest ok. Chwilę rozmawiamy, jest fajna pogoda, robi się już chłodniej, słoneczko zachodzi. Po 21 idę pod prysznic. Stan toalet jak i prysznica w tak wielkiej firmie prosi o pomstę do nieba. Jednak biorę klapeczki i niezrażony delikatnym "nieładem" idę się kąpać. Najważniejsze, że woda czysta i mokra, niestety takie są realia: im większa firma, tym gorszy syf. Następnie wracam do auta i idę spać, bo ruszam po 9 godzinach czyli o godzinie 5tej.

Wtorek

Wstaję o godzinie 5tej i od razu ruszam w stronę autostrady - Kierunek Girona - Francja. Czas mija bardzo szybko, słoneczko wschodzi i po 2:30h jestem na granicy, zjeżdżam do hiszpańskiej miejscowości La Jonquera , aby zatankować auto. Na zjeździe zauważyli mnie chłopcy z firmy, którzy też tankują i przez sms ugadaliśmy się na pauzę na pierwszej stacji paliw, gdzie będzie czekał na nas kolejny kolega. Na Jonquerze jest kilkanaście stacji paliw, przeważnie każdy tu tankuje z powodu ceny paliwa. Jak już kiedyś pisałem, jest tu wiele marketów, parkingów, dziewczyn i handlarzy najróżniejszymi rzeczami od ciepłych laptopów, telefonów typu "nokla", poprzez meksykańskie kapelusiki, długopisy czy zegarki. Nie na każdej stacji paliw zapłaci się kartą DKV, ale ja mam już sprawdzoną stację Repsol, tankuję ponad 900l i ruszam do Francji. Po około 20 minutach jestem już na CPN po francuskiej stronie, gdzie czekają na mnie 3 auta z firmy. Kręcimy 45minutową pauzę i już razem lecimy w stronę Vienny i Lyonu. W trójkę mamy jedno miejsce rozładunku, a jeden kolega leci dalej. Czas w takim gronie szybko mija. Ustalamy, że wieczorem robimy grilla.

Niestety jazda w większym gronie ma to do siebie, że jeden chce do sklepu, drugi do WC, trzeci musi fajki kupić, więc jedziemy i co rusz robimy 15minutowa pauzę. Przed Lyonem robimy pauzę 45minutową, bo nie mamy zbyt wiele czasu, a nie wiadomo jak miasto będzie szło, tym bardziej, że jest prawie 15sta. Na pauzie kawa na parkingowych ławeczkach i gadka szmatka "o niczym". Po chwili relaksu jazda w stronę Lyonu i Mulhouse. Miasto przejeżdżamy bez większych zatorów i przed godziną 18 zjeżdżamy na stację paliw z bardzo dużym parkingiem między drzewami. Stawiamy auta obok siebie i zaczynamy przygotowania do grilla. Na parkingu jest fajne miejsce pośród drzew, z dala od aut, idealne dla naszych potrzeb. Bierzemy z aut grilla, kiełbaski, karkówkę, substancje ciekłe;) co kto lubi i przenosimy się "bliżej natury" ;) bierzemy ze sobą krzesełka oraz gaśnicę, bo oficjalnie na parkingu nie powinno się palić ognisk ani grilla, ale jeśli stoi obok gaśnica to policja się nie czepia - najważniejsze żeby nie palić między autami. Wieczór mija bardzo fajnie, jest sporo smakowitego jedzonka. Przed 22 wracamy do aut i ZZzzzZZ. Z zaśnięciem raczej nikt nie ma problemu, ale ze wstawaniem już jest gorzej…

Środa

Pobudka miała być o godzinie 8smej, jednak ktoś zerwał się już po 7dmej i urządził każdemu pobudkę. Wstawać zbytnio się nie chce, jednak dzień nie będzie trwał wiecznie. Dziś nie mamy się gdzie spieszyć, gdyż kilometrów mamy i tak zbyt dużo, aby dojechać na miejsce za jedna zmianę. Poranna kawa i toaleta zajmują trochę czasu - dopiero przed 9 wyjeżdżamy z parkingu. Lyon mamy przejechany, więc teraz pójdzie już gładko. Po 4 godzinach jazdy jesteśmy kilka km przed Strasburgiem i robimy 45minutową pauzę. Każdy robi sobie śniadanko i po 14 ruszamy w dalszą drogę. Po kilku minutach 1 kolega musi nas opuścić, ma inne miejsce rozładunku i jedzie inną autostradą. W 3jke przejeżdżamy granicę francusko - niemiecką i wjeżdżamy na autostradę nr 5. Jazda po Francji ma to do siebie, że nawet, gdy jest zwężenie autostrady z 3 do 2 pasów, to przeważnie jest ograniczenie prędkości do 90km/h i każdy i tak fruunie przez te zwężki. Osobówki zbytnio nie zwracają na to ograniczenie uwagi i jadą swoim tempem, a tiry i tak nie jadą więcej niż 90km/h, więc ruch jest płynny i nie robi się korek. Niestety Niemcy to nie Francja i jest wiele zwężek i remontów, i ograniczenia do 60km/h, więc korek goni korek. Jakimś cudem dojeżdżamy do autostrady nr 8 i jedziemy w stronę Monachium. Na 8semce nie ma już tyle remontów, ale jest inne utrudnienie w postaci gór i stromych podjazdów. My na szczęście mamy załadowane tylko po 5 ton, więc przez większość czasu mijamy ciężarówki lewym pasem (na szczęście są 3 pasy i brak zakazu wyprzedzania dla tirów).

Przed Stuttgartem jest niestety korek: godzina 15sta, więc na autostradzie tłoczno i są stłuczki. W korku tracimy sporo czasu. Po przejechaniu miasta zostaje nam godzina jazdy, jednak nie będziemy ryzykować jej dalej, bo parkingi na tej autostradzie są bardzo rzadko. Zjeżdżamy na stację paliw jednak, jest już cała zapełniona i nie ma szans postawić jeszcze 3 aut. Jedziemy dalej i zjeżdżamy na pierwszy dziki parking, gdzie znajdujemy dla siebie miejsce i rozpoczynamy kręcenie pauzy dobowej tzw. 11stki. Jak widzicie każdy dzień niewiele rożni się od siebie, więc standardowo: pogaduchy, gry, filmy, Internet jak jest i lulu. W nocy jest spora ulewa, ale to dobrze ;) lepiej w nocy, niż podczas rozładunku.

Czwartek

Pobudka o godzinie 4:30, poranna kawka i o godzinie 5 ruszamy w stronę Monachium. Do celu mamy 180km, jednak część drogi jest autostradą, a część landówką. Po 1,5godz zjeżdżamy na drogę krajową 300 i kierujemy się do Ingolstadt, do fabryki Audi. Kolega, który był wcześniej w tej fabryce, poinformował nas, że adres w naszych dokumentach CMR jest błędny i że musimy odnaleźć parking oraz biuro a dopiero po zameldowaniu, pojechać pod halę podaną w dokumentach. Przejeżdżamy przez całą miejscowość Ingolstadt i odnajdujemy strefę przemysłową, która nas interesuje. Jest to wielka fabryka audi . Od Seata różni się tym, że nie jest ogrodzona w całości, tylko każda hala osobno. Parkujemy przed biurem i idziemy wypełnić dokumenty. Podajemy numer rozładunku, numer auta, naczepy imię nazwisko itp. Podpisujemy instrukcję bhp, że się zapoznaliśmy ;) – szczegół, że jest po niemiecku, no ale podpisać trzeba - i udajemy się do okienka. Niemiec pyta czy będziemy się ładowali, bo jeśli tak, to daje nam telefon i musimy czekać na parkingu. Nam o załadunku nic nie wiadomo, więc daje nam od razu mapkę i wysyła pod odpowiednią halę. Przejeżdżamy połowę miasta i wjeżdżamy do fabryki od drugiej strony. Wszędzie pełno nowych wózków, same limuzyny od audi ;) sportowe bryczki i wszystko co nowe, piękne i drogie. Szkoda, że cena dla zwykłego śmiertelnika jest tak nierealna. Odnajdujemy halę i kolejne meldowanie się w biurze. Niemiec mówi, że na halę wjeżdżam pierwszy, tylko muszę wycofać tyłem - drzwi podnoszą się na czujkę, automatycznie cofam i parkuję obok wagonu kolejowego w hali. Odpinam bok i po 30 minutach jestem rozładowany. Pisze sms spedycji, aby szukali albo coś do domu albo na Belgię, Francję - tak abym poświęcił się jeszcze jeden weekend, ale przed czwartkiem ( Boże Ciało) był w domu i miał wolne do końca tygodnia. Oczywiście po chwili sms zwrotny "nie mamy nic, musisz czekać" :> fuck nie tego się spodziewałem tym bardziej, że wiedzieli, że będę rozładowany i będę miał prawie cały czas.

Kolejny kolega wjeżdża na halą, a ja idę do biura po dokumenty z rozładunku. Kolega rozpina bok i okazuje się, że ma inne stojaki niż my, na inna halę, więc troszkę się wkurzył, bo czas ucieka, a on już ma załadunek - robi kolejne kółko na Hiszpanię. Ja dostaje sms, że też mogę jechać na Hiszpanię jednak odmawiam, bo nie taka była umowa, poza tym nie mam zbyt wiele godzin w czasie 2tygodniowym. Na każdym kroku trzyma tachograf, poza tym w lodówce już widać światło, więc Hiszpania odpada. Wracam na parking, po chwili przyjeżdża kolega, który też rozładował i zostaliśmy we dwóch. Ja uruchamiam film, który oglądam już któreś podejście z kolei, bo za każdym razem usypiam… niestety teraz tak samo: oglądanie skończyło się na spaniu. Budzę się po 15 i idę rozejrzeć się po parkingu - rozmawiam z kierowcami . W międzyczasie kolega dostaje załadunek - jednak na jutro i w dodatku do Bielska Białej, co jest też nie na rękę bo oznacza ze 24h weekendu musi przesiedzieć w kabinie, w poniedziałek rozładować, załadować krajówkę i wolne przez tydzień. W sumie "lepszy rydz niż nic". Kolega odjeżdża, a ja idę do Netto na zakupy. Kupuję sobie chleb, bo najwyraźniej nie zanosi się, abym zjadł polskie pieczywo. Podczas zakupów dostaję sms z info, że będę miał łączony ładunek, że jest towar na połowę naczepy, a jutro coś doszukają. Pierwszy raz mam taką sytuację na powrocie do domu, bo pierwsza część naczepy idzie do Łańcuta. Do załadunku mam 40km, jest dopiero 16sta, mam numery załadunku, więc jest jeszcze szansa - jedyny plus tego dnia. Do celu mam 40km, więc przed 17stą jestem na miejscu.

Firma jest dosłownie 1km od autostrady: 1hala pośród pól, wioska jest troszkę dalej, a obok jest jedynie budynek straży pożarnej. Po wejściu na firmę nadzieja o załadunku całkiem przemija, bo pracownicy już są przebrani w prywatne ciuszki, jednak jutro od rana mogę ładować. Pogoda robi się nieciekawa i zaczyna kropić deszcz. Nie lubię takich dni… spieszy się człowiek, a tu nie ma za czym… - stoję na totalnym odludziu więc odpalam Flight Simulator i męczę laptopa do nocy. Budzika nawet nie nastawiam...

Piątek

Budzę się o godzinie 6:30, wtedy też do firmy przyjeżdżają pierwsze auta. Niemiec informuje mnie, że będzie 15palet śrub o wadze 13ton i zajmą mi ponad 6 metrów na naczepie. Wstrzymuje się z załadunkiem do godziny 8smej, bo nie wiem jak rozmieścić towar, gdyż nie wiadomo, co będę dalej ładował. O 8 spedycja pisze, że 7 metrów na doładunek wystarczy, więc podjeżdżam pod halę i ładuję śruby. Nie chce się mi otwierać boku i ściągać desek, więc proszę Niemca o paleciaka. Wózkiem widłowym przywozi mi palety i stawia na tyle naczepy, a że naczepa stoi pod sporym kątem, to ja paleciakiem zabieram je na przód. Chyba to najbardziej ekonomiczne rozwiązanie, bo palety same zjeżdżają - nie dziwne, skoro jedna waży 800kg ;) Po godzinie ładunek jest załadowany i pospinany, a ja nadal nie mam żadnych decyzji z firmy, więc staje na wczorajszej miejscówce obok hali i czekam na cud :> dawno nie było tak kiepskiego tygodnia. Do godziny 12 nic się nie dzieje, koledzy z którymi jechałem piszą sms i też u nich nie jest za wesoło: albo czekają na załadunki, albo zmienili im plany, najlepsze, że chłopak który ściągał ostatni w Hiszpanii, ma ładunek już na naczepie i jedzie prosto pod dom - cóż tak to już jest, ktoś musi mieć źle, żeby ktoś miał dobrze. Laptopa ciąg dalszy - gram w Angry Birds oraz Flight Simulator.

W międzyczasie spokój przerywają syreny straży pożarnej z budynku obok i chłopaki wyjeżdżają 2 dwoma wozami na akcję. Musi być jakaś kraksa na autostradzie, bo wszystkie auta zaczynają hamować do zera – cóż, pocieszam się, że ja w korku stać nie muszę ;) ale oby to szybko sprzątnęli, bo jeszcze mam nadzieję, że ktoś mi znajdzie jakiś doładunek, w końcu jest już piątek, a ja jestem nieźle wkurzony. O godzinie 13 dostaję telefon, że w cudowny sposób znalazła się dla mnie robota, ba mało tego.. ładunek prosto pod dom . Okazuje się, że mam jechać do Zgorzelca i tam w wiosce przy granicy doładuję gumę na stadion atletyczny w mojej miejscowości. Jest też jeden kruczek, muszę załadować dzisiaj do 22. Cóż noga prosta na gaz i pędzimy! Uradowany wjeżdżam na autostradę, po wypadku nie ma już śladu, jednak na każdym pasie jest tłoczno. Całą drogę słucham mp3 z laptopa, trasa przez góry i Nurembergię mija spokojnie. Po około 3 godzinach jazdy zaniepokoiła mnie znikoma obecność aut na przeciwnym pasie ruchu, rozkręcam mocniej CB i okazuje się, że 20km przede mną jest wypadek i 17km korek. W ostatniej chwili zjeżdżam na wolny parking obmyślić nowy plan podróży, tym bardziej, że mam wyjeżdżone ponad 3 godziny, a i tak muszę wykręcić 45 minutowa pauzę. Ehm jak to mówią… tyle problemów, a tak mało amunicji.. ;) Głosy z radia nie napawają optymizmem, wywrotka jadąca w stronę Nurembergii przeleciała przez bariery na drugą stronę autostrady, rozsypując na 4 pasach żwir i przy okazji kasując śmiertelnie osobówkę. Cała autostrada stoi w powietrzu, słychać helikoptery, a mnie powoli kończą się pomysły. Sprzątanie autostrady z 40ton żwiru, rozwalonych barierek i aut leżących na boku, nie jest do wykonania w ciągu kilku minut - na pewno do 24 nikt się z tym nie upora - problem w tym, że ja mam do przejechania 200km i mam tylko 30min zapasu. Otwieram atlas, patrzę w nawigację i widzę 2 alternatywne drogi: jedną dołem Chemnitz przez góry, drugą przez Zwickau z przejściem w autostradę nr4. Pierwszą trasę wykluczam, bo tam na samych podjazdach pod wzniesienia stracę wiele czasu. Pauza 45minutowa dobiega końca, wyjeżdżam na autostradę i .. od razu korek. Podczas mojego stania najechało się dużo osobówek i wszystkie pasy posuwają się w ślimaczym tempie. Ja piszę już do spedytora, że będzie nieciekawa sytuacja, tym bardziej, że w sobotę nikt mnie już na pewno nie załaduje i będzie big problem. Po około 20 minutach dojeżdżam do 11 zjazdu z autostrady, tam też jest poprowadzony objazd i część aut decyduje się uciekać z tego bajzlu.. inni bez CB i nawigacji brną dalej w bagno.

Zanim zjechałem z autostrady na CB pojawiają się głosy, że pokonanie objazdu zajmuje 3 godziny i jest totalnie zabity - nie dziwię się, w końcu większość tam jedzie - weekend robi swoje i ruch jest spory. Po zjechaniu z autostrady, dojeżdżam do litery T, policja ustawiła znaki do objazdu w południową stronę Niemiec, dołem, tak aby nie sparaliżować Zwickau. Ja odbijam w przeciwna stronę i jadę z kilkoma ochotnikami przedrzeć się przez centrum Zwickau do autostrady a4. Skręcam w lewo i ... ruch zerowy – od razu rozpędzam się do 80ciu i tak pokonujemy prawie całe miasto, jedyne co nas zatrzymuje to sygnalizacja świetlna. Od razu krzyczymy na CB, żeby zjeżdżać na miasto, bo droga jest bardzo dobra. Po kilku minutach zjeżdżam na landówkę 173 i tu kolejna pustka na drodze. Uśmiech na twarzy sam się pojawia i jest jeszcze szansa zrobić dziś doładunek. Po około 30 minutach jazdy, wjeżdżam na autostradę, która prowadzi prosto do Zgorzelca. Czas mam bardzo dobry, bo straciłem jedynie 30 minut i już gonię z maxymalną prędkością 90km/h. Autostrada jest praktycznie pusta, jest mala ilosc aut, która przedarła się przez objazd, więc lecę bez problemu. O godzinie 20:40 przejeżdżam granicę w Zgorzelcu - podczas przejazdu przez terminal, niemiecka policja zgania wszystkich na przejazd przez parking - losowo wybierają auta do kontroli, mnie udaje się przejechać. Do celu mam 12km, zjeżdżam w boczną drogę i kieruje się na miejscowość Pieńsk - do celu dojeżdżam o 21:20, czyli prawie zgodnie z planem.

Po odnalezieniu firmy, okazuje się, że będzie 7 palet i że już mogą ładować. Cieszy mnie to bardzo, gdyż czas pracy na tachografie dobiega końca i muszę nieźle się uwijać. Towar po 50 minutach jest spięty i załadowany, a ja gonię na parking w Żarskiej Wsi na stację BP. 20 minut przed czasem parkuję auto i mogę wreszcie odpocząć. Przed 24 idę pod prysznic i lulu.

Sobota

Wyspany ruszam w stronę domu. Czas szybko mija, w Polsce pogoda już tak nie rozpieszcza, jak w Hiszpanii, ale nie ma tragedii – najważniejsze, że nie pada. Po 4 godzinach jazdy zjeżdżam na stacje Orlen za Katowicami, zrobić 45min przerwę. Idę na obiad i ogarniam troszkę kabinę. Następnie ruszam w stronę Krakowa, gdzie zjeżdżam z autostrady i kieruje się w stronę Sandomierza. Ruch w Krakowie do zniesienia, sprawnie przejeżdżam miasto. Następnie jadę drogą krajową 79 - jest ona w bardzo kiepskiej kondycji i musze się mocno trzymać kierownicy, żeby nie wyrzuciło mnie z siedzenia ;) Godzinę jazdy od Krakowa zjeżdżam do Podgórskiej Woli do baru "Pod Świerkami". Jada tam wielu kierowców, gdyż jedzenie jest tanie i w miarę dobre (kiedyś było lepsze). Zamawiam pierożki, a w międzyczasie kręci się mi kolejna 45minutowa pauza. Z baru mam 2 godziny do miejsca rozładunku i o 16 melduje się na stadionie w Stalowej Woli. Rozładunek przebiega sprawnie, palety są ściągane koparką, a ja wreszcie po przejechaniu ponad 5500km mogę zacząć weekend w domu…

05.06.2012 21:58
😜
2
odpowiedz
zanonimizowany800838
10
Generał

W nocy jakoś ciężko się czyta taką masówkę tekstu na monitorze :P

05.06.2012 22:00
Jeremy Clarkson
3
odpowiedz
Jeremy Clarkson
135
Prezenter

o wreszcie coś nowego :D Zabieram się do czytania

05.06.2012 22:01
Roniq
4
odpowiedz
Roniq
104
Unknown

Jak zwykle przeczytam, ale niestety teraz nie mam czasu ;) Może przed snem :D

05.06.2012 22:15
Bullzeye_NEO
5
odpowiedz
Bullzeye_NEO
226
1977

w sumie zawsze twoje watki czytalem, ale nigdy nic nie skomentowalem, fajna egzotyke wprowadzasz, temat rzadko spotykany na tym forum

05.06.2012 22:36
rpn
6
odpowiedz
rpn
132
prison break

jak długo zajmuje Ci napisanie takiej opowieści?

05.06.2012 22:38
Morbus
7
odpowiedz
Morbus
240
settler

rpn - nie pisze wszystkiego naraz raczej co drugi dzien jak sie cos wydarzy :P

05.06.2012 22:46
eltexo
8
odpowiedz
eltexo
86
Idzie Grzes przez wies

..ale tak bez zdjęć? :)

Ciekawa trasa. Zresztą, trudno by się coś nie działo, kiedy to spedycja prowadzi na Hiszpanię. Dobrze, że obyło się bez nieprzyjemnych niespodzianek.

Szerokości! :)

05.06.2012 22:47
Jeremy Clarkson
👍
9
odpowiedz
Jeremy Clarkson
135
Prezenter

Jak zwykle fajnie się czyta, ale brakuje zdjęć z wyprawy :)

05.06.2012 22:52
10
odpowiedz
zanonimizowany789322
28
Senator

Kurka, trochę się za tobą stęskniłem ;)

O godzinie 10 zatrzymuje się na CPN po francuskiej strony granicy -> jak dawno nie słyszałem tej nazwy :)

PS. Ciekawość pyta: w jakiej firmie pracujesz? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście :)

05.06.2012 22:54
Morbus
11
odpowiedz
Morbus
240
settler

Miczkus -- :) firma to firma nazwa niewazna :P wszedzie taki sam syf :) gdybys uwaznie czytal wczesniejsze trasy to zauwazylbys

05.06.2012 22:55
r_ADM
12
odpowiedz
r_ADM
251
Legend

Wrzucalbys po enterze co 4-5 linijek bo sciana tekstu jest niewygodna w czytaniu.

05.06.2012 23:02
👍
13
odpowiedz
Bad Olo
133
Ronaldo de Assis Moreira

A ja już myślałem, że odpuściłeś sobie nas :D Na szczęście nie, dzięki, zabieram się do czytania ;)

05.06.2012 23:03
14
odpowiedz
fenfir
176
Generał

Czyta się całkiem przyjemnie, ale faktycznie kilka zdjęć by nie zaszkodziło.

05.06.2012 23:20
QamilekQ
15
odpowiedz
QamilekQ
106
Wisła Kraków

Przeczytałem całe, fajna masz prace tylko 1 wada - ile ty jestes w domu w miesiacu?

05.06.2012 23:21
fisherfighter
👍
16
odpowiedz
fisherfighter
53
Szalony drajwer

Opowiesci z Trasy i już się mi gęba cieszy:D Zapowiada się jutro maraton z czytaniem:)

05.06.2012 23:22
👍
17
odpowiedz
zanonimizowany641653
43
Generał

Podwieszam. Dzisiaj już nie dam rady.

06.06.2012 00:51
PanSmok
👍
18
odpowiedz
PanSmok
249
Legend

calkiem fajnie sie to czytalo :)

06.06.2012 01:03
Sizalus
👍
19
odpowiedz
Sizalus
206
Legend

Jak zwykle przeczytałem. Dzięki za kolejny odcinek opowieści.

06.06.2012 02:44
😊
20
odpowiedz
mirencjum
66
Legend

No to śmigaleś po moich terenach. Jelenia Góra, Szklarska Poręba. Kiepskie, wąskie drogi.

06.06.2012 03:37
21
odpowiedz
zanonimizowany649929
35
Legend

[20] I po moich.

Morbus -> Po wrażeniach zgaduję, że pierwszy raz w tych okolicach?

06.06.2012 04:18
👍
22
odpowiedz
©®©
101
Generał

Nie mogłem sie oprzec i przeczytałem jeszcze przed snem :) Juz myslałem kilka ostatnich miesiecy ze zmieniłes branżę i nie bedzie co czytac - była by wielka strata:) Jak bedziesz sie zatrzymywał gdzies w okolicach bramek w Balicach to daj znac, chetnie wpadne pogadac chwile bo mam tam z 4km z domu, kierowca tira to było zawsze moje marzenie tego co chiałbym robic w zyciu, juz przedszkolu rysowałem same tiry na plastyce :P Niestety wyszło inaczej, ale moze jeszcze czas na zmainę :)
Mam takie pytanie, zwiazane troche z tematem, czy ryzyko postoju na Hiszpanskich parkingach/stacjach dotyczy tez osobowek ?? Kilka razy juz o tym wspominałes ze w Hiszpani jest niebiezpiecznie jesli chodzi o postoje. Chciałbym sie kiedys wybrac na taka trase po europie autem, zwłaszcza zalezy mi na Szwajcari i serpentynach w drodze do dolnej stacji pod Mt Blanc (jechałem taka trasa jako dawno temu jeszcze nie jako kierowca do Hiszpanii, do Alicante, ale wspomnienia mam do dzis bardzo fajne).

06.06.2012 06:48
Morbus
23
odpowiedz
Morbus
240
settler

QamilekQ ile ty jestes w domu w miesiacu? - tego nigdy nie da sie przewidziec ;) Tamten miesiac jezdzilem na wahadle i bylem co tydzien od piatku rano autem pod domem. Wszystko zalezy od spedytora i roboty jaka ma ja czesto dostaje cos "w moje rejony zeby nie powiedziec pod dom". Ogolnie w firmie jest przyjete ze albo zjazd co weekend albo jeden weekend w trasie drugi w domu. Sa oczywiscie szalency ktorzy jezdza 3tygodnie i tydzien wolnego - no ale jak kto lubi i jak kto potrzebuje. To jest najgorsza strona tej roboty... Nic nie idzie zapalnowac

mirencjum - calkowicie zapomnialem ze to Twoje rejony chyba za malo autobosow widzialem :) - zapamietalem tylko ciekawy fotoradar chyba na mercedesie vito ktory byl przymocowany na dachu na wylocie z Jeleniej:>

Rod - jesli chodzi o polske to zazwyczaj zaladunki mamy na podkarpaciu a pozniej a4 i na niemcy.. wiec Szklarska poreba czy Jelenia gora to jest rodzynek :P bo i na czechy malo jezdzimy ba prawie ze wcale :P

©®© na balicach jestem czesto - zatrzymuje sie na bramkach aby porobic fotki na lotnisku - wiec ze spotkaniem nie ma problemu ;) A co do hiszpani to zlodziejstwo jest raczej na terenach przygranicznych z francjia jak i wiekszych miastach typu Barcelona Madryt. Raczej chodzi tu o tiry bo czesto lubia spuscic kilka litrow albo psiknac gaz do kabiny i wpasc na zakupy. Teraz policja sie troche za nich bierze bo ciecie plandeki stalo sie tam prawie ze norma - cos jak w angli.

06.06.2012 07:14
Mutant z Krainy OZ
👍
24
odpowiedz
Mutant z Krainy OZ
252
Farben

Droga 79 w mojej miejscowości jest rewelacyjnej jakości, wypraszam sobie :P

06.06.2012 08:07
Scatterhead
😊
25
odpowiedz
Scatterhead
118
volvo plz

+1

06.06.2012 08:17
26
odpowiedz
Piotrek.K
203
... broken ...

Podwieszony :). Przeczytam jak wroce z pracy!

06.06.2012 08:49
tygrysek
👍
27
odpowiedz
tygrysek
249
porywacz zwłok

daję znać :)

i namawiam na bloga, bo tutaj nieraz wątki umykają

06.06.2012 09:15
👍
28
odpowiedz
zanonimizowany170295
104
Legend

Przeczytane

06.06.2012 11:30
👍
29
odpowiedz
Bad Olo
133
Ronaldo de Assis Moreira

Przeczytane.

Swoją drogą, jeździsz czasem Morbus w stronę Muszyny po wodę mineralną? Mamy tu sporo rozlewni, więc może kiedyś już byłeś.. :)

06.06.2012 11:37
Belert
30
odpowiedz
Belert
182
Legend

przeczytane :))bardzo mi sie podobało

06.06.2012 11:37
Kompo
👍
31
odpowiedz
Kompo
204
Legend

+1

Jak Tygrysek - koniecznie załóż bloga. :)

06.06.2012 11:51
rpn
👍
32
odpowiedz
rpn
132
prison break

[29]
Tylko Poprad Mu-szy-na!

06.06.2012 12:06
33
odpowiedz
Bad Olo
133
Ronaldo de Assis Moreira

^

Kolega z Sącza? :>

06.06.2012 12:15
rpn
34
odpowiedz
rpn
132
prison break

Studiowałem w Sączu, ale w Muszynie gra kilku moich ziomków :P

06.06.2012 15:22
fisherfighter
👍
35
odpowiedz
fisherfighter
53
Szalony drajwer

Dla mnie bomba! Czyta się poprostu świetnie. Nie sądziłem, że życie kierowcy TIRa tak wygląda. Cały weekend stracony bo komuś się nie chce albo czegoś nie dopiął. Cały weekend na CPN... Ale na jakim CPN:) Myślałem, że polska stacja z Mc to wszystko co można wyciągnąć:D

06.06.2012 17:26
komarioza
36
odpowiedz
komarioza
68
Duch Sparty

Nigdy wcześniej nie widziałem Opowieści z trasy i teraz żałuję ;) bardzo przyjemnie się czytało :)

06.06.2012 18:44
😊
37
odpowiedz
zanonimizowany602264
153
Legend

[36] U mnie to samo :)

Fajnie się czytało, a ty Morbus tak jak inni piszą - blog! :)

06.06.2012 23:04
Child of Bodom
👍
38
odpowiedz
Child of Bodom
148
Woo Hoo!

Zgodnie z życzeniem, pozostawiam po sobie ślad. Bardzo interesująca lektura.

07.06.2012 00:24
39
odpowiedz
Pszczoła
162
Senator

Opowiesci z trasy Morbusa zawsze czytam :)

edit.
Własnie zdjęcia! :)

07.06.2012 00:32
wysiak
👍
40
odpowiedz
wysiak
95
tafata tofka

Przeczytalem juz wczoraj w nocy, troche brakuje zdjec...:) I mam prosbe, jesli przejdzesz na bloga, to przynajmniej wrzucaj tutaj linki do nowych relacji:)

07.06.2012 00:50
jarooli
👍
41
odpowiedz
jarooli
111
Would you kindly?

Ogarnąłem połowę, jutro reszta. Całkiem przyjemnie się czyta.

08.06.2012 18:22
Morbus
😍
42
odpowiedz
Morbus
240
settler

mysle ze blog nie cieszylby sie zbyt wielka popularnoscia :P to raczej monotonna robota od czasu do czasu z malymi przygodami

08.06.2012 19:18
Mutant z Krainy OZ
43
odpowiedz
Mutant z Krainy OZ
252
Farben

Po twoich tematach na forum widać, że tematyka jest interesująca. Co prawda na blogu na tyle komentarzy liczyć nie możesz, przynajmniej na początku, ale czy o popularność tu chodzi? :) Jak będziesz o blogu przypominał to człowiek będzie wchodził i czytał. Wszystko będzie w jednym miejscu. Nie ma wymogu pisania co tydzień, tak jak do tej pory, raz na x miesięcy, ale przynajmniej nic nie zginie w archiwum forum ;)

23.08.2013 23:59
piokos
😊
44
odpowiedz
piokos
108
27 do 1

No i bym przegapił...

Blog konieczny. Zwykła gotowa stronka do której tylko wklejasz tekst. Wiele takich w necie.

[edit]

Fuck, to ubiegły rok. Sorki :)

Forum: Opowiesci z Trasy Polska Czechy Niemcy Francja Hiszpania