Przyjaci�ka cz�owieka w kaftanie - wiersz
Znalaz�a� mnie mi�dzy wierszami, przyt�oczonego –
nat�okiem s�ów niewypowiedzianych, lecz spisanych.
Szuka�a� sensu istnienia, po�ród grafomanii.
Bo poeci to schizofrenicy, samozwa�czy twórcy,
zaprzyja�nieni z alfabetem – nie znaj�cy ko�ca podró�nicy,
my�l� po kartce – urojonej rzeczywisto�ci.
Znalaz�a� ukojenie w skromnym obj�ciu metafor,
trwasz w nim do dzisiaj, wch�aniasz moj� personifikacj�
i wczytujesz si� w ka�d� liter�, jak w dogmaty.
A ja d��� w bia�ym kaftanie, by sta� si� krukiem,
po�ród twoich my�li – by zd��y� przed Panem Bogiem,
by� nie musia�a czu� si� jak u niego za piecem.
Ogrzeje ci� martw� cisz� spisanych my�li,
wydr��� w ciele spontaniczno�� wyrazu,
by mimik� zast�pi� wykrzyknikiem na papierze.
Wiem, �e jestem chory – cieszy mnie to,
�e w tej chorobie nie trwam sam.