Tajemnicza Wenecja, okrutna kl�twa i wieczna mi�o��. „Deja vu" Jolanty Kosowskiej

Data: 2024-06-12 14:13:38 | aktualizacja: 2024-06-19 10:16:56 | artyku� sponsorowany | Ten artyku� przeczytasz w 10 min. Autor: Piotr Piekarski
udost�pnij Tweet

Rafa� Wro�ski, lekarz i wyk�adowca etyki zawodowej, po latach emigracji pr�buje na nowo u�o�y� sobie �ycie w Polsce. Na Akademii Medycznej obejmuje stanowisko po uwielbianym przez student�w, niedawno zmar�ym wyk�adowcy, Marcu Brzezi�skim. Nie�wiadomie wynajmuje pi�tro domu, w kt�rym jego poprzednik mieszka� wraz ze swoj� ukochan�, Ani�. W mieszkaniu Wro�ski zastaje kota o imieniu Murano, szaf� pe�n� sukienek, albumy wype�nione zdj�ciami oraz pami�tnik. Ten ostatni szczeg�lnie przykuwa jego uwag�.

Czytaj�c go, coraz cz�ciej ma wra�enie, �e �yje r�wnolegle �yciem swoim i poprzednich lokator�w. Pami�ta wydarzenia, w kt�rych nigdy nie bra� udzia�u, miejsca, jakich nie odwiedzi�, a nawet obcych sobie ludzi.

Tajemnicza wenecka legenda wkracza w jego codzienno�� i powoli zamienia j� w koszmar…

Deja vu Jolanta Kosowska grafika promuj�ca ksi��k�

Ta ksi��ka porywa, uwodzi, czaruje. Nale�y do gatunku nieodk�adalnych. Ma w sobie wszystko, co potrzebne, by zachwyci�: bogat� w histori� i legendy Wenecj�, tajemnic�, kt�ra umyka logice i zmys�om oraz mi�o�� nie tylko t� romantyczn�, ale r�wnie� niezwykle cenn� i unikatow�: do wszystkich ludzi. Polecam ca�ym sercem.

Katarzyna Kielecka, pisarka

Do przeczytania ksi��ki Jolanty Kosowskiej D�jà vu zaprasza�Wydawnictwo Zaczytani. Dzi� na naszych �amach przeczytacie premierowy fragment powie�ci:

Rafa�

– I jak tam po powrocie? – Konrad rozsiad� si� wygodnie w fotelu. Raz po raz spogl�da� w moj� stron�.

Przysun��em szklank� z piwem, odruchowo przetar�em r�k� zroszone szk�o. Milcza�em. Nie wiedzia�em, co mam odpowiedzie�. Kiedy�, przed laty, byli�my kumplami z jednej klasy w og�lniaku, p�niej przyjaci�mi ze studenckiej grupy. ��czy�o nas wiele. Sp�dzali�my ze sob� sporo czasu. Mieli�my wsp�lnych znajomych. Podoba�y nam si� te same dziewczyny. Gustowali�my w tych samych trunkach. Podobnie patrzyli�my na �ycie. Mo�e ja troch� powa�niej ni� on.

Po studiach przez kr�tki czas pracowali�my razem w Zak�adzie Etyki Zawodowej naszej uczelni. Potem wyjecha�em na roczne stypendium, kt�re p�niej ju� tylko przed�u�a�em kolejnymi kontraktami. On zosta� we Wroc�awiu. Nasza przyja�� wyblak�a w nat�oku codziennych spraw. Teraz wr�ci�em i poczu�em si� r�wnie�obco w�r�d swoich, jak tam w�r�d obcych. Wr�ci�em do czego�, czego ju� nie by�o.

– Rozczarowany ojczyzn�? – Konrad nie dawa� za wygran�. – �a�ujesz?

– �a�owa� nie �a�uj�, ale powroty s� tak samo trudne jak wyjazdy – odpowiedzia�em.

Prze�kn�� kolejny �yk piwa i czeka�.

– W pracy w porz�dku – powiedzia�em z oci�ganiem. – Jestem troch� jak powiew �wie�ego powietrza z zewn�trz.

– Zawodowo to wiem: jeste� na fali – przerwa� mi. A tak niezawodowo?

– Tak niezawodowo, to nie mia�em jeszcze czasu odpowiedzia�em zupe�nie szczerze. – Dawni znajomi rozjechali si� po �wiecie. Nowi zachowuj� si� z rezerw�. Ja te� jestem odrobin� sztywny, ma�o spontaniczny. Odwyk�em od prywatnych kontakt�w z lud�mi z pracy.

– Nie tak sobie to wszystko wyobra�a�e�? – docieka�.

– Odrobin� inaczej – przyzna�em niech�tnie. Najwi�cej k�opot�w mia�em ze znalezieniem odpowiedniego mieszkania. – Nareszcie uda�o mi si� zmieni� temat. – Ten nagrany przez ciebie pok�j przesta� mi ju� wystarcza�. Zacz��em szuka�.

– W tym mie�cie nie jest to �atwe – wtr�ci�.

– Chcia�em, �eby mieszkanie by�o w miar� blisko uczelni i kliniki – zacz��em wylicza�. – Nie za du�e, ale te� nie klaustrofobiczne, gwarantuj�ce niezale�no��, ciche, z gara�em. Marzy�em o odrobinie zieleni.

– Ale� masz wymagania! – Przygl�da� mi si� rozbawiony. – Takich mieszka� nie ma. W ka�dym razie nie tutaj.

– Na pocz�tku te� tak my�la�em. Ale dwa dni temu co� znalaz�em.

– Naprawd�? Mia�e� fart.

– Rewelacyjne miejsce. Jedno pi�tro w domu ze sporym ogrodem. Mieszkanie ma cztery pokoje. No, w�a�ciwie trzy, bo jeden pozostaje zamkni�ty – opowiada�em. – Ma szokuj�cy wystr�j. Stylowe meble z innej epoki, obrazy w ci�kich ramach, stare lampy… Po w�a�cicielach odziedziczy�em kota. Dachowiec, pr��kowany jak tygrys. Wczoraj prycha� na mnie wrogo. Dzisiaj mia�em dla niego g�sto�� powietrza. Mo�e z czasem si� jako� dogramy.

Reakcja Konrada by�a zaskakuj�ca. Nagle si� wyprostowa�, spi�� si� w sobie. Dziwny grymas przebieg� po jego twarzy.

– Masz w tym mieszkaniu werand�? – zapyta�.

Zaskoczy� mnie. W pierwszej chwili pomy�la�em, �e mu si� co� sta�o w g�ow�.

– Du�y taras po�o�ony na dachach dw�ch przylegaj�cych do siebie gara�y.

– Znam ten dom – powiedzia� nieoczekiwanie.

– Naprawd�?

– Tak. Znam go bardzo dobrze. Na brzegu balustrady stoi rz�d skrzynek na kwiaty – zacz�� opisywa�, jakby uwa�a�, �e mu nie wierz�. – W rogu jest stary st� z metalowym blatem, rze�bionym w postacie z mit�w. Przy nim stoj� dwa ratanowe fotele. Nad sto�em wisi du�a miedziana lampa z aba�urem, na kt�rym kap�anki bogini Westy pilnuj� ognia domowego. Tak naprawd� to nie jest lampa a lampion. Je�eli w�o�ysz do niego zapalon� �wiec�, to zobaczysz cienie postaci westalek przesuwaj�ce si� po �cianie drzew rosn�cych w ogrodzie.

S�ucha�em go w os�upieniu. Nie patrzy� w moj� stron�. Nagle zamilk�. Pi� piwo. Bawi� si� bezmy�lnie d�ugopisem. Unika� mojego spojrzenia.

– Skrzynki na kwiaty s� teraz puste – powiedzia�em.

– Te kwiaty by�y do niedawna chlub� Anki. Tworzy�y g�sty dywan, kt�ry wylewa� si� ze skrzynek i si�ga� prawie do ziemi. Justyna twierdzi�a, �e to s� surfinie.

Nie patrzy� na mnie. Przymkn�� oczy.

– Tam wsz�dzie by�o mn�stwo ro�lin. Na tarasie sta�y gliniane donice z drzewkami pomara�czowymi, oliwnymi i bugenwillami. Te ostatnie ros�y w donicach ustawionych rz�dem przy �cianie przylegaj�cej do wej�cia do domu. Bugenwille, jak i ca�� reszt�, przywi�z� Marco z W�och od swojej babci. To by�o co� niesamowitego. Jakby �r�dziemnomorski ogr�d, kt�ry kto� przeni�s� do �rodkowej Europy.

– Teraz tylko w jednej donicy ro�nie drzewko oliwne.

Chyba niepotrzebnie mu przerwa�em, bo znowu zamilk�. Po chwili dopi� piwo.

– Przepraszam, stary, spiesz� si�. – Widzia�em, �e sk�ama�. – Mam jeszcze par� rzeczy do za�atwienia. Musz� si� zwija�. Czas mnie goni.

– Czyj to dom? – pr�bowa�em go zatrzyma�. Nie odpowiedzia�.

– Pogadamy kiedy indziej, dzisiaj musz� ju� lecie�. Nawet si� nie stara�, �eby zabrzmia�o to wiarygodnie.

Przywo�a� r�k� kelnera. Zap�aci� rachunek. Ruszy� w kierunku wyj�cia. Nagle si� zatrzyma�.

– Ten kot nazywa si� Murano, jak wyspa nieopodal Wenecji. Uwielbia sardynki.

Obserwowa�em go, jak przepycha si� pomi�dzy g�sto ustawionymi stolikami, co rusz potykaj�c si� o niedbale pozostawione krzes�a. Mia�em wra�enie, �e ucieka przed wspomnieniami o tamtym domu.

***

Nagle ten dom wyda� mi si� zupe�nie inny. Nie by� ju� zimny i bezosobowy. Wcze�niej mieszka�a tu jaka� Anna. Ten wychudzony dachowiec to Murano. Mieszkanie wype�ni�o si� zapachem w�dzonych sardynek, a na werandzie, w lampionie zawieszonym nad sto�em zap�on�a �wieca. Na drzewach w ogrodzie zobaczy�em cienie dziewcz�cych postaci. D�ugie, powiewne, si�gaj�ce do kostek szaty, wysoko upi�te w�osy, uniesione ramiona… Nagle delikatny wiatr poruszy� lampionem, cienie o�y�y, zacz�y przesuwa� si� i ta�czy�, wirowa� wok� mnie coraz szybciej i szybciej, coraz rado�niej. Mia�em wra�enie, �e p�d uni�s� brzegi ich szat, �e dziewczyny poda�y sobie r�ce, �e s�ysz� ich �miech.

�miech westalek spl�t� si� z cichym d�wi�kiem pozytywki. Ws�ucha�em si� w te d�wi�ki. Sk�d� to znam pomy�la�em. Znajome tony uk�ada�y si� w dobrze znan� melodi�. S�ysza�em to ju� wiele razy. Tylko �e wtedy to na pewno nie by�a pozytywka. Ta melodia kojarzy�a mi si� raczej z barokowymi balkonami, z ci�kimi lampami, z grub�, purpurow� kurtyn�, tapicerowanymi g��bokimi fotelami i orkiestr�. Ju� wiem, pami�tam, opera Giuseppe Verdiego Rigoletto, tenorowa aria ksi�cia Mantui z trzeciego aktu opery, La donna è mobile, Pavarotti.

Dziwne – pomy�la�em. – Trzeci akt opery? Pavarotti? Przecie� ja nie chodz� do opery.

�wieca w lampionie sykn�a i zgas�a. Ogr�d nagle zamar� w bezruchu. Wok� zapanowa�a ciemno��. Melodia pozytywki stawa�a si� coraz cichsza, a� w ko�cu zla�a si� z dalekim szumem miasta.

Konrad powiedzia�, �e tu mieszka�a Anna. Musia�a by� kim� wyj�tkowym. To jaka� dziwna historia. Konrad te� zachowywa� si� dziwnie. Po�egna� si� tak niespodziewanie. Wyszed� pospiesznie. Takiego Konrada nie zna�em.

D�ugo nie mog�em zasn��. Zimny blask ksi�yca s�czy� si� przez nie do ko�ca opuszczone rolety. W jego �wietle wszystko wygl�da�o jeszcze bardziej tajemniczo. Stare, mahoniowe biurko z blatem inkrustowanym ko�ci� s�oniow�, mosi�na lampa z witra�owym aba�urem, dwa du�e fotele, kt�rych oparcia wie�czy�y drewniane postacie skrzydlatych lw�w. Ma�y stolik ustawiony pod oknem, z blatem z kawa�k�w drewna, uk�adaj�cych si��w nieostr�, lekko rozmazan� posta� uskrzydlonego lwa. W rogu du�a, mahoniowa szafa z szybami z kryszta�u, pe�na ksi��ek. Okr�g�y ksi�yc odbija� si� w jej drzwiach.

Przesun��em si� lekko i wtedy w krysztale o�y�y dziesi�tki ksi�ycowych blask�w. Zimne, srebrzyste �wiat�o k�ad�o tajemnicze cienie, o�wietla�o siedz�cego na parapecie kota. Murano przeci�gn�� si� leniwie, u�o�y� wygodnie, opar� g�ow� na przednich �apach i zasn��. Ja d�ugo nie mog�em zasn��.

�wita�o, kiedy zmorzy� mnie sen. �a�uj�, �e zasn��em. M�czy�y mnie koszmary, w kt�rych g��wn� rol� odgrywa�o to mieszkanie. Nie mog�em si� obudzi�. S�ysza�em d�wi�k budzika, ale nie potrafi�em otworzy� oczu. Jeszcze raz La donna è mobile, jeszcze raz cienie przesuwaj�ce si� po drzewach w ogrodzie, dziwny chichot westalek.

Zbudzi�em si� zlany potem. Usiad�em na ��ku i nie mog�em uspokoi� my�li. Jedna z nich wyda�a mi si� zaskakuj�ca. By�em pewien, �e Anna mia�a jasne w�osy opadaj�ce na ramiona. Anna mia�a jasne w�osy?! Przerazi�a mnie ta my�l. To jakie� brednie – pomy�la�em. – To tylko moja wyobra�nia. Sk�d niby mia�bym to wiedzie�? Przecie� nie zna�em Anny.

W naszym serwisie przeczytacie ju� kolejny fragment ksi��ki Deja vu. Powie�� kupicie w popularnych ksi�garniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz tak�e

Musisz by� zalogowany, aby komentowa�. Zaloguj si� lub za�� konto, je�eli jeszcze go nie posiadasz.

Wydawnictwo
Recenzje miesi�ca
Sekrety domu Bille
Agnieszka Janiszewska
Sekrety domu Bille
Morderstwo z malink� na deser
Monika B. Janowska
Morderstwo z malink� na deser
Witajcie w Chudegnatach
Katarzyna Wasilkowska
Witajcie w Chudegnatach
Freudowi na ratunek
Andrew Nagorski
Freudowi na ratunek
Do roboty!
Katarzyna Radziwi��
Do roboty!
A wok� nas pomara�cze
Weronika Tomala
A wok� nas pomara�cze
D�ja vu
Jolanta Kosowska
 D�ja vu
Imperium
Conn Iggulden
Imperium
Meduzy nie maj� uszu
Adle Rosenfeld
Meduzy nie maj� uszu
Poka� wszystkie recenzje