Przysz�a znik�d i... wychowa�a kr�low�! „Kr�lewska guwernantka" Wendy Holden

Data: 2023-03-27 11:49:34 | artyku� sponsorowany | Ten artyku� przeczytasz w 11 min. Autor: Piotr Piekarski
udost�pnij Tweet

Dramat abdykacji, przepych koronacji, trauma drugiej wojny �wiatowej – Marion Crawford, pieszczotliwie nazywana Crawfie, przez ca�y ten czas sta�a u boku rodziny kr�lewskiej.

W 1933 roku m�oda post�powa nauczycielka zosta�a guwernantk� ma�ych ksi�niczek El�biety i Ma�gorzaty. Chc�c im zapewni� normalne, radosne dzieci�stwo, je�dzi�a z nimi autobusami, zabiera�a je na publiczny basen i �wi�teczne zakupy do Woolworths.

Przez siedemna�cie lat s�u�y�a w samym sercu rodziny kr�lewskiej. Jej oddanie i lojalno�� okaza�y si� jednak daremne, gdy zrobi�a jeden nierozwa�ny krok, kt�ry spowodowa�, �e wypad�a z �ask i zosta�a na zawsze zepchni�ta w mrok niepami�ci.

Obrazek w tre�ci Przysz�a znik�d i... wychowa�a kr�low�! „Kr�lewska guwernantka" Wendy Holden [jpg]

Kr�lewska guwernantkapowie�� dog��bna, bogata w szczeg�y, przywo�uje dawno zapomnian� histori� i rzuca nowe �wiat�o na najs�ynniejsz� rodzin� �wiata. Do lektury ksi��ki�Wendy Holden�zaprasza HarperCollins Polska. Koniecznie we�cie te� udzia� w konkursie, kt�ry po�wi�cony jest tej w�a�nie powie�ci. Dzi� na naszych �amach przeczytacie premierowy fragment ksi��ki�Kr�lewska guwernantka:

PROLOG

Aberdeen, Szkocja
Lipiec 1987

Wszystko ju� przygotowano. Mahoniowy st� w jadalni nakryty by� bia�ym koronkowym obrusem. �wiat�o s�o�ca wpadaj�ce przez szerokie wykuszowe okno roz�wietla�o z�ocone brzegi porcelanowych fili�anek. Obok talerzy le�a�y bia�e lniane serwetki. Srebrne widelczyki do ciasta wyj�to z pude�ek i wypolerowano. Szczypczyki do cukru, srebrny dzbanek do �mietanki i srebrne �y�eczki l�ni�y nienagannie.

W ch�odzie kuchni na najlepszych talerzach czeka�y kanapki: w�dzony �oso�, kurczak, szynka i og�rki, obrane ze sk�rek. By�y te� okr�g�e kanapki z d�emem – tak zwane „grosiki z d�emem”, bardzo lubiane, a tak�e bu�eczki, muffinki i wspania�e ciasto czekoladowe.

Wsz�dzie sta�y kwiaty, kupione specjalnie na t� okazj�. Wazony i dzbanki wyci�gni�to z ciemnych szafek, wymyto i przywr�cono do u�ytku. Pastelowe letnie p�atki pyszni�y si� na ka�dej p�askiej powierzchni, mocny zapach r� miesza� si� z zapachem pszczelego wosku.

Po drugiej stronie korytarza, przy oknie salonu, sta�a wysoka, sztywno wyprostowana stara kobieta w blador�owej sukience. Na jej szyi i w broszce przypi�tej do gorsu l�ni�y per�y, du�e oczy o opadaj�cych k�cikach b�yszcza�y wyczekiwaniem. Oddycha�a szybko, przyciskaj�c kostki palc�w do parapetu, bez reszty skupiona na miejscu, gdzie ulica ��czy�a si� z ruchliw� g��wn� drog�.

Stamt�d mieli nadjecha� jej go�cie.

Jeszcze nigdy nie byli w tej pi�knej, du�ej willi z miejscowego szarego granitu, stoj�cej przy jednej z najlepszych ulic miasta. W kiepsk� pogod� willa wydawa�a si� ponura, ale w s�oneczne dni l�ni�a na tle b��kitnego nieba. Dzi�, przy ko�cu lipca, by� w�a�nie jeden z tych pi�knych, s�onecznych dni.

�wiat�o wpadaj�ce do salonu przez wielkie okno rozja�nia�o elegancki kamienny kominek, na kt�rym sta� rz�dek fotografii oprawionych w srebrne ramki. Jedna z nich przedstawia�a dwie u�miechni�te dziewczynki, ubrane w identyczne sweterki i sp�dniczki w czerwon� szkock� krat�. Starsza trzyma�a w ramionach br�zowego psa ze spiczastymi uszami, a m�odsza go g�aska�a. Sta�y przy rabacie tulipan�w, za nimi wida� by�o wie�e zamku.

Zdj�cie obok przedstawia�o te same dziewczynki w ma�ych koronach na g�owach. Wygl�da�y bardzo powa�nie w d�ugich bia�ych sukniach, p�aszcze lamowane futrem sp�ywa�y im z ramion jak aksamitna rzeka. Za nimi stali m�czyzna i kobieta, r�wnie� w p�aszczach, na g�owach mieli korony ci�kie od klejnot�w. M�czyzna wydawa� si� niespokojny, ale spojrzenie kobiety mia�o stalow� si��.

Starsza pani wci�� czeka�a w ciszy salonu. Od czasu do czasu wzdycha�a z podnieceniem, jakby mia�o si� spe�ni� z dawna ho�ubione marzenie. Mo�e spe�ni si� wreszcie w tym roku. Nigdy nie opu�ci�a jej nadzieja i ta nadzieja ka�dego roku kaza�a jej polerowa� srebra, starannie wybiera� kwiaty, przygotowywa� kanapki.

Poza tym w salonie s�ycha� by�o tylko tykanie stoj�cego zegara. W kominku mi�dzy p�kolistymi niszami ta�czy�y p�omienie. Mo�e i by�o lato, ale w wielkich szkockich domach panowa� ch��d, a szkockie zamki by�y jeszcze zimniejsze. Niewielu ludzi wiedzia�o o tym lepiej od niej.

Naraz wstrzyma�a oddech. Ta chwila nadesz�a. Na g��wnej drodze prowadz�cej z lotniska pojawi�a si� limuzyna. To na pewno eskorta policyjna. Jej go�cie powinni siedzie� w nast�pnym samochodzie. Stare d�onie mocniej zacisn�y si� na parapecie. Wydawa�o jej si�, �e dostrzeg�a z ty�u blady b�ysk znajomej twarzy.

Na przednim siedzeniu drugiego samochodu m�ody m�czyzna w konserwatywnym pr��kowanym garniturze otworzy� akt�wk�. By� nowy w tej pracy i jego ruchy zdradza�y nerwowo��. Wyj�� kartk� papieru i obr�ci� si� do ty�u, gdzie siedzia�y dwie ciemnow�ose kobiety w �rednim wieku. Ich wyra�ne podobie�stwo zdradza�o, �e s� siostrami.

Jedna mia�a mocny makija�, ciemn� opalenizn�, a na sobie jaskraw� sukienk� w koralowej barwie i teatraln� bia�� bi�uteri�. Druga, bardziej konserwatywna, ubrana by�a w be�owy bli�niak i kraciast� sp�dnic�, jej szyj� zdobi� podw�jny sznur pere�. W�osy nad jej czo�em tworzy�y ciemn� fal�.

Nowy koniuszy kr�lewski odchrz�kn�� z szacunkiem.�

— Je�li wolno mi wspomnie�, ma’am, za chwil� b�dziemy mija� ulic�, przy kt�rej mieszka by�a pracownica kr�lewskiego dworu.

Kobieta w bli�niaku przenios�a spojrzenie z okna na koniuszego.

– Nazywa si� Marion Crawford. Twierdzi, �e przez siedemna�cie lat by�a guwernantk� Waszej Kr�lewskiej Mo�ci. Podobno co roku przysy�a Waszej Wysoko�ci zaproszenie na herbat� w drodze do Balmoral. — Koniuszy urwa� na chwil�. — Pomy�la�em, �e mo�e…�

— Listy od Marion Crawford nale�y czyta�, trzymaj�c je w bardzo d�ugich szczypcach! — zawo�a�a piskliwie kobieta z opalenizn� i wyra�nie poruszona, spojrza�a na siostr�. – Lilibet?

Nie by�o odpowiedzi. Szofer delikatnie przycisn�� hamulec. Niebieska tabliczka z nazw� wskazywa�a koniec ulicy, przy kt�rej mieszka�a stara kobieta.

W domu, za b�yszcz�cym oknem salonu, pomarszczona d�o� pomacha�a gor�czkowo. Samochody zwolni�y! W ko�cu, po tylu latach, skr�c� w alej� i wjad� na jej podjazd! Brama by�a otwarta, jak co roku.

– Lilibet! – powt�rzy�a stanowczo kobieta w jaskrawej koralowej sukience.

CZʦ� PIERWSZA

EDYNBURG, 1932

ROZDZIA� PIERWSZY

Klasa wygl�da�a ponuro. Wszystko by�o br�zowe, od otwieranych pulpit�w z otworami na ka�amarze po drewniane �awki i deski pod�ogi. Br�zowy by� te� ci�ki bakelitowy zegar oraz rama otaczaj�ca portret kr�la Jerzego V z wy�upiastymi oczami i kr�lowej Marii z tward�, zaci�t� twarz�. W ko�cistej d�oni nauczyciela podrygiwa�a br�zowa sk�rzana dyscyplina. Wygl�da�a na wys�u�on�, jakby by�a cz�sto u�ywana.

Marion wzdrygn�a si� na ten widok. Jej zdaniem w nowoczesnej szkole nie by�o miejsca na kary cielesne ani te� dla takich os�b jak doktor Stone, wychudzony nauczyciel w czarnym ubraniu, kt�ry prowadzi� lekcj�.�

– Spodziewa�em si� kogo� znacznie starszego – warkn��, witaj�c si� z ni�. – A tak�e m�czyzny.

Marion nie mia�a poj�cia, dlaczego panna Golspie, dyrektorka college’u, wys�a�a j� na obserwacj� w takie miejsce. Glenlorne by�a najdro�sz� prywatn� szko�� przygotowawcz� w Edynburgu, przeznaczon� dla syn�w zamo�nych mieszka�c�w miasta, kt�rzy p�niej wybierali si� na najznakomitsze prywatne uczelnie. Panna Golspie dobrze wiedzia�a, �e takie rzeczy nie przemawiaj� do Marion. Jej zainteresowania skupia�y si� na przeciwnym kra�cu hierarchii spo�ecznej.�

Do tego doktor Stone przez ca�y czas wpatrywa� si� w jej w�osy i w ich stron� kierowa� wszystkie swoje uwagi, jakby mia� to by� wyraz sarkazmu. W kr�tkiej nowoczesnej fryzurze Marion mia�a wygl�da� szykownie i modnie, jak wyemancypowana kobieta. Ale mo�e rzeczywi�cie przypomina�a kr�lika obdartego ze sk�ry?

– Prosz� usi��� z ty�u – powiedzia� doktor Stone do jej w�os�w.

Marion poczu�a bunt. Tego ju� by�o za wiele. W ka�dym razie mia�a w�osy, nawet je�li kr�tkie, a na jego upiornej czaszce krzy�owa�o si� zaledwie kilka t�ustych pasm.�

– Je�li nie ma pan nic przeciwko temu – poinformowa�a go rzeczowo – wola�abym obserwowa� lekcj�, siedz�c z przodu.

Rozejrza�a si� za wolnym krzes�em. Zauwa�y�a takie w zacienionym k�cie, zwr�cone siedzeniem do �ciany. Przez drewniane listewki oparcia prze�wieca� bia�y sto�ek. Podesz�a bli�ej i zobaczy�a liter� O jak „osio�”. Zamruga�a. Czy to mo�liwe? W dzisiejszych czasach?

– Zamierza pani usi��� na o�lim krze�le? – W g�osie dyrektora brzmia�o jadowite rozbawienie.

Marion nie odpowiedzia�a. Dwoma palcami podnios�a upokarzaj�ce nakrycie g�owy i opu�ci�a je lekko na pod�og�, a potem spokojnie usiad�a na krze�le i u�miechn�a si� do uczni�w. Dwa rz�dy ch�opc�w wpatrywa�y si� w ni� okr�g�ymi ze zdziwienia oczami.

Rozleg� si� ostry trzask: doktor Stone uderzy� pa�k� w d�o� i ch�opcy drgn�li.�

— Oto panna Crawley — powiedzia� z wyra�n� niech�ci�.

– Dzie� dobry, panno Crawley – przywitali j� ch�rem.

– Crawford – poprawi�a �agodnie. Spodziewa�a si�, �e poczuje odraz� do tych ma�ych szkockich lord�w, tymczasem by�o jej ich �al. Wygl�dali tak s�odko w szarych blezerkach. Nie zas�u�yli sobie na takiego starego sadyst�.

Kolejny trzask dyscypliny; ch�opcy zn�w drgn�li.

– Panna Crawley szkoli si�, aby zosta� nauczycielk�, i w ramach swojego szkolenia b�dzie obserwowa� nasz� lekcj� geografii. – W s�owach „nauczycielka” i „szkoli si�” brzmia�o pot�pienie.�

Ch�opcy nadal wpatrywali si� w ni� z zaciekawieniem. Marion wci�� odpowiada�a im promiennym u�miechem, kt�ry m�wi�: „Nie zwracajcie uwagi na tego gburowatego starego piernika. Kobiety mog� teraz zdobywa� stopnie naukowe, mog� kszta�ci� si� do r�nych zawod�w. Powiedzcie o tym swoim siostrom! Powiedzcie swoim matkom!”.

Doktor Stone na chwil� od�o�y� dyscyplin� i pisa� co� na tablicy. Kreda skrzypia�a przy ka�dym ruchu ko�cistej ��tej d�oni. Imperium Brytyjskie, m�wi�y nieporz�dne bazgro�y. Z biurka pod tablic� wy�oni�a si� teraz d�uga, cienka trzcina. Zbiorowe westchnienie w klasie sugerowa�o, �e ona r�wnie� w swoim czasie wymierza�a bolesne kary.

Trzcina zastuka�a w szyb�, pod kt�r� znajdowa�a si� du�a mapa �wiata.�

— Widzicie ten kolor, kt�ry pojawia si� wsz�dzie? — warkn�� Stone.�

Podnios�o si� kilka r�k.�

— Chodzi o r�owy, sir?

Oczy za okularami w stalowych oprawkach b�ysn�y triumfalnie.�

– W istocie! R�owy to kolor Imperium Brytyjskiego! Nie ma na Ziemi kontynentu, na kt�rym nasz wielki i chwalebny nar�d nie posiada�by terytori�w!

Marion poruszy�a si� niespokojnie. Tego rodzaju staromodny szowinizm sprawia�, �e czu�a si� nieswojo.

– Wi�c nawet je�li kto� mieszka tutaj – trzcina zatrzyma�a si� na zachodniej cz�ci Afryki – jest poddanym brytyjskim.�

— A wi�c oni s� tacy sami jak my, sir? – odwa�y� si� zapyta� jeden z ch�opc�w i wzdrygn�� si�, gdy nauczyciel zbli�y� si� do niego ze z�o�ci�.

– Absolutnie nie s� tacy sami jak my! To poddani z kolonii!

— Ale co to za r�nica, sir?

— Bo oni — parskn�� doktor Stone — s� dzikusami.

W naszym serwisie przeczytacie ju� kolejny fragment ksi��ki Kr�lewska guwernantka. Powie�� kupicie w popularnych ksi�garniach internetowych:�

Zobacz tak�e

Musisz by� zalogowany, aby komentowa�. Zaloguj si� lub za�� konto, je�eli jeszcze go nie posiadasz.

Ksi��ka
Kr�lewska guwernantka
Wendy Holden 1
Ok�adka ksi��ki - Kr�lewska guwernantka

Przysz�a znik�d i... wychowa�a kr�low� Dramat abdykacji, przepych koronacji, trauma drugiej wojny �wiatowej – Marion Crawford, pieszczotliwie nazywana...

dodaj do biblioteczki
Recenzje miesi�ca
Sekrety domu Bille
Agnieszka Janiszewska
Sekrety domu Bille
Morderstwo z malink� na deser
Monika B. Janowska
Morderstwo z malink� na deser
Witajcie w Chudegnatach
Katarzyna Wasilkowska
Witajcie w Chudegnatach
Freudowi na ratunek
Andrew Nagorski
Freudowi na ratunek
Do roboty!
Katarzyna Radziwi��
Do roboty!
A wok� nas pomara�cze
Weronika Tomala
A wok� nas pomara�cze
D�ja vu
Jolanta Kosowska
 D�ja vu
Imperium
Conn Iggulden
Imperium
Meduzy nie maj� uszu
Adle Rosenfeld
Meduzy nie maj� uszu
Poka� wszystkie recenzje