Misterny splot polityki, religii i burzliwych, ludzkich nami�tno�ci. „Katedra" Bena Hopkinsa

Data: 2023-06-01 09:10:10 | artyku� sponsorowany | Ten artyku� przeczytasz w 15 min. Autor: Piotr Piekarski
udost�pnij Tweet

Ksi��ka roku 2021 wed�ug Sunday Timesa, New York Timesa

Jedna z najlepszych powie�ci historycznych, jakie czyta�em. - Dan Jones, autor bestseller�w�Templariusze, Krzy�owcy, �wit kr�lestw

Pierwsza po�owa XIII wieku. W Hagenburgu trwa wielka przebudowa katedry. W cieniu monumentalnej budowli t�tni �ycie. Wszyscy, od biskupiego skarbnika, przez miejskich kupc�w, utalentowanych mistrz�w kamieniarskich, po miejscow� spo�eczno�� �ydowsk�, pozostaj� pod jej przemo�nym wp�ywem wykraczaj�cym poza kwestie duchowe i artystyczne.

Zaskakuj�ce koleje los�w skarbnika Eugeniusa von Zaberna, uparcie spe�niaj�cych marzenia braci Sch�ffer�w i ich przedsi�biorczej siostry Grete, �ony kupca, barona von Kronthala zakochanego w c�rce heretyka oraz wyj�tkowego �ydowskiego ch�opca Judla ben Icchaka tworz� barwn� mozaik� �ycia �wczesnego spo�ecze�stwa. Walka o w�adz� i wp�ywy mi�dzy Ko�cio�em a mo�nymi, p�on�ce stosy heretyk�w, watyka�skie i dworskie intrygi, polityczne stronnictwa i ekonomiczne interesy, skrywane mi�o�ci... Wszystko to sprawia, �e mi�o�nicy prozy Umberta Eco, Hilary Mantel i Kena Folletta b�d� zachwyceni atmosfer� i �ywymi postaciami Katedry Bena Hopkinsa.

Katedra Ben Hopkins grafika promuj�ca ksi��k�

Do lektury ksi��ki Bena Hopkinsa Katedra zaprasza Dom Wydawniczy Rebis. Dzi� na naszych �amach prezentujemy premierowy fragment powie�ci:

IZBA RACHMISTRZ�W
(ROK 1231. MANFRED GERBER I)

Opactwo Mohrm�nster. �wita. Ca�y si� trz�sie ze strachu. Nie wie, �e ten dzie� ca�kowicie zmieni jego �ycie. Dr�y mu d�o� na r�koje�ci miecza. Najazd o �wicie na klasztor chroniony przez oddzia� najemnik�w. Od trzech lat jest w milicji, ale tym razem zadanie ma inne ni� kramarzenie si� z pijakami i �ciganie z�odziei. Bierze udzia� w zasadzce.

G�sta mg�a znad potoku, kruche od mrozu ga��zie, przy�mione szare �wiat�o. �nieg pod stopami, para z ko�skich nozdrzy. W pobliskiej wsi g�os porannego dzwonu: raz, dwa, trzy uderzenia.

Skarbnik von Zabern, mo�ny ze starego, wielopokoleniowego rodu, zarz�dzaj�cy zasobami biskupa o warto�ci wielu tysi�cy marek i znienawidzony przez wszystkich, wielki, ponury dra�, dotyka srebrnego krzy�a. Du�ego, wa��cego pewnie z osiem uncji. Manfred oblicza. Nauczy� si� liczy� od swego wuja z Izby Rachmistrz�w. Wychodzi oko�o dwustu czterdziestu srebrnych pens�w. Tyle wisi na szyi tego wrednego bufona.

Bufon co� mruczy pod nosem, kilka razy macha r�kami. Czy�by si� modli�? Co z tym zrobi Pan B�g? Co w og�le B�g robi ze wszystkimi s�owami wymamrotanymi do Niego? „Panie, pob�ogos�aw ten �upie�czy atak na jeden z Twoich klasztor�w”. Dlaczego dzisiaj zawiaduje tu ten przekl�ty skarbnik? A nie dow�dca wojskowy albo kt�ry� z licznych wasalnych rycerzy biskupa?

Bufon macha r�k� – sygna� gotowo�ci. Manfred czuje skurcz w jelitach, ale go opanowuje, poklepuje kasztanowego wa�acha. Prezent od ojca, niech go B�g b�ogos�awi. Dzi�ki koniowi Manfred zosta� przyj�ty do tego oddzia�u. Tylko je�d�cy mog� bra� udzia� w tej akcji. W tygodniu Manfred wynajmuje swego wierzchowca jako juczne zwierz�, a w niedziele stroi w pi�kn� uprz�� i zak�ada siod�o ze sk�ry ze Schlettstadt i je�dzi na dziewczyny. One jednak nie traktuj� go powa�nie. Podobaj� im si� dobrze urodzeni absztyfikanci, w kolorowych strojach. Nie jaki� tam cuchn�cy smo�� ponurak, syn re�skiego kupca.

Skarbnik podnosi i opuszcza r�k�. Daje znak do natarcia. Manfredowi skurcz skr�ca kiszki, dudni mu serce. �wi�ta Maryjo, nareszcie. Podrywa wa�acha. Zast�p siedemnastu uzbrojonych je�d�c�w rusza galopem w stron� bram klasztoru. Skarbnik bufon powiedzia� im, �e tam s� heretycy i rozpustnicy, nieuzbrojeni mnisi i mniszki, chroni ich garstka n�dznych najemnik�w. Misja na chwa�� Boga i biskupa. Udzieli� dyspensy. Rozlew krwi w tym klasztorze nie b�dzie si� liczy� jako grzech. Kto w to wierzy, mo�e uwierzy� we wszystko.

Ale te w�o�ci nale�� przecie� do Metzu? Nie do Hagenburga?

Friedrich, kapitan milicji, puka do furty. Zast�p kryje si� dalej, poza zasi�giem wzroku.

Odg�osy krok�w, uchylenie okienka. Wygl�da furtian, widzi duchownego von Zaberna. G�upiec niczego nie podejrzewa, otwiera… Krzyczy, gdy nagle przed oczami wyrasta mu oddzia� siedemnastu zbli�aj�cych si� je�d�c�w. Manfred i Bertle, jego najbli�szy przyjaciel, r�wnie� syn kupca z re�skiego portu, uderzaj� furtiana p�azem miecza: „Stul g�b�!”.

Wpadaj� na g��wny dziedziniec, zatrzymuj� si�, rozgl�daj� doko�a w zaskakuj�cej ciszy. Kretyn furtian kl�czy, trzyma si� za posiniaczon� g�ow�. Gdzie s� najemnicy?

Zostali wynaj�ci przez opata do ochrony ziem i skarb�w Mohrm�nsteru przed bandami rabusi�w. Te bandy prawdopodobnie grasowa�y wsz�dzie, gdy Manfred by� ma�ym ch�opcem. Wtedy, kiedy biskup i Staufowie wyk��cali si� o ka�dy kawa�ek ogrodzenia i ka�dy s�upek graniczny. Ale od kilku lat pok�j szkodzi ich interesom.

A zatem najemnicy, z braku grasuj�cych rabusi�w, kt�rzy mogliby wystawia� na pr�b� ich odwag�, rozleniwili si�. Rozd�y si� im brzuchy. Najwyra�niej jeszcze s� w ��kach.

Z wartowni wybiega trzech. Potykaj� si�, przecieraj� oczy, wk�adaj� zbroje, wymachuj� mieczami i halabardami, pr�buj� si� zorientowa�, co si� dzieje, do diab�a. Wystarczy na nich spojrze�, na wp� ubranych i na wp� �pi�cych, i ju� wiadomo, �e walka si� sko�czy�a, ale w�r�d napastnik�w jest siedmiu hagenburczyk�w, m�odzie�c�w z zamo�nych dom�w, kt�rzy nie przebyli drogi tylko po to, by zobaczy� trzy piwne brzuchy obro�c�w i bia�� flag�.

Stacjusz von Fegersheim, ��dny rycerskiej chwa�y, szar�uje wprost na nich, wymachuje ostr� kling� i jednym zamachem niemal odcina g�ow� najemnikowi. Oszo�omiony krwawym sukcesem najpierw wydaje krzyk przera�enia, kt�ry w mgnieniu oka przeradza si� w okrzyk rycerskiego triumfu „Hurrra!”, w chwili, gdy ow�adni�ty panik� spina konia, by zawr�ci� i si� wycofa�…

Bladzi jak �ciana najemnicy wzdrygaj� si� na widok towarzysza z prawie odci�t� g�ow�, po��czon� z drgaj�cym cia�em tylko kr�gos�upem i kilkoma zakrwawionymi powi�ziami. Milkn� i spogl�daj� po sobie. Jezioro krwi rozlewa si� po bruku. Zwracaj� si� do skarbnika.

– Po dziesi�� szyling�w dla ka�dego z nas i oddalamy si� w spokoju – m�wi ich przyw�dca z dziwacznie brzmi�cym szwajcarskim akcentem.

Zupe�nie jak przyg�up z przedstawie� podczas �wi�ta G�upc�w. Przybysze z Hagenburga wybuchaj� �miechem. Przyg�up si� rumieni, osi�ga intensywnie czerwony kolor jab�ek na cydr. Von Zabern chowa miecz do pochwy, d�onie w r�kawicach k�adzie na jego g�owicy.

– We�cie po trzy i uwa�ajcie si� za szcz�liwc�w.

† † †

Najbardziej do�wiadczeni napastnicy zostaj� wys�ani do opactwa, maj� sprowadzi� mnich�w z porannych modlitw. Mo�e tam doj�� do walki, wi�c potrzebni s� rycerze. Manfred i Bertle natomiast otrzymuj� �atwiejsze zadanie: powyci�ga� mniszki z �e�skiego klasztoru.

Nies�ychana gratka, lepiej nie mog�o si� im trafi�. Oto i oni, harcuj� po zio�owym ogrodzie, po�niegowe b�oto rozbryzguje si� spod kopyt wa�ach�w, wykrzykuj�: „Na g��wny dziedziniec, heretyckie ladacznice!” i podobne uprzejmo�ci. Mniszki biegaj�, lamentuj�, w po�piechu zarzucaj� czarne habity na bia�e koszule. P�dz� wraz z nimi mnisi, �wieccy bracia i jacy� inni m�czy�ni. Czyli ten szurni�ty skarbnik m�wi� prawd�, to w�a�ciwie jest burdel, a nie klasztor.

Bertle ma w��czni� z d�ugim drzewcem i zabawia si�, podnosz�c nim koszule mniszkom. Gromadka urodziwych dziewek – lepszych ni� te wys�u�one wyw�oki w Zum trunkenen Cahne.

Za zio�owym ogrodem, obok szpitala i leprozorium, biegnie wybrukowana �cie�ka prowadz�ca na wolno��. Trzy mniszki i dw�ch na wp� ubranych m�okos�w pr�buj� uciec na za�nie�one pola… Manfred i Bertle podrywaj� konie, ruszaj� za nimi w po�cig.

– Pozw�lcie nam uciec, co wam zale�y? – prosi jeden z m�czyzn.

Manfred klepie go p�azem miecza.

– Je�li pozwolimy, nie otrzymamy zap�aty, a w�a�nie na niej nam zale�y.

Spinaj� konie, mieczem i w��czni� zaganiaj� uciekinier�w jak stado owiec z powrotem do klasztornej zagrody. Kilka szturchni�� w po�ladki wystarcza, �eby pospieszali na g��wny dziedziniec.

Do dormitori�w! Sprawdzi�, czy jeszcze kto� si� tam ukrywa. D�ugi korytarz z celami po jednej stronie. Te mniszki, panny z bogatych dom�w, �yj� tu w luksusie: srebrne talerze, suszone figi, korzenne wino, perfumy, delikatna po�ciel ze szlachetnego lnu. W celi przeoryszy Matka Bo�a z witra�a o�wietla niezas�ane ��ko z po�ciel� z jedwabiu i flamandzkiego lnu. W z�otych �wiecznikach trzyfuntowe woskowe �wiece.

Na krze�le przy ��ku le�y peruka z jasnych jak len w�os�w, stoj� puzderko r�u i drugie z proszkiem antymonowym. Na biurku le�y woreczek ze srebrnymi monetami.

Manfred i Bertle wymieniaj� spojrzenia.

† † †

W handlu wszystko si� ze sob� ��czy. Zd��y� si� ju� tego nauczy�. Nic nie jest bezwarto�ciowe. Nie ma chwili, kt�ra nie by�aby szans�. W Hagenburgu kr��� guldeny, liwry obiegowe, denary francuskie, rapeny, bezanty i halerze, pochodz�ce z czterech stron �wiata, przyniesione, sprowadzone �odziami i przywiezione konno do wymiany na tutejsze twarde monety.

B�d�c dzieckiem, przygl�da� si� tym monetom zza kontuaru. Kiedy ruch w interesie by� mniejszy, wuj, urz�dnik w Izbie Rachmistrz�w, dawa� mu je do r�ki, �eby przyjrza� si� im z bliska, zwa�y� je w d�oni, zbada� twardo�� z�bami, nauczy� si� o nich marzy�. Z Czech, z Visby, z Anglii, z Pary�a, Bazylei, Florencji, Antwerpii, Palermo, Kolonii, Konstantynopola, Aleksandrii. Sie� transakcji, sie� powi�za� w sferze wymiany, gwarancji, inwestycji, gier hazardowych i interes�w oplataj� nasz �wiat, ich krzy�uj�cymi si� kana�ami przep�ywaj� �ywe srebro i z�oto.

Poprzedniego wieczoru w gospodzie w Wasselheimie skarbnik bufon wyg�osi� mow�: tylko bez �adnej grabie�y i bez z�odziejstwa. Klasztor i to, co si� w nim znajduje, nale�y do Ko�cio�a. Teraz Manfred rozumie. To nie jest tylko ob�awa na heretyk�w i rozpustnik�w, ale tak�e rejza.

To dlatego skarbnik tutaj zarz�dza. Ca�a akcja ma zwi�zek z pieni�dzmi. Wszystko i zawsze si� z nimi ��czy. W ka�dym razie Manfred nabra� takiego przekonania.

A wi�c pieni�dze.

Manfred i Bertle nie byli skorzy do przeciwstawiania si� nakazom katedry Naj�wi�tszej Marii Panny, ale monety jakim� sposobem trafiaj� do kaleson�w Bertlego, z�oty pier�cionek pod podszewk� czapki Manfreda, a dlaczego peruka znika pod jego napier�nikiem, tylko B�g raczy wiedzie�.

† † †

„W imi� Jezusa Chrystusa zosta�em wybrany. Podobnie jak dawnym patriarchom dane mi by�o mie� wiele �on. Pobrali�my si� w pe�nym s�o�cu…”

Manfred niezbyt dobrze radzi sobie z �acin�, ale uwa�a, �e w�a�nie to wykrzykuje opat, gdy razem z Bertlem truchtem wje�d�aj� na g��wny dziedziniec. Wrzaski, zawodzenie, szlochy. Mniszki s� zakuwane w kajdany przez pozosta�ych naje�d�c�w z Hagenburga. Na pierwszy ogie� poszli mnisi i ju� s� w �a�cuchach.

Kowal Luckhard, wsparty o w�z, posila si� pajd� chleba i kawa�kiem kie�basy. Wyra�nie jest w z�ym humorze. Wozem za�adowanym �a�cuchami i kajdanami przyby� a� z Hagenburga za zast�pem szturmowym. Wedle zapis�w w statutach co roku przez siedem dni musi nieodp�atnie �wiadczy� prac� na rzecz biskupa, a ten parszywiec skarbnik za��da� wype�nienia tego zobowi�zania: przygotuj pi��dziesi�t kajdan i �a�cuch�w, potem dostarcz je do Mohrm�nsteru. Luckhard od trzech dni nie �pi, wydaje si� gotowy przeku� skarbnika na blach� i przerobi� na monety.

Podnios�y si� poranne mg�y, nad kaplic� wychyla si� blade s�o�ce. S�uga wylewa na dziedziniec wiadro wody, sp�ukuje krew, pr�buje j� usun�� z kamieni. Nieboszczyka ju� zabrano.

– To biskup Hagenburga jest heretykiem, nie ja! Jakim prawem napada na moje niezale�ne ziemie? – krzyczy opat.

Nikt nie zwraca na niego wi�kszej uwagi.

Friedrich rozkazuje dw�m m�odym kupcom zsi��� z koni i pom�c przy zakuwaniu mniszek. Manfred potrafi sobie wyobrazi� bardziej brutalne sposoby obchodzenia si� z kobietami, ochoczo zeskakuje z grzbietu wa�acha. �apie urodziw� nowicjuszk�, ona si� szarpie, on przyci�ga j� do siebie, ca�uje. Ona si� przed nim broni, ale s�abnie. �elazo zamyka si� wok� jej nadgarstka, a z oczu p�yn� �zy.

Do klasztoru przybywaj� urz�dnicy skarbnika ze zwojami pergaminu przy jukach.

– Bierzcie si� do inwentaryzacji d�br osobistych, natychmiast! – poleca skarbnik. – Zacznijcie od celi opata.

Bladzi, patykowaci m�odzi kanceli�ci kiwaj� g�owami, pos�usznie zsiadaj� z koni. Skarbnik szubrawiec nie zamierza wypu�ci� z r�k ani jednego za�niedzia�ego pensa. Wszystkie sk�adniki maj�tku chce mie� spisane na pergaminie, �eby potem m�c si� �lini� nad wykazem ruchomo�ci.

To miejsce b�dzie warte fortun�.

Jeden z mnich�w krzyczy do skarbnika po �acinie, przeplataj�c j� lotary�sk� gwar�. Og�lny sens tego, co pr�buje przekaza�, jest nast�puj�cy: tak, zawsze wiedzia�em, �e opat to heretyk, wyst�powa�em przeciwko niemu, pisa�em listy do biskupa i do papie�a. To nie moja wina, �e zosta�y przechwycone przez szpieg�w opata, nie posy�ajcie mnie na stos. B�agam.

Skarbnik wzdycha.

– Jego Ekscelencja wyznaczy� kilku braci dominikan�w do rozpatrzenia waszej sprawy – m�wi spokojnie. – Zostaniecie zabrani do zamku w Rosenweiler na rozpraw�. A teraz zamilcz, prosz�.

Krew zamordowanego najemnika zg�stnia�a, poczernia�a. S�uga szoruje kamienie z ca�ej si�y. Wok� nich zbiera si� r�owawa pianka. Na wspomnienie wstrz�saj�cej sceny Manfredowi przewracaj� si� wn�trzno�ci. Chwyta za r�k� kolejn� mniszk�, ta jest starsza, roztrz�siona, ma nieobecny wzrok, ob��d w oczach. Nie rozumie, co si� dzieje. Manfred zatrzaskuje �elazne okowy na jej nadgarstku.

Von Fegersheim zzielenia�. Kl�ka przed skarbnikiem i szeptem, �eby inni nie s�yszeli, o co� b�aga. Von Zabern kiwa g�ow� ze znu�eniem, dotyka d�o�mi czo�a m�odzika – udziela rozgrzeszenia. No tak, panicz boi si� o swoj� nie�mierteln� dusz�! Dopiero co zabi� cz�owieka, niemal z zimn� krwi�, i tak mocno to nim wstrz�sn�o. Jeden z jego przyjaci�, r�wnie� z dobrego domu, co� do niego m�wi, von Fegersheim si� �mieje, zbyt g�o�no. Pr�buje opanowa� md�o�ci, zag�uszy� wstyd.

– Nic mu nie b�dzie. – Kiwa g�ow� Bertle zza plec�w mniszki, ostatniej w kolejce. – Po prostu musi si� napi� gorza�ki.

– Hej, wy dwaj! – wo�a w�adczym g�osem szubrawiec, wskazuj�c na Manfreda i Bertlego. – B�dziecie eskortowa� najemnik�w a� do Pfalzburga. Zostawcie ich na drodze do Nancy. Doprowad�cie na miejsce i mo�ecie wraca� do domu. Po niedzieli zg�o�cie si� po zap�at� w mojej kancelarii.

Manfred patrzy na Bertlego i wzrusza ramionami. Czeka ich przyjemna przeja�d�ka przez za�nie�ony las z tymi g�upcami. Je�li konie nie b�d� zbyt utrudzone, mo�e jeszcze tej nocy zdo�aj� wr�ci� do Hagenburga. Ksi�yca ubywa, wczoraj by�a pe�nia. Bez wi�kszego trudu znajd� drog�. A je�li Brama Wogeska b�dzie zamkni�ta, przyjaciele ze stra�y miejskiej ich wpuszcz�, wystarczy g�o�no zawo�a�.

– Najpierw zbli�cie si� do mnie – z�owieszczo wzywa ich skarbnik.

Manfred i Bertle podchodz� do ja�nie pana, staraj� si� sprawia� wra�enie niewini�tek.

– Opr�nijcie kieszenie, sakiewki te�.

Manfred i Bertle wymieniaj� spojrzenia, po czym pos�usznie jak uczniaki wykonuj� polecenie. Von Zabern spod uniesionych brwi przygl�da si� ich rzeczom: kilka kluczy, par� drobnych monet, ma�y n�, ko�ci do gry.

– Skaczcie!

Dezorientacja.

– R�bcie, co m�wi�!

Manfred i Bertle niech�tnie podskakuj�. Brz�k monet dochodzi z okolic krocza Bertlego.

– Oddaj mi je! – Skarbnik szubrawiec wyci�ga r�k�.

Bertle stara si� przybra� zdumion� min�. Na pr�no.

– I reszta, wszystko, co ukrad�e�. Hupprecht! – Skarbnik wo�a jednego z m�odych rycerzy, ka�e mu przeszuka� kupc�w. Wkr�tce w gi�tkich palcach wa�y sakiewk� ze srebrem i pier�cionek. – Co takiego siedzi w kramarzach, �e uczciwo�� jest im obca? – pyta.

Manfred g�adzi si� po spiczastej, rudej brodzie, szuka ci�tej riposty. Nie znajduje.

– Ruszajcie! – rzuca von Zabern i si� odwraca.

Manfred i Bertle spogl�daj� na siebie, kieruj� si� do koni. Najemnicy czekaj� przy bramie, rozbrojeni, gotowi pr�bowa� szcz�cia za granic� w Burgundii.

– Przekl�ty dra� – mamrocze Bertle.

Manfred kiwa g�ow�. W tej sakiewce by�o z pi��dziesi�t pens�w. Ale zosta�a mu peruka pod napier�nikiem. I o dziwo to ona przyniesie mu fortun�.

W handlu wszystko si� ze sob� splata.

Ksi��k�Katedra kupicie w popularnych ksi�garniach internetowych:

Zobacz tak�e

Musisz by� zalogowany, aby komentowa�. Zaloguj si� lub za�� konto, je�eli jeszcze go nie posiadasz.

Ksi��ka
Katedra
Ben Hopkins2
Ok�adka ksi��ki - Katedra

Ksi��ka roku 2021 wed�ug ,,Sunday Timesa", ,,New York Timesa" Jedna z najlepszych powie�ci historycznych, jakie czyta�em. - Dan Jones, autor bestseller�w...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Autor
Recenzje miesi�ca
Sekrety domu Bille
Agnieszka Janiszewska
Sekrety domu Bille
Morderstwo z malink� na deser
Monika B. Janowska
Morderstwo z malink� na deser
Witajcie w Chudegnatach
Katarzyna Wasilkowska
Witajcie w Chudegnatach
Freudowi na ratunek
Andrew Nagorski
Freudowi na ratunek
Do roboty!
Katarzyna Radziwi��
Do roboty!
A wok� nas pomara�cze
Weronika Tomala
A wok� nas pomara�cze
D�ja vu
Jolanta Kosowska
 D�ja vu
Imperium
Conn Iggulden
Imperium
Meduzy nie maj� uszu
Adle Rosenfeld
Meduzy nie maj� uszu
Poka� wszystkie recenzje