Co m�wi� Znaki? Fragment ksi��ki „Labirynt. Elegia �a�obna. Powie��"

Data: 2024-01-12 11:29:49 | artyku� sponsorowany | Ten artyku� przeczytasz w 17 min. Autor: Piotr Piekarski
udost�pnij Tweet

W stulecie urodzin Przemys�awa Bystrzyckiego (1923-2004) do r�k czytelnik�w trafia nowa ksi��ka uznanego prozaika, autora powie�ci i wspomnie�, m.in. Wiatr Kuszmurunu, Echa Kanda�akszy, Znak cichociemnych, Nad Sanem, nad zielonookim�i wielu innych.�

Labirynt. Elegia �a�obna. Powie�� - zdj�cie ksi��ki

Labirynt jest to powie�� dot�d niepublikowana, zachowana w archiwum literackim pisarza w zbiorach Domu Literatury Biblioteki Raczy�skich, w�r�d rozlicznych dokument�w biograficznych, korespondencji i innych tekst�w Bystrzyckiego. Tekst utworu powstawa� w pierwszej po�owie lat 80. XX w. na marginesie ksi��ki dokumentarnej Bystrzyckiego "Znak cichociemnych", kt�ry wydany zosta� w 1983 roku po �wier�wieczu zmaga� autora z cenzur�.

Fabu�� Labiryntu jest nocna w�dr�wka Narratora, przedstawiaj�cego siebie jako Nobody, ulicami Poznania, kt�ra na celu ma poszukiwanie wiadomo�ci o losach towarzyszy broni, cichociemnych �o�nierzy Armii Krajowej, zamordowanych w latach 1944-1953 za dzia�alno�� w antykomunistycznym podziemiu. B��dzenie po pozna�skim, mrocznym labiryncie okazuje si� podr� w g��b zawik�anej, nie tak dawnej przecie� historii, kt�r� opresyjny system w spos�b zaplanowany i kierunkowy usuwa� ze zbiorowej �wiadomo�ci.

Labirynt�stanowi jedn� z ods�on walki Bystrzyckiego o honor dziewi�ciu cichociemnych, ofiar re�imu, kt�rzy w oficjalnym przekazie uchodzili za zbrodniarzy stanu. Powie�� zosta�a wydana przez Bibliotek� Raczy�skich we wsp�pracy z Towarzystwem Przyjaci� Nauk w Przemy�lu (Przemys�aw Bystrzycki by� honorowym obywatelem obu miast, Poznania i Przemy�la). Edycj� dofinansowano ze �rodk�w Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodz�cych z Funduszu Promocji Kultury.

Zapraszamy do przeczytania ksi��ki�Labirynt. W ubieg�ym tygodniu na naszych �amach zaprezentowali�my premierowy fragment powie�ci. Dzi� czas na jej kolejn� ods�on�:�

A kiedy ukl�k�e� i nie zwraca�e� ju� uwagi na skupione wok� ciebie stado, wtedy w twoim r�ku zjawi� si� papier. Kancelaryjny arkusz, u�ywany w biurach i urz�dach. Bez wodnych znak�w, do��, powiedzia�bym, banalny. By� zapisany du�ymi literami maszynowymi, te� do�� banalnymi. W siedmiu liniach. Nied�ugi tekst zajmowa� ca�� kartk�. Postrz�piona, szele�ci�a w nagiej d�oni. Wiedzia�e�, �e papier �atwo zwilgotnieje, litery si� rozp�yn�, nic nie zostanie z pisma. �wiat�o na papier pada�o od spojrzenia byczk�w. Kwadratowe mordy – promyk z ka�dej �renicy dawa� w skupieniu godziw� wi�zk� jasno�ci. Potrz�sa�e� papierem nad w�asn� g�ow�, a� spad� ci beret. Na ciep�ej sk�rze zwierza wypuk�ej od �eber rozpostar�e� arkusik. Nachylony (zn�w rosi�o) czyta�e� imiona i nazwiska: powtarza�e� g�o�no ka�d� nazw� dwa razy – dla utwierdzenia, nie tyle dla utwierdzenia w pami�ci, ile dla utwierdzenia w istnieniu. Niech b�d�! Andrzej Czaykowski, Hieronim Dekutowski, Stefan G�rski, Boles�aw Kontrym, Aleksander Ku�akowski, Czes�aw Rossi�ski, Mieczys�aw Szczepa�ski. Dobre nazwiska. Utwierdzenie w istnieniu – to znaczy: podanie do wiadomo�ci w ca�ym kraju i na ca�ym �wiecie. Siedem gwo�dzi Wielkiego Wozu. Szuka� swojej Ziemi Kanaan. Wyszed�e� w nocny ront po pami�� o nich – dla statecznego przypomnienia. Szuka�e� tej pami�ci kierowany sentymentem. Do diab�a z sentymentem! Pami��, to tw�j obowi�zek. Ratunek z opami�tania. Tak ma�o�wiedzia�e� o ich osobach. Trzymana w r�ku lista pos�u�y za przewodnika. Zawiera imiona, nazwiska. Zawiera dat� �mierci ka�dego z nich. Na pocz�tku tej opowie�ci m�wi�e� o kartkach na �ywno��, twierdzi�e�, �e trudniej dzi� o mi�so ni� o cios no�em. Zatem wiadoma jest data twego nocnego spaceru. Dat� ich �mierci postawiono obok ich nazwisk. Wiadomo wi�c tak�e, ile to czasu dzieli „teraz” od „wtedy”, cho� nie wszystkie te daty s� w pe�ni wiadome. Znaczy to te�, �e list� sporz�dza� nie kto� tyle mi�kkiego serca, ile dba�y o pami��. Schyl przed nim czo�o, sam tak robi� – odcinanie przesz�o�ci nie jest przekre�leniem pami�ci – nie wyja�niam tego szczeg�u, jasnego samo przez si�. Data �mierci ich m�wi, �e odleg�o�� w czasie, dziel�ca „wtedy” od „teraz”, jest znacz�ca: tw�j spacer trwa od chwili unicestwienia ich. Ca�y czas jeste� w drodze. A nie wiedzia�e� – tyle lat czekali, a� wska�esz na nich. Wystarczy�a im jedna �mier� – fizyczna. Nie mamy prawa skazywa� ich na drug�: na �mier� pami�ci. Mo�esz nie liczy�, ile to lat; towarzyszy ci teraz wstyd i b�l. Potrzeba by�o deszczowej p�nej pory, niby wczesnowiosennej, by wyprowadzi� ci� w nocny obch�d pod stra�� pomieszania i niepewno�ci. Prawda te�, �e czarne godziny nocy utrudniaj� rozwik�anie zagadek. Mo�na powiedzie� na pewno tyle: szli w noc; w tym to wtedy podobni do ciebie teraz. Spr�buj pierwszego z listy – Andrzeja Czaykowskiego – odda� pod stra�. Dokonuje si� zaci�ganie stra�y, byle wybra� w�a�ciwego stra�nika. Tkwimy pod gwiazd� swego urodzenia, pod gwiazd� zgonu. Skorpion; nazywany te� Nied�wiadkiem. Nie wiem, z jakimi cechami charakteru cz�owieka zwi�zany jest ten Znak. Popularne przekazy na ten temat to fantazjowanie. Wiadomo tyle, �e kalendarzowe daty obj�te dan� konstelacj� nie s� sta�e, ulegaj� pewnym przesuni�ciom. Scorpion – Scorpius. Str� z ulicy Garbary, zaopatrzony w k�uj�c� lask�. Noszona�na plecach kapuza gotowa do zarzucenia na g�ow�; ogony-laski noszone w r�ce. A oni pod kuratel� Zodiaku wiedzeni do nie�miertelno�ci. S� tacy, co cia�a ich chcieli zbezcze�ci�, gdy tymczasem cia�a te uleg�y u�wi�ceniu. Maj� ten rzadki cia�a te przywilej, �e nie bywaj� rozpuszczane przez ziemi�. Podobnie jest z niekt�rymi �wi�tymi. Ko�ci pokryte mi�niami i sk�r� – s� w pe�ni swej ziemskiej postaci, nie straci�y naturalnego konturu. Czekaj�. Zostan� poruszone g�osem tr�by. Atoli, przepraszam ciebie, pa�ciu, to te� trzeba powiedzie�, nawet gdyby� sam chcia� ukry� ten szczeg�. Mia� wi�c Andrzej Czaykowski dziur� w g�owie. Otw�r w czole by� ob�upany wko�o z g�adzi kostnej i nieco wi�kszy ni� na potylicy. W tym podobny do skorpiona – m�wi�, �e niekt�re gatunki tych skorupiak�w chodz� do ty�u, Andrzej Czaykowski jakby chodzi� do ty�u. Tak strzelano – i z bliska. W tym miejscu niech wyobra�nia podsunie ci pe�ny zestaw mo�liwo�ci, a intuicja wybierze z przywo�anego zestawu mo�liwo�� najprawdziwsz�. W poszukiwaniu nastroju, scenerii, nast�pstwa zdarze� – natrafiam na czarny labirynt kr�ty korytarz. Wilgo�, mg�a. Co do miejsca (podobnie jak co do sposobu i przyj�tego nast�pstwa zdarze�) istniej� r�ne szko�y. Szko�a napoleo�ska przewiduje pluton. Pono szko�a najlepsza. To si� tak m�wi: pluton, tradycja. Nigdy to nie jest ca�y pluton, zwykle kilku ludzi, czasem najwy�ej dru�yna, a czasem tylko sekcja. Wykonanie na placu, wybrukowanym lub nie, s�up ka�ni, pora pierwszego brzasku. Jak salwa honorowa – tyle �e inaczej skierowana, jak prezentowanie broni – tyle �e bro� w miejscu pionowego ku gwiazdom przyjmuje po�o�enie ku horyzontom; g�o�ne komendy, przemowa, werble – s�owem: gala. Lepsze to, powtarzam, od niespodzianki wyskakuj�cej z ukrycia w kr�tym i wilgotnym labiryncie, a bro� cz�sto u�yta z tak zwanego „przy�o�enia”.

Wracam do dozorc�w. Stanowi� cz�stk� nocy: czarne peleryny, ocieniaj�ce twarze kapuzy, wci�ni�te w wn�ki bram kuk�y paruj� z leniw� senno�ci�. I owe latarki zawieszone pod szyj� na dopi�tych guzikach narzut, oko skorpiona zdegradowane do roli szkie�ka. Nie wiadomo, sk�d mo�e pa�� strza�. Szkie�ko to rzecz nie�mierciono�na. A jednak cofnij si�, pa�ciu, w bezpieczne miejsce, zanim zapytasz:

– Co�cie z nimi zrobili? Odpowiedz� pytaniem:

– Z kt�rymi?

– Z tymi, co na tej li�cie. Mog� odczytywa� ich nazwiska.

– To, co kazali.

– Kto kaza�?

– Dali rozkaz.

– Czy ka�dy rozkaz jest do wykonania?

– Nawet nie krzycza�. Zmizerowany, troch� s�aby, nie chcia�, by go podpierano. Szed� sam. D�ugo siedzia� w izolatorze.

Pomy�la�e�: wyraz „izolator” mo�e odnosi� si� do dzikich zwierz�t.

– Czy wiedzia�, po co zosta� wywo�any z celi?

– Nie wiem, panie... My tego nie wiemy… Jeste�my od roboty…

– Odpowiedzcie, ojciec. Odpowiadajcie! Czy ka�dy rozkaz trzeba wykona�?

– Mus taki jest.

– W zamian butelka w�dki; butelka w�dki i wianek kie�basy. Mi�sa na kartki nie sprzedawano, cho� i wtedy by�o g�odno.

– E, panie! Co teraz o tym gada�...

Laska o ostrym zako�czeniu. Skorpion bije uzbrojonym ogonem o kamienie.

– Co panu trza? Co?!

– Chc� wiedzie�!... – potrz�sasz list�. – To! Stukot laski szybszy, mocniejszy. Str� wo�a:

– B�dzie mi tu z mi�sem, a cz�ek niedojada. Przechodzi�!, przechodzi�!

– Spa�by sobie w sypialni, kt�rej pilnujesz, przyjacielu.

– Kto ma spa�?

– To przez takich, jak pan.

– Zawo�am milicj�...

– Gdzie jest cia�o?

– Cia�o? Gdzie jest cia�o?... – powtarza po chwili; mo�e wraca mu �wiadomo��. Szkie�ko pob�yskuje. – Tam, tam!... laska wskazuje tunel ulicy.

Tam, ko�o fort�w. Powieszono tam hitlerowskiego zbrodniarza, zaraz po wojnie. Je�eli teraz nie odejdziesz, podniesion� lask� skieruje ku tobie. Wi�c mo�e to kto� taki jak on zada� ci w bramie cios...

– Tam! Tam!

Rz�dy dobrze znanych kamienic. Czy dawno temu? Dwie, mo�e trzy godziny szed�e� t�dy. Za ciemno, by zobaczy�, kt�ra godzina. Zegary stan�y; nale�� do mroku. Twoja w�adza dotyczy listy. Skup si� wi�c nad tymi, kt�rzy zostali oddani twemu w�adaniu.

Andrzej Czaykowski. Mog� powiedzie�, jak wygl�da�. Niewiele to nam da – daj� ci go takiego, jakiego zachowa�em w pami�ci. Siedzi ukryty w zakamarku g�owy, kiedy zamkn� oczy. Wywabi� go! W�osy przerzedzi� wiatr dziej�w. Owalna twarz cienie skupi�a pionowe i ostre, �wiadcz�ce o uporze. Usta do�� pe�ne pod ma�ym w�sem noszonym �wczesn� mod� – jakie to lata, wiesz sam. Broda i oczy nadawa�y obliczu wyraz, �e tak�powiem, wyko�czony czy ostateczny, jakby zjawi� si� na obrazie nie stopniowo, a od razu po ostatnim dotkni�ciu p��tna p�dzlem. Na�o�ony zosta� na gotowe ju� t�o, co mo�na tak rozumie�, �e przyby� z zewn�trz. Go�� nieznajomy, go�� nieznany, mo�e go�� oczekiwany. Broda m�wi�a o zdecydowaniu, oczy o inteligencji i odwadze; oczy do�� w�sko osadzone, przywo�uj�ce ku sobie; kolor oczu wymyka si� z pami�ci, �adna dwubarwna fotografia tego nie zachowa�a. Innej nie by�o. Chwila skupienia (nie przeszkadzaj, pa�ciu!). Ju� wiem: niebieskie! Jasne �renice; patrzy�y mocno, nawet hardo. Z pewn�, co prawda, nieufno�ci�, kt�rej jednak nie starczy�o, �eby zamieni� na dba�o�� o w�asne �ycie. Hardo�� mog�a si� nie podoba�. G�upota �atwo bierze pole – nie tylko jestem wcale pewien, czy inteligencja, ukryta w wejrzeniu, stanowi�a dla zbieraj�cych na tej ��czce kwiat �atwy do zerwania. Co mogli temu przeciwstawi�? Spryt, wyrafinowanie, przebieg�o��, cechy te, to tak�e inteligencja, tyle �e w gorszym gatunku, w postaci pierwotnej. Jak: instynkt intuicja. Dopiero w pi�tym pokoleniu dadz� my�lom si��. A co do stosunku si�, to dajmy temu lepiej spok�j. Powtarzam: mog�a si� nie podoba� owa pewno�� siebie z odcieniem dufno�ci przy dobrej inteligencji. Lecz z aprobat� czy bez aprobaty nale�a�o zadba� o przywilej ostatniego plutonu, nawet gdyby nie by� to pluton, a sekcja. Pozwoli� spojrze� – bez drgnienia rz�sy (�ywi� mocne przekonanie o spokojnym oku) – w ow� gal�, do kt�rej miewa si�, powiedzmy, prawo. Sam czekaj�cy. Na werbel. Werbel – to g�os tr�by.

Nie wstawaj z kl�czek! Odczytuj imiona i nazwiska! Nie wstawaj! Zostan� udost�pnieni nast�pni. By�o ciemno. Sk�d m�g� wiedzie�, kt�r� wybrano mu godzin�? Co m�wi� Znaki? �e nie p�na to pora lata, ani jesieni, schy�ek ku zimie. Jest�pe�nia mroz�w. Dni ci�ciami p�nych �wit�w i wczesnych zmierzch�w oddzielaj� jasno�� od ciemno�ci. Na drog� S�o�ca wkracza Wodnik. Basen pod wypi�trzonym sklepieniem by�ej synagogi wabi niebiesk� wod�. Dobry B�g – Szadaj nie m�wi tu do swego ludu. Przemawiaj g�osem takim, aby� by� s�yszany, a b�d�c s�yszanym – s�uchany. Znak: Wodnik – Aquarius. Obowi�zuj�cy czas narodzin? Pomi�dzy ko�cow� dekad� stycznia a ko�cow� dekad� lutego. Czas doczepiony do owych czarnych tygodni, kt�re jasno�� bior� od �nieg�w. Ekliptyka w�dr�wki S�o�ca, Ksi�yca i Planet. Jak imiona ich i nazwiska, tak nazwy Znak�w Zodiaku, niebieski ruchomy zwierzyniec, ustalony i nazwany przed dwoma tysi�cami lat – przetrwa�y na g��bi niebios bez zmian.

Wracam do sprawy. Tobie radz� wr�ci� tak�e, m�j ch�opcze.

Po drodze spotykasz Kuru. Potw�r samym swym widokiem mo�e ci� rozbawi�, �miech zaci�nie szcz�ki �elaznym przymusem. Przesta�! przesta�! Rzecz traktujemy serio! Zwierz� z bajki, ze z�ego snu – nie gwiezdny to przecie� Smok. Kim zatem jest Kuru? My�l�, �e odkryj� jego przebranie. Podobnej ciekawo�ci nigdy do��. Pami�tasz, jak �atwo trafi�e� na ich groby? Wspomnij przewodnika i b�d� mu wdzi�czny! Groby ulokowano w cieplarnianej scenerii. Pomys�owo�ci nigdy nadto, aby zatai� prawd�! Przez to przesuni�cie w dziwaczno��, groby ich chcieli uczyni� niedost�pne. Stworzyli barier� z tropikalnej g�stwy i nieprawdopodobie�stwa. Przed nieprawd� cz�sto cofa si� zdrowy rozs�dek, zanim inteligencja, przenikliwo�� i tak dalej... Tymczasem miejsce poch�wku ma by� znane. Kieruje tob� nie czcza ciekawo��. Ani s�dzisz, �e groby to symboliczne – pusty d� z nagrobkiem. Twoje zainteresowania – raczej zaciekawienie ni� ciekawo�� – wyp�ywa z tego, i� miejsca ich pogrzebania zosta�y usuni�te z pami�ci. Taki manewr do�niczego nie prowadzi – powinni o tym wiedzie� str�czyciele nieprawdy! – nie prowadzi do niczego, wobec faktu zachowania ich cia�. Cia�a w ziemi b�d� �wiadczy�y przeciwko nim! Twoja rozbudzona ciekawo��, niezbyt mocna, ale wystarczaj�co rzeczowa, uchybia sentymentalnej zabawie z w�asnym sercem. Po prostu chcesz wiedzie�. Masz prawo. Inaczej wsta� z kl�czek i pierzchnij! Okr�� si� na pi�cie, obejrzyj sobie niewidoczny horyzont, znajd� sobie drog� odwrotu. Hm! A wolno ci tak� drog� znajdowa�. Je�eli ta noc jest jedn� z tysi�cy nocy przyznanych ci przez los, to jest t�, kt�ra przez swoje podobie�stwo do innych musi mie� jaki� sens: mia�e� i��, szed�e�, idziesz, b�dziesz szed� – w tym, i tylko w tym, potwierdzasz znaczenie tej nocy. Nie mo�esz zawr�ci�. Istnieje tylko droga w prz�d.

Drugim na li�cie jest Hieronim Dekutowski. M�odszy od Czaykowskiego o kilka lat. Ze swego Znaku Zodiaku bra� si�� woda w kropli znaczy ju� wiele, a c� dopiero w masie. Znaczy wi�cej ni� wiatr, piasek, mg�a. Jego charakter wyr�nia�o skupienie, pewna dobroduszno�� i niech�� do ma�ostkowo�ci. Ludzie drobiazgom obcy uchodz� za dobrych, charaktery ich spotyka aprobata; to oni, sami patrz�c wy�ej i dalej, innym pozwalaj� grzeba� w detalach zebranych przed nosem. �ywy, energiczny, twarz wyrazista, oczy spod mocnych brwi spogl�daj�ce daleko. Dostrzega� swojego Wodnika w chwili tej, w kt�rej bior� go pod r�k�, �eby tobie przekaza�. Wyszed� w mr�z, w mg��, szed� ku rzece. Rzeka nie stan�a pod lodem (czy widzia� kto mrozem skut� Let� – rzek� zapomnienia?). Tam oczekiwa� go jego Charon. Mityczny przewo�nik, na plecach mia� tr�jk�tn� kapuz�, a w r�ce zamiast laski wios�o lub �erd�. Ruszyli. Cia�o oddano ziemi w palmiarni. Mo�na dzi� znale�� u niego taki otw�r w kostnej g�adzi, co u Czaykowskiego. To zreszt� ��czy ich wszystkich.

Nie wstawaj z kl�czek, pa�ciu! Noc trwa. Szumi czas, dzwoni czas, przep�ywa ciemno��, sk��bione chmury, czer� zast�puje czer�. Nie wstawaj z kl�czek! Idziemy po �wiat�o. Dobre zwierz�ta b�yskami oczu o�wietlaj� tych, kt�rych masz na li�cie, a ka�dy z nich wart mocnego �wiat�a. Ka�dy z nich. Schyl g�ow�, odczytuj! Jego matk� pozna�e�. M�wi�a o nim z godno�ci�. Szloch nie przerwa� ani razu jej s��w. Opowie�� jej o nim zawsze mia�a jedno i to samo t�o: zdziwienie. Mo�e to rezerwa ta hamowa�a starsz� ju� kobiet� przed za�amaniem. Opowiada�a, �e ucz�szcza� na studia, wybra� Wy�sz� Szko�� Ekonomiczn�; zdawa� egzaminy; interesowa� si� sportem: w biegu prze�ajowym, urz�dzonym z okazji �wi�ta pa�stwowego, zaj�� pierwsze miejsce; lokalna prasa, patronuj�ca tej sportowej imprezie, zamie�ci�a zdj�cie jego, dobiegaj�cego do mety. Pracowa� te� jako urz�dnik. W sk�adnicy z�omu czy w zbiornicy makulatury. Mo�e zajmowa�y go sprawy serca: dziewczyna – o czym nie wiem, czego nie wykluczam, znaj�c jego sylwetk�. W ka�dym razie oddany by� zaj�ciom od rana do wieczora. To uwiarygodnia�o jego obywatelsk� lojalno��. A jednak zosta� schwytany na lasso. Podchody trwa�y jaki� czas, o czym wiedzia�; m�g� bagatelizowa� to – lub igra� z tym. Jego junactwo nie chcia�o podda� si� opresji: s�dz�, �e igra� w�a�nie. W rodzinnym albumie zachowa�o si� jego zdj�cie z tamtych czas�w. Matka, pokazuj�c fotografi�, powiedzia�a: „O, tu jest i pan, prosz�”. Zdj�cie dogodne dla przygotowania sprawie, by� mo�e, szerszego zakresu, dla monta�u jakiej� zbior�wki, �wczesn� mod�; zrobione w restauracji po w�dce; restauracja nazywa�a si� „Belweder”, dzi� nie istnieje. Lasso ciebie omin�o, ani owia� ci� wiatr przelatuj�cego sznura, lasso pad�o na jego szyj�. Nie chcia� si� da�. Taki sportowiec! Ba! Ucieka� skutecznie ulic� w godzinach popo�udniowych – ostrze�ony wybieg� ze swojej sk�adnicy czy�zbiornicy. Obok Sp�ki My�liwskiej, z broni� i odznaczeniami; bieg� przy postoju taks�wek. Tam chodnik zw�a�y rusztowania ustawione przed wypalon� kamienic�. M�wiono, �e taks�wkarz podstawi� mu nog�; mia� by� ten taks�wkarz niskiego wzrostu. Oczywi�cie goni�cy wo�ali: „�apaj z�odzieja!”. Ze zdziwieniem matka zapyta�a: „Za co to, prosz� pana? Za co?...”. Po chwili: „Pan jest bezpieczny...”. Poczu�e� rumieniec na policzku – nie zwraca�a na ciebie uwagi. Chcia�a jego. Po roku przys�ali zawini�tko z Mokotowa – r�wny rok po schwytaniu. Stefan G�rski. Bli�ni�ta, to tw�j Znak pa�ciu – druga po�owa maja, cz�� czerwca. Jemu jest przydana Panna. Virgo. Dwudziesty trzeci sierpnia, dwudziesty drugi wrze�nia. Zodiakalny symbol, �redniowieczny skr�t: 111. By� skupiony, uwa�ny; przy tym otwarty i ufny. Ta ufno��, to by�o wielkie �wiadectwo za nim. Ufno�� straci�a sw�j dodatni znak, zyska�a znak ujemny. Przeros�a w nieostro�no��. Ubraniem przypomina� niedawne dla niego czasy, co mog�o dziwi�, ale powtarzam: wyp�ywa�o to z ufno�ci. A wi�c sk�onno�� do przebra�, prostolinijno��; wielo�� zainteresowa�, bliski stosunek do matki (ojca straci� w dzieci�stwie). Taks�wkarza-kar�a nie ma w rodzinnym albumie. Znajduje si� w kr�gielni po�o�onej na peryferiach miasta. Jest zaj�ty ustawianiem kr�gli na krzy�aku. Mia�e� go tutaj wchodzi do tej samej gildii co nocni str�e. Jedna szuflada sumie�. Twoja droga ujawnia ich. Ostatecznie – ka�demu jest kto� przynale�ny, kto� przydany. Innemu przypisany inny. Oni na waszych �ladach. Waszym krokiem jak smycz� wodzeni. Butelka w�dki, wianek kie�basy.

Oczy �zawi� z wysi�ku, o�ma zg�stnia�a, byczki sk�pi� jasno�ci – ich spojrzenie nie chce bra� wi�cej w tym udzia�u. Komu ten, komu tamten. Suum cuique. Panowie. Szacowni panowie, zabawiani obywatelsk� rozrywk� przy piwie; godna rozmowa�o dzieciach i wnukach, szeptanie o interesach. Mo�e wilgotny i nagi s�up ka�ni, po�rodku betonowej pod�ogi, przypomni wam wasz� s�u�b�. Wi�c: Kontrym i Ku�akowski. Czes�aw Rossi�ski zosta� stracony w Lublinie, Mieczys�aw Szczepa�ski zosta� stracony w Lublinie. Obaj w roku 1945. Jedno�� czasu i miejsca. W klasycznym dramacie jest jeszcze jedno�� akcji; powinny i osoby by� te same – a pewnie strzela� nie ten sam. To�samo�� fina�u. Czarny czy bia�y to fina�? Od samej listy to nie zale�y. Lista jest jedna, o milcz�cych nazwiskach, �ci�gni�tych lassem jednego losu.

Id� w pierwszym szeregu, naznaczeni okrucie�stwem wieku. Post�pujemy za nimi. Wywodzimy z mroku, z ciszy – pogrzeby wychodz� z nocy, ofiarne dymy zwi�zuj� mrok, p�yn� naprzeciw nam, naprzeciw oczekuj�cym po nas. Jeste�my �wiadomi. Sposobu, ilo�ci, dat. St�d i nasza droga musi trwa� dalej. Droga nas wszystkich trzech: jego, ciebie, mnie – kt�rzy jeste�my. To wa�ne, aby by� – aby naszej wiedzy nada� powszechno��. Serc nasze zwyci�stwa nie upokarzaj�, sukcesy nie znieprawi�y. Zimny dotyk przegranej jest naszym dziedzictwem. Nobody, Niemand. Nikt. Idziemy, mamy albowiem t� si��, by ich wskrzesza�; przed zamkni�tymi oczami winowajc�w stawia� obraz ich, kt�ry przebije opuszczone powieki i ugodzi �renice. Idziemy, by zachowa� w sercach – idziemy, by zdoby� ich i podbi�, jak zapomniane wyspy. Dbamy, by nasze cia�a nie dozna�y przedwcze�nie uszczerbku. Kosztem ich wczesnych �mierci �yj�c, �ywi�c si� ich tak rych�ym odej�ciem, b�dziemy �lady po nich strzegli z najwi�ksz� skrupulatno�ci�. Aby da� po najd�u�szym �yciu – tym, kt�rzy po nas.

Tagi: fragment,

Zobacz tak�e

Musisz by� zalogowany, aby komentowa�. Zaloguj si� lub za�� konto, je�eli jeszcze go nie posiadasz.

Ksi��ka
Labirynt. Elegia �a�obna. Powie��
Przemys�aw Bystrzycki0
Ok�adka ksi��ki - Labirynt. Elegia �a�obna. Powie��

W stulecie urodzin Przemys�awa Bystrzyckiego (1923-2004) oddajemy do r�k czytelnik�w now� ksi��k� uznanego prozaika, autora powie�ci i wspomnie�, m.in...

dodaj do biblioteczki
Recenzje miesi�ca
Sekrety domu Bille
Agnieszka Janiszewska
Sekrety domu Bille
Morderstwo z malink� na deser
Monika B. Janowska
Morderstwo z malink� na deser
Witajcie w Chudegnatach
Katarzyna Wasilkowska
Witajcie w Chudegnatach
Freudowi na ratunek
Andrew Nagorski
Freudowi na ratunek
Do roboty!
Katarzyna Radziwi��
Do roboty!
A wok� nas pomara�cze
Weronika Tomala
A wok� nas pomara�cze
D�ja vu
Jolanta Kosowska
 D�ja vu
Imperium
Conn Iggulden
Imperium
Meduzy nie maj� uszu
Adle Rosenfeld
Meduzy nie maj� uszu
Poka� wszystkie recenzje