29 V: Spotkanie live z Tash� Suri

Data: 2023-05-26 11:01:35 | artyku� sponsorowany | Ten artyku� przeczytasz w 23 min. Autor: Piotr Piekarski
udost�pnij Tweet

Zapraszamy na spotkanie premierowe wok� ksi��ki Ja�minowy tron – pierwszego tomu cyklu P�on�ce kr�lestwa.�

Rozmow� z Tash� Suri poprowadzi @Panna Fox�

Widzimy si� 29 maja o godz. 19:00 czasu polskiego na Facebooku!

Tasha Suri - spotkanie, live

Tasha Suri: zdoby�a nagrod� imienia Sydneya J. Boundsa dla najlepszej debiutantki przyznawan� przez British Fantasy Society, zosta�a te� nominowana do nagr�d Astounding Award i Locus Award za najlepszy debiut powie�ciowy. Jej pierwsz� ksi��k� Cesarstwo piasku magazyn „Time” umie�ci� na li�cie najlepszych 100 powie�ci fantasy, a Ja�minowy tron�zdoby� World Fantasy Award.�

O ksi��ce�Ja�minowy tron:

Osierocona s�u��ca i uwi�ziona ksi�niczka. R�ni je wszystko: pochodzenie, bogactwo, wiedza. ��czy jeszcze wi�cej: dojmuj�ca samotno��, ca�kowite odrzucenie i nowe �ycie, w kt�re obie wesz�y uciekaj�c z obj�� �mierciono�nego ognia. Okradzione ze wszystkiego, w sobie nawzajem odnajd� ca�� si��, kt�rej potrzebuj� by prze�y�.

Za murami przera�aj�cej �wi�tyni zmienionej w pe�ne duch�w wi�zienie przetacza si� czas wielkich zmian. Zaraza zbiera okrutne �niwo, wieloletnie zniewolenie nieuchronnie prowadzi do wybuchu krwawej rewolucji, walka o w�adz� sprowadza na cesarstwo widmo upadku a dawne wierzenia domagaj� si� powrotu z zapomnienia i nowego �ycia.

Nadchodzi czas zmian. Czas, w kt�rym odrzucone, nieme dot�d kobiety o�miel� si� si�gn�� po w�asny los.

Dzi� na naszych �amach mo�ecie przeczyta� premierowy fragment ksi��ki�Ja�minowy tron:

MALINI

W noc przed dotarciem do Ahiranji Malini nie otrzyma�a swojego zwyczajowego lekarstwa. Nie wyczu�a niczego w winie, które Pramila poda�a jej przed snem – żadnego ulepkowatego, s�odkiego posmaku wskazującego na to, że napój zosta� zaprawiony ig�okwiatem.�

– Będziesz musia�a zachować czujność, kiedy spotkasz regenta – powiedzia�a jej Pramila. – I wykazać się uprzejmością, księżniczko.�

Te s�owa stanowi�y ostrzeżenie.�

Malini nie wiedzia�a, co myśleć o tej nowej jasności umys�u. Mia�a wrażenie, że skóra zbyt ciasno opina jej kości. Serce – któremu wreszcie umożliwiono swobodne przeżywanie ża�oby nieprzys�oniętej mg�ą z ig�okwiatu – dudni�o ciężko w jej piersi. Czu�a się, jakby bola�y ją od tego żebra. Obję�a się ramionami i czu�a każdą nieregularność cia�a, każde zag�ębienie. Policzy�a je.�

Gdyby nie ofiara matek, Epoka Kwiatów nigdy nie dobieg�aby końca.�

Ofiara.�

Malini wyjrza�a z rydwanu na krainę Ahiranja. Po deszczu powietrze mia�o wilgotną, bogatą woń. Otaczająca ją cienka zas�ona ukrywa�a niemal wszystko, jednak przez szczelinę falującą wraz z ruchem kó� dziewczyna mog�a dostrzec cienie zbitych ciasno budynków. Puste ulice. Po�amane drzewa, rozszczepione toporami, oraz zwęglone szczątki tych, które sp�onę�y w ca�ości.�

Oto kraj, który w Epoce Kwiatów zdo�a� podbić niemal ca�y subkontynent. Tyle pozosta�o z wielkiej niegdyś potęgi: bity szlak tak nierówny, że rydwanem wstrząsa�o gwa�townie co kilka sekund, parę rozbitych straganów i spalona ziemia.�

Poza tym Malini nie widzia�a jeszcze ani jednego burdelu. Czu�a dziwne rozczarowanie, gdy uświadomi�a sobie, że wszyscy ci wysoko urodzeni ch�opcy, którzy przechwalali się przed jej braćmi, że gdy tylko trafia się do Ahiranji, można za cenę jednej per�y z Paridźatu lec z tuzinem kobiet, mocno przesadzali.�

– Księżniczko Malini – odezwa�a się Pramila, ściągając wargi – musisz s�uchać. Taka jest wola twojego brata.�

– Zawsze s�ucham – odpar�a spokojnie Malini. – Znam te opowieści. Zosta�am odpowiednio wychowana i wykszta�cona.�

– Gdybyś pamięta�a nauki, żadnej z nas by tu nie by�o.�

Nie by�oby, pomyśla�a Malini, bo ja bym nie ży�a.�

Obróci�a się znów do Pramili, która wciąż trzyma�a Księgę na kolanach, przyciskając stronice palcami. Malini zerknę�a w dó�, sprawdzi�a stronę i sama zaczę�a recytować:�

– I wtedy Diwjanśi obróci�a się do mężczyzn Aloru, s�użą- cych ponad wszystko inne bezimiennemu bogu, oraz do mężczyzn Sakety, czczących ogień, i powiedzia�a do nich wszystkich: „Zaprzysięgnijcie wierność mojemu synowi, z�óżcie nienaruszalną przysięgę najpierw jemu, a później jego synom. Zjednoczcie się w mojej ukochanej ojczyźnie, w mojej dwipie, w jednym cesarstwie, a wówczas moje siostry i ja naszą honorową śmiercią zmieciemy jakszów z powierzchni ziemi”.�

Przerwa�a na chwilę, zastanawiając się, po czym doda�a:�

– Jeśli przewrócisz na następną stronę, pani Pramilo, ujrzysz bardzo piękną ilustrację przedstawiającą Diwjanśi, która podpala w�asny stos. Mówiono mi, że jestem do niej trochę podobna.�

Pramila zatrzasnę�a Księgę.�

– Kpisz sobie ze mnie – warknę�a. – Księżniczko, czy nie masz wstydu? Próbuję ci pomóc.�

– Damo Pramilo – zawo�a� g�os. Malini us�ysza�a stukot kopyt, gdy postać podjeżdża�a bliżej. – Czy coś jest nie w porządku?�

Malini spuści�a wzrok. Dostrzeg�a, że Pramila ścisnę�a mocniej książkę.�

– Lordzie Santosie – rzek�a Pramila g�osem s�odkim jak miód – wszystko jest w porządku. Jedynie przekazywa�am księżniczce nauki.�

Santos zawis� nad nimi. Wyraźnie mia� ochotę się wtrącić.�

– Wkrótce dotrzemy do mahalu regenta – oznajmi�, gdy Pramila milcza�a. – Dopilnuj, żeby księżniczka by�a przygotowana.�

– Oczywiście, mój lordzie – odpar�a Pramila.

Odjecha� na koniu.

– Widzisz, co się dzieje, gdy się niew�aściwie zachowujesz? – rzek�a cicho Pramila.

Chcia�abyś, by doniós� o takiej niedojrza�ości twojemu bratu? Chcia�abyś, żeby spad�y na nas kolejne kary?�

Czy brat móg� zrobić jej coś więcej niż do tej pory?�

– Wciąż mam inne dzieci – powiedzia�a Pramila. Lekko drża�y jej palce. – Chcia�abym zobaczyć je znowu żywe. Jeśli będę musia�a zmusić cię do odpowiedniego zachowania... – Pozwoli�a, by niedokończona groźba zawis�a w powietrzu.�

Malini nic nie mówi�a. Czasami przeprosiny tylko podsyca�y gniew Pramili. Przecież nie by�y w stanie naprawić żadnych przewinień. Nie by�y w stanie przywrócić martwym życia.�

– Dziś wieczorem chyba podwoję ci dawkę – oznajmi�a Pramila, na powrót otwierając Księgę.�

Malini nadstawi�a ucha w jej stronę. S�ysza�a odg�os rozwieranego tomu, szelest palców na stronach. Monotonny g�os Pramili.�

Oto, co może osiągnąć czysta i święta kobieta z Paridźatu, gdy przyjmie nieśmiertelność.�

Malini liczy�a przez zas�onę cienie żo�nierzy. Sylwetka lorda Santosa garbi�a się nad jego koniem. Pos�uszny pacho�ek trzyma� mu parasol nad g�ową.�

Pomyśla�a o wszystkich sposobach, w jakie móg�by zginąć jej brat. Chcia�aby je wszystkie zobaczyć.�

PRIJA

W mahalu regenta Rukh wgapia� się we wszystko: w kratownicowe ściany z powycinanymi kszta�tami róż i kwiatów lotosu, w przewiewne korytarze poprzedzielane bia�ymi jedwabnymi zas�onami, w bukiety pawich piór wyrzeźbione w podstawach kolumn z piaskowca, podtrzymujących wysokie stropy pokryte srebrnymi p�ytkami. Próbowa� zwalniać i spijać to wszystko, ale Prija bezlitośnie ciągnę�a go za sobą. Nie by�o czasu na wytrzeszczanie ślepiów. Powinna by�a wrócić już naprawdę dawno temu i choć ostrzega�a kucharza Billu, że się spóźni – przekupi�a go haszyszem, który oszczędzi�a specjalnie na taką okazję – jego dobra wola mia�a granice.�

Przekaza�a Rukha pod opiekę Khalidy, skwaszonej starszej pokojówki, która niechętnie zgodzi�a się spytać ich panią, czy ch�opiec móg�by wykonywać jakąś czarną robotę w jej domostwie.�

– Później do ciebie przyjdę – obieca�a mu Prija.�

– Jeśli pani Bhumika zgodzi się, by zosta�, możesz odebrać go przed wieczornym posi�kiem – odpar�a Khalida, a Rukh przygryz� wargę. Na jego twarzy pojawi� się wyraz zatroskania.�

Prija sk�oni�a g�owę.�

– Dziękuję ci. – Zwróci�a się do Rukha. – Nie martw się. Dama nie odmówi.�

Khalida zmarszczy�a brwi, ale nie sprzeciwi�a się. Wiedzia�a równie dobrze jak Prija, jak szczodra potrafi być żona regenta.�

Prija zostawi�a ich oboje, przesz�a do sypialni s�użących, gdzie pospiesznie pozby�a się najgorszego b�ota i py�u z naprawdę brudnego sari, po czym skierowa�a się do kuchni. Próbowa�a wynagrodzić spóźnienie, po drodze schodząc do studni schodkowej i zabierając na górę dwa wiadra wype�nione wodą. W końcu w ruchliwej pa�acowej kuchni woda zawsze by�a potrzebna.�

Ku jej zaskoczeniu chyba nikt nie zauważy� jej nieobecno�ci. Wprawdzie duże gliniane piece by�y rozgrzane, a wokó� krząta�o się kilkoro s�użących, jednak większość personelu kuchni st�oczy�a się przy piecyku herbacianym.�

Mithunan, jeden z m�odszych strażników, sta� przy imbryku, w którym parzy�a się herbata, pi� z glinianego kubka trzymanego w jednej d�oni i żywo gestykulowa� drugą. Wszyscy inni uważnie go s�uchali.�

– ...tylko jeden cz�owiek jadący przodem – mówi�. – Jeden koń. Widać by�o, że przyby� aż z Paridźatu. Mia� wyraźnie dworski akcent, a kapitan straży powiedzia�, że mia� przy sobie cesarski szton. – Mithunan upi� �yk herbaty. – Myśla�em, że kapitan zemdleje, w takim by� szoku.�

Prija odstawi�a wiadra i podesz�a bliżej.�

Billu popatrzy� na nią.

– Dobrze, że wreszcie cię widzę – rzek� cierpko.

– Co się dzieje? – spyta�a.

– Księżniczka przyjeżdża już dziś – oznajmi�a jedna z pokojówek pospiesznym i podekscytowanym tonem zarezerwowanym dla najlepszych plotek.�

– Przecież mia�a być najwcześniej za tydzień – doda� Mithunan, kręcąc g�ową. – Nawet nie kazano nam jej wypatrywać na warcie. Ale nie towarzyszy jej świta, twierdzi� jeździec, więc porusza się szybko.�

– Nie towarzyszy jej świta – powtórzy�a Prija. – Jesteś pewien?�

Każdy cz�onek rodziny panującej z każdego miasta-państwa w Paridźatdwipie podróżowa� z liczną i zwykle bezużyteczną zgrają: s�użącymi, strażnikami, artystami, faworyzowanymi szlachcicami. Pomys�, że siostra cesarza mog�aby przemieszczać się z czymś innym niż ma�a armia, wydawa� się absurdalny.�

Mithunan wzruszy� ramionami.�

– Wiem tylko to, co mówi� nam jeździec – rzek� z zak�opotaniem. – Ale może zasady są inne, gdy... no wiecie. Zważywszy na okoliczności. – Odchrząkną�. – Tak czy owak, przys�ano mnie tu po jedzenie. Mamy za sobą podwójną wartę i może będziemy musieli zostać na trzecią. Ludzie są g�odni.�

– Gdzie są wartownicy z dziennej zmiany? – zapyta� Billu, zabierając się do pakowania żywności do kosza.�

– W mieście – odpar� Mithunan. – Kapitan mówi, że regent chce, żeby wszystko bezpiecznie pozamykać, zanim księżniczka tu dotrze. Bracie Billu, czy masz jeszcze więcej tej herbaty? Albo trzciny cukrowej? Cokolwiek, co pozwoli nam nie zasnąć...�

Prija wymknę�a się cicho, gdy tamci dalej rozmawiali; po drodze świsnę�a jedną parathę z kosza przy piecach i wepchnę�a ją sobie w ca�ości do ust. Gdyby Sima tu by�a, nazwa�aby ją zwierzęciem pozbawionym manier, ale nie by�o jej, więc Prija mog�a zachowywać się tak grubiańsko, jak tylko zachcia�a.�

Myli�a się, sądząc, że ktoś zosta� zamordowany. Nikomu nie poderżnięto gard�a, żadnego cia�a nie rzucono przed świątynią. Nie zabito żadnych buntowników.�

Chodzi�o tylko o księżniczkę, która przyby�a przed czasem do wyznaczonego jej więzienia.�

***

Po pracy Prija zabra�a Rukha spod opieki Khalidy i zaprowadzi�a do sali sypialnej dla dzieci. Gdy znalaz�a już dla niego wolny materac, zabra�a go do swojej sypialni, którą dzieli�a z ośmioma innymi s�użącymi. Pod os�oną okrytej prostą markizą werandy, otoczona deszczem, który w�aśnie zaczą� padać, uklęk�a, owinę�a d�onie swoim pallu i zaczę�a rzeźbić paciorek ze świętego drewna.�

Na tyle mocno pali�o ją przez tkaninę, że dziewczyna aż się poci�a. Przygryz�a na chwilę język, by jednym bólem zag�uszyć drugi, i dalej struga�a pewnymi d�ońmi. Potrafi�a znieść znacznie większe cierpienie.�

– Chodź, usiądź obok mnie – powiedzia�a do Rukha, który wciąż sta� w deszczu, wyraźnie oszo�omiony tym, jak potoczy� się dla niego ten dzień. Wszed� na werandę i uklękną� obok niej. – Podaj mi to – doda�a, wskazując ma�y zwitek wstążki i sznurka leżący przy niej na ziemi. Od�oży�a nóż i wzię�a od niego k�ębek.�

– Czy mogę zrobić coś jeszcze? – spyta� nieśmia�o, gdy nawleka�a paciorek na sznurek.�

– Możesz mi powiedzieć, co sądzisz o swoim nowym życiu – odpar�a. – Jaką pracę wyznaczy�a ci Khalida?�

– Czyszczenie latryn – odrzek�. – To w porządku. Nie, naprawdę w porządku. Pos�anie i jedzenie to... to... – Urwa� i pokręci� bezradnie g�ową.�

– Wiem – odpowiedzia�a. Naprawdę wiedzia�a. – Kontynuuj.�

– Mówi�em, że zrobię cokolwiek, i tak będzie – wyrzuci� z siebie pospiesznie Rukh. – Jestem bardzo wdzięczny, proszę pani.�

– Mia�eś zwracać się do mnie Prija.

– Prija – powtórzy� pos�usznie. – Dziękuję ci.

Nie mia�a pojęcia, co zrobić z jego wdzięcznością – oprócz zignorowania jej – więc po prostu wzruszy�a ramionami i przycisnę�a drewniany paciorek do swojej skóry. By� na tyle ma�y, że zamiast ją parzyć, jedynie ogrzewa� jej nadgarstek, ale magia wlewa�a się w jej cia�o, przechodząc do nerwów i krwi. Trzyma�a go tak przez chwilę, upewniając się, że jest na tyle silny, by pomóc Rukhowi, ale go nie zranić. Przez ca�y ten czas obserwowa�a twarz ch�opca. Opuści� podbródek i skupia� wzrok na kroplach deszczu rozbijających się na ziemi. Wciąż wygląda� na przyt�oczonego.�

Przypomnia�a sobie, jak sama się czu�a, gdy pierwszy raz trafi�a do mahalu regenta. W pierwszym tygodniu p�aka�a każdej nocy, zawija�a sobie g�owę w materac, żeby zdusić dźwięki i nie obudzić pozosta�ych dziewczynek.�

– Coś ci opowiem – rzek�a do niego lekkim tonem. Uniós� g�owę i popatrzy� na nią z zaciekawieniem. – Czy s�ysza�eś o przebieg�ym jakszy, który podstępem przekona� srugnyckiego księcia do poślubienia ahiranyjskiej praczki?�

Pokręci� g�ową.

– No to podaj mi rękę. Opowiem ci.

Owinę�a mu nadgarstek sznurkiem i zaczę�a snuć historię.�

– Dzia�o się to w początkach Epoki Kwiatów, zanim Srugnyci i inni im podobni zrozumieli, jak silni i przebiegli są jakszowie...�

Zanim Prija skończy�a mówić – bez większego �adu i sk�adu – to, co pamięta�a z opowieści o maskach i pomylonych tożsamościach, honorowym pojedynku i praczce spowitej w woal z bia�ych lilii i szafranu, Rukh zaczą� się uspokajać. Opar� się plecami o ścianę werandy i uśmiecha� się lekko, bawiąc się nowym paciorkiem ze świętego drewna wiszącym mu na nadgarstku.�

– Uważaj na niego – ostrzeg�a go Prija. – Nie�atwo będzie zdobyć więcej drewna. Wiesz, skąd pochodzi?�

– Z lasu?�

– Z drzew, które wyros�y, gdy wszyscy jakszowie umarli – wyjaśni�a Prija. – Święte drewno ma w sobie część ich magii. – Stuknę�a opuszką palca w koralik. – Nie ma już więcej jakszów, co oznacza, że nie ma już więcej drzew, a zatem święte drewno staje się kosztowne. Dbaj więc o koralik, w porządku?�

– Tu jesteś! – dobieg� ich kobiecy g�os. Prija i Rukh obrócili g�owy. Deszcz w�aśnie s�ab�, ale osoba stojąca na skraju werandy z pallu naciągniętym na w�osy trafi�a na ostatnie chwile ulewy i tkanina lśni�a lekko od wody. – Prijo – odezwa�a się – chodź ze mną. Jesteś potrzebna.�

– Simo – przywita�a ją Prija. Podnios�a zwitki wstążki, nóż i resztki świętego drewna, po czym je schowa�a. – To jest Rukh.�

– Dzień dobry, pani – rzek� z rezerwą ch�opak.�

– Mi�o cię poznać, Rukh – odpar�a Sima. – Powinieneś pójść do kuchni, zanim przegapisz kolację.�

– Idź – zgodzi�a się Prija, gdy Rukh spojrza� na nią, by się upewnić. – Zdo�asz sam znaleźć drogę do swojej sypialni, prawda? Inni ch�opcy powinni ci wskazać, którędy iść.�

Skiną� g�ową. Wymamrota� pod nosem ostatnie podziękowania, uśmiechną� się niemal niezauważalnie do Prii, zeskoczy� z werandy i odbieg�.�

Gdy tylko znikną�, Sima chwyci�a Priję za rękę i pociągnę�a ją przez werandę w kierunku w�aściwego mahalu. D�oń, którą ją trzyma�a, by�a silna, mokra od deszczu i lekko pachnąca myd�em po wielu godzinach prania.�

– Czyli rzeczywiście przyprowadzi�aś tu przyb�ędę – rzek�a Sima. – Mog�am się domyślić, że to prawda.�

– Kto ci powiedzia�?�

– Któryś ze strażników, którzy was wpuścili, nie pamiętam który – odpar�a zbywająco Sima. – Masz szczęście, że Billu cię kry�. Wróci�aś tak późno.�

– Gdybym wiedzia�a, że targowiska zostaną zamknięte, w ogóle nie zawraca�abym sobie g�owy wychodzeniem. Posz�am, żeby... pomóc – wyjaśni�a Prija. – Wiesz przecież, czym się zajmuję. Ale nie zdo�a�am zrobić wiele. A później znalaz�am jego. By� sam.�

Dostrzeg�a, jak przez twarz Simy przebiega znajoma mieszanka rozdrażnienia i tkliwości, zanim przyjació�ka wywróci�a oczyma i pokręci�a g�ową.�

– Skoro wspominasz o zamknięciu targowisk, to naprawdę powinnaś pójść ze mną. – Sima puści�a Priję i zamiast tego uję�a ją konspiracyjnie pod rękę. – I powinniśmy się pospieszyć.�

– Czemu?�

– Księżniczka wkrótce tu będzie – odpar�a Sima, jakby Prija by�a byle prostaczką. – Będziemy patrzeć. – Pociągnę�a ją naprzód. – No chodź. Musia�am przekupić jednego z wartowników ca�ą butelką wina, żeby zdobyć dobre miejsce.�

– Jestem g�odna – zaprotestowa�a Prija.

– Możesz zjeść później.

Posz�y do wysoko po�ożonego sk�adziku w mahalu, którego wąskie, zakratowane okno wychodzi�o na marmurowy dziedziniec przy bramie wjazdowej. Miejsca by�o zaledwie tyle, by mog�a wyglądać tylko jedna z nich. Prija spojrza�a pierwsza i dostrzeg�a regenta oraz jego doradców, a także s�użących stojących przy nich z parasolami, by chronić ich przed nieustannie grożącym deszczem. Żo�nierze w paridźatdwipańskiej bieli i z�ocie ustawili się wokó� nich szerokim �ukiem.�

Cofnę�a się, ustępując miejsca Simie.�

– Mog�aś zachować trochę wina dla nas – mruknę�a Prija, klękając na pod�odze.�

Sima pokręci�a g�ową.�

– Nie będę mia�a czasu na picie. Dosta�am nową pracę. Gdy ty w�óczy�aś się po mieście, Gauri organizowa�a dziewczęta do obowiązków w nowym domostwie księżniczki. Zamiatanie, gotowanie, zwyk�e rzeczy. – Sima zmierzy�a Priję spojrzeniem z ukosa. – Też powinnaś ją znaleźć i zg�osić się na ochotniczkę. Wreszcie mog�ybyśmy razem pracować.�

Nie wykonywa�y wspólnie obowiązków od ich pierwszego roku w mahalu, kiedy obie wciąż by�y dziewczynkami. Sima opuści�a wioskę oraz rodzinę i przyby�a tu z w�asnego wyboru, jednak rozmiar i gwar miasta przyt�oczy�y ją. Prija by�a oczywiście taka jak Rukh – jedna ze smutnych przyb�ęd przygarniętych przez żonę regenta, kolejna porzucona sierota, dzika, z�a i zupe�nie sama. Z początku trzyma�y się razem z konieczności, jednak wkrótce narodzi�a się pomiędzy nimi przyjaźń oparta na wspólnych zainteresowaniach: �adnych dziewczynach, alkoholu i nocnych plotkach w sypialni, wspólnym zaśmiewaniu się, aż któraś z pozosta�ych s�użących próbujących zasnąć rzuca�a w nie butem, by się uciszy�y.�

– Pieniądze są dobre? – zapyta�a Prija. – Pieniądze są bardzo dobre.�

– Zatem spodziewa�abym się, że zg�osi się do niej więcej ochotniczek, niż potrzeba.�

– Ach nie. – Sima zmruży�a oczy, wyglądając przez kraty. – Chodź tu. Widzę konie.�

Prija podnios�a się ze stęknięciem. Ponieważ Sima się nie przesunę�a, wcisnę�a się obok niej tak, by obie mog�y patrzeć. Konie by�y piękne, zupe�nie bia�e i z uprzężami ze lśniącego z�ota, ciągnę�y rydwan ze srebra i kości s�oniowej. Pasa�erki pozostawa�y ukryte, os�onięte baldachimem z ciemnej tkaniny i ścianą zas�on. Po obu stronach pojazdu znajdowali się jeźdźcy, ale rzeczywiście świta nie wygląda�a na pe�ną. Ot, garstka żo�nierzy uzbrojonych po zęby i szlachcic, który zsiad� z wierzchowca i sk�oni� się zdawkowo przed regentem.�

– Księżniczka – powiedzia�a Sima do jej ucha, gdy zas�onka rydwanu rozchyli�a się i ze środka wysiad�a starsza szlachcianka – będzie więziona w Hiranie.�

W czaszce Prii pojawi�a się nagle bia�a pustka.�

– Gauri ma trudności z zebraniem ochotniczek – ciągnę�a Sima. – Jestem ja, rzecz jasna. Kilka nowych dziewczyn, które nie wiedzą, w czym rzecz. To tyle.�

– Ale ty przecież wiesz, w czym rzecz – zdo�a�a wykrztusić Prija.�

– Ja chcę pieniędzy – odrzek�a cicho Sima. – Nie chcę być s�użącą do końca życia. Nie po to przysz�am do Hiranaprasthy. A ty... – Sima prychnę�a, lecz Prija by�a tak otępia�a, że tego nie poczu�a, choć styka�y się policzkami. – Nie sądzi�am, że też chcesz tu być wiecznie.�

– To nie jest z�e życie. Bywają gorsze.�

– To nie znaczy, że nie możesz pragnąć nieco więcej, niż masz – powiedzia�a Sima. – I to, co się tam sta�o... To by�o dawno temu, Pri.�

– Ahiranyjczycy nie zapominają. – Prija odsunę�a się od okna. Opar�a się plecami o ścianę i wbi�a spojrzenie w sufit.�

– Niech buntownicy pamiętają – zripostowa�a Sima. – Niech piszą wiersze i piosenki, niech chwytają za broń. Ty i ja powinnyśmy dbać o siebie.�

Nie doda�a: bo nikt inny tego nie zrobi. Ta prawda tkwi�a w ich szpiku.�

Ale.

Hirana.

Jeśli Gautam przybliża� ją do kości jej przesz�ości, Hirana by�a grobowcem, w którym niespokojnie spoczywa�y pokruszone fragmenty jej wspomnień.�

Nagle to wszystko się przez nią przela�o. Wyczerpanie. Wype�niająca ją pustka. Brawura i samotność Rukha, w którym jak w lustrze widzia�a swoją przesz�ość. Myśl o tym, jak �atwo ostrze potrafi rozszczepiać skórę. Upokorzenie, gdy ktoś cię przewraca, lekceważy, poniża. „A ty co robisz? Zamiatasz pod�ogi?”�

Kiedyś chcia�a być kimś znacznie więcej.�

Nie mog�a być osobą, na jaką zosta�a wychowana. Ale może mog�a pozwolić sobie na to, by życzyć sobie nieco więcej, niż mia�a. Zaledwie odrobinę.�

Nagle w jej sercu zap�onę�o pragnienie tak maleńkie, a jednocześnie tak potężne, że wezbra�o w niej niczym g�ód w wynędznia�ym ciele. Nie mog�a pozwolić sobie na to, by pragnąć dawnych darów albo dawnej si�y. Jednak mog�a chcieć czegoś innego: dość pieniędzy, by móc kupować święte drewno bez korzenia się przed cz�owiekiem, który jej nienawidzi�. Dość pieniędzy, by nieco polepszyć sobie życie. By polepszyć je tym dzieciom z rynku, które nie mia�y nikogo. By polepszyć je Rukhowi, za którego teraz odpowiada�a. By polepszyć je sobie.�

Pieniądze oznacza�y w�adzę. A Prija by�a już zmęczona bezradnością.�

– Widzę ją – wydysza�a nagle Sima. – Ach... nie dostrzegam jej twarzy, ale ma piękne sari.�

– To księżniczka. Oczywiście, że ma piękne sari.

– Ale szare. Myśla�am, że za�oży coś barwniejszego.

– Jest więźniarką.

– Kto wie co mogą nosić uwięzieni cz�onkowie rodziny panującej? I przestań mi�przygadywać, Pri. Sama popatrz. Tym razem Prija zaję�a miejsce przyjació�ki. Szczup�a postać wysiad�a w�aśnie z rydwanu. Dziewczyna widzia�a d�oń wciąż opierającą się na ściance pojazdu, per�ową tkaninę sari poruszającą się lekko na wietrze.�

– Idę poszukać Gauri – oznajmi�a, odsuwając się.�

– Teraz? – spyta�a Sima, marszcząc czo�o w wyrazie dezorientacji.�

Prija nie chcia�a czekać. Jeśli zbyt d�ugo będzie rozmyśla�a, jakie to g�upie, przekona samą siebie, by tego nie robić.�

– Czemu nie? – odpar�a. – Muszę spytać ją o pracę. Pójdę z tobą do Hirany. – Zmusi�a się do uśmiechu. – Masz rację, Simo. Pora zadbać o siebie.�

Ksi��k�Ja�minowy tron kupicie w popularnych ksi�garniach internetowych:

Zobacz tak�e

Musisz by� zalogowany, aby komentowa�. Zaloguj si� lub za�� konto, je�eli jeszcze go nie posiadasz.

Ksi��ka
Ja�minowy tron. P�on�ce kr�lestwa
Tasha Suri4
Ok�adka ksi��ki - Ja�minowy tron. P�on�ce kr�lestwa

Osierocona s�u��ca i uwi�ziona ksi�niczka. R�ni je wszystko: pochodzenie, bogactwo, wiedza. ��czy jeszcze wi�cej: dojmuj�ca samotno��, ca�kowite odrzucenie...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesi�ca
Sekrety domu Bille
Agnieszka Janiszewska
Sekrety domu Bille
Morderstwo z malink� na deser
Monika B. Janowska
Morderstwo z malink� na deser
Witajcie w Chudegnatach
Katarzyna Wasilkowska
Witajcie w Chudegnatach
Freudowi na ratunek
Andrew Nagorski
Freudowi na ratunek
Do roboty!
Katarzyna Radziwi��
Do roboty!
A wok� nas pomara�cze
Weronika Tomala
A wok� nas pomara�cze
D�ja vu
Jolanta Kosowska
 D�ja vu
Imperium
Conn Iggulden
Imperium
Meduzy nie maj� uszu
Adle Rosenfeld
Meduzy nie maj� uszu
Poka� wszystkie recenzje