Jejku! Co to była za lektura! Cieszę się, że przerwa świąteczna w pełni, bo nie mogłam się od tej książki oderwać i połknęłam ją praktycznie na raz, rJejku! Co to była za lektura! Cieszę się, że przerwa świąteczna w pełni, bo nie mogłam się od tej książki oderwać i połknęłam ją praktycznie na raz, robiąc tylko przerwy na robienie kolejnych kubków herbaty.
Reportaż, który trzyma w napięciu niczym najlepszy kryminał, bo autor niczym po nitce prowadzi nas do kłębka, który jest rozwiązaniem zagadki...choć też nie do końca, bo jak pokazuje jego własne śledztwo, toczące się już prawie sto lat po wydarzeniach, które opisuje, terror Osagów wcale nie zaczął się wraz z zabójstwem Anny Brown, ani też nie skończył w momencie, gdy winni znaleźli się za kratkami.
To historia przerażająca i dosłownie mrożąca krew w żyłach. Kilkanaście razy autentycznie klnęłam w myślach czytając o tym, jaka zbrodnia została popełniona na Osagach wcale nie tak dawno temu i jak mała kara spotkała winnych tego okrucieństwa.
Może mało odpowiednia lektura zaraz przed świętami, ale cieszę się, że miałam okazję poznać tę zapomnianą historię. Polecam mocno, mocno, mocno!...more
Długo zastanawiałam się na jaką ocenę zasłużyła w moim odczuciu ta książka. Problem z nią polega bowiem na tym, że jest inna. Kiedy myślicie o całej bDługo zastanawiałam się na jaką ocenę zasłużyła w moim odczuciu ta książka. Problem z nią polega bowiem na tym, że jest inna. Kiedy myślicie o całej beletrystyce dziejącej się w czasie wojny od razu mogę Wam powiedzieć, że "Przybysz" jest czymś kompletnie innym.
To krótka opowiasta pisana z perspektywy pierwszej osoby, gdzie narratorem jest Bronek Przybysz (tak, to historia oparta na faktach), dwunastoletni chłopiec, który siłą zostaje wyrwany ze swojej rodzinnej wsi i spędza kilka mięsiecy na tułaczce, która powoduje, że momentalnie musi dorosnąć, choć jeszcze wcale nie powinien.
Bronek, wraz z poznanym w czasie swojej drogi nastoletnim Jurkiem, uczy się przetrwać w lesie polując, kradnąć i żyjąc w ciągłym poczuciu strachu i zagrożenia. Jednocześnie jednak w momentach zwątpienia boleśnie tęskni za matką, płacze i czuje silną potrzebę, by ktoś się nim zaopiekował. Chce też jednak beztroski i śmiechu, które nie opuszczają ani jego, ani jego kompana, co wyraźnie widać, kiedy chłopcy żartują ze sobą lub beztrosko pluskają się w rzece.
Całość opisana jest prostym językiem i może wręcz wydawać się, że wyjątkowo skrótowo. I na początku mi to przeszkadzało, ale pod koniec lektury uświadomiłam w sobie, że to właśnie w takiej, a nie innej narracji tkwi siła tej histori. Tymiński opisał ją bowiem tak, jakby opowiadał nam ją starszy pan - Bronisław Przybysz - gdzieś siedząc pod kocem na fotelu. Historię, na którą patrzy już z pewnej odległości, gdzie pewne fakty przyćmiewa już mgła zapomnienia, gdzie emocje stykają się z suchym postrzeganiem przez dojrzałego mężczyznę u kresu swego życia perypetii młodego, nidoświadczonego chłopca, który po prostu chce znaleźć mamę.
I właśnie przez ten styl gawędy daję tej książce mocną czwórkę....more
Pierwszy tom serii spodobał mi się szalenie. Szybko zżyłam się z bohaterami, interesowałam się ich losami i niecierpliwie wyszukiwałam rozwiązania wszPierwszy tom serii spodobał mi się szalenie. Szybko zżyłam się z bohaterami, interesowałam się ich losami i niecierpliwie wyszukiwałam rozwiązania wszystkich poszczególnych zagadek. Fakt faktem zakończenie trochę mnie rozczarowało, ale wiedziałam, że szybko sięgnę po kolejne części, bo styl i budowanie fabuły przez Kena Folletta są zdecydowanie tym, czego szukam w powieściach historycznych.
Drugi tom dzieje się około 200 lat po zakończeniu "Filarów Ziemi". Kingsbridge jest już świetnie prosperującym miastem z zakonem zakonnic i ponad 7000 mieszkańców. Opat Phillip jawi się jako postać wręcz legendarna i nadaje się mu już miano Wielkiego.
Nowi bohaterowie są przodkami tych, których już dobrze znamy. Całość tym razem skupia się wokół losów czwórki dzieci, które dorastając coraz bardziej splatają ze sobą koleje swojego losu. Obserwujemy ich wzloty i upadki, ale i wzrost i upadek samego miasta, którego plagą są tak zarazy Czarnej Śmierci, jak i wyjątkowo słabi przeorowie katedry w Kingsbridge.
Fabuła - jak u Folletta - świetnie poprowadzona, choć miejscami mocno przewidywalna. Autor bardzo chce dokopać bohaterom "złym" i posłodzić życie tym "dobrym". To trochę psuje całość odbioru, bo wiemy, jak całość się skończy mniej więcej w okolicach połowy powieści.
Rozwiązanie 'zagadki głównej' tym razem jednak spodobało mi się znacznie bardziej aniżeli w "Filarach..." i śmiało mogę powiedzieć, że tym razem miałam takie naprawdę "wow" czytając ostatni rozdział.
Książka na Legimi ma ponad 1300 stron. Ale czyta się turbo szybko!
Monumentalna powieść Kena Folleta otwierająca trzytomowy cykl, którego akcja dzieje się w cieniu katedry w fikcyjnym mieście Kingsbridge.
W pierwszym Monumentalna powieść Kena Folleta otwierająca trzytomowy cykl, którego akcja dzieje się w cieniu katedry w fikcyjnym mieście Kingsbridge.
W pierwszym tomie obserwujemy, jak dochodzi do ostatecznego zniszczenia starej katedry i budowy - przeszło czterdziestoletniej - nowego budynku. Całość okraszona jest perypetiami kilkunastu ludzi z różnych warstw społecznych. I tak, poznajemy pewną banitkę i jej syna, Toma Budowniczego z rodziną, dobrego i złego mnicha, bezwzględnych możnych, ambitnego biskupa i dziewczynę, która złożyła kiedyś bardzo ważną obietnicę swemu ojcu... Żywota tych wszystkich ludzich splatają się ze sobą właśnie w Kingsbridge.
Bardzo interesująca historia powstała z dbałością o historyczne detale, uwzględniająca realia życia społecznego tamtych czasów. Akcja wartka, fabuła trzymająca w napięciu. Pomimo swojej potężnej objętości książkę czyta się bardzo szybko, nie ma w niej dłużyzn. Jest w niej też kilka zagadek, na których rozwiązanie musimy sporo poczekać.
Na minus zaliczyłabym kiepskie zakończenie. Przy tak spektakularnie prowadzonej akcji naprawdę można było spodziewać się czegoś, co bardziej zaskoczy i usatyfakcjonuje czytelnika. Drugi mój zarzut to bardzo jednokolorowi bohaterowie. Są albo dobrzy, albo źli, nie ma tu ptaktycznie nikogo pomiędzy, przez co ciężko utożsamiać się z tymi postaciami.
Niemniej jednak, lektura warta przeczytania i godna polecenia. Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po drugi tom!...more
Moje relacje z twórczoścą Remigiusza Mroza przypominają podręczniky przykład love-hate relationship. Czasem bardzo się lubimy, a czasem kompletnie nieMoje relacje z twórczoścą Remigiusza Mroza przypominają podręczniky przykład love-hate relationship. Czasem bardzo się lubimy, a czasem kompletnie nie. Mróz jest nierówny i - niestety - dość wtórny.
"Hashtag" na mojej liście do przeczytania był już od swojej premiery, ale zdecydowałam się sięgnąć po niego dopiero wtedy, gdy...autor zaspoilował mi zakończenie powieści w jednej z części serii o Chyłce i Zordonie. Panie Mróz, nie można tam było wspomnieć w jakimś wstępie o tym, że odwoła się Pan do tej powieści!? Wzmianka jest, a jakże. W posłowiu, pff!
Znając koniec i rozwiązanie zagadki nie powinnam w żadnym momencie książki czuć się zaskoczona. A jednak! Po raz pierwszy od dawna Mróz trzymał mnie w napięciu. Kilka razy udało się mu sprawić, że szczęka dyndała mi gdzieś w okolicach kolan.
Intryga jest niesamowicie ciekawa, a fakt, że główna bohaterka - Tesa - nie ufa nawet samej sobie i nie wie, co jest realne, a co nie sprawia, że czytelnik sam ciągle się niepokoi. W pewnym momencie wydaje się nam, że "wiemy o co be", ale nie dajcie się zwieść. Nie ufajcie swoim instynktom.
Relacje między bohaterami też są niejednoznaczne. W zasadzie mimo, że wiemy, co wydarzyło się pomiędzy nimi w przeszłości i na czym budują swoją znajomość dziś to tak naprawdę...wcale tego nie wiemy. Wiem, że jestem mocno enigmatyczna, ale wierzcie mi, każde nawiązanie do fabuły stanowiłoby spoiler większy od tego, który serwuje sam autor w - bodaj - 9 tomie chyłkowej serii.
Jakie są moje zarzuty do książki? Po pierwsze, rozwój postaci Tesy jest nierówny. Poznajemy ją jako szalenie introwertyczną, zamkniętą w sobie, zakompleksioną młodą kobietę, która ma problem z tym, by wyjść z domu. Jeśli czytaliście tom cyklu u Chyłce w którym pojawiła się Tesa, to na pewno też ją tak pamiętacie. Tymczasem, w ostatnich scenach "Hashtagu" Tesa jest kompletnie inną osobą. Choć nadal mocno zamknięta, to już cechująca się większą swobodą i pewnością siebie. To dziwne, bo wydarzenia mające miejsce w ostatnich rozdziałach powinny ją dodatkowo "domknąć", że tak brzydko powiem, i współpraca z nią bez wsparcia psychologowa powinna być praktycznie niemożliwa.
Po drugie, autor ma zdecydowanie jakiś problem z grubymi ludźmi. Rozumiem, że chciał pokazać Tesę jako dziewczynę, która ma problem ze swoją cielesnością i kompulsywnie je reagując w ten sposób na stres. Ale chyba za mało zgłębił temat. Podkreślanie, że Tesa je 24 pierogi, a Strach tylko 6 było bez sensu. Podobnie jak poświęcenie kilku zdań na temat tego, że zjadła całą 50cm pizzę. Irytowały mnie te momenty, były totalnie niepotrzebne.
Wystawiam i tak 4, bo naprawdę dobrze się to czytało, fajnie rozwijała się cała zagadka. Polecam Wam nawet zacząć od tej powieści, bo to akurat fajny, a nie przynudzający Mróz....more
Powieści obyczajowe, których akcja dzieje się podczas II wojny światowej od lat mają mieszkanie w moim sercu. Nawet słabsze pozycje tego gatunku są w Powieści obyczajowe, których akcja dzieje się podczas II wojny światowej od lat mają mieszkanie w moim sercu. Nawet słabsze pozycje tego gatunku są w stanie mnie porwać. Od wczesnej młodości nieodparcie fascynuje mnie próba opisu życia zwykłych ludzi w niezwykle piekelnych czasach.
Georgia Hunter była kompletnie nieznaną mi autorką. Do jej książki zachęciło mnie jednak to, że starała się ona w "My mieliśmy szczęście" przedstawić zbeletryzowaną historię swojej rodziny od strony matki. Historii absolutnie niezwykłej, której koniec może jawić się wręcz jako cud, jakim to też zwrotem określa perypetie rodziny jedna z bohaterek.
Autorka potraktowała całą opowieść niesamowicie osobiście, decydując się nawet na to, że nie zmieniła imion ani nazwisk swoich bohaterów (wyjątkiem jest jedno imię, o czym wspomina w ostatnim rozdziale). Takie prywatne historie mają sporo zalet, ale i wad. I ja niestety skupię się na tych drugich.
Georgia Hunter sama przyznała, że jej informacje dotyczące jej rodziny były szczątkowe i pochodziły "z drugiej ręki". Na poważnie perypetiami swojej familii zaczęła bowiem interesować się wtedy, kiedy większość z bohaterów jej historii już nie żyła i posiłkowała się wiedzą zaczerpniętą od dzieci bądź wnuków swoich przodków. Ciężko zweryfikować te historie, niektóre mają wręcz charakter kompletnie fikcyjny i naprawdę ciężko jest w to wszystko uwierzyć.
Poza tym, powieść jest swoitą laurką wystawioną rodzinie Kurców. Jej członkowie mają tylko jedną stronę - pozytywną. Są dobrze, współczujący, cierpiący, odważni...Nie ma w nich żadnych ludzkich przywar, złości, zazdrości, nawet strachu. Wszystko to sprawia, że ciężko jest uwierzyć w to, że tacy ludzie naprawdę istnieli. Serio, nie ma tu ani jednej sceny, w której którykolwiek z Kurców zachowałby się "nie tak". To wszyscy inni są źli, oni są idealni.
Łatwo też wywnioskować, że całe pokolenie musiało mieć ogromny żal do Polski i Polaków. Typowy Amerykanin czytający tę powieść dowie się przede wszystkim, że jeśli Polacy pomagali Żydom to tylko za pieniądze, Polacy nie chcieli Żydów, nienawidzili, praktycznie pomagali ich zabijać i w ogóle to straszna nacja jest. Krew człowieka zalewa.
Kolejna kwestia, autorka zrobiła totalnie słaby research do powieści. Wyobrażacie sobie środek wojny i cywili, którzy mają możliwość poruszać się ot tak po kraju Vokswagenem? Albo którzy mogą pyskować gestapowcom i nie dostać za to nawet małej bury? Zdaniem autorki jest to totalnie możliwe i prawdopodobne. Poza tym, sporo nieścisłości związanych z polską historią, zwyczajami etc. Razi to.
Dalej, książka jest po prostu słabo napisana. Dialogi są kwadratowe, bohaterowie plastykowi, historia - choć wydaje się ciekawa - jest totalnie nudna i tak naprawdę po kilku rozdziałach już doskonale wiemy, jak zakończą się perypetie rodziny i nie ma żadnego momentu zaskoczenia, czy zdenerwowania. Słowem, jest nudno.
Wystawiłabym jeszcze niższą ocenę, gdyby nie fakt, że scena mająca miejsce na dworcu kompletnie mnie rozczuliła. Była faktycznie przepełniona emocjami i to jedyny moment w całej powieści, w który ja byłam w stanie uwierzyć. Ale niestety -jeden fragment to stanowczo za mało....more
Co wiecie o historii Ameryki? Z czym kojarzy się Wam XVII wiek na terenach, które dzisiaj znamy jako Stany Zjednoczone. Widzieliście te wesołe obrazkiCo wiecie o historii Ameryki? Z czym kojarzy się Wam XVII wiek na terenach, które dzisiaj znamy jako Stany Zjednoczone. Widzieliście te wesołe obrazki pojawiające się w okolicach Święta Dziękczynienia, kiedy to uśmiechnięci indianie i rozbawieni pionioerzy zajadają się indykiem? Jeśli tacy byli, to skąd późniejsze wojny z "lokalsami"?
"Mayflower" to świetna książka dająca laikom odpowiedzi na pytania, nad którymi być może nawet nigdy się nie zastanawiali. Autor wykonał tytaniczną robotę przeszukując różnego rodzaju źródła i zapiski aby napisać książkę, która doskonale prezentuje początki angielskich osadników na terenie późniejszych Stanów oraz wyjaśnia, jak doszło do tego, że na pewnym etapie współpracy Anglicy i Indianie poróżnili się na tyle, że rozpoczęli ciąg wojen, który dla wszystkich mieszkańców Ameryki miał tylko jak najgorsze skutki.
Ostatnio dopadł mnie jakiś totalny czytelniczy zastój i ciężko było mi wciągnąć się w jakąkolwiek lekturę. Tymczasem podróż do Ameryki sprzed wieków pochłonęła mnie całkowicie i jeszcze bardziej rozbudziła moją ciekawość i zainteresowanie historią tego niesamowitego kraju!...more
Paranormalne romanse już na stałe zagościły w literaturze fantastycznej. Czy Wam to odpowiada, czy nie anioły, demony, wampiry itp. stali się absolutnParanormalne romanse już na stałe zagościły w literaturze fantastycznej. Czy Wam to odpowiada, czy nie anioły, demony, wampiry itp. stali się absolutnie atrakcyjnymi towarzyszami życia (i łóżka) młodszych i starszych dziewczyn.
Wydawało mi się, że już z nich wyrosłam. To już nie te czasy, gdy miękły mi nogi na myśl o kolejnych tomach serii "Szeptem". Ale wtedy trafiłam na historię, w której jednym z bohaterów jest...Jeździec Apokalipsy. Uznałam, że ok. Mogę poznać pana Zarazę.
Pomysł - super! Wykonanie - okropne. To chyba najsłabiej napisana książka, którą czytałam od...no, od bardzo długiego czasu. W relację tworzącą się pomiędzy Sarą i Zarazą nie sposób uwierzyć, jest naciągana do kwadratu.
Sara miała być chyba wykreowana na jakąś silną feministyczną postać, która ratuje i zbawia świat (Katniss), ale jednocześnie zakochuje się w oprawcy co sprawia, że ma wyrzuty sumienia odnośnie swojego "gatunku" (Feyra). To wszystko było. I podane w bardziej przystępny sposób.
Słabizna. Zakończenie olaboga. Dialogi drętwe. Humor wymuszony. Nie polecam....more
"Ale to już było..." można by było zanucić po skończeniu lektury tej książki. I nie byłoby to żadną przesadą.
Jeżeli przeczytaliście już sporo kryminał"Ale to już było..." można by było zanucić po skończeniu lektury tej książki. I nie byłoby to żadną przesadą.
Jeżeli przeczytaliście już sporo kryminałów - a przede wszystkim tych, które wyszły spod polskiego pióra - to ciężko będzie Was w którymkolwiek miejscu "Ślebody" zaskoczyć.
Jest dziennikarz i pomagająca mu, choć niechętnie, młoda antropolożka. Jest wiejski - no, małomiasteczkowy - policjant. Są góry, odwołania do ciężkich wojennych czasów, kilka trupów w krótkim czasie na małej przestrzeni...Wam też z lekka zalatuje Puzyńską, czy Mrozem?
Chętnie sięgnęłam po tę książkę, bo miała być to dla mnie kompletna nowość - etnokryminał? O tym jeszcze nie słyszałam! Ale niestety. Wszelkie antropologiczne niuanse - bardzo mi zresztą bliskie ze względu na moje socjologiczne wykształcenie - okazały się być wyłącznie namiastką tej lektury, coś jak ilość truskawek w najtańszym jogurcie o smaku truskawkowo podobnym.
Rozwiązanie zagadki też nie jest czymś odkrywczym. Uważny czytelnik szybko może zacząć dodawać dwa do dwóch i - w porównaniu do Anki Serafin, książkowej antropolożki - nie wyjdzie mu z tego dwadzieścia dwa.
Wątki mafijne, narodowcy...no, nie. Za dużo farszu w jednym pierogu. W rezultacie zamiast fajnego, trzymającego w napięciu kryminału dostajemy nudnawą sensację rodem z niskobudżetowych amerykańskich filmów sprzed ćwierćwiecza.
I techniczna uwaga. Czytałam tę książkę na Legimi korzystając z czytnika inkBook Prime HD. W mojej wersji nie było zapewnionych odstępów pomiędzy przechodzeniem fabuły pośród różnych bohaterów. Przez to niejednokrotnie się pogubiłam w czytaniu....more
W owym zbiorze krótkich reporterskich form mamy do czynienia z Mariuszem Szczygłem z lat 90. Jak to ze zbiorami bywa - zwłaszcza tymi, które zawierająW owym zbiorze krótkich reporterskich form mamy do czynienia z Mariuszem Szczygłem z lat 90. Jak to ze zbiorami bywa - zwłaszcza tymi, które zawierają w sobie teksty z różnych lat pisarsiej działalności autora.
Nie jest to pierwsze wydanie ich w formie książkowej. To kolejne jest jednak wyjątkowe, bo wiele z kwestii porusanych w tych tekstach odnosiło się do przyszłości. Przyszłości, która jest naszą teraźniejszością.
W latach 90. miałam raptem kilka lat. Zapamiętałam je przez to kompletnie inaczej. Dla mnie ta dekada jawi się jako okres fajnych filmów rodem z Ameryki (kto pamięta 'Kosmiczny mecz', no kto!?), różowych lalek Barbie, zmywalnych świecących tatuaży i najlepszych w smaku chrupek o smaku burgerów i hot-dogów. Wystarczy jednak zapytać kogoś choćby o tę 10-15 lat starszego ode mnie, aby opowiedział kompletnie inną historię tego czasu. Raczkująca III RP przypominała Dziki Zachód. Jedni osiągali sukces, drudzy zaliczali bolesne upadki. Kwestia posiadania pracy była sprawą życia i śmierci, a wielu nie umiało odnaleźć się w nowej rzeczywistości. PRL dawał pracę każdemu. W nowej RP trzeba było o nią zawzięcie walczyć, a na miejsce jednego zwolnionego było chętnych przynajmniej 10 innych.
Który rozdział zapamiętam najdłużej? Myślę, że ten dotyczących języka i pojawiających się wciąż i wciąż neologizmów zaczerpniętych z angielskiego. Wielu wybitnych językoznawców drżało wtedy na myśl o tym, jak mogą potoczyć się losy polskiego języka. Cóż, my już dziś wiemy, że dedlajny i inne shopy już na stałe zadomowiły się w naszej potocznej mowie. Tych dwadzieścia kilka lat temu wcale nie było to takie pewne!
Polecam, jeśli macie ochotę na małą podróż sentymentalną w odległe już lata 90. Uwierzycie, że to było dwadzieścia lat temu!? Ależ ten czas leci! ...more