Wpływy Korei Południowej od dłuższego czasu przenikają do masowej świadomości. Zajadamy się kimchi, słuchamy K-popu, zgłębiamy koreańskie praktyki kosmetyczne i z zapartym tchem oglądamy kolejne oscarowe produkcje. Pod tą maską, którą sami Koreańczycy chcą pokazywać światu, znajdziemy jednak trudną historię i jeszcze trudniejszą współczesność.
Roman Husarski porzuca stereotypy i uproszczenia i podróżując po Korei, szuka informacji u źródeł. Opowieści, które słyszy, okazują się dużo ciekawsze niż misternie kreowany wizerunek. To państwo, w którym ludzie żyją najdłużej na świecie, wielkie bogactwo spotyka się ze skrajnym ubóstwem, religie konkurują ze sobą niczym firmy, a wojny toczą nie tylko partie, lecz także regiony, pokolenia oraz płcie. Husarski barwnie opowiada o meandrach koreańskiej polityki, skomplikowanych relacjach z Japonią i Koreą Północną, ale przede wszystkim rozmawia z ludźmi, którzy zmagają się z odpowiedzią na pytanie, czym jest dla nich koreańskość i jak połączyć wieloletnią tradycję ze współczesną moralnością. Z tych opowieści wyłania się wielowymiarowa, niejednoznaczna i niezwykle fascynująca Korea.
Książek o Korei Południowej na naszym rynku, szczególnie tych pisanych po polsku, nie ma za wiele, więc każda jest na wagę złota. Dlatego gdy Wydawnictwo Czarne, znane z jakościowych reportaży, zapowiedziało wydanie Kraju Niespokojnego Poranka, bardzo się ucieszyłam. Radość moja była tym większa, że napisał ją Roman Husarski, czyli człowiek z którym studiowałam i mogłam ufać jego zaznajomieniu z tematem.
Na książkę tę składa się z dziewięć oddzielnych esejów/reportaży, poruszających różne tematy, w dużej mierze w myśl z podtytułu "Pamięć i bunt w Korei Południowej". Większość jest oparta na bezpośrednich doświadczeniach Romana nabytych podczas jego podróży do (obu) Korei bądź rozmowach z różnymi osobami, czy to mieszkających tam czy spoza Azji.
Reportaż Romana to bardziej jego subiektywna opowieść. Od wyboru tematów, przez dobór rozmówców, aż po skupienie na sobie i swoich doświadczeniach. Z książki dowiadujemy się wiele o Korei, ale i równie dużo o samym autorze: o jego podróżach, studiach, znajomych itd. Rozstrzał tematyczny jest bardzo duży, a treść podzielona jest na bloki tematyczne mające na celu przedstawienie aktualnego obrazu Korei Południowej z jej zwyczajami, specyfiką i bolączkami.
Może nie czytam za często reportaży, ale tym, co jest dla mnie ich kwintesencją, to unikalne, personalne spojrzenia autora. Mam na myśli to, że jest tu zawsze sporo subiektywności, nawet gdyby autor silił się na obiektywizm, nigdy nie wyjdzie to w stu procentach.
Kraj niespokojnego pornaka to książka pękająca w szwach od wiedzy o Korei Południowej, w którą autor przelał całego siebie. Owszem, pewnie można ją było jeszcze bardziej uporządkować i uładzić, ale myślę, że straciła by tego oryginalnego ducha, który, muszę zaręczyć, oddaje świetnie osobowość Romana. Myślę, że trzeba się po prostu z tą książką polubić i zaakceptować ją taką, jaka jest. Jest to debiut książkowy autora i mimo szeregu uwag, które bym mogła mieć, wolę patrzeć na ten tytuł jako jeden z głosów, których ciągle jeszcze brakuje w dyskursie o Korei Południowej w Polsce. Warto uszczknąć sobie trochę tej fascynacji i entuzjazmu, z jakimi Roman przekazuje swoją wiedzę i doświadczenia.
Uważam, że książka przedstawia jednostronny i krzywdzący obraz Korei Południowej. Autor stawia mocne i kontrowersyjne tezy dotyczące historii, stosunków międzynarodowych i układów politycznych wewnątrz Korei bazując głównie na własnych odczuciach, bez przeprowadzania rzetelnych badań i przedstawienia argumentów. Zamiast bardzo potrzebnych w książce dowodów na poparcie stawianych tez, pojawiają się luźno związane z problemem przerywniki, tzn. wypisy biograficzne przypominające hasła z Wikipedii — zresztą często podobne pod względem treści.
Było mi przykro czytać tę książkę. Po pierwsze, to wyjątkowo słaba pierwsza propozycja książkowa blogera, którego wpisy znam i które czytałam z przyjemnością. Istnieje jednak spora różnica między pisaniem na bloga, a reportażem, szczególnie jeśli chodzi o etykę dziennikarską. Niestety, książka nie tylko nie czyni zadość etyce dziennikarskiej, ale wręcz ją łamie. Przeprowadzane analizy są szkodliwie proste, przyczynkarskie, a ich uzasadnienia mają tylko wartość anegdotyczną. Pomimo tych wad, autor wydaje często kategoryczne osądy w sprawach, które wpływają na ocenę sytuacji przez czytelników.
Po drugie, uważam że wiele osób sięgnie po tę pozycję — konkurencja na polskim rynku jest niewielka, a popyt na tematy związane z Koreą ogromny — i wyniesie z niej skrzywiony, przekolorowany obraz Korei. Naprawienie tej szkody będzie wymagało wielu lat pracy i wielu wysiłków ze strony badaczy i dziennikarzy.
"Kraj niespokojnego poranka" okazał się być dla mnie lekturą satysfakcjonującą. Zgodnie z okładkową obietnicą Roman Husarski odrzuca stereotypy i uproszczenia, tworząc ciekawy, przekrojowy przewodnik po różnych aspektach południowokoreańskiego społeczeństwa. Szeroko-przekrojowy charakter książki sprawia, że po zakończeniu lektury zostaje się z całkiem solidną dawką wiedzy na temat narodu południowokoreańskiego i trapiących go problemów.
strasznie nierówna książka, niektóre rozdziały wymagają od czytelnika wcześniejszej, momentami sporej wiedzy dotyczącej kraju, a niektóre są tak oczywiste, że najchętniej bym je przeskoczyła. momentami było także nie na temat (dwa rozdziały o Korei Północnej), wydawało się jakby autor pisał co mu ślina na język przyniesie, a potem na siłę starał się połączyć rozdziały jakąś myślą przewodnią - niestety nie zawsze skutecznie.
Przyjemnie napisany. Nie jest banalny, więc będzie dobry dla osób, które już o Korei coś wiedzą, a jednocześnie jest na tyle prosty, że sprawdzi się u początkujących.
1,5/5 Bardzo nijaki reportaż. Tylko o polityce i religii. Szkoda, że autor nie napisał czegoś czego nie wiem o Korei z innych publikacji. Nic oryginalnego. Nie bierzcie się za audiobooka!
było wiele ciekawych rzeczy, ale nie czytało się tego łatwo (właśnie zobaczyłam że zaczęłam w lutym🥲) jednak powinno się mieć już jakąś wiedzę o korei, bo wiele rzeczy mimo że były wytłumaczone to za mało, też musiałam wiele razy czytać jeden akapit po parę razy żeby cokolwiek zrozumieć
Gęsto upakowany faktami reportaż, koncentrujący się na historii i próbie zrozumienia społeczeństwa południowokoreańskiego. Ilość przytoczonych dat, nazwisk i wydarzeń przybliża książkę nawet w stronę esejów historycznych, co sprawia, że czytać trzeba ze sporym skupieniem, zwłaszcza, że w ramach jednego rozdziału autor łączy różne tematy, które na pierwszy rzut oka niekoniecznie są powiązane - dla osób bez wiedzy o tym rejonie świata (jak ja) staje się sporym wyzwaniem by nadążyć za tokiem narracji. Dla osób poszukujących bardziej pogłębionych relacji niż opis południowokoreańskich produktów eksportowych (k-pop, kimchi, kosmetyki, manga...) - bardzo ciekawa pozycja.
Bardzo mi się spodobał sposób w jaki książka została napisana - przystępny i barwny. Podczas czytania można było odczuć pasję i zaangażowanie tematem autora. Dzięki temu książka zrobiła na mnie duże wrażenie oraz zachęciła do wnikania w różne kultury. Spodobało mi się zwrócenie uwagi pisarza na wniknięcie w różne religie.
Prawdopodobnie najlepszy reportaż roku. Merytorycznie, logicznie i wnikliwie autor opowiada o Korei, kraju, o wielu twarzach. Bardzo polecam, niezwykle rzetelnie i interesująco przedstawione problemy kraju, o którym w Europie wiemy niewiele.
Mnóstwo anegdot, faktów, nazwisk, dat i koreańskich słów pomieszanych ze sobą i podanych w chaotyczny sposób. Niestety bardzo ciężko się czyta ten zbiór historii - mam poczucie, jakbym po lekturze został z tysiącem puzzli w ręku i bez śladu obrazka, na który mają się składać.
Książka porusza bardzo dużo kwestii i z jednej strony uważam, że stanowi dzięki temu świetny wstęp do zagłębiania się w temat Korei i daje możliwość odkrycia co będzie dla nas najciekawsze do eksploracji, a z drugiej często czułam przez to ze nie dostaje tyle informacji czy kontekstu ile bym chciała. Jednak zdecydowanie nie mogę odmówić jej tego, że rzeczywiście dała mi wgląd w realia kraju pod bardzo różnymi kątami, co jest dla mnie jako osoby z zupełnie innego kręgu kulturowego bardzo cenne. Styl pisania jest bardzo luźny, jak dla mnie może momentami nawet zbyt luźny, natomiast dostrzegam to że nie jest to literatura typowo naukowa i może ten ton pozwala jej przemówić do szerszego grona odbiorców. Nie czuję się po lekturze absolutnie ekspertką, ale zdecydowanie czuję chęć dalszego zdobywania wiedzy w tym temacie, więc prawdopodobnie spełniła swoją rolę.
"Również dziś Korea kojarzy mi się ze wszystkim, tylko nie ze spokojem. Jest to kraj dynamiczny, pełen zaskakujących kontrastów, w którym bogactwo spotyka się z ubóstwem, religie przypominają konkurujące ze sobą firmy, a wojny toczą ze sobą nie tylko partie, lecz także regiony, pokolenia oraz płcie."
Reportaż Romana Husarskiego "Kraj niespokojnego poranka. Pamięć i bunt w Korei Południowej" to książka niezwykle trudna do oceny. Z jednej strony Autor podejmuje istotne zagadnienia związane z Koreą Południową, odczarowując stereotypowy wizerunek. Pod tym względem jest to książka ważna na naszym rynku - jeśli już się pisze o Korei Południowej to przez pryzmat k-popu, k-beauty, k-dram. "Kraj niespokojnego poranka" sięga poza fasadę koreańskiego soft power, ukazując zagadnienia związane z polityką czy religią. Z drugiej jednak strony... jest to naprawdę kiepski reportaż. Autor często gubi wątek, a całość wydaje się dość chaotyczna. Poprzez pewne plątanie wątków jest wiele powtórzeń, a osoby, które nie są zbytnio zapoznane z koreańską historią i polityką mogą poczuć się zagubione. Odnosi się wrażenie, jakby każdy rozdział był pisany osobno, a następnie próbowano je połączyć jakąś myślą przewodnią - zagadnieniami pamięci i buntu w Korei Południowej. I w takim zestawieniu ciężko zrozumieć rozdział poświęcony Korei Północnej i przyjaciołom rodziny Kimów!
Zacznijmy jednak od zalet - traktując "Kraj niespokojnego poranka" jako książkę o Korei Południowej. Autor posiada szeroką wiedzę na podejmowane tematy, dzięki czemu prezentuje ciekawą analizę pewnych zjawisk. Jako osoba, która obroniła doktorat dotyczący południowokoreańskiego nacjonalizmu doceniam chęć przybliżenia Czytelnikowi kwestii związanych z polityką czy trudnymi relacjami z Japonią. Szczególnie interesujący wydały mi się rozdziały o buddyzmie i chrześcijaństwie. Najsłabiej wypada rozdział ostatni odnoszący się do skandali w Błękitnym Domu, siedzibie prezydentów Korei. Jest to związane przede wszystkim z tym, że duża część rozdziału poświęcona jest Park Geun-hye - a wątki niesławnej prezydent przewijały się przez całość książki i końcówka sprawia wrażenie powtórzenia.
Każdemu rozdziałowi przewodzi myśl przewodnia, jednak Autor często zbacza z obranego wątku, aby wyjaśnić pewne zagadnienie kulturowe albo przywołać anegdotę. To zależy już od Czytelnika, czy taki styl się podoba - moim zdaniem czasami Autor odchodził aż za bardzo od tematu. Z drugiej jednak strony sama prowadząc zajęcia o Korei Południowej potrafię się rozgadać - czasami ciężko jest wyjaśnić pewien temat bez odniesień do historii, kultury, konfucjanizmu - szczególnie, że Korea Południowa to kraj wielu sprzeczności. Co więcej, dziś Korea Południowa istnieje już w szerszej świadomości dzięki koreańskiej fali i wyjście poza utarte wzorce myślenia o tym państwie nie jest łatwe.
"Stereotypowy Koreańczyk nie ufa politykom, lekarzom ani naukowcom, jeśli osoby te nie nalezą do jego grupy kontaktów. Przypomina to trochę chiński koncept guanxi, tłumaczony najczęściej jako sieć relacji czy koneksji. Koreańczycy od najmłodszych lat są uczeni, że nalezą do większej grupy. Pracujesz nie dla siebie, ale dla rodziny, dla klasy, dla miejsca pracy, wreszcie dla miasta, dla regionu i ostatecznie dla narodu."
Niestety "Kraj niespokojnego poranka" cierpi na przypadłość, którą można określić "próbą opowiedzenia o wszystkim, czyli o niczym". Sprawia to, że książka jako reportaż wypada zwyczajnie słabo - brak w niej pewnego uporządkowania, zarówno w obrębie całości, jak i wewnątrz poszczególnych rozdziałów. Autor przytacza wątki, które nie mają wiele wspólnego z podjętym w rozdziale tematem (poza odnoszeniem się do Półwyspu Koreańskiego) albo gubi rozpoczęte wątki. Powoduje to pewien chaos i w gruncie rzeczy ciężko jest wskazać jedną myśl przewodnią reportażu. Co więcej układ treści również robi wrażenie dość przypadkowego - przede wszystkim dlatego, że nie kieruje się zasadą od ogółu do szczegółu.
"Kraj niespokojnego poranka" to książka, którą doceniam ze względu na próbę podjęcia interesujących zagadnień - o Korei Południowej można pisać nie tylko przez pryzmat kultury popularnej. Można mieć jednak zastrzeżenia, co do wykonania. Pomimo intersujących mnie zagadnień, całość czytało mi się długo. Jest to książką, którą mogę polecić przede wszystkim osobom interesującym się Półwyspem Koreańskim - także tym, którzy dopiero zaczynają swoja przygodę z Azją - tacy czytelnicy wyniosą najwięcej z lektury. W końcu dostaliśmy książkę, która nie jest przewodnikiem turystycznym. Należy jednak pamiętać, że wiele spostrzeżeń jest subiektywna i nie traktować tej książki jako pracy naukowej. Szkoda, że Autor, dysponujący szeroką wiedzą, nie zdecydował się na ograniczenie podejmowanych wątków i większe ich uporządkowanie - jako reportaż "Kraj niespokojnego poranka" to przeciętny miszmasz, zaś jako książka o Korei Południowej przedstawia interesujące spojrzenie.
Trochę nie moje klimaty że względu na poruszanie tematu polityki itp, niemniej jednak mogłam dowiedzieć się nowych rzeczy i doceniam wkład pracy włożony w powstanie książki.
Bardzo przystępny warsztat, dobrze się czyta - zaczynało się interesująco, jednak pozostawia wrażenie niedosytu. Książka ma formę rozdziałów poświęconych konkretnym kwestiom, przez co nie płynie się przez nią jak przez reportaż. Głównie poświęcona informacjom dotyczącym historii, polityki i religii, ale też bardziej jako subiektywny zarys (oczekuje, że czytelnik ma już wiedzę na pewne tematy i przeskakuje je po macoszemu, a szkoda). Brakuje w niej jednak poruszenia bardziej społecznych kwestii - w efekcie czuję się bardziej jak po lekturze skrótowców z podręcznika do WOS niż żywej relacji.
Bardzo słaba książka. Po pierwsze brakuje jej struktury, tematy rozdziałow sie nie lacza, przeskakujemy z jednego na drugi. Po drugie nie powazne jest by w reportazu powolywac sie co chwile na opinie znajomych czy historie zony. Z calym szacunkiem dla autora ale nikogo nie interesuja opinie jego znajomych, niech zamiast tego poda jakies dane albo przeprowadzi wywiad z osoba niezwiazana z nim. Kolejna sprawa brak danych czy przypisow, nie wiadomo skad autor czerpie informacje. Nastepny problem to wrecz natlok informacji. W momencie gdy przechodziny do rozdzialow na ktorych autor wyraznie zna sie duzo lepiej niz reszcie dostajemy stanowczo za duzo informacji. Brzmi to troche jakby zostala nam przeczytana strona na wikipedii. Przez ten nadmiar nie możliwe jest wrecz zapamietanie jakich kolwiek informacji. Dodatkowo nie polecam sluchania audiobooka, autor nie powinien go czytac, ma slaba dykcje oraz dziwnie intonuje, lepszym wyborem bylby profesjonalny lektor. Ogolnie nie polecam tej pozycji a autor przed napisaniem nastepnej ksiazki powinien popracowac nad stylem. Pisanie ksiazki a bloga to dwie rozne rzeczy a calosc ma styl w stylu "drogi pamietniczku, co powiedzial moj kolega".
Lektura bardzo na plus, bardziej polecam osobom chcącym wyjść poza znajomość koreańskiej kultury tylko z hallyu - tutaj mamy przegląd całkiem innych tematów: politycznych, religijnych, społecznych. Ale na rozdział o psim mięsie uważajcie, wrażliwi!
Właściwie ciężko to książkę ocenić. "Kraj..." porusza perspektywę kraju, którego historia w Polsce nie jest zbyt dobrze znana. Autor na pewno ma zarówno sporo wiedzy i doświadczenia, jak i przyzwoite pióro. Niemniej czyta się to miejscami dobrze, a miejscami topornie. Dziewięć potężnych rozdziałów, z których niektóre są lepsze od innych. Nie brakuje też tutaj kategorycznych i subiektywnych osądów pewnych zdarzeń, nurtów czy nawet religii - co moim zdaniem może mieć miejsce na blogu, ale w reportażu już jest trochę zgrzytem. Ogólnie jeśli kogoś interesuje ten rejon Azji to warto, ale są lepsze pozycje na ten temat.
Roman Husarski pokazuje Koreę niejako od środka, od zaplecza. Pokazuje nie tylko to, co Koreańczycy sami chcą pokazać, ale też to, co ukryte, inne i niekoniecznie dla nas zrozumiałe. To nie tylko kraj k-popu i kimchi. Przeczytać w niej można o relacjach między obiema Koreami, a także między Korę Południową a Japonią, o służbie wojskowej, uchodźcach, kuchni, o jedzeniu psiny, i mięsa zwierząt w ogóle. Opowiada też o stosunku Koreańczyków do religii, w tym do buddyzmu i chrześcijaństwa. Są też eseje na temat hierarchii, niskiego poczuci indywidualizmu, przemocy i zakamuflowanej agresji, o obyczajach i o stosunku do polityki, oraz o tym, jakim zmianom poddaje się ten kraj.
Prawdziwe kompendium wiedzy. Fascynacja autora udziela się czytelnikowi. Bardzo ciekawe teksty.
„Co nagle, to po diable” – mówimy. Pośpiech ma dla nas jednoznacznie negatywny wydźwięk. W Korei Południowej jest odwrotnie. Wydaje się raczej czymś pozytywnym i pożądanym. „W tym zwrocie kryje się pewien entuzjazm i optymizm” – tłumaczono mi. Jest on na tyle zakorzeniony w języku koreańskim, że nawet matki wesoło pouczają swoje dzieci, mówiąc „zrób to szybko” lub „szybko tu przyjdź”. Fenomen można dostrzec w koreańskim sposobie pracy, we wszelakich kursach czy w popularnych speed dating. Jednym z moich ulubionych przejawów kultury ppalli, ppallijest świat koreańskiej drobnej przedsiębiorczości. Zawsze byłem pełen podziwu, gdy zanosiłem rower do lokalnego serwisu w Jeonju. Uszkodzony pedał? Dziura w oponie? Dla majstra to robota na kilka minut. Gdy chodzi o usługi, Koreańczycy nie lubią czekać. Paczka zamówiona przez popularny sklep internetowy Coupang przychodzi właściwie zawsze na drugi dzień, w Seulu zdarza się, że i tego samego dnia. W zakupach pomaga najszybszy na świecie internet. Z szybkości znani są koreańscy dostawcy jedzenia, którzy często pracują dwadzieścia cztery godziny na dobę i dowożą zamówienie nawet do najdziwniejszych lokalizacji – byłem w niemałym szoku, widząc charakterystyczną motorynkę podjeżdżającą z popularnym makaronem jjajangmyeon pod park narodowy! Jest i druga strona medalu. Przyzwyczajeni do szybkości Koreańczycy źle znoszą brak obecności kultury ppalli, ppalliw innych częściach świata. Gościłem wielu Koreańczyków w Polsce. Do stałych uwag po podróży po Europie należy narzekanie na czas oczekiwania w restauracjach. To, co jest u nas normą, w Korei byłoby nie do zaakceptowania. Bywa, że czas oczekiwania dłuższy niż pięć minut skutkuje negatywną recenzją w internecie! – Szkoda, że w Europie jest tak mało sklepów i restauracji działających non stop – uskarżała się So-yeon, której ekspresowy, dwutygodniowy eurotrip obejmował również Polskę". Tamże, s.17-18.
Dobrze było przypomnieć sobie jak bardzo lubię czytać reportaże ✨️
Od jakiegoś czasu nie miałam na nie przestrzeni w głowie, więc sięgałam po “lżejsze” gatunki, nie wymagające tyle uwagi czy skupienia. Dobrym wyborem po dłuższej przerwie było postawienie na tytuł poruszający temat, który mnie interesuje, duuh 💁♀️
Korea Południowa ma specjalne miejsce w moim serduszku, szczególnie kiedy marzenia o Seulu udało się spełnić, a ja cała w skowronkach mogłam jeść Hotteoki siedząc na chodniku, szukać miejsc dających k-drama moment i liczyć ile osób w matrze ma najnowszego składanego Samsunga
“Kraj niespokojnego poranka” daje nam ciekawy przekrój przez społeczeństwo koreańskie, historię i kulturę - porusza tematy związane ze stosunkami międzynarodowymi, jak choćby stosunki z Japonią i Koreą Północną, spojrzenie na religię czy kontrowersyjne jedzenie psiego mięsa. Autor zgłębia także zagadnienia dotyczące polityki czy obowiązkowej służby wojskowej.
I nie powiem - bardzo dobrze czytało mi się ten reportaż, zadowolił moje oczekiwania i był fajną szkatułką wiedzy, jednak ma w sobie ta książka lekki vibe chęci złapania przysłowiowych dziesięciu srok za ogon, tak jakby autor odpalił losowy generator tematów i randomowo zbił z nich poszczególne rozdziały. Z jednej strony może to być na plus, bo czytelnik sam może zgłębić zagadnienia, które go zaciekawiły ale z drugiej, reportaż przybiera przez to lekko chaotyczną formę.
Na początku bardzo mi się podobała, potem jakoś zaczęłam się gubić w wątkach. O Korei nie wiem nic i chciałam sięgnąć po książkę, która choć trochę przybliży mi jej realia polityczno-społeczne. Jeżeli jesteście w takiej samej sytuacji jak ja - to to jest ta książka. Przyznam się, że skróciłam sobie niektóre rozdziały, bo albo nie były na moją psychikę (ten o jedzeniu psów) albo jakoś mnie nudziły (o mnichach, czy Chrystusie).
Bardzo podobały mi się rozdziały związane z Koreą Północną oraz ostatni, przedstawiający rządy jedynej pani Prezydent.
Ogólnie? Przyjemna lektura, ale bardziej dla osób dopiero zaczynających z Koreą.