Duma, porządek, oszczędność, stabilizacja, szacunek dla regulaminów – to poznaniak, Wielkopolanian. Jak jest naprawdę? Poznań według Kąckiego to miasto świetnie zaprojektowane, otwarte na rozwój, przyjazne dla młodych, ale także miasto, którego dusza tkwi w pruskim drylu, miasto, w którym zaangażowanie spotyka się z ignorancją, a pod płaszczykiem religii i ideowości kryją się często agresja, złość i niskie instynkty.
Arcybiskup Juliusz Paetz i młodzi klerycy, Wojciech Krolopp i nieletni chórzyści, marszałek Józef Piłsudski i Roman Dmowski, Małgorzata Musierowicz i Stanisław Barańczak, katolicy i Żydzi, Poznań i reszta Polski. Przyciągające się przeciwieństwa tworzą fascynujący obraz kulis władzy, hipokryzji mieszczaństwa oraz tego, jak potrafimy ulegać ludziom, którzy dzięki grze pozorów i mowie nienawiści wzmacniają podziały społeczne, ideologiczne i religijne.
Marcin Kącki (ur. 1976) – reporter, redaktor „Dużego Formatu”, zajmuje się reportażem społecznym i historycznym. Zdobywca tytułu Dziennikarza Roku w konkursie Grand Press 2007, dwóch nagród „Watergate” przyznawanych przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, nagrody Grand Press w kategorii „Dziennikarstwo śledcze” oraz nagrody studentów dziennikarstwa MediaTory. Autor książek Lepperiada, Maestro. Historia milczenia, Białystok. Biała siła, czarna pamięć, za którą był nominowany do Nagrody Literackiej Nike oraz do nagrody MediaTory, Plaża za szafą oraz powieści Fak maj lajf. Jego ostatnia książka Poznań. Miasto grzechu została nominowana do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki. Jest również autorem sztuki teatralnej Wróg się rodzi.
Gdzieś ta książka po drodze przepadła, a szkoda, bo to rzecz, od której robi się duszniej, ciaśniej. Krolopp i Paetz, tak, ale i apostazja Tomasza Polaka (Węcławskiego), Barańczak w podziemiu i Musierowicz w Naszej Księgarni, Maria "Rataj" Rudowicz na dzikiej Wildzie, lincz ZLePu na Wojciechu Bąku, Maria Wicherkiewicz z wizytą u Mussoliniego. Niewyjaśnione morderstwo Stanisława Markiewicza. Nieprawdopodobna historia z Pomnikiem Najświętszego Serca Pana Jezusa, w której odbija się histeria obrońców krzyża z Krakowskiego Przedmieścia. Endeckie listy protestacyjne sprzed stu lat, które brzmią, jakby opublikowała je wczoraj "Gazeta Polska". Wielu rozmówców Kąckiego bulwersuje "tęczowy" Jaśkiewicz, a nie to, że Paetz coraz częściej pojawia się na nabożeństwach; kolejne wybory wygra Tadeusz Zysk i zrobi porządek, przywróci poznańskie wartości. Refrenem są zerwane więzi: skłócone rodzeństwa, synowie i córki odwracające się od rodziców, także tych literackich. Książka o kruchej rodzinie, domu złym, nie tylko dla Poznaniaków.
2.5 / Nie przeszkadza mi nawet, że Kącki pisze książki z tezą, o ile tezy te są mocne i z interesujących stron ugryzione. Tu widzę taki problem, że Poznań to dla Kąckiego teren oswojony i zamiast powodowanych ciekawością poszukiwań dostajemy gotowy zestaw obserwacji i przekonań. W sprawach Paetza i Krollopa jest moc, ale Kącki o tym nie raz pisał i w sumie nie ma już niczego więcej na ten temat do powiedzenia. Poznań międzywojenny fajnie przedstawiony, z tezą właśnie, ale z nieoczywistych perspektyw, podobał mi się też rozdział o Ziółkowskich. Ale na przykład tekst o Musierowicz - mimo że to rzeczywiście jest dość odrażająca postać - mnie rozeźlił (co to za pomysł, żeby kogoś rozliczać z opozycyjnego bohaterstwa, i w ogóle całe to porównanie z Barańczakiem nie fair). Albo po co ten reportaż o zamordowanym homoseksualnym lekarzu?
Podoba mi się to, jak Kącki unika oskarżycielstwa i powolnie tłumaczy świat, nie wpadając w belferstwo. Ciekawe, czy za 50 lat ta książka będzie tak samo rozumiana przez czytelników... Bo "styl przezroczysty" to jednak nie do końca zaleta. Rozdział o Musierowicz jest lekturą obowiązkową!
mocno mieszane uczucia, niektóre historie mega dobre, fragmentami jednak tak nie do końca, mega styl, cudowna wielość perspektyw bardzo podobał mi się język i takie lekko ironiczne spojrzenie, ale dlaczego jest mi tak troszkę smutno i czuję to zło „poznańskości“, którą widzę w sobie ?
Książka dobra, chociaż Kącki potrafi lepiej. Minus za odcinanie kuponów z poprzedniej książki na pierwszych 100 stronach. Plus za ciekawe historie kobiet.
Pierwsze kilkadziesiąt stron może odstraszyć wielu czytelników bezpośredniością treści na tematy subkultury homoseksualnej oraz szczegółów skandali pedofilskich, a jak już się ten temat skończy książka zaczyna być coraz bardziej o Poznaniu, a im bliżej końca jeszcze więcej o samym Poznaniu, ale niestety potrafi się ciut dłużyć, i nie pomaga to że nigdy nie wiadomo dokąd zabierze nas autor w następnym rozdziale. Trudno stworzyć narrację skakając z tematu na temat. Trzyma to wszystko jako wspólny mianownik miasto Poznań, w którym się to wszystko dzieje. O skandalach Paetza i Krollopa owszem słyszałem, a dzięki książce zdałem sobie sprawę że te historie mają dalekie i ciągłe konsekwecje w życiu wielu żyjących dziś osób.
Poznań miał wpływy kulturowe nawet poza granicami zaboru pruskiego, w sieradzkim czy kaliskim już magnetyzm poznański bardzo działał, moje babcie i ciotki były wysyłane z zaboru rosyjskiego do szkół poznańskich, stąd moje zainteresowanie tematem. W książkach o Górnym Sląsku czyta się że Sląsk polonizowano przysyłając tam wykształconych Poznaniaków, a tu nagle w książce Kąckiego o Poznaniu czytamy że w czasie zaborów tylko Niemcy byli wykształceni i w niepodległej Polsce trzeba było sprowadzać do Poznania osoby z wykształceniem aż z samego Lwowa. Poznań rzeczywiście jest inny, oszczędność można zwać materializmem, pracowitość brakiem wyobraźni, porządek na ulicy sztywnością i ograniczonymi horyzontami, nad tym wszystkim rozmyślamy czytając ową nieco przydługawą ale dociekliwą i uczciwą książkę, odkrywającą hipokryzje stare i nowe, a może wręcz aż całą tradycję hipokryzji. Poznań jest chyba jedynym polskim miastem z niemiecką-mieszczańską mentalnością. Polacy bardziej siebie widzą jako mieszkańców lub potomków mieszkańców wsi. Próbowałem o książce pogadać z kilkoma osobami z Poznania i po dwóch minutach okazało się że rzeczywiście nie mają za krzty poczucia humoru. Kącki ma rację.
Mam świadomość tego, że w momencie wydania książka ta była w jakiś sposób kontrowersyjna, lub trudna dla mieszkańców, ale bardziej decydentów, w Poznaniu.
Ja mieszkam tutaj od pół roku i dla mnie jest ciekawym, choć oczywiście mrocznym, dość jednostronnym obrazem miasta, które dopiero poznaję. Nie wiem czy istnieją miejskie duchy, narodowe dusze, czy nie kończy się właśnie epoka generalizacji, ale dość przemawia do mnie ten portret Poznania uwikłany w podwójność: polsko-niemiecką, katolicko-świecką, naukowo-religijną, bogatą-biedną.
Nie jest to zbiór sensacyjny, choć oczywiście wybiera tzw. "mocne" kawałki. Jest też zapisem końca epoki inteligencji, jest to reportaż dobrze napisany i interesujący. Na pewno nie jest monografią miasta, ale ciekawym punktem wyjścia do zagłębiania się w specyfikę Wielkopolski.
O ile książka napisana jest dość przyjemnym językiem to sama treść jest mocno monotonna. Autor nieustannie wraca do powiązań miasta z KK. I o ile ja sama nie jestem orędowniczką kościoła to ileż można. Przez pół książki mowa głównie o biskupach (szczególnie o jednym), o kościołach, o pomnikach i organizacjach przykościelnych. Don't get me wrong, w tej pierwszej połowie jest z 20 stron stricte nie o kościele, ale liczyłam na jakąś dramę, jakieś mięsko a tu ino ziemniaczki.
Mieszane uczucia. Większość tekstów jest bardzo ciekawa i - przynajmniej dla mnie - pokazująca Poznań i Poznaniaków z zupełnie nowej perspektywy, nawet jeżeli mam wrażenie, że Kącki jest dość tendencyjny w doborze tematów i spojrzeniu na to miasto. Teksty z pierwszej części (Synowie) to trochę odcinanie kuponów od poprzedniej książki, "Maestro". Jeden tekst jednak wzbudził moje szczere zażenowanie - "Jeżycjada" to reportaż napastliwy i małostkowy, stronniczo usiłujący udowodnić tezę, że Stanisław Barańczak i Małgorzata Musierowicz (brat i siostra) wybrali całkowicie odmienne i sprzeczne ścieżki życiowe, co skutkowało konfliktem pomiędzy nimi, przy czym autor nie pozostawia wątpliwości "po czyjej jest stronie". Nie jestem fanką Musierowicz ani jej twórczości z ostatnich lat, ale tworzenie z niej monstrum i wchodzenie dość mocno w życie prywatne, gmeranie w nim - bez wysłuchania żadnej ze stron (Barańczak, jak wiadomo, nie żyje, a Musierowicz odmawia kontaktów z dziennikarzami) - pachnie mi mocno tabloidem. Trochę się rozczarowałam, bo po Marcinie Kąckim nie spodziewałam się podobnie niskiego zagrania.