Ostateczny rezultat zaskoczył praktycznie wszystkich komentatorów. Nie było niespodzianką porozumienie macronistów z lewicą, żeby wystawić wspólnego kontrkandydata dla obozu Le Pen, ale skala tego porozumienia. Nowy Front Ludowy (NFP) występował w tej układance z pozycji siły, zdobywszy drugą lokatę w I turze wyborów. W efekcie to lewica wystawiła większą liczbę kandydatów, którzy dali jej ostatecznie zwycięstwo.

Pakt macronistów i NFP pokazuje, że rządy skrajnej prawicy to wciąż dla Francji nieprzekraczalna granica. Polityka odgradzania kordonem sanitarnym środowisk uchodzących za skrajne została zrealizowana z administracyjną precyzją. Co jednak w ostateczności dała Emmanuelowi Macronowi? Pozwala mu rządzić bez konieczności układania się z RN, choć druga połowa jego drugiej kadencji raczej nie będzie uchodzić za spokojną. Dla francuskiego przywódcy dojście do władzy lub choćby wygranie wyborów przez Zjednoczenie Narodowe byłoby gwoździem do trumny, który skreśliłby go jako lidera obozu politycznego w oczach centrowych i liberalnych wyborców. Teraz Macron może z jednej strony rozgrywać różnorodną lewicę, a z drugiej forsować swoje projekty za pomocą doraźnych koalicji. Jedno jest jednak pewne – i tak nie może już ponownie wystartować w wyborach prezydenckich, a wynikiem parlamentarnych jedynie wzmocnił prawdopodobnego kandydata lewicy Jeana-Luca Mélenchona.

W takim krajobrazie politycznym Le Pen i Bardella będą mieli ponad dwa lata na konsolidację środowiska bez jakiejkolwiek odpowiedzialności za państwo. To lewica i centrowy obóz prezydencki będą rywalizować lub współpracować, podgryzać się lub taktycznie uderzać w prawicę, ale tak czy siak będą współodpowiedzialni za rządzenie Francją. Tymczasem RN nie tylko zyskało ponad 50 mandatów w parlamencie, lecz przede wszystkim pokazało, że stoi za nim ponad 10 mln wyborców. W dodatku wyborców z bardzo różnych okręgów – na kandydatów skrajnej prawicy oddano ponad 50 proc. głosów zarówno w uboższych regionach północnej Francji, w tym w poprzemysłowym regionie Pas-de-Calais, jak i na bogatszym południu. To potężne repozytorium wyborców rozczarowanych polityką Macrona, którym prawica dodatkowo dostarczy paliwa, podsycając jego konflikty z lewicą. W tak spolaryzowanej Francji Macron musi wykorzystać ten czas, żeby wprowadzić do gry swojego następcę. W innym wypadku pozostanie mu jedynie poparcie kandydata lewicy, czego zresztą środowisko Mélenchona będzie oczekiwać po udanej i zgodnej z zasadami kordonu sanitarnego układance w wyborach parlamentarnych. Choć na pewien czas widmo rządów Le Pen zostało odsunięte, przed kluczowym starciem okoliczności wydają się sprzyjające dla prawicy. ©℗