Chodzi o usunięcie przez nową dyrekcję muzeum tablic upamiętniających rotmistrza Witolda Pileckiego, rodzinę Ulmów oraz o. Maksymiliana Kolbego. Konserwatyści rozumują najprościej: to Donald Tusk kazał wyrzucić na śmietnik polskich bohaterów. Z przebiegu zdarzeń wynika jednak, że to inicjatywa kierujących placówką historyków – powołanych z woli rządzącego obozu, lecz działających samodzielnie.

Ci historycy zrobili wiele, żeby spór rozjątrzyć, zamiast go załagodzić. Ich wypowiedzi były przykładem swoistego anty-PR-u. Ich obrona własnej samodzielności stała się zaś widowiskowym dowodem na to, że nie da się odseparować wielkiego państwowego muzeum od racji politycznych.

Budowa w Gdańsku muzeum poświęconego dziejom II wojny to pomysł Donalda Tuska jako premiera podczas jego pierwszej kadencji. Koncepcję zrealizował prof. Paweł Machcewicz, świetny historyk dziejów najnowszych, ale też człowiek o wielkim polemicznym temperamencie wychodzącym poza naukę. Prawica przyjęła ideę muzeum nieufnie, miało być przecież konkurencją dla porzuconego na wiele lat Muzeum Historii Polski, forsowanego przez poprzedni rząd PiS.