Kolor z głębin

"Still Wakes the Depp" nie jest przy tym dziełem epigońskim i nawet bawiąc się tymi samymi klockami, stara się opowiedzieć historię spójną z dotychczasowymi dziełami The Chinese Room, oczywiście
Filozoficzna teza o banalności zła to niemalże odwieczny wróg horroru, gatunku prześcigającego się w wymyślaniu coraz to nowych emanacji ludzkiego strachu, rzucającego na graczy demoniczne istoty, zdeformowane monstra i groteskowe kreatury. Ale i na tym polega cała zabawa – na kontrolowanej eksploracji tego zakątka wyobraźni, do którego nie zaglądamy na codzień, gdzie nie ma miejsca na zwyczajność, gdzie rodzą się koszmary. Choćby były one nawet i z recyklingu. Bo ekipa brytyjskiego The Chinese Room nie kryła na żadnym etapie kampanii promocyjnej, że ich nowa gra, "Still Wakes the Deep", to lovecraftowski z ducha horror, który najlepiej scharakteryzować można słowami, że to "Coś" osadzone na platformie wiertniczej.



Nic dodać, nic ująć, lepszego porównania znaleźć nie sposób. Wszystko tu bowiem malowane jest Carpenterem, z czego nie sposób czynić zarzutu. Ale "Still Wakes the Deep" nie jest przy tym dziełem epigońskim i nawet bawiąc się tymi samymi klockami, stara się opowiedzieć historię spójną z dotychczasowymi dziełami The Chinese Room, oczywiście pod kątem atmosfery. Co prawda mowa o ich najbardziej jak do tej pory dynamicznej produkcji (to już nie walking, ale running simulator), lecz u podstawy tej stosunkowo prostej opowieści o zmaganiach człowieka z potworem gdzieś na krańcu znanego nam świata leży podobnie refleksyjna, ponura narracja na temat kolei ludzkiego losu co w "Everybody’s Gone to the Rapture" czy "Dear Esther". Ale pod kątem gameplayu omawiany tytuł jest zdecydowanie najlepszą dotychczasową propozycją studia. I buduje napięcie przy użyciu najskuteczniejszych narzędzi gatunkowych: uczucia osamotnienia oraz bezradności.



Bohaterem jest bowiem elektryk ze szkockiej platformy wiertniczej, Caz McLeary, nie żaden były komandos, ale everyman, który na morze uciekł przed problemami osobistymi. Ogółem zawaliło mu się życie, a przedłużający się pobyt na platformie nie pomógł jego małżeństwu. Ale ten poskręcany z tysięcy ton stali kompleks przypomina raczej klatkę, nie azyl. To istny labirynt, do którego ludzi rzucił nie wybór, lecz konieczność. Caz, po sprzeczce z szefem, który dowiaduje się o jego burzliwej przyszłości, zostaje odesłany do domu. Nie dane mu jest jednak zmierzyć się z życiem, tylko ze śmiercią. Ekipa z platformy dowierca się do tajemniczej substancji, która nie tylko wywołuje szereg eksplozji, ale i przerażające mutacje, opętując ludzi morderczym szałem i doprowadzając do ich cielesnej transformacji. Caz, szukając sposobu na ratunek, próbuje zapobiec rozpadowi platformy i znaleźć drogę ucieczki. Żadne z tych zadań nie będzie proste.



Caz, choć biega jak sprinter, skacze bez lęku nad dziurawymi mostkami i ma niemało pary, nie może po prostu nasypać potworowi garści, przeciwnie. Wystarczy zbliżyć się do pełzającego monstrum, aby paść trupem. Można co najwyżej rzucić znalezionym termosem czy kluczem francuskim, odwracając tym samym uwagę patrolującego dany obszar stwora. Ale starcia te nie są też szczególnie wymagające, wystarczy wejść do jakiegoś przypodłogowego szybu, by stać się tym samym nietykalnym. Dość powiedzieć, że przez całą grę nie skorzystałem ani razu z możliwości ukrycia się w jednej z rozmieszczonych strategicznie szaf. Więcej frajdy niż skradanie się sprawiły mi dynamiczne sekwencje ucieczek, które, choć oskryptowane, są wyreżyserowane na tyle fachowo, że faktycznie można poczuć na karku śmierdzący oddech. Trudnością nie są również ani fragmenty, z braku lepszego słowa, platformowe, wykorzystujące niekiedy coś na kształt QTE, ani zagadki, polegające wyłącznie na przełączeniu jakiejś wajchy lub zamknięciu zaworu, tudzież znalezieniu gaśnicy do ugaszenia pożaru. Należy nastawić się na doświadczenie czysto narracyjne, zanurzenie w atmosferze grozy, uważne nasłuchiwanie i śledzenie opowieści.



Nie jest ona zbyt długa, jako że nie ma tutaj znajdziek, punktacji i innych rozpraszaczy, a choć platforma to ogromny kompleks, gra prowadzi nas po sznurku, wyraźnie oznaczając drogę. I nie jest to minus per se, ale należy dokonać kalibracji oczekiwań, bo nie ma tu wyzwania. Szkoda byłoby jednak ze "Still Wakes the Deep" rezygnować. To kawał straszaka. Ot, po prostu, porządny horror.
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones