Sezon na królika

Fafluniący się Królik Bugs okładający futrzanymi łapkami Jasona po hokejowej masce, stoicki jak zawsze Batman biorący na buty Velmę, której okulary cudem trzymają się nosa, tudzież jej stary
Fafluniący się Królik Bugs okładający futrzanymi łapkami Jasona po hokejowej masce, stoicki jak zawsze Batman biorący na buty Velmę, której okulary cudem trzymają się nosa, tudzież jej stary kumpel Kudłaty spuszczający srogi łomot słodkiemu Gizmo brzmi jak żart, i to niekoniecznie śmieszny, ale i omawiana gra niejako narodziła się z żartu. Umówmy się, raczej mało kto zastanawiał się, kto by wygrał bój na pięści między Supermanem a Diabłem Tasmańskim, ale od niedawna, dzięki "Multiversus", możemy poznać odpowiedź. A brzmi ona tak samo jak brzmiała od zarania kompetytywnych gier wideo: ten, kto sprawniej operuje kontrolerem.



Zręczność to bowiem klucz do zwycięstwa, ale trudno odpędzić od siebie myśl, że bardziej od samego gameplayu liczy się tutaj galeria postaci, jakimi możemy zagrać i toczyć pojedynki. A ta imponuje różnorodnością. Stajnia Warner Bros. skupia bowiem pod jednym dachem superbohaterszczyznę z DC, ikoniczne animowane postacie z Looney Tunes oraz całe zastępy istot z kina kultowego. Oczywiście, jako że "Multiversus" to gra darmowa, nie do wszystkich mamy od razu dostęp, na ten trzeba zapracować sobie albo grindem, umyślnie mozolnym, powtarzalnym i monotonnym, wykonując codzienne zadania i spędzając godziny przed telewizorem, albo kupić je za ciężko zrobione w rzeczywistości analogowej pieniądze. Przyznać jednak trzeba, że choć mikrotransakcji tu pełno, co naturalne dla modelu free-to-play, nie są one wybitnie nachalne i nawet bez wydawania forsy i wylewania potu i łez można pograć różnymi postaciami.



Prócz dostępnego od początku Kudłatego mamy kilka rotujących co tydzień, czyli już od kopa można przetestować kogoś więcej niż zarośniętego chłopka roztropka o niespożytym apetycie i zaskakująco dużej krzepie. Wojownicy podzieleni są na cztery klasy: magowie (do tej grupy zaliczają się chociażby Tom i Jerry) naparzają głównie z dystansu, zabójcy są sprawni i szybcy, a czołgi i osiłki… cóż, chyba rozumie się samo przez się. Co jednak ciekawe, celem każdej z rund nie jest pozbawienie przeciwnika całego paska energii, ale wyrzucenie wroga za arenę. Nie jest to takie proste, bo każdy zawodnik dysponuje szeregiem zdolności zapobiegających podobnie niecnym zakusom. Mamy też przeszkody terenowe, które wypada uprzednio zniszczyć, najlepiej cielskiem adwersarza, które utrudniają zepchnięcie kogoś za skraj platformy stanowiącej pole gry.



To powiedziawszy, areny nie są szczególnie urozmaicone i, mimo że ładne (ogółem całość wygląda jak pierwszoligowa kreskówka), to nie ma tam za bardzo co robić. I ta cokolwiek bolesna konkluzja mogłaby służyć jako podsumowanie całego "Multiversus". Bo choć grę dopieszczano przez dobre dwa lata, zanim zaliczyła swój comeback po udostępnionej dawniej becie, to nadal jest to projekt opierający się przede wszystkim na pomyśle. A tego nie starcza na maratony, jakie spędzało się przy "Super Smash Bros.", z której to gry omawiany tytuł niewątpliwie czerpie. Same starcia bywają deczko ślamazarne, jakby rozgrywce brakło energii, kamera podjeżdża nam niemalże pod nos, przez co można się poczuć klaustrofobicznie, postacie bywają słabo zbalansowane, a kolorki, jakimi jarzą się ich sylwetki, to zwyczajny błąd designerski wywołujący oczopląs. Do tego wszystkiego dorobiona jest pretekstowa fabuła, ale to tryby jeden na jednego i dwóch na dwóch są rdzeniem tej gry. Wszystko działa szybko i sprawnie, parowanie z innymi chętnymi odbywa się błyskawicznie i nie odnotowałem zauważalnych zwolnień podczas samego mordobicia. Starcia mają stosunkowo niski próg wejścia i można dowolnie mashować, żeby uzyskać niezłe efekty, choć, oczywiście, opanowanie danej postaci wymaga odrobiny wysiłku.



Ale nie jest to wymóg, bo "Multiversus" to raczej, z złożenia, gra imprezowa, i elementy strategiczne zostały oddelegowane na drugi plan, chyba że uznamy za nie konieczność przyglądania się paskowi wytrzymałości, który, po wyczerpaniu, ogranicza możliwość wykonania uniku. Reszta to już czysta zabawa, bez stresu i bez spiny, choć fajnie, jeśli przed rozgrywką dorzucicie po parę groszy do wirtualnej skarbonki i odblokujecie sobie ulubione postacie. Z czasem zapewne będzie tyko lepiej, bo "Multiversus" ma być nieustannie rozbudowywane. To już solidna rzecz, lecz nie dość rajcująca, żeby przyciągnąć na dłużej. Ale ma mój kredyt zaufania.
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones