Gwiazdy przeznaczenia znów lśnią

Mam ogromny problem z "Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes". Z jednej strony jest to fantastyczny hołd i kontynuacja lekko zapomnianych już gier z serii "Suikoden". Z drugiej zaś, w parze z tym
Historia Konami przypomina trochę tę mitycznego Midasa. Kiedyś wszystko, czego dotknęli, zamieniało się w złoto. Dzisiaj moloch ten jawi się jako żyjący dawną chwałą władca wegetujący w mauzoleum wypełnionym przepięknymi, ale pokrywającymi się coraz grubszą warstwą śniedzi pomnikami. W jednym szeregu stoją zainfekowany nanomaszynami żołnierz, posępny wampir, udręczony mąż szukający odkupienia. Na samym końcu tego zbioru znajduje się obelisk noszący znamię stu ośmiu gwiazd.



Czerpiąca z chińskiej "Opowieści znad brzegów rzeki" seria "Suikoden" pomimo wielu przełomowych elementów nie miała tyle szczęścia co "Final Fantasy" i nie zyskała spektakularnej popularności na Zachodzie. Nie oznacza to jednak, że nie obrosła swego rodzaju kultem w mniejszych kręgach. Ale i to posypało się jak domek z kart po odejściu Yoshitaki Murayamy, de facto ojca serii. Koniec końców Konami pogrzebało tę markę, a zespół rozproszono.

 


Na szczęście, na ratunek przyszedł Kickstarter. To, co osiągnął Igarashi przy "Bloodstained Ritual of the Night", niemalże udało się powtórzyć Murayamie i jego studiu Rabbit & Bear przy produkcji "Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes".

 


Dlaczego niemalże? Otóż tam, gdzie Igarashi zdecydował się zrobić krok do przodu, by lekko odkurzyć gatunek metroidvanii, Murayama postanowił po prostu dzielnie się okopać i dać ludziom nieco już archaicznego jrpga w pakiecie ze wszystkimi jego przywarami. Całkiem możliwe, że gdyby ktoś przykleił na pudełko z grą nalepkę z napisem "Suikoden VI", mało kto zauważyłby, że coś tu, nomen omen, nie gra.



"Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes" wypełnione jest po brzegi klasycznymi motywami z pikselowych, dwuwymiarowych erpegów. Jeden z głównych bohaterów, Nowa, to sztandarowy przykład kariery od zera do przywódcy najskuteczniejszego ruchu oporu. Cudownym zbiegiem okoliczności staje się on właścicielem runy mogącej zmienić losy świata. A stąd już tylko chwila dzieli nas od konfliktu targającego kontynentem. Choć mogłoby się wydawać, że wydarzenia będą następować po sobie dynamicznie i zmieniać się niczym w kalejdoskopie, to Rabbit & Bear serwują nam leniwie snującą się opowieść. Zaplanowano ją na długie godziny wypełnione nieregularnymi zmianami tempa i sinusoidalnym wręcz budowaniem napięcia. Prowadziło to do sytuacji, w których nader często wybijałam się z rytmu i traciłam zainteresowanie, by zaraz potem nie móc oderwać się od ekranu przez długie godziny. Bynajmniej nie była to zasługa prowadzonego przeze mnie tria protagonistów.



"Suikodeny" najjaśniej świeciły w momencie rekrutowania kolejnych bohaterów do drużyny. W czasach, w których solucje dopiero raczkowały, zlokalizowanie ponad setki kompanów było nie lada wyczynem. Towarzysząca temu procesowi ekscytacja teoretycznie powinna być trudna do odtworzenia. Tymczasem ekipie Murayamy udało się utrzymać klimat dawnych lat. Na rekrutację czeka blisko sto dwadzieścia postaci. Barwny korowód zaczyna się od entów i wojowniczych czarodziejek, obejmuje swym zasięgiem człekokształtne kapibary, by skończyć na pogrywających w szalone gry narwanych naukowców. Warto zaglądać w każdy zakamarek tego świata, by złapać ich wszystkich. Wartość dodaną stanowi też nadanie każdej postaci własnego charakteru, sposobu mówienia i stylu bycia. Większa liczba postaci niezależnych to niełatwa rzecz do ekspozycji, ale doświadczenie przy wcześniejszych tytułach znacząco ułatwiło tu zadanie.



Warto dodać, że nie wszystkie postacie są nam absolutnie niezbędne do ukończenia gry i przyjemnego toczenia bitew. Szybko złapałam się na tym, że niechętnie zmieniam sprawdzony skład drużyny. Mimo tego, że część bohaterów dysponuje atakami łączonymi, gra nie zachęca do kombinowania. Pierwszych kilka walk w nowym miejscu toczyłam, wydając konkretne polecenia wojownikom. Potem bardzo szybko przełączałam się na tryb auto, podejmując poważniejsze wyzwania tylko w walkach z bossami. Zidentyfikowanie optymalnych jednostek zajmuje dosłownie chwilę i błyskawicznie uzmysłowimy sobie, że inwestowanie we wszystkich dostępnych wojaków nie ma sensu.



Więcej sensu ma za to polowanie na postacie drugoplanowe pokroju kowala, kucharza czy też handlarza runami. To oni tak naprawdę będą dbali o wysokie morale naszej załogi. Dzięki nim doprowadzimy do błysku zapomnianą i zniszczoną twierdzę oraz poprowadzimy naszą armię ku zwycięstwu. O tym, czy zbijemy piąteczkę ze wszystkimi, zdecydują nie tylko zdolności oratorskie. Nie da się narzekać na nudę, gdy gracz może łowić ryby, bawić się w wyścigi, pojedynki szefów kuchni, a nawet coś na kształt rozgrywek w Beyblade. Wymaksowanie wszystkich dostępnych aktywności zajmie z pewnością mnóstwo czasu.

 


Kolejnym motywem inkorporowanym z "Suikodena" są starcia armii. Te z dzisiejszej perspektywy niezbyt się sprawdzają. Sądząc po chociażby przedstawieniu starć w "Unicorn Overlord", ewidentnie dało się stworzyć bardziej angażujący i rozbuchany model potyczek. Interakcje gracza ograniczają się do wydawania poleceń i przesuwania pionków po brzydkich, niezbyt zachęcających planszach. Poza tym, sekwencje te pojawiają się na tyle rzadko, że nie widziałam w nich większego sensu i stanowiły tylko kolejny element wybijający mnie z chłonięcia fabuły.

Mam ogromny problem z "Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes". Z jednej strony jest to fantastyczny hołd i kontynuacja lekko zapomnianych już gier z serii "Suikoden". Z drugiej zaś, w parze z tym oddawaniem hołdu idzie masa naleciałości z czasów starych jrpgów. Rzeczy, o których chcielibyśmy chyba zapomnieć, jak choćby ograniczenia miejsc zapisu gry, czy też brak możliwości przyspieszenia walk zadowolą chyba już tylko ortodoksyjnych fanów. Ostatecznie produkcja studia Rabbit & Bear to kawał przyzwoitego i wciągającego tytułu, przy którym warto jednak ściągnąć różowe okulary nostalgii.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones