Recenzja filmu

Weteranka (2024)
Mouly Surya
Jessica Alba

Alba Mater

Na papierze wszystko gra i buczy. Zarówno klarowny, fabularny punkt wyjścia, jak i pustynna, małomiasteczkowa aura działają na korzyść tej szczerej i prostej jak cep historii. 
Alba Mater
Dzień jak co dzień. Kogut pieje, reprezentacja Polski gra mecz o honor, a z netfliksowego taśmociągu zjeżdża kolejny akcyjniak. W jednej ze scen jego bohaterowie – prowincjonalni terroryści z Nowego Meksyku – oglądają i komentują film z Chuckiem Norrisem. I jak można się domyślić, jest to zarówno fabularny drogowskaz, jak i niespełnione marzenie. Tytułowa weteranka, duma amerykańskich sił specjalnych, również potrafi zgrać internet na dyskietkę, przejść "Mario" w lewo i podnieść krzesło, na którym siedzi. Tym większa szkoda, że woli przynudzać. 


Parker (Jessica Alba) poznajemy w trakcie misji "humanitarnej" na Bliskim Wschodzie, gdy zaskoczona przez bojówkarzy, zamienia ich w krwiste pastrami. W kolejnej scenie docierają do niej wieści o tragicznej śmierci ojca, a jedną sklejkę montażową później jesteśmy już w zabitej dechami dziurze na południu USA. Choć trzymająca władzę w miasteczku rodzina (na którą składają się handlarz bronią i zarazem były chłopak bohaterki, jego śnięty brat szeryf oraz ich ojciec, senator o złowróżbnym imieniu Ezekiel) przekonują, że patriarcha sam odebrał sobie życie, dziewczyna nie urodziła się wczoraj. Instynkt podpowiada jej, że w podróży na łono Abrahama pomogła mu banda miejscowych przygłupów we flanelach. Chłopaki nie żartują: potrafią pluć i przeklinać, a zadymiarski starter pack w postaci rozbitych butelek po piwie i zaostrzonych kijów bilardowych wzbogacają o granaty i wyrzutnie rakiet. Nie wiedzą jednak, że Parker zrobi wszystko, by – dosłownie – dokopać się do prawdy.      

Na papierze wszystko gra i buczy. Zarówno klarowny, fabularny punkt wyjścia, jak i pustynna, małomiasteczkowa aura działają na korzyść tej szczerej i prostej jak cep historii. Latynoska kobieta-taran tłucze konserwatywnych ultrasów wszystkim, co wpadnie jej w rękę, od maczety przez ogrodowe obcęgi po mopa. Kiedy broń sieczna i obuchowa zawodzi, poprawia strzałem ostrzegawczym między oczy. A złapana w sidła i torturowana, wypala do swojego oprawcy: "bijesz jak pizda". Stara szkoła. 


Tyle tradycja. Jeśli idzie o nowoczesność, to standardowy dla pogrobowców reaganowskiego kina hołd dla militarnej potęgi Wuja Sama idzie w parze z opowieścią o buncie nietolerowanych, a także – ze szkicowo nakreślonym rodzinnym dramatem. Nie wiem, ile w tym cynicznej przedwyborczej kalkulacji, a ile wrażliwości indonezyjskiej reżyserki Mouly Suryi, która wcześniej zadawała szyku w Cannes i Rotterdamie – jej "Marlina: Zbrodnia w czterech aktach" to miks westernu, kina zemsty i kontemplacyjnego snuja. Wiem natomiast, że tradycyjnie, jest coś rozczulającego w obrazku ojca wprowadzającego córeczkę w arkana sztuki przetrwania.

Na ekranie, niestety, większość dobrych pomysłów ginie w przeciętnej realizacji. Od dialogów więdną uszy, tempo jest nierówne, a rozgryzanie natury małomiasteczkowych relacji sprawia zerową frajdę, gdyż niemal wszyscy aktorzy wyglądają na znudzonych – jestem przekonany, że świetny zazwyczaj Gabriel Basso oraz mistrz drugiego planu, Anthony Michael Hall, musieli przerwać wakacje na Bali. Z kolei sceny akcji, momentami niezłe na poziomie konceptu, są zainscenizowane i zmontowane bez polotu (choć cieszy fakt, że zamiast obdarowywać drobną komandoskę siłą Mike'a Tysona, choreografowie stawiają raczej na dźwignie, chwyty i rzuty). Szkoda, gdyż Jessica Alba to jedna z niewielu współczesnych aktorek, która, kopiąc z półobrotu i skacząc przez ogrodzenia, nie wygląda jak inspektor Clouseau. 



Alba, którą ostatni raz widzieliśmy na ekranie przed pięcioma laty, sama jest weteranką. Jej  kariera nie potoczyła się tak, jak życzyliśmy sobie tego po długiej (i momentami owocnej) współpracy z Robertem Rodriguezem. Sławy sprzed dwóch dekad nie zdyskontowała do dziś. Nie sposób natomiast odmówić jej charyzmy i talentu – zwłaszcza w kinie, w którym argument siły jest ważniejszy od siły argumentów. Jeśli film, jak sugeruje finał, ma być początkiem nowej serii, przydałyby się jakieś roszady – najlepiej na stanowiskach reżysersko-scenariopisarskich. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Alba, podobnie jak Parker, ma zbyt wysokie kwalifikacje do tej roboty.
1 10
Moja ocena:
4
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones