Według prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego wojskom ukraińskim udało się ustabilizować sytuację w okolicy Charkowa. Dziennikarze, którzy byli na linii frontu, malują jednak ponury obraz sytuacji w tym regionie.
Chociaż Rosjanie nie dokonali jeszcze dużego postępu i zdaniem Zełenskiego udało im się dotrzeć najdalej 10 km w głąb miasta, w strefie przygranicznej wciąż trwają zaciekłe walki.
10 maja wojska rosyjskie rozpoczęły szturm w celu zdobycia Charkowa i jest to prawdopodobnie początek ich wielkiej ofensywy. Głównym celem ataku niekoniecznie jest jednak obwód charkowski. Rosjanie prawdopodobnie chcą zwabić tam ukraińskie oddziały, które bronią innych odcinków frontu.
Dwie możliwości
Walki toczą się głównie w Wołczańsku i w pobliżu wsi Łypci, gdzie Rosjanie intensywnie wykorzystują swoje siły powietrzne.
Jak donosi korespondent wojenny Oles Kromplias, sytuacja w Wołczańsku z dnia na dzień się pogarsza. Rosjanie niszczą sprzęt Ukraińców w taki sposób, że "z trzech pojazdów opancerzonych wraca jeden na trzech kołach".
— Wczoraj był siódmy dzień ewakuacji. Jedyna droga, która prowadzi do Wołczańska, jest już pod ostrzałem. Policja jest na miejscu, ale widziałem policyjne samochody opancerzone, które miały ślady po kulach na przedniej szybie — tak Krompylas opisuje sytuację w mieście. Donosi także o egzekucjach cywilów w zajętej przez Rosjan części Wołczańska.
Według weterana wojennego Jewhena Dyckiego Rosjanie mogą mieć dwie strategie. Pierwsza z nich zakłada otwarcie nowego odcinka frontu, gdzie Ukraińcy musieliby przenieść rezerwy. Rosjanom częściowo udało się już tego dokonać — Kijów przeniósł kilka brygad do Charkowa. Przykładowo 57. Brygada Piechoty Zmotoryzowanej, która jesienią ubiegłego roku broniła Kupiańska i uniemożliwiła Rosjanom przedarcie się do rzeki Oskoł, teraz broni granicy Charkowa.
Druga strategia Rosjan zakłada powrót na pozycje, które zajmowali w 2022 r., w pierwszych tygodniach inwazji. Przy wojsku liczącym 50 tys. żołnierzy Rosjanie nie mają szans na zajęcie Charkowa. Gdyby jednak udało im się przedrzeć przez ukraińskie fortyfikacje i zbliżyć do miasta na odległość mniejszą niż 20 km, mogliby już atakować miasto artylerią i wyrzutniami rakiet.
— Nie wiemy jeszcze, jak poradzą sobie fortyfikacje Charkowa. Rosjanie jeszcze się do nich nie zbliżyli — ocenia Dycki.
Mieszkańcy obwodu charkowskiego zaczynają obwiniać ukraińskie władze o to, że nie zabezpieczyły odpowiednio regionu. Przez to Rosjanie stosunkowo łatwo, w ciągu kilku dni, przekroczyli granicę, zajmując 10 miejscowości w strefie przygranicznej, a walki uliczne dotarły aż do Wołczańska.
Miasto to znajduje się pięć kilometrów od granicy z Rosją i jest w bardzo niekorzystnym położeniu, jeśli chodzi o możliwości jego obrony. Według Dyckiego lokalne władze powinny zarządzić ewakuację ludności cywilnej przed rozpoczęciem rosyjskiej ofensywy.
Kolejny cel Putina
Do tej pory szef ukraińskiego wywiadu Kyryło Budanow raczej ostrożne wypowiadał się na temat potencjalnych celów rosyjskich ataków. Kilka dni temu w wywiadzie dla "The New York Times" wspomniał natomiast nie tylko o rosyjskich atakach w regionie Charkowa, ale także o prawdopodobnym uderzeniu w nieodległy region Sumy.
Od marca Rosjanie systematycznie ostrzeliwują ten obszar. Władze ukraińskie ewakuowały już z tamtejszych wiosek tysiące ludzi.
— Jesteśmy w pełnej gotowości bojowej — powiedział "NYT" jeden z ukraińskich oficerów stacjonujących w regionie.
Wszystko wskazuje na to, że Rosjanie zbierają się obecnie w pobliżu rosyjskiego miasta granicznego Sudża, gdzie w lutym 2022 r. rozpoczęli inwazję na obwód sumski.
Sumy, miasto położone w północno-wschodniej części Ukrainy, ma bardzo niekorzystną lokalizację pod kątem obrony, ponieważ znajduje się tuż przy rosyjskiej granicy. Wielu ekspertów wątpi jednak w to, by Rosjanie dysponowali wystarczająco dużymi siłami, aby zaatakować w dwóch miejscach naraz (czyli w obwodach sumskim i charkowskim).
Według Pawła Łakijczuka, analityka z kijowskiego Centrum Studiów Globalnych "Strategia XXI", wojska rosyjskie na północy Ukrainy mogą liczyć nieco ponad 50 tys. żołnierzy i od 1,3 tys. do 1,4 tys. czołgów i wozów bojowych. Jednocześnie są one mocno rozproszone w strefie przygranicznej. Połowa z nich jest skoncentrowana w pobliżu Charkowa.
— Liczba żołnierzy jest ważnym wskaźnikiem, ale nie decydującym. O wiele ważniejsze jest ich wyposażenie, czyli amunicja i sprzęt, a także koordynacja bojowa czy doświadczenie wojskowe dowódców. A z tym Rosjanie mają oczywiste problemy — zauważa Łakijczuk.
Próba zwabienia wojsk
Według ukraińskiego żołnierza Jegora Firsowa Rosjanie zamierzają w pierwszej kolejności ściągnąć do granicy czołowe oddziały z obwodu donieckiego.
— Moim zdaniem plan wroga polega na odwróceniu uwagi naszych sił. Będą chcieli zmusić nas do wycofania wojsk na te tereny. Chcą zaatakować obwód doniecki, ponieważ nie potrzebują wiosek w obwodzie charkowskim. Samo ich dotarcie do Charkowa jest nierealne, a zajęcie go tym bardziej — tłumaczy Firsow.
Przypomniał także, że Rosjanie potrzebowali miesięcy, aby zdobyć mniejsze miasta w regionie, takie jak Awdijiwka czy Bachmut, i stracili przy tym dziesiątki tysięcy ludzi. Charków jest natomiast drugim co do wielkości miastem Ukrainy.
Firsow wskazał także na innowacje, które Rosjanie wprowadzili w swoich działaniach ofensywnych. Kreml wysyła oficerów do operacji ofensywnych, aby sprawdzali, jak radzi sobie piechota. Jednocześnie Rosjanie analizują wszystkie nieudane ataki i oceniają, co i jak można poprawić.
— Podczas operacji ofensywnych stale towarzyszą im drony, za pomocą których korygują swoje ataki — dodaje Firsow. Jednocześnie wykorzystują swoją przewagę powietrzną i zasypują ukraińskie okopy bombami z powietrza.