Znalaz� si� prezes tajemniczej fundacji Missionario, pieni�dze od Las�w Pa�stwowych ju� nie

Dzieciom z Ukrainy i Afryki nie pom�g�, a za pieni�dze od Las�w Pa�stwowych wynaj�� pok�j w agroturystyce. Po tek�cie o tajemniczej fundacji Missionario odezwa� si� do nas jej prezes i opowiedzia�, co zrobi� z darowizn� od le�nik�w. Lasy Pa�stwowe przyznaj�, �e przy rozdziale pieni�dzy nie sprawdzaj� ani wcze�niejszej dzia�alno�ci fundacji, ani tego czy darowizna zosta�a zrealizowana zgodnie z deklaracj� wnioskodawcy.

Leśnicy nie chcieli udostępnić nam tych danych. Dostaliśmy je dopiero po skardze do sądu. Tak trafiliśmy na trop fundacji-widmo, która miała pomagać dzieciom z różnych części świata. Dlaczego tego nie zrobiła, tłumaczy jej prezes. A Lasy Państwowe nie widzą problemu. 

Fundacja-widmo 

Pod koniec czerwca opisaliśmy przypadek fundacji Missionario, która od połowy 2019 r. do stycznia 2023 r. otrzymała od nadleśnictw wchodzących w skład RDLP Radom 58 tys. zł darowizn. Pieniądze pochodziły z funduszu na cele społecznie użyteczne, specjalnej puli zasilanej z zysku wypracowanego przez nadleśnictwa przede wszystkim na sprzedaży drewna.

Naszą uwagę zwrócił fakt, że fundacja Missionario nie ma strony internetowej ani prawdziwego biura - zamiast niego wynajmuje w centrum Warszawy biuro wirtualne, w którym oprócz niej zarejestrowanych jest wiele innych firm.

W trakcie naszego śledztwa dowiedzieliśmy się, że od współpracy z tą fundacją odżegnują się misjonarze z Rwandy i Syberii, czyli podmioty, którym, według wniosków przesłanych do Lasów Państwowych fundacja Missionario miała udzielać pomocy. Prezes fundacji Leszek Godek powoływał się też na współpracę z Caritas Polska diecezji sandomierskiej, ale również tam zaprzeczają, że z nim pracowali.

Dzień po publikacji artykułu Godek zadzwonił do nas i przedstawił swoją wersję wydarzeń.

To nasze kolejne ekośledztwo. Pozostałe znajdziesz tutaj >>

Prezes mieszka w agroturystyce

Mężczyzna twierdzi, że ostatnio jego celem było zebranie 15 tys. zł na wyjazd dzieci z Ukrainy do Zakopanego, lecz nie był w stanie uzbierać zakładanej kwoty. 

Pieniądze z darowizn przeznaczał na inne cele.

Godek wylicza, że prowadzenie fundacji kosztuje go 4,5 tys. zł miesięcznie. 3 tys. płaci za wynajęcie pokoju w agroturystyce ("od 90 do 100 zł dziennie, bez posiłków, gotuję sobie sam"), w którym mieszka ("rozwiodłem się") i prowadzi biuro fundacji.

- To już są trzy tysiące miesięcznie. A gdzie wyjazdy, benzyna, hotele, jak jeździłem po nadleśnictwach? Poza tym jak każdy prezes fundacji dostaję jakieś wynagrodzenie - mówi nam Godek. 

Kiedy pytamy, czy fundacja spełniła kiedykolwiek swoje cele statutowe, Godek odpowiada: - Nic nie zrobiłem, bo mi się nie udało. W 2020 r. w ogóle nie działaliśmy, bo nie było pomysłu. Jak był covid, proszę pana, nie było szans żadnych pieniędzy uzyskać. Jakąś tam małą cześć. Zawsze mówili [w nadleśnictwach], że na szpital dają, na coś innego dają związanego z chorobą, na zastrzyki. Fundacja w stanie pandemii to był dramat. Dopiero później zaczęło coś powoli iść, ale też nie tak, jakbym się spodziewał - tłumaczy Godek.

I dodaje: - Jak ja bym dostał takie pieniądze jak niektóre firmy - po milionie, dwa czy trzy - na fundację, to bym zrobił dziesięć wyjazdów. Ja to sam musiałem zbierać. Nie, że mi ktoś podarował, dał w prezencie.

Przyznaje, że jego fundacja otrzymywała pieniądze z nadleśnictw wchodzących w skład RDLP Krosno, RDLP Szczecin (w trakcie naszej drugiej rozmowy zmienił zdanie i zaprzeczył, że coś ze Szczecina dostał), MZK Stalowa Wola oraz, że "jakieś tam gminy dawały po 500 zł, po 300 zł"). 

Jak twierdzi, najwięcej pieniędzy otrzymał od nadleśnictw z RDLP Radom. Pytamy Godka, dlaczego wysyłał wnioski właśnie tam.

- Dwa czy trzy lata temu byłem w dyrekcji [w Radomiu] i tam, kurczę, robiłem koncert, ja już nie pamiętam jaki, w każdym razie udany koncert. I dlatego tam pojechałem - mówi Godek.

Opowiada, że w przeszłości zajmował się organizowaniem koncertów i być może do tego wróci, bo po naszym artykule jego fundacja została zdyskredytowana.

Na nasze pytanie, ile dokładnie pieniędzy wpłynęło do fundacji Missionario z darowizn, Godek nie odpowiedział.

Dlaczego Lasy Państwowe przelewały pieniądze fundacji, która nie działała?

O to, jak pieniądze mogły trafić na organizację, która w rzeczywistości nie prowadziła żadnych działań charytatywnych, zapytaliśmy w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Radomiu. To jej podlegają opisywane przez nas nadleśnictwa, które przekazały prawie 60 tys. zł na fundację Godka. 

Na nasze drobiazgowe pytania dyrektor Andrzej Matysiak odpowiedział zwięźle i gdyby trzeba było podsumować te odpowiedzi krótko: nie widzi problemu.

Zapytaliśmy przede wszystkim o to, czy dyrekcja lub same nadleśnictwa weryfikują podmioty, którym przekazywane są środki w ramach darowizn na cele społecznie użyteczne. W odpowiedzi czytamy, że "tak", weryfikują, i robią to "według kompetencji nadleśnictw". 

Co dokładnie weryfikowano? Jak poinformował nas dyrektor RDLP Radom, sprawdzono jedynie informacje dostępne w Krajowym Rejestrze Sądowym dotyczące miejsca rejestracji, przedstawicieli i przedmiotu działalności fundacji "pod kątem zdolności do zawarcia umowy". "Inny kontakt z fundacją nie był konieczny do udzielenia darowizny" - dodano.

Warto dodać, że na stronach udostępniających dane z KRS informacje o fundacji Missionario są skąpe - jest data rejestracji w 2019 r., adres wirtualnego biura oraz nazwisko Leszka Godka. Od momentu powstania fundacji nie dokonano żadnych zmian w rejestrze, nie widnieją w nim również żadne inne osoby poza założycielem. W celu działalności nie wpisano pomocy humanitarnej czy rozwojowej (jak studnie w Rwandzie), ale m.in. "edukację i integrację społeczną", "wsparcie kultury", "przeciwdziałanie osamotnieniu", a także "tworzenie wspólnot wyznaniowych".

Na pytanie, czy o wsparciu fundacji Missionario wiedział szef regionalnej dyrekcji Lasów Państwowych, odpowiedziano nam, że dyrektor "mógł nie mieć wiedzy o wszystkich umowach", ponieważ zawierają je poszczególni nadleśniczowie. "Nie ma obowiązku prawnego informowania dyrektora o każdej darowiźnie" - czytamy w odpowiedzi.

Wreszcie, zapytaliśmy, czy - w świetle opisanych przez nas faktów dotyczących fundacji - dyrekcja może skomentować przekazywanie takiej fundacji środków oraz czy nie uważa, że doszło do nieprawidłowości.

Oto cała odpowiedź Matysiaka:

"Z obowiązujących przepisów nie wynika obowiązek kontroli obdarowanego. Nadleśniczy sprawdza na etapie analizy wniosku, czy wnioskodawca jest jednostką użyteczności publicznej lub oświatowej oraz czy darowizna ma być przeznaczona na deklarowany cel użyteczności publicznej. Gdyby do jednostek LP dotarła informacja o wykorzystaniu pieniędzy na cel inny społecznie użyteczny przez obdarowanego, wówczas organizacja taka nie uzyskałaby już w przyszłości wsparcia finansowego, jednak LP nie posiadają oficjalnych danych, które uzasadniałyby takie działanie, a tym bardziej zawiadamianie organów o podejrzeniu popełnienia przestępstwa".

Przypomnijmy, że dane, dzięki którym natrafiliśmy na ślad fundacji Missionario, zdobyliśmy dopiero po zaskarżeniu 22 nadleśnictw Lasów Państwowych do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Wcześniej nadleśnictwa odmówiły nam udostępnienia listy darowizn, tłumacząc, że taka informacja nie jest szczególnie istotna dla interesu publicznego i że nie mają pewności, czy jesteśmy dziennikarzami.

Co jeszcze kryje się pośród 4258 darowizn Lasów Państwowych, które przeanalizowaliśmy? Tłuste koty z kościołów, fundacja nawołująca do aneksji Puszczy Białowieskiej przez Rosję, oraz sami swoi z lasów. Wyniki naszego śledztwa można przeczytać tutaj >>

Napisz do autorów:

dominik.szczepanski@agora.pl, patryk.strzalkowski@agora.pl

Wi�cej o: