Karta, got�wka, co innego? Jak p�aci� na wakacjach za granic�, �eby nie straci�?

Wczasy, wakacje, czas wyjazd�w zagranicznych. Co wzi�� ze sob� - kart� bankow�, got�wk�, Revoluta? Przygl�damy si� mo�liwo�ciom i zaletom oraz wadom r�nych rozwi�za�.

Już na wstępie uczciwie przyznaję – jeśli oczekujesz jasnej deklaracji typu "tylko karta!", "gotówka i nic więcej!" albo "Revolut (czy inna aplikacja) rządzi", to jej tu nie znajdziesz. Bo, przepraszam za wyrażenie-wytrych – to zależy. Ale postaram się kilka rzeczy uporządkować.

Gotówka

Chyba nawet najwięksi zwolennicy bezgotówkowości przyznają, że jakąś kwotę lokalnej gotówki warto mieć w portfelu, bo po prostu w niektórych miejscach nie da się zapłacić inaczej. Chyba, że naprawdę jesteśmy pewni, że przez cały wyjazd będziemy robić zakupy wyłącznie w miejscach, gdzie można płacić kartą. Ale to po prostu pewne ograniczanie sobie pola manewru.

Karta do konta w złotych

Zacznijmy od standardowych kart do rachunku w złotych. Tutaj w najgorszych razie natykamy się na:

  • opłatę za przewalutowanie transakcji - czyli to, że płacimy np. w euro, a bank pobiera z naszego konta złote. Opłaty bywają naprawdę wysokie. Przykładowo, w Alior Banku dla większości kart prowizja wynosi 2 proc., w mBanku 2-5,9 proc. w zależności od karty Mastercard/Visa, w PKO BP 3,5 proc., w BZ WBK 2,8 proc. Choć w zależności od banku, typu rachunku albo organizacji płatniczej dla karty (m.in. Mastercard, Visa) opłaty za przewalutowanie może też w ogóle nie być.
  • wysoki kurs przewalutowania – przykładowo, wg NBP w środę 13 czerwca 1 euro kosztowało 4,28 zł. W największych kantorach internetowych czy najtańszych stacjonarnych 4,29-4,31 zł (mowa oczywiście o kursie sprzedaży). A w bankach? mBank - 4,40 zł, PKO BP - 4,41 zł, Pekao 4,42 zł, BZ WBK 4,43 zł.

Przekładając to na konkretne kwoty - płacąc za granicą gotówką np. 100 euro kosztuje nas to powiedzmy 430-433 zł, w zależności od tego, w jakim kantorze zaopatrzyliśmy się w gotówkę (pomijamy te najdroższe kantory, np. na lotniskach). 100 euro wydaje kartą do konta w złotych oznacza, że z rachunku bo uwzględnieniu kursu przewalutowania i prowizji może zostać pobrane nawet ok. 450-470 zł.

Do tego wszystkiego trzeba dodać także fakt, że jeśli będziemy chcieli wypłacić za granicą gotówkę z bankomatu (bo np. zabrakło nam pieniędzy przywiezionych z Polski), to może nas czekać kolejna opłata, albo i dwie:

  • opłata "naszego" banku za wypłatę z zagranicznego bankomatu - zwykle w okolicach 5-10 zł. Choć warto też spojrzeć w tabelę opłat swojego banku, bo może się okazać, że akurat wypłaty z bankomatów za granicą są darmowe. Co jednak jest tylko częściowym pocieszeniem, bo nadal zostaje problem z kosztami przewalutowania

  • opłata surcharge. To opłata pobierana przez operatora bankomatu za to, że korzystamy z jego bankomatu. W Polsce tego nie ma, więc możemy się zdziwić takim dodatkowym kosztem, w wysokości równowartości kilku czy kilkunastu złotych. Bankomat zawsze informuje o takim dodatkowym koszcie. 

Nie zawsze kurs banku

Powyżej mieliśmy wariant (chyba) najgorszy. Ale czasem patrząc w wyciąg z konta po wczasach można się także trochę pozytywnie zaskoczyć. W przypadku kart w niektórych bankach (przykładowo - Visa w PKO BP czy EnveloBanku) transakcje są przeliczane nie po kursie banku, ale po dużo atrakcyjniejszym (zbliżonym do kursu NBP) kursie organizacji Visa.

Warto też pamiętać, że w przypadku bardziej „egzotycznych” walut (takich, dla których bank nie ma własnej tabeli kursów - jeśli z niej korzysta dla przeliczania transakcji zagranicznych) następuje tzw. podwójne przewalutowanie - czyli najpierw z waluty lokalnej zwykle na euro po kursie organizacji płatniczej, której logo mamy na karcie (czyli zapewne Visa albo Mastercard), a dopiero potem na złote, już po kursie z tabeli banku.

A może karta wielowalutowa?

Tak wygląda sytuacja, gdy jedziemy za granicę po prostu z kartą do zwykłego konta w złotych. Ale to zdecydowanie nie jest jedyne rozwiązanie. Wyjeżdżając na wczasy warto otworzyć sobie bowiem rachunek walutowy. Tym bardziej, że nie musi się to wiązać z wizytami w banku, długim oczekiwaniem na kartę do tego rachunku oraz kosztami utrzymania konta i karty.

Coraz więcej banków oferuje tzw. karty wielowalutowe. Mają je w ofercie m.in. Pekao, ING Bank Śląski, PKO BP, Credit Agricole czy eurobank. Działa to tak, że ta sama karta, którą normalnie płacimy w Polsce, może służyć także do płatności zagranicznych w niektórych walutach, bez przewalutowania.

Najpierw trzeba założyć rachunek w określonej walucie (to przynajmniej euro, dolar i funt brytyjski, ale np. w Pekao dodatkowo frank szwajcarski, a w PKO BP także korony szwedzka, duńska i norweska), a następnie przypisać do niego aktualną kartę. Można to zrobić nawet z poziomu aplikacji mobilnej banku. Nie trzeba wyrabiać nowej karty, nie trzeba iść do oddziału - wszystko załatwia się dosłownie w minutę. Utrzymanie konta walutowego jest w bankach zwykle darmowe (ale już np. przelewy i inne usługi nie!), także przypisanie go do karty jest bezpłatne.

Dzięki karcie wielowalutowej omija się koszty przewalutowań - karta sama „rozpoznaje”, w jakiej walucie jest dokonywana transakcja, i z takiego konta walutowego pobiera środki. Oczywiście więc wcześniej należy odpowiedni rachunek walutowy zasilić.

 

I w zasadzie to jest jedyne wyzwanie pod względem kosztów - jak najtaniej kupić walutę i zasilić nią rachunek walutowy. Natomiast w dobie kantorów internetowych z bardzo dobrymi kursami i darmową obsługą to raczej nie problem, szczególnie, że każdy większy bank w Polsce ma też swój kantor internetowy. Walutę na rachunku walutowym można mieć bez zdzierstwa nawet w kilka minut.

Uwaga na DCC

Jeśli jesteśmy jeszcze przy płaceniu kartami bankowymi, to warto zwrócić uwagę na to, że czasem za granicą jest nam oferowana tzw. usługa DCC. Działa to tak, że przy płatności kartą jesteśmy pytani, czy chcemy rozliczyć transakcję przy warunkach cenowych i kursowych naszego banku, czy chcemy, aby transakcja została automatycznie przewalutowana po lokalnym kursie (to jest właśnie DCC). Ta druga opcja kusi tym, że jest nam z góry przedstawiona kwota, która zostanie pobrana w złotych z naszego konta.

Niestety, niemożliwym jest powiedzieć, które rozwiązanie będzie zawsze atrakcyjniejsze finansowo – to zależy zarówno od warunków banku, w którym mamy konto, jak i kursu zaproponowanego w ramach usługi DCC. Natomiast z badania przeprowadzonego przez Europejską Organizację Konsumentów (BEUC) w zeszłym roku wynika, że DCC, czyli przeliczenie na walutę konta, dokonane od razu podczas transakcji, jest niemal zawsze niekorzystne. W efekcie organizacja zaapelowała wręcz o zakaz oferowania DCC w Unii Europejskiej.

W każdym razie do usługi DCC warto podchodzić z ostrożnością i rezerwą, bo to trochę ruletka. Tym bardziej, że sprzedawcy pewnie będą nas zachęcać do skorzystania z DCC – bo to dla nich korzystniejsze finansowo. Także komunikaty na terminalu w trakcie płatności sugerują, że to najlepszy wybór. Co więcej, niektórzy sprzedawcy mogą nawet nie pytać, ale od razu przeliczyć nam transakcję w usłudze DCC. W bankomatach również zdarza się, że to domyślny i jedyny wybór.

Ale jest też możliwa inna pułapka związana z DCC, przed którą już zresztą w zeszłym roku oficjalnie przestrzegał Rzecznik Finansowy. Chodzi o wielokrotne przewalutowania w sytuacji, gdy płacimy wydaną przez polski bank kartą do konta walutowego (albo kartą wielowalutową).

Często zdarza się, że zagraniczny system identyfikuje kartę do rachunku prowadzonego w walucie, ale wydaną przez polski bank, jako kartę polską i oferuje usługę DCC.  Skorzystanie z niej może oznaczać, iż - nawet jeżeli np. posiadamy kartę powiązaną z rachunkiem w euro i dokonujemy transakcji w euro - następuje przewalutowanie z euro na złotówki, a następnie z PLN na EUR. Dlatego, jeśli już mamy taką kartę, nie dajmy się namówić na płatność z użyciem usługi DCC. Wtedy po prostu zrealizujemy płatność w euro z użyciem środków, które wpłaciliśmy na konto i bez żadnych przeliczeń 

- zwraca uwagę Bartosz Wyżykowski z biura Rzecznika Finansowego.

A może nie bank, tylko aplikacja?

Nie sposób podejmując temat płatności za granicą nie poświęcić choć kilku słów również niebankowym fintechom takim jak np. Revolut czy Monese. To aplikacje działające w oparciu o licencje brytyjskiego nadzoru finansowego, coś na kształt „skarbonek” czy kont walutowych, z których można potem płacić za granicą przy konkurencyjnym wobec bankowego kursie wymiany. W przypadku np. Monese środki należy wpłacić przelewem, i to bezpośrednio w walucie (euro albo funt brytyjski), więc dochodzi ewentualny koszt przelewu walutowego.

W przypadku Revoluta jest o tyle wygodniej, że można wpłacić złote (także z karty płatniczej, a nie przelewem z konta). Do konta zamawia się kartę (jej wysyłka kosztuje obecnie 9 zł). Przy płatnościach za granicą środki będą ściągane albo z konta „złotówkowego”, albo z konta w danej walucie (oczywiście jeśli się je założy i będą tak środki – dostępnych walut na teraz jest 25). Samych walut obsługiwanych przez Revoluta - w sensie przewalutowania transakcji na złote - jest ok. 120.

O Revolucie (to zdaje się najpopularniejszy obecnie w Polsce taki walutowy fintech, więc na nim się opieram) pozytywnie wypowiadają się przede wszystkim osoby, które podróżują dużo i w różnych kierunkach, także tam, gdzie w obrocie są waluty mniej oczywiste niż np. euro, dolar czy funt brytyjski. Czy w tę albo podobną aplikację z kartą zaopatrzyć się jadąc na jedyne w roku zagraniczne wczasy np. na Majorkę albo Wenecji? Z jednej strony - oczywiście nie zaszkodzi poeksperymentować. Plusem są na pewno atrakcyjne kursy (w weekendy ciut droższe, o 0,5 proc.), bardzo zbliżone do tych „NBP-owskich”, czy na pewno darmowe wypłaty z bankomatów, choć w wersji standardowej (premium kosztuje blisko 30 zł miesięcznie) tylko dla wypłat w równowartości 200 euro miesięcznie. Minusem m.in. ta opłata 9 zł za wydanie karty (choć warto polować na promocje, bo czasem karta jest za darmo). W zestawieniu z płatnością kartą do konta złotowego za granicą - wygląda to dobrze. Ale już w zestawieniu z kartą wielowalutową (mówimy nadal o płatnościach w „najważniejszych” walutach, przyjmijmy, że o euro) z tą przewagą np. Revoluta może być różnie. Jeśli ktoś nie ma ochoty „kombinować” - korzystać z nowej usługi, zaopatrywać się w nową kartę - spokojnie może sobie to odpuścić.

Gdybym miał podsumowywać, to na wczasy np. w strefie euro czy Wlk. Brytanii rekomendowałbym poza gotówką wziąć kartę (wielo)walutową do wcześniej założonego (i zasilonego) rachunku w euro. To dosłownie paręnaście minut zachodu, a warte je poświęcić, bo najgorsze co można zrobić, to natknąć się na przewalutowanie po bardzo wysokim kursie, i w dodatku płatne, przy transakcji zwykłą kartą złotową.

W przypadku podróży do krajów z własnymi, mniej popularnymi walutami, zapewne (w miarę możliwości) lepiej zaopatrzyć się przede wszystkim w gotówkę lokalnej waluty albo euro czy dolary (które łatwiej i taniej da się wymienić niż np. złote), a przy tym mieć w pogotowiu ewentualnie rachunki walutowe w euro czy dolarach. Tu też z pewnością np. Revolut będzie dużo lepszą konkurencją dla kart bankowych, bo z konta rzeczywiście zejdzie kwota przewalutowana z waluty lokalnej po rozsądnym kursie i bez prowizji - co w przypadku bardziej „egzotycznych” walut jest w bankach nie do osiągnięcia.

***

Ojciec dał mi radę: "Dobry interes, to jest interes dla obu stron. Interes dobry dla jednej strony, to jest szwindel" - prof. Andrzej Blikle [NEXT TIME]

Wi�cej o: