Pałą w inflację

Najświeższy przykład okładania inflacji na oślep, raz pałą, raz piąchą, nadszedł właśnie z Mjanma, czyli państwa zwanego kilka dekad temu Birmą. Po obaleniu trzy lata temu prawowitego rządu przez juntę generałów kraj jest w stanie wojny domowej, głównie na tle etnicznym, gospodarka skurczyła się od 2019 r. o 9 proc. Jednocześnie wskaźnik rocznego wzrostu cen inflacji przekroczył 30 proc., choć wcześniej kołatał w okolicach 10 proc. Są wielkie połacie bardzo biednego kraju, gdzie najważniejszy towar, tj. ryż, jest teraz trzy razy droższy niż 2-3 lata temu.

Sprzedawca telefonów komórkowych mający w mieście Mandalay trzy sklepy z tym towarem, postanowił więc dać swym pracownikom podwyżki. Wywołało to euforyczną reakcję jego rodaków na Facebooku. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co nim kierowało, ponieważ nie minęło chwil kilka, a zajęła się nim bojówka wojskowo-policyjna. Siedzi teraz w areszcie, zaś jego biznes został przez władze zamknięty. Los pana Pyae Phyo Zaw, bo tak się nazywa ów dobrodziej, dzieli przynajmniej 10 innych przedsiębiorców, jego naśladowców.

Reklama

Prawdziwa skala represji jest nie do poznania, bo Mjanma to państwo, gdziepojęcie „wolne słowo” to oksymoron. Ludzie z jako taką orientację w sposobie myślenia i działania generałów podkreślają jednak, że ponieważ podwyżki nie są (jeszcze?) bezprawne, to sądzą, że władzą kieruje przekonanie, że udzielanie ludziom podwyżek jest groźne dla reżimu, bowiem umacnia w mieszkańcach przekonanie o rosnących cenach. Jest w takiej interpretacji doza racji, bo który mikro przedsiębiorca podwyższa płace swojej załogi bez istotnej przyczyny i palącej potrzeby? Na drzwiach biznesów p. Pyae Phyo władze wywiesiły więc informację, że sklepy zostały zamknięte za naruszanie „spokoju i porządku społecznego”.

Kryzys gospodarczy wszedł już w Mjanma w fazę tuż przed upadkiem gospodarki. Z powodu ciężkich walk toczonych przez wojsko z insurekcjonistami, rynek pracy kraju liczącego 55 mln mieszkańców skurczył się o ponad 3 mln osób. Zachód nałożył sankcje. Generałom rozpaczliwie brakuje walut wymienialnych, nie tyle na zakupy np. żywności dla 1/3 ludności wegetującej w nędzy, ile na opłacenie dostaw zagranicznej broni i zaopatrzenia dla armii. W odpowiedzi na pustki w skarbcu junta prowadzi „bardzo aktywną”, czyli karykaturalną politykę monetarną. Od przewrotu wprowadzono do obiegu ok. 30 bilionów (30 000 mld) kyatów prosto z wytwórni banknotów. Dodruk ten ma dziś ok. 9,2 mld dol. Skutkiem jest wielki spadek czarnorynkowego kursu waluty. Oficjalny pozostaje zaryglowany na wysokości ok. 2 100 kyatów za 1 dolara, ale rynek wycenia go na co najmniej 4 500 kyatów.

Instrumenty antyinflacyjne

Wachlarz rządowych instrumentów antyinflacyjnych jest w Mjanma daleki od innowacyjności. Generałowie z rządu zamrozili ceny podstawowych artykułów żywnościowych, ograniczyli możliwości zakupów złota i walut zagranicznych, ścigają pośredników sprzedaży Birmańczykom mieszkań i domów w sąsiedniej Tajlandii oraz importerów z rachunkami bankowymi w tym kraju. W ostatnią niedzielę czerwca tamtejsze media poinformowały o aresztowaniu 4 szefów wielkich sieci sklepów spożywczych i siedmiu dyrektorów wielkich firm zajmujących się ryżem za łamanie przepisów o cenach maksymalnych.

Historia zna mnóstwo przykładów bezowocnych prób omijania skutków bezsiły ekonomiczno-finansowej siłą prawa zakazów i nakazów. Ponad pięć dekad prezydent Richard Nixon na rok przed kolejnymi wyborami, że bezrobocie w wysokości 6 proc. i inflacja wynosząca ok. 4,4 proc. staną mu na drodze do drugiej kadencji. W orędziu telewizyjnym ogłosił w sierpniu 1971 r. zamrożenie wszystkich (!) cen i płac w całym państwie na 90 dni. Przy okazji zawiesił też wymianę dolarów na złoto, co skończyło się końcem systemu sztywnych kursów walutowych ustanowionego w 1944 r. w Bretton Woods. Nixon tłumaczył zamrożenie groźbą wielkich zawirowań w związku z decyzją dotyczącą dolara. Jego decyzje były dla biznesu i akademii szokujące, ale ogół Amerykanów przyjął je bardziej niż przychylnie. Ludność nie wiedziała, co czyni i niemal wiwatowała, podobnie zresztą jak niezwykle wpływowy dziennik The New York Times, który w głównym komentarzu pisał: (…) „bez wahania popieramy śmiałość posunięć Prezydenta”. Restrykcje zostały zniesione w grudniu, ale zamiast zdusić inflację i zmniejszyć bezrobocie, czego uczynić nie mogły, napędziły złe siły. Lata 70. XX były w Stanach ekonomicznym koszmarem. Tęgie głowy wiedziały, jakie będą skutki ręcznego sterowania gospodarką przez państwo i, że procesy przyduszane siłą nie zanikają, a przycupują, żeby niebawem zacząć oddziaływać ze zdwojoną siłą.

Wiem, bo byłem tego świadkiem. Przez długie lata PRL inflacja była słowem zakazanym. Trwało to do lat 80. XX wieku, kiedy zaprzeczanie rzeczywistości stało się bezskuteczne, podobnie jak klajstrowanie niedoborów reglamentacją, sterowaniem cenami i zaklęciami. Z inflacją „walczono”, jak walczą klauni w cyrku. Było śmiesznie aż do płaczu. Ze sprzedaży „malucha” (fiata 126p) z tzw. przedpłat dostałem po kilku latach użytkowania trzy razy więcej, niż wynosiła cena zakupu. W ujęciu realnym, czyli po uwzględnieniu wielkiej inflacji, też chyba co nieco zarobiłem lub wyszedłem na tyle samo, ale raczej nie straciłem. Wkrótce było już tak strasznie, że nie tylko gospodarka, ale i strach stracił moc. Najważniejsze, że trafiliśmy na najlepszy czas, bowiem nieoczekiwanym skutkiem fanaberii ekonomicznych Nixona było zwycięstwo myśli rodem z Chicago zwanej neoliberalizmem. To jego zasadom zawdzięczamy przejście od biedy do względnej pomyślności. Na taki zwrot losu mieszkańcy Mjanma mogą czekać jeszcze bardzo długo, ale życzyć im tego trzeba z całych sił.