Oto poranny brief – wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.

Francuska polityka wciąż trzęsie rynkami finansowymi

Giełda w Paryżu przez dwa ostatni dni spadła już o 2,7 proc. i jest najniżej od lutego. Z jednej strony nie jest to żadna katastrofa, ale z drugiej na razie nie widać żadnej poprawy nastrojów. We wtorek o ponad 1,5 proc. spadły też indeksy giełd w Mediolanie i Madrycie. Było też trochę nerwów na rynku obligacji. Nagle pojawiła się tam plotka o tym, jakoby prezydent Francji Emmanuel Macron miał rozważać rezygnację ze stanowiska. Zdementował on ją szybko i osobiście, ale rentowność obligacji dziesięcioletnich zdążyła w tym krótkim czasie urosnąć do 3,34 proc. czyli poziomu najwyższego od listopada ubiegłego roku.

Reklama
ikona lupy />
Francja, rentowność obligacji / investing.com

Z kolei spread pomiędzy rentownościami długu Niemiec i Francji powiększył się do rozmiaru największego od października ubiegłego roku.

Macron po znaczącej porażce swojej partii w wyborach do Parlamentu Europejskiego postanowił skrócić kadencję francuskiego parlamentu i rozpisać nowe wybory, które odbędą się tam 30 czerwca i 7 lipca. Rynek więc zaczyna dyskontować w tej chwili nową rzeczywistość polityczną nad Sekwaną: wybory bowiem najprawdopodobniej wygra Zjednoczenie Narodowe związane z Marine Le Pen, która w ten sposób w końcu może dojść do władzy. Nowy sondaż przeprowadzony już po wyborach europejskich wskazuje, że może ona liczyć na 35 proc. głosów, zaś ugrupowanie Macrona tylko na 16-18 proc. Partia Socjalistyczna może dostać 13 proc., natomiast jeśli utworzy szerszą koalicję z innymi partiami lewicowymi, wtedy będzie mogła zdobyć nawet 25 proc. Spore poruszenie wywołała też deklaracja lidera francuskich Republikanów, którzy jeszcze kilka lat temu rządzili Francją za czasów Nicolasa Sarkozy’ego, a dziś mają jednocyfrowe poparcie w sondażach. Eric Ciotti powiedział, że potrzebna jest współpraca i koalicja jego partii ze Zjednoczeniem Narodowym. Został za to natychmiast mocno skrytykowany, ale faktem jest, że według ostatnich sondaży taka mocno prawicowa koalicja może mieć większość w nowej kadencji francuskiego parlamentu.

Rynek wciąż stresuje się też Meksykiem, co można odczuć także w Polsce

Z punktu widzenia polskiego rynku finansowego równie ważne są polityczne wydarzenia w geograficznie odległym, ale zupełnie bliskim nam rynkowo Meksyku. Tam z kolei 10 dni temu odbyły się jednocześnie wybory prezydenckie i parlamentarne i w obydwu wyraźnie wygrała lokalna lewica, która zresztą rządzi Meksykiem od lat, ale teraz poparcie dla niej wzrosło, więc pojawiły się obawy, że zechce ona zmieniać konstytucję kraju.

Tego rynek przestraszył się już tydzień temu, w efekcie pojawiły się spore spadki na meksykańskiej giełdzie i na meksykańskim peso na rynku walutowym. Teraz odchodzący prezydent Andres Manuel Lopez Obrador wezwał do szybkiego przeprowadzenia zmian w wymiarze sprawiedliwości i sądownictwie, do których faktycznie potrzeba zmian w konstytucji. Tak więc obawy, które pojawiły się przed tygodniem, teraz są jeszcze większe. Claudia Sheinbaum, która wygrała wybory i zostanie nowym prezydentem Meksyku od 30 września, próbuje łagodzić sytuację, twierdząc, że reformę trzeba przedyskutować z sędziami i profesorami prawa, tak aby w efekcie stworzyć lepszy system prawa w kraju. Rynek jednak i tak się tych zapowiedzi boi.

Meksykańskie peso od dnia wyborów osłabło do dolara już o 9,4 proc., a zdaniem na przykład analityków z Morgan Stanley może osłabić się jeszcze o kilka procent w kolejnych miesiącach.

W związku z tym, że Meksyk dotąd był postrzegany jako jeden z najlepszych rynków wschodzących na świecie, problemy tam oznaczają kłopoty także na innych rynkach, które przez inwestorów globalnych są klasyfikowane tak samo jak Meksyk. Wśród nich jest też Polska. Od momentu wyborów dolar u nas podrożał już o 13-14 groszy, dochodząc wczoraj nawet do poziomu 4,05 zł.

Problemy ma także warszawska giełda. WIG 20 w tym czasie spadł o blisko 5 proc. i jest najniżej od połowy kwietnia.

W efekcie zniknęła większość wzrostu, który indeks ten wypracował od początku roku. Jeszcze trzy tygodnie temu sięgał on solidnych 11 proc., teraz jest już tylko 2,5 proc. powyżej poziomu z końca grudnia ubiegłego roku. A wszystko to z powodów od nas całkowicie niezależnych, związanych z polityką, ale nie tą naszą, ale raczej tą meksykańską i ostatnio także francuską.

Apple wprowadza rozwiązania AI, więc akcje podrożały o ponad 7 proc.

Problemami Meksyku, czy też Unii Europejskiej, zupełnie nie przejmuje się za to Wall Street. Amerykańskie indeksy Nasdaq i S&P 500 pobiły we wtorek kolejny raz w tym roku swoje rekordy wszechczasów, a tym razem udało się to głównie dzięki spółce Apple.

Jej akcje poszły w górę aż o 7,3 proc., co oznacza, że wartość producenta iPhone’ów wzrosła jednego dnia o 215 mld dolarów.

ikona lupy />
Wzrost wartości Apple / investing.com

Tym samym odzyskała ona drugie miejsce na liście największych spółek świata, wyprzedzając NVidię, a w dodatku brakuje jej już tylko wzrostu o 1,2 proc. (czyli o 40 mld dolarów), aby wyprzedzić Microsoft i po dłuższej przerwie ponownie zostać globalną spółką numer jeden.

A to wszystko w ramach reakcji na nową prezentację Apple’a, na której, jak zwykle, pokazano cały szereg nowych udogodnień w sprzęcie produkowanym przez spółkę. Inwestorów zainteresował jednak głównie wątek AI, czyli sztucznej inteligencji. Nowe wersje systemów operacyjnych dla iPhone’ów, iPadów i Maców mają zawierać zintegrowane elementy AI, które mają na przykład współpracować i dzięki temu znacząco poprawiać umiejętności asystenta Siri. Oczywiście, jeszcze nie wiemy, jak to będzie wyglądać w praktyce i czy użytkownicy będą z tych rozwiązań zadowoleni, ale rynkowi dziś wystarczy tylko hasło „AI” i fakt, że Apple w końcu także na tym polu ma jakieś osiągnięcie. To wystarczy, aby akcje giganta wyraźnie szły w górę, a przy okazji poprawiały nastroje na całym amerykańskim rynku.

Dziś dane o inflacji w USA i nowe prognozy Fed

Dziś jednak te nastroje, zarówno w USA, jak i na innych rynkach, będą mogły się zmienić. Możliwe też, że inwestorzy w końcu przestaną się aż tak bardzo zajmować polityką i wrócą do tego, czym zazwyczaj zajmują się na co dzień. Czyli do danych związanych z największymi gospodarkami świata. Oto bowiem o 14:30 poznamy najnowsze informacje o inflacji w Stanach Zjednoczonych. Oczekuje się, że pozostanie ona na poziomie 3,4 proc., a inflacja bazowa spadnie z 3,6 proc. do 3,5 proc. Oczywiście każde odchylenie od tych oczekiwań może oznaczać jakąś reakcję na rynku, ponieważ prawdopodobnie będą się wtedy też zmieniać oczekiwania co do dalszych kroków Fed w sprawie poziomu stóp procentowych. Niższa inflacja będzie nas przybliżać do decyzji o obniżce stóp, a wyższa będzie nas od niej oddalać. Czyli prawdopodobnie niższa inflacja to wzrosty na giełdach, a wyższa to zapewne spadki.

Możliwe jednak, że rynek wstrzyma się z bardziej wyraźnymi reakcjami na dane o inflacji, bo będzie chciał zaczekać na drugie ważne wydarzenie dnia, czyli posiedzenie Fed i konferencję Jerome’a Powella, która rozpocznie się o 20:30.

Pojawią się też nowe prognozy ekonomiczne ze strony amerykańskiego banku centralnego. Wtedy dowiemy się więcej na temat perspektyw dla stóp procentowych w USA, z pierwszej ręki. Oczywiście rynki europejskie na te informacje będą mogły zareagować dopiero kolejnego dnia, czyli w czwartek.

A przy okazji inflacji: w nocy pojawiły się nowe dane z Chin za maj. Roczna stopa inflacji pozostała tam na poziomie 0,3 proc., wcześniej oczekiwano, że urośnie do 0,4 proc.

35 proc. firm chce w Polsce zatrudniać, a 19 proc. zwalniać

35 proc. przedsiębiorstw w Polsce chce zatrudniać nowych ludzi, a z drugiej strony 19 proc. firm mówi o konieczności zwolnień. To najnowsze badanie w ramach Barometru Manpower, który monitoruje zmiany w zachowaniach pracodawców na rynku pracy. Wyniki sugerują, że sytuacja na rynku jest wciąż zupełnie dobra.

„Firmy znad Wisły planują rozbudowywanie zespołów w najbliższych miesiącach i to we wszystkich analizowanych przez nas sektorach. W największym stopniu nowych pracowników chcą pozyskiwać organizacje branży energetyki i usług komunalnych, co jest wynikiem wielu nowych inwestycji z zakresu green energy, transformacji energetycznej naszego kraju. Przedsiębiorcy z sektora transportu, logistyki i motoryzacji także przewidują dość duży wzrost zatrudnienia, choć tutaj sytuacja zdaje się nieco bardziej złożona. O ile transport i logistyka zyskują dzięki wzrostowi konsumpcji, mocnej branży FMCG, to w motoryzacji z jednej strony słyszymy o dużych zwolnieniach, z drugiej o nowych inwestycjach. Dzieje się tak, ponieważ obszar ten także przechodzi pewną przemianę, wprowadza dużą dozę automatyzacji, robotyzacji i poszukuje tym samym nieco innych niż dotychczas talentów, wyposażonych w umiejętności z zakresu AI, nowych technologii" – ocenił dyrektor generalny ManpowerGroup w Polsce Tomasz Walenczak, cytowany w komunikacie z wynikami badania. Zostało ono przeprowadzone w kwietniu, na próbie złożonej z 525 pracodawców.