Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.

Zasadnicza zmiana naszych poglądów na walkę ze zmianami klimatu

Polacy chyba przestali dostrzegać korzyści wynikające z dążenia do neutralności klimatycznej i obecnie znacznie bardziej obawiają się kosztów tego procesu. W sondażu CBOS już tylko 25 proc. z nas chce osiągnięcia tej neutralności do 2050 roku, czyli w terminie, który zakłada plan Unii Europejskiej. Aż 68 proc. badanych uważa z kolei, że powinniśmy do niej dochodzić „w swoim tempie”, nawet jeśli miałoby to oznaczać proces trwający znacznie dłużej.

Reklama

W badaniu tym istotna jest zmiana w stosunku do tego sprzed trzech lat. Wtedy ten pierwszy wariant wybierało 48 proc. a ten drugi tylko 43 proc. Ostatnie trzy lata sporo więc zmieniły

ikona lupy />
Jak szybko Polska ma dążyć do neutralności klimatycznej / CBOS

CBOS pisze w swoim komentarzu, że „wydaje się, że Polacy przestraszyli się tempa i kosztów zmian w energetyce, przede wszystkim tych ponoszonych przez samych obywateli.” Wydaje się też, że spora część z nas nie bierze pod uwagęrozmiaru kosztów, które groziłyby nam, gdyby z tych zmian zrezygnowaći pozostawić zmiany klimatyczne bez reakcji.

Europejski Zielony Ład jako hasło kojarzy się negatywnie dla 52 proc. badanych, a pozytywnie tylko dla 14 proc. Wg CBOS obawy dotyczą przede wszystkim „zagrożenia, że w wyniku tych przedsięwzięć może poważnie ucierpieć nasze rolnictwo, mogą zniknąć całe gałęzie gospodarki, znacznie wzrosną koszty życia, być może też UE zdobędzie jeszcze większą władzę nad nami i możliwości wpływania na nasze życie.” Z drugiej strony osoby popierające Zielony Ład liczą na to, że „dzięki niemu w przyszłości będziemy oddychać czystym powietrzem, a może nawet uda nam się uratować Ziemię przed klimatyczną zagładą".

Zmienia się też nasze podejście do roli węgla w energetyce. Odsetek osób popierających stopniowe odchodzenie od tego tradycyjnego, ale też najdroższego i najbardziej szkodliwego dla zdrowia i otoczenia paliwa zmalał z 70 proc. rok temu do 61 proc. Grupa przekonana o tym, że energetyka powinna opierać się głównie na węglu, powiększyła się w tym czasie z 23 do 31 proc. Rozwój energetyki wiatrowej popiera obecnie 78 proc. a energetyki jądrowej 64 proc. badanych.

Złoty się osłabił po wyborach do Parlamentu Europejskiego

Rentowność francuskich obligacji dziesięcioletnich urosła w poniedziałek do 3,24 proc. czyli poziomu najwyższego od listopada ubiegłego roku. Był to wzrost aż o 13 punktów bazowych w ciągu jednego dnia. Tak wyglądała reakcja rynku finansowego na zaskakującą decyzję prezydenta Francji Emmanuela Macrona o skróceniu kadencji parlamentu i rozpisaniu nowych wyborów na 30 czerwca. Dla porównania: rentowność obligacji niemieckich urosła wczoraj tylko o 5 punktów bazowych, do poziomu, na którym ostatni raz była półtora tygodnia wcześniej.

ikona lupy />
Rentowność francuskich obligacji dziesięcioletnich urosła w poniedziałek do 3,24 proc. czyli poziomu najwyższego od listopada ubiegłego roku / investing.com

Faworytem we francuskich wyborach będzie prawicowe Zjednoczenie Narodowe, które w wyborach do Parlamentu Europejskiego zdobyło właśnie ponad 30 proc. głosów, czyli blisko dwa razy więcej niż partia Macrona. Scenariusz dojścia do władzy jawnie antyunijnego ugrupowania Marine Le Pen stał się więc realny, chociaż oczywiście trzeba pamiętać, że Francja to kraj z systemem prezydenckim, a osoba prezydenta się nie zmieni.

W reakcji na możliwe zmiany polityczne we Francji, a także generalnie lekkie przesunięcie się Unii Europejskiej w prawą stronę sceny politycznej w wyborach do Parlamentu Europejskiego, nieco euro straciło w relacji do dolara. Zanotowano też spadki na europejskich giełdach, ale niewielkie. U nas kurs euro wzrósł do 4,33 zł, czyli poziomu najwyższego od miesiąca, a dolary w pewnym momencie kosztowały ponad 4,03 zł.

W tej chwili na rynkach mamy już delikatny ruch w drugą stronę, tak więc jest szansa na to, że spadki w reakcji na wydarzenia polityczne okażą się krótkotrwałe.

Christine Lagarde rozwiewa nadzieje na kolejne obniżki stóp w strefie euro

Oczywiście w normalnej sytuacji na kursy walut wpływ mają przede wszystkim dane i prognozy dotyczące gospodarki, a nie polityki, a wśród nich kluczowe są te dotyczące przyszłych ruchów banków centralnych i stóp procentowych. Europejski Bank Centralny przed tygodniem zdecydował się na pierwszą po wielu latach obniżkę stóp procentowych, jednak zostawił rynek bez wskazówek o tym, co będzie robić dalej. Dopiero teraz taka wskazówka się pojawiła w postaci wywiadu szefowej EBC Christine Lagarde dla kilku gazet zachodnioeuropejskich, w którym mówi ona, że spadek stóp nie odbywa się w sposób liniowy, czyli jednostajny i że decyzje na ten temat mogą być podejmowane np. tylko raz na kilka posiedzeń.

Dla rynku oznacza to, że scenariusz bazowy, w którym EBC robi przerwę w obniżkach w lipcu, ale we wrześniu ponownie obniża stopy, może okazać się ryzykowny i że równie dobrze na kolejną obniżkę trzeba będzie zaczekać dłużej, czyli więcej niż jedno posiedzenie.
Lagarde zwróciła też uwagę, że duży wpływ na decyzję EBC będą mieć dane dotyczące tego jak szybko rosną płace, a z drugiej strony wydajność pracy w firmach.

Szybki wzrost płac, zwłaszcza taki, za którym nie nadąża produktywność, zwykle jest postrzegany przez banki centralne i ekonomistów jako czynnik, który sprzyja wzrostom inflacji. Jeśli EBC uzna, że takie zagrożenie jest realne, wtedy zapewne stóp procentowych nie będzie obniżać.

To, czy w strefie euro stopy procentowe pójdą w dół, czy nie, jest istotne też dla naszej gospodarki, ponieważ w scenariuszu z obniżkami po pierwsze cała strefa euro może łatwiej wejść w fazę ożywienia, co pomoże naszemu eksportowi, a po drugie niższe stopy tam, przy braku obniżek u nas powinno oznaczać dalsze umocnienie się złotego.

Dług publiczny rośnie w Polsce najszybciej od lat

Dług publiczny w Polsce rośnie najszybciej od kilkunastu lat. W pierwszym kwartale tego roku urósł aż o 4,8 proc. do 1,77 bln zł. Szybszy wzrost zadłużenia mieliśmy oczywiście w czasie pandemii w 2020 roku, ale to była sytuacja wyjątkowa. Jeśli ją pominiemy, to okaże się, że ostatni raz zadłużenie publiczne przyrastało szybciej w 2010 roku.

ikona lupy />
Dług publiczny Polski rośnie najszybciej od lat / Ministerstwo Finansów

Głównym powodem przyrostu długu publicznego jest obecnie dość spory deficyt w finansach publicznych, przekraczający prawdopodobnie 5 proc. PKB. Warto jednak zwrócić uwagę na pewną sezonowość, która polega na tym, że na początku roku rząd zwykle pożycza pieniądze „na zapas”, gromadzi zasoby, które potem wydaje przez cały rok. W efekcie więc zwykle zadłużenie na początku roku rośnie bardziej, niż w drugiej połowie roku.

W relacji do PKB dług obejmujący cały sektor publiczny, a więc nie tylko budżet, ale też wszelkiego rodzaju fundusze pozabudżetowe, a także samorządy, urósł do 51,5 proc. To poziom najwyższy od około dwóch lat, ale też niewyróżniający się niczym szczególnym. Generalnie polski dług publiczny od ponad dwudziestu lat znajduje się głównie w przedziale pomiędzy 45, a 55 proc. PKB, dziś więc jesteśmy prawie idealnie pośrodku tego przedziału. Poniżej wyszliśmy tylko raz w 2008 roku, tuż przed globalnym kryzysem finansowym, z kolei wyskoki powyżej 55 proc. mieliśmy tylko w 2013 roku w czasie kryzysu w strefie euro oraz w 2020 w czasie pandemii. W obydwu przypadkach były to okresy albo bardzo słabego wzrostu gospodarczego, albo wręcz recesji.

Prezydent podpisał ustawy o bonie energetycznym i wakacjach składkowych

Prezydent Andrzej Duda podpisał w poniedziałek cały szereg ustaw istotnych dla gospodarki, które w ostatnich tygodniach zostały uchwalone w Sejmie. Z jednej strony to tylko formalność, ale z drugiej warto odnotować ten fakt, ponieważ lada chwila (zapewne jeszcze dziś) zostaną one opublikowane w Dzienniku Ustaw i zaczną obowiązywać.

Chodzi między innymi o ustawę o wakacjach składkowych, zgodnie z którą przedsiębiorcy, którzy spełniają odpowiednie warunki dotyczące np. skali swojej działalności (przychód poniżej 2 mln euro rocznie) będą mogli przez jeden miesiąc w tym roku nie zapłacić składki do ZUS, a zapłaci ją za nich państwo. Druga to ustawa o tak zwanym babciowym, czyli o wspieraniu rodziców w aktywności zawodowej. Przewiduje ona wprowadzenie nowych świadczeń dla rodziców dzieci od 12 do 36 miesiąca życia.

Przede wszystkim jednak prezydent podpisał ustawę o bonie energetycznym, która podnosi wciąż zamrożoną cenę energii dla gospodarstw domowych o ponad 20 proc. do 50 groszy za kilowatogodzinę. Skala podwyżki będzie jednak mniejsza, bo ustawa kasuje też do końca roku z naszych rachunków za prąd tak zwaną opłatę mocową. Ponadto, aby złagodzić skutki podwyżki, wprowadzony zostanie bon energetyczny, czyli jednorazowa wypłata od rządu, często nawet przewyższająca kwotę podwyżki opłaty za prąd. Bon dostaną jednak tylko osoby o odpowiednio niskich dochodach (do 1,7 tys. zł miesięcznie na mieszkańca, albo 2,5 tys. zł w przypadku gospodarstw jednoosobowych), po tym jak o niego zawnioskują w urzędzie gminy.

Cena prądu dla małych i średnich firm się nie zmienia i pozostaje na poziomie 69,3 gr za kWh.

Ponadto na mocy nowej ustawy firmy energetyczne mają zaproponować nowe taryfy, które następnie oceni i zatwierdzi Urząd Regulacji Energetyki i które mają obowiązywać do końca 2025 roku. Z wcześniejszych wypowiedzi prezesa URE wynika, że najprawdopodobniej w tych nowych taryfach ceny będą niższe, poniżej 60 gr za kilowatogodzinę. Zaczną obowiązywać od nowego roku, kiedy skończy się okres mrożenia cen.

Państwo odchodzi od tego systemu, ponieważ kosztuje on kilkanaście miliardów złotych rocznie, ze względu na rekompensaty, jakie trzeba wypłacać sprzedawcom prądu. Rezygnacja z dalszego mrożenia cen prądu będzie więc w kontekście finansów państwa sposobem na ograniczenie deficytu budżetowego.