Tr�jka dzieci wysz�a na pla��. Po ponad 50 latach nadal nie wiadomo, co si� z nimi sta�o

Od zagini�cia trojga dzieci - dw�ch dziewczynek i ch�opca - min�o ju� ponad p� wieku. Do tej pory nie wiadomo, co sta�o si� z rodze�stwem Beaumont, chocia� policjanci twierdz�, �e w ich znikni�cie m�g� by� zamieszany m�czyzna podejrzewany o morderstwo, a tak�e molestowanie nieletnich i zgwa�cenie sz�stki dzieci.

26 stycznia wypada Australia Day, czyli święto państwowe upamiętniające założenie pierwszej stałej osady w Australii. W 1966 roku trójka rodzeństwa Beaumont, mieszkająca z rodzicami na przedmieściach Adelajdy, wyszła z domu, by pojechać na plażę oddaloną o pięć minut jazdy autobusem. W tamtych czasach rodzice często pozwalali dzieciom na takie "eskapady". Na dodatek nie było to pierwsze takie wyjście na plażę wówczas dziewięcioletniej Jane, siedmioletniej Arnnie i czteroletniego Granta.

Rodzeństwo dotarło na plażę, ale nigdy z niej nie wróciło. Po ponad pół wieku nadal nie wiadomo, gdzie zniknęły

Dzieci, które niemal wychowały się na plaży, wiedziały, że nie mogą same wchodzić do morza. Dojazd nie był długi, więc dotarły na miejsce bez żadnego problemu. To, że faktycznie pojechały na plażę, potwierdzili w późniejszym śledztwie świadkowie, którzy podali nie tylko odpowiedni rysopis dzieci, ale też pamiętali, w co były ubrane i co miały ze sobą. Gdy Jane, Arnna i Grant nie wrócili do domu o ustalonej porze, ich mama początkowo uznała, że spóźnili się na autobus. Kiedy jednak kolejne autobusy przyjeżdżały, a dzieci nie było, kobieta zaczęła się niepokoić. Po powrocie ojca z pracy udał się on na plażę, jednak nie znalazł córek i syna, ani nawet śladu po nich. Rodzice razem obeszli domy sąsiadów i znajomych, jednak tam też ich nie było. Przed szóstą wieczorem ojciec poszedł na policję zgłosić ich zagini�cie.

W akcję od razu zaangażowano ogromne siły, co z czasem przerodziło się w największą akcję poszukiwawczą w Australii. Policjanci początkowo przeszukiwali okolicę, później także plażę, wydmy, nadbrzeżną część oceanu i okoliczne budynki. Funkcjonariuszom pomagały dziesiątki ochotników. Nie minęła doba, a o zaginięciu dzieci wiedział już cały kraj. Hipoteza utonięcia została szybko odrzucona, ponieważ dzieci zabrały ze sobą na plażę 17 przedmiotów i żadnego z nich nie odnaleziono. Gdyby utonęły, to ich rzeczy zostałyby więc na plaży. Poszukiwania objęły więc także ciągi komunikacyjne, drogi międzystanowe, dworce kolejowe czy lotniska.

Świadkowie przyznali, że w pewnym momencie do trójki rodzeństwa bawiącego się na plaży dołączył ktoś jeszcze. Około 30-letni blondyn o atletycznej budowie pomógł dzieciom się ubrać, a następnie wyszły one z nim z plaży. Świadkiem była także sprzedawczyni z piekarni, która znała rodzeństwo z widzenia. Zapamiętała, że w dniu zaginięcia kupiły trzy słodkie ciastka i jeden wypiek z mięsem. Dodatkowo zapłaciły banknotem, chociaż od rodziców dostały kilka monet. Wówczas pojawiły się przypuszczenia, że dzieci dostały pieniądze od widzianego z nimi mężczyzny i także dla niego kupiły coś do jedzenia. Porwanie okazywało się coraz bardziej prawdopodobne, ponieważ po wyjściu z piekarni świadkowie nie widzieli już dzieci.

Matka zaginionych mówiła, że najstarsza córka była tak nieśmiała, że na pewno nie pozwoliłaby, by ktoś nieznajomy dotykał jej czy pomagał się ubierać. Rodzeństwo miało też zakaz rozmawiania z nieznajomymi. Wtedy pojawiły się domysły, że dzieci już wcześniej mogły znać potencjalnego porywacza. Przed zaginięciem Arnna żartowała bowiem, że Jane "ma na plaży chłopaka". Rodzice nie zwrócili uwagi na słowa siedmiolatki, dopóki nie doszło do zaginięcia.

Rodzice przez wiele lat współpracowali z policją i sprawdzali każdy ślad. Dwa lata po zaginięciu rodzeństwa dostali kilka listów od rzekomej Jane i porywacza. Mężczyzna miał pisać, że chce zwrócić im ich dzieci. Umówione zostało nawet spotkanie, na które rodzice udali się z detektywem - nikt jednak nie przyszedł. Później otrzymali ostatni list od "Jane", w którym napisano, że porywacz stracił do nich zaufanie i zrywa kontakt. Po latach śledczym udało się ustalić, że był to okrutny żart nastolatka. W 1992 roku wyodrębniono z listów odciski palców 41-letniego wówczas mężczyzny, który nie odpowiedział za swoje niestosowne zachowanie, ponieważ wybryk ten uległ przedawnieniu.

W styczniu 2020 roku temat rodzeństwa powrócił. Ich zaginięcie powiązano ze zniknięciem innych dzieci, które miały miejsce w podobnym czasie i okolicy. Mimo tego nie udało się zdobyć żadnych dowodów w tej sprawie, a 90-letni obecnie rodzice nadal nie wiedzą, co stało się z ich dziećmi.

Zaginięcie dwóch dziewczynek podczas meczu w Adelaide Oval. Jedna z nich kopała i szarpała porywacza

Śledczy przypuszczają, że porywaczem rodzeństwa Beaumontów jest ten sam mężczyzna, który miał uprowadzić dwie dziewczynki w Adelaide Oval. W sierpniu 1973 roku 11-letnia Joanne z rodzicami oglądała mecz futbolu australijskiego. Obok niej siedziała czteroletnia Kirste z babcią. Dziewczynki z nudów zaczęły się ze sobą bawić. Gdy Kirste poprosiła o pójście do toalety, to właśnie 11-latka zaoferowała pomoc. Dziewczynki wyszły do łazienki dwa razy, jednak za drugim już nie wróciły.

Zdjęcie zaginionej 4-letniej Kirste Gordon i 11-letniej Joanne Ratcliffe.Zdjęcie zaginionej 4-letniej Kirste Gordon i 11-letniej Joanne Ratcliffe. fot. organizacja The Doe Network, zajmująca się poszukiwaniem zaginionych osób

Jeden ze świadków widział, jak szczupły mężczyzna próbuje z dziewczynkami wyciągnąć spod samochodu kotka, który się pod nim schował. Następnie 13-latek, który sprzedawał napoje, zobaczył, że mężczyzna podniósł młodszą dziewczynkę i zaczął z nią iść w kierunku bramy. Za nim ruszyła 11-latka, która wyglądała na nieco zdenerwowaną. Joanne miała go też kopnąć i szarpnąć za ramię, wówczas mężczyzna wziął ją pod rękę i wyprowadził dziewczynki poza teren stadionu. To samo widział kolejny świadek - Sue Laurie, która zinterpretowała to jako rodzinną kłótnię. Później okazało się, że rysopis porywacza jest łudząco podobny do rysunku, który zrobiono podczas zaginięcia rodzeństwa Beaumontów. Mężczyzny nigdy nie udało się jednak znaleźć.

Rysopis mężczyzny, który uprowadził dziewczynkiRysopis mężczyzny, który uprowadził dziewczynki fot. organizacja The Doe Network pomagająca w poszukiwaniu zaginionych.

Morderstwo sióstr Mackay. Dziewczynki zostały porwane, zabite i zgwałcone

Trzy lata wcześniej doszło w okolicy do innego porwania. Siedmioletnia Judith i pięcioletnia Susan Mackay wyszły z domu i udały się na oddalony o 10 minut przystanek, gdzie zatrzymywał się szkolny autobus. Dziewczynki jednak nie dotarły tego dnia do szkoły ani nie wróciły z niej do domu. Dwa dni później ciała sióstr znaleziono w wyschniętym korycie potoku. Obie dziewczynki zostały trzykrotnie ugodzone w klatkę piersiową, a następnie Susan została uduszona dłońmi. Judith udusiła się od piasku, który zatkał jej nos i usta. Porywacz następnie rozebrał dzieci, a ich ubrania starannie złożył obok. Później zgwałcił dzieci.

Judith i Susan Mackay na zdjęciu zrobionym przed ich zaginięciem.Judith i Susan Mackay na zdjęciu zrobionym przed ich zaginięciem. fot. mypolice.qld.gov.au

Policja również znalazła świadków. Jeden mężczyzna widział, jak szczupły mężczyzna zatrzymuje się na przystanku i rozmawia z dziewczynkami. 85 kilometrów dalej ten sam mężczyzna był widziany na stacji benzynowej, gdzie tankował. Jedna z osób słyszała, jak starsza dziewczynka zapytała, "kiedy w końcu zabierze je do mamusi". Obie były zdenerwowane, jednak nikt nic nie zrobił. Kilka kilometrów dalej pewien kierowca (zawodowy żołnierz) pokłócił się z tym mężczyzną. Dokładnie zapamiętał, jakie mundurki miały jadące z nim dziewczynki. Policja nie pokazała jednak w mediach rysopisu mężczyzny, a skupiono się na poszukiwaniach samochodu, którego jedne drzwi były "nie do pary". Sprawcy ani jego auta nigdy nie odnaleziono, a sprawa została szybko zamknięta.

W 1988 roku dokument o zabójstwie sióstr Mackay oglądała Sue Laurie. W filmie pokazano rysopis mężczyzny. Kobieta z przerażeniem rozpoznała na nim osobę, którą widziała z poszukiwanymi 11-letnią Joanne i czteroletnią Kirste. Ten sam film, tylko 10 lat później, obejrzał też kuzyn żony mężczyzny, który nakierował śledczych na Arthura Stanleya Browna.

45 zarzutów molestowania, podejrzany o sześć gwałtów i morderstwo. Nigdy za nic nie odpowiedział

Okazało się, że mężczyzna pracował w szkole sióstr Mackay jako stolarz, a kuzyna żony molestował w okolicy, w której doszło do morderstwa. Poruszał się w tym czasie samochodem, który pasował do opisu świadków. Co ciekawe, śledczy trafili nawet na zgłoszenie z 1970 roku. 19-letni John, który pił z Brownem w pubie, zgłosił, że mężczyzna zapytał się go o to, czy słyszał o morderstwie sióstr Mackay. Powiedział wtedy, że policja szuka niewłaściwego samochodu i że to on popełnił tę zbrodnie. John zgłosił to na policję, a Brown został przesłuchany, jednak nie został uznany za podejrzanego. Pięć lat później miał przyznać się do morderstwa innemu nastolatkowi, który uznał to za żart.

W 1998 roku policja przesłuchała bliższych i dalszych krewnych Browna. Na tej podstawie postawiono mu aż 45 zarzutów dotyczących napaści nieletnich na tle seksualnym, sześciu gwałtów na dzieciach będących w wieku od trzech do 10 lat oraz zarzut morderstwa sióstr Mackay (pracownik stacji benzynowej i kierowca, z którym się kłócił, rozpoznali w Brownie mężczyznę, który porwał dziewczynki). Rozprawa rozpoczęła się w 1999 roku. W 2001 roku na podstawie raportów psychiatrycznych stwierdzono u Browna demencję i chorobę Alzheimera, przez co "nie nadawał się on do osądzenia". Zarzuty wycofano, a niebawem - w 2002 roku - Arthur Stanley Brown zmarł w domu opieki (rodzina nie chciała mieć z nim nic wspólnego).

Jego zdjęcia z lat 70. i rysopisy porywaczy były łudząco podobne. Brown zawsze uchodził za dziwaka - był skrajnym pedantem, miał dziwny nawyk składania wszystkiego w kwadraty - tak samo, jak złożone były ubrania sióstr Mackay. Jeździł także samochodem z niedopasowanymi drzwiami, o których mówili świadkowie porwania sióstr.

Arthur w 1944 roku poślubił Hester Porter i został ojczymem trójki jej dzieci. W tym czasie miał romans z jej siostrą Charlotte. W 1978 roku Hester zmarła w wypadku, a Brown bardzo szybko poślubił jej siostrę. Syn Charlotte twierdzi, że to Arthur zabił swoją pierwszą żonę. Miał podobno obawiać się, że kobieta pójdzie na policję. Hester przyłapała bowiem Arthura na molestowaniu obcego dziecka. Wyznała nawet drugiej siostrze, że boi się go i nigdy nie pozwala swoim dzieciom być z nim samym. Kobieta cierpiała jednak na artretyzm - choroba postępowała tak szybko, że nie była ona już w stanie podnosić się z łóżka.

Okazało się, że Brown molestował także swoich dalszych krewnych. Na początku lat 80. molestowani kuzyni (mężczyźni i kobiety) połączyli siły i poszukali porady prawnej. Wówczas jednak poradzono im, by zachowali to jako rodzinną tajemnicę, ponieważ obawiano się, że proces będzie traumatyczny głównie dla poszkodowanych Browna. Po postawieniu go w 1999 roku w akt oskarżenia rodzina przyznała, że mężczyzna miał obsesję na punkcie morderstwa dziewczynek Mackay. W swoim domu miał także tajny pokój, w którym znajdowały się butelki z winem i książki z opisami, a nawet zdjęciami ofiar morderstw.

Brown łączony jest także z zaginięciem 14-letniej Marilyn w Elimeo w 1972 roku. Arthur i jego żona Hester odwiedzili w tym samym czasie i podobnej okolicy krewnych. Ich samochód się zepsuł, więc pojechali pociągiem, a następnego dnia Brown wrócił odebrać auto. W 1975 roku odnaleziono ciało zaginionej 18-latki Catherine. Jej zwłoki odnaleziono 500 metrów od miejsca, gdzie pięć lat wcześniej znaleziono ciała sióstr Mackay. Śledztwo wykazało, że w morderstwie brały udział dwie osoby. Istnieją jednak podobieństwa, które łączą to morderstwo ze śmiercią sióstr, ale nie podano ich do publicznej wiadomości.

Wi�cej o: