Pokolenie Z, czyli osoby urodzone po 1995 roku, dorastało w świecie pełnym treści cyfrowych. Codziennie przeglądają memy, zdjęcia, media społecznościowe, czaty ze znajomymi, filmy wideo, wpływowych influencerów oraz artykuły informacyjne z niezliczonych źródeł w sieci. Jak sortują te wszystkie cyfrowe informacje, aby określić, co jest ważne, przydatne lub prawdziwe?
Internetowe zachowania pokolenia Z
Wiele osób chciałoby to wiedzieć. Sieci społecznościowe chcą młodych użytkowników. Media chcą subskrybentów. Politycy chcą głosów. Profesorowie chcą wiedzieć, dlaczego ich studenci nie czytają książek. Wygląda na to, że każdy ma interes w zrozumieniu "tej dzisiejszej młodzieży".
Zobacz także: 20-latkowie zadowoleni z finansów. Odstawiają inne pokolenia, bo nie boją się zmian pracy
W ciągu ostatnich kilku lat naukowcy z Jigsaw, spółki zależnej Google, która koncentruje się na polityce w internecie i polaryzacji, badali, w jaki sposób pokolenie Z trawi i metabolizuje to, co widzi w sieci. Naukowcy mieli nadzieję, że ich praca zapewni jedno z pierwszych dogłębnych, etnograficznych badań "umiejętności informacyjnych" pokolenia Z. Ale gdy tylko zaczęli, ich najbardziej fundamentalne założenie dotyczące natury informacji cyfrowych prysło.
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
— W ciągu tygodnia rzeczywistych badań po prostu wyrzuciliśmy termin "umiejętność korzystania z informacji" — mówi Yasmin Green, CEO Jigsaw. Okazuje się, że pokolenie Z "nie odbywa linearnej podróży w celu oceny prawdziwości czegokolwiek". Zamiast tego angażują się w coś, co naukowcy nazywają "wrażliwością informacyjną", "społecznie świadomą" praktykę, która opiera się na "ludowej heurystyce wiarygodności". Innymi słowy, pokolenie Z zna różnicę między solidnymi wiadomościami a memami generowanymi przez sztuczną inteligencję. Po prostu ich to nie obchodzi.
Ustalenia Jigsaw oferują odkrywczy wgląd w cyfrowy sposób myślenia pokolenia Z. Tam, gdzie starsze pokolenia starają się sprawdzać informacje i cytować źródła, pokolenie Z nawet się tym nie przejmuje. Po prostu czytają nagłówki, a następnie szybko przewijają do komentarzy, aby zobaczyć, co mówią inni. Decydowanie o prawdziwości i znaczeniu informacji zlecają zaufanym influencerom o podobnych poglądach. A jeśli artykuł jest zbyt długi, po prostu go pomijają. Nie chcą oglądać rzeczy, które mogą zmusić ich do zbyt intensywnego myślenia lub które denerwują ich emocjonalnie. Jigsaw odkrył, że jeśli mają jakiś cel, to jest nim nauczenie się tego, co muszą wiedzieć, aby pozostać cool i rozmawiać w wybranych przez siebie grupach społecznych.
— Stara gwardia powie: "No tak, ale ostatecznie musi ci zależeć na prawdzie" — mówi Green. — Generacja Z mówi: "możesz przekazać mi swoją prawdę i to, co uważasz za ważne" — dodaje. To, co decyduje o trafności twierdzenia, nie jest jakimś ustalonym pojęciem autorytetu. Są to sygnały społeczne, które odbierają od swoich rówieśników.
Badania Jigsaw nie są statystycznie istotne. Nie ankietowali dużej grupy użytkowników Gen Z na temat ich cyfrowych nawyków. Zamiast tego polegali na intensywnych wywiadach z garstką osób w wieku od 13 do 24 lat z reprezentatywnego zakresu demograficznego, klas i płci. Robili to, co antropolodzy robią w terenie, szukali jakościowej głębi, a nie danych ilościowych.
Zobacz także: 30-latkowie w potrzasku. "Każdy wybór zawodowy jest pułapką"
To, co usłyszeli, zaskoczyło ich. Młodzi ludzie zasadniczo twierdzą, że nie widzą różnicy między korzystaniem z internetu w celu uzyskania wiadomości a interakcjami społecznymi. "Zetki" podchodzą do większości swoich cyfrowych doświadczeń w trybie, który badacze nazywają "timepass", po prostu nie chcąc się nudzić. Jeśli chcą odpowiedzieć na pytanie lub dowiedzieć się czegoś nowego, mogą skorzystać z wyszukiwarki, ale nowe informacje zdobywają głównie za pośrednictwem swoich kanałów społecznościowych, które są algorytmicznie przycinane, aby odzwierciedlały to, na czym im zależy i komu ufają. Krótko mówiąc, stworzyli własne filtry do przetwarzania natłoku zdigitalizowanych informacji. Pojawiają się tylko ważne rzeczy, a jeśli coś tam jest, to musi być ważne.
Nie czytają długich artykułów. Nie ufają też reklamom, paywallom czy wyskakującym okienkom z prośbą o darowizny lub subskrypcje. — Jeśli tworzysz clickbait, masz zerową wiarę w swoje treści — powiedział jeden z badanych. — A źródła wiadomości, nawet CNN i "The New York Times", tworzą clickbaity. Natychmiast odrzucam te artykuły — dodał.
Dla pokolenia Z świat online przypomina rozwarstwioną, podzieloną na kliki stołówkę z filmów dla nastolatków z lat 80. Zamiast słuchać starych, napuszonych nauczycieli, takich jak CNN i "Times", czerpią wskazówki od internetowych influencerów, będących na szczycie hierarchii społecznej. Osobiste doświadczenia influencerów sprawiają, że są oni autentyczni i mówią językiem pokolenia Z.
— Osoby z pokolenia Z mają ulubionych influencerów lub grupę influencerów, którym zasadniczo powierzają swoje zaufanie, a następnie są niezwykle lojalni wobec wszystkiego, co ten influencer mówi — mówi Beth Goldberg, szefowa działu badań w Jigsaw. — Wypadnięcie z grupy influencerów staje się niezwykle kosztowne, ponieważ otrzymują od nich wszystkie informacje — dodała.
Nie oznacza to, że pokolenie Z jest mniej inteligentne lub pracowite niż inne pokolenia. Wiedzą, jak dogłębniej zbadać daną kwestię. Po prostu zazwyczaj nie chcą tego robić. — Wykorzystują te krytyczne umiejętności w naprawdę niewielkim stopniu podczas korzystania z internetu — mówi Goldberg. Jeśli przygotowują się do kłótni, której się spodziewają, lub gdy muszą podejmować ważne decyzje życiowe dotyczące szkół czy inwestycji, są gotowi poradzić sobie z żmudnym wyszukiwaniem faktów. — Ale przez zdecydowaną większość czasu spędzają bezmyślnie czas w trybie zabijania czasu. Prawdziwość nie tylko nie była dla nich najważniejsza, ale w ogóle nie była dla nich ważna — dodaje.
Kiedy jeden z badanych udostępnił fałszywy obraz Donalda Trumpa uciekającego przed policją nowojorską, badacze rzucili mu wyzwanie. — W pewnym sensie wzruszył ramionami — mówi Goldberg. Z perspektywy badanych wykorzystywali oni swoje umiejętności krytycznego myślenia i znajomości mediów. W końcu Trump był w tym czasie skierowany na proces karny w Nowym Jorku. To mogła być prawda.
A jeśli chodzi o rzeczy takie jak dieta lub dobre samopoczucie, pokolenie Z po prostu wypróbuje je na własnym ciele i zobaczy, czy to działa. Postrzegają to jako bezpieczny sposób na przeprowadzenie własnych badań, głównie dlatego, że nie szkodzi to nikomu innemu. Jeśli ta nowa dieta lub schemat ćwiczeń "działa" na ich ciało, jest to bardziej wiarygodne niż dane pokazujące jej wpływ na całą populację.
Jeśli do kanałów pokolenia Z wkradną się treści brzmiące jak fakty, takie jak twierdzenia na temat tego, co stanowi zdrową dietę, co Trump zrobiłby jako prezydent lub czy Ukraina bądź Rosja są winne wojny, prawdopodobnie skierują się prosto do komentarzy. Dzieje się tak po części dlatego, że wiedzą, że cyfrowi trybuni ludu szybko zdemaskują wszelkie fałszywe wiadomości, ale także dlatego, że obawiają się, czy wiadomość lub konkretna reakcja na nią może wywołać internetowy ostracyzm.
— Cancel culture pojawiła się, gdy dorastali. Byli uczeni, jak występować, a jak nie, by tego uniknąć — mówi Goldberg. — Otrzymują zaufane informacje z zamkniętych czatów grupowych lub obserwujących z prywatnymi kanałami, więc są w stanie pokazać, że są częścią grupy i mogą wykonywać określone sygnały społeczne — dodaje. Dla pokolenia Z sprawdzanie, co inni mówią w komentarzach, nie jest powierzchowne. To kwestia życia społecznego lub śmierci.
Jeśli brzmi to, jak pokolenie, które uwierzy w każdą napotkaną bzdurę i nigdy nie zaprenumeruje gazety, cóż, naukowcy z Jigsaw również się o to martwią. Dobrą wiadomością jest jednak to, że pokolenie Z nie doświadcza tak wiele celowego fałszu, jak mogłoby się wydawać. Badania pokazują, że większość dezinformacji jest tworzona i konsumowana przez malejącą mniejszość użytkowników, którzy jej szukają, a nie algorytmicznie rozpylana w gałkach ocznych łatwowiernych nastolatków surfujących po Internecie.
— Przypadkowa konsumpcja głupich TikToków raczej nie zaprowadzi kogoś w mroczny zakątek nienawiści lub dezinformacji — mówi David Rothschild, ekonomista z Microsoft Research, który bada zachowania w sieci. — Jest bardzo prawdopodobne, że jeśli tam dotrą, to sami się tam wybiorą — dodaje.
Wszyscy konsumujemy obecnie mniej formalne treści informacyjne, takie jak telewizja czy gazety. Podobnie jak pokolenie Z, wszyscy coraz bardziej polegamy na naszych sieciach społecznościowych, aby dowiedzieć się, co się dzieje. Niedawne badanie Pew Research Center wykazało, że większość użytkowników Facebooka, Instagrama, X i TikToka często spotyka się z newsami. Na X najczęściej pochodzą one od mediów i dziennikarzy, którzy faktycznie stworzyli wiadomości. Na Facebooku i Instagramie wiadomości docierają za pośrednictwem rodziny i znajomych, których poglądy, na dobre lub na złe, już znasz. Jednak na TikToku, z nieproporcjonalnie młodszą bazą użytkowników, źródłem są zazwyczaj influencerzy. Agregują, metaanalizują i wstępnie analizują to, co mówią inne źródła. Być może dlatego użytkownicy TikTok, w porównaniu z innymi platformami, twierdzą, że nie są "zmęczeni" wiadomościami, które widzą. Ktoś inny wykonał już ciężką pracę; oni otrzymują streszczenie.
Jak mogą podejrzewać unikający clickbaitów przedstawiciele generacji Z, zainteresowanie Jigsaw ich zachowaniem online nie jest czysto akademickie. Spółka zależna Google tworzy oprogramowanie o nazwie Perspective, którego wiele serwisów informacyjnych, w tym "The New York Times", używa do moderowania sekcji komentarzy. Nowa wersja Perspective uwzględnia najnowsze ustalenia Jigsaw, podnosząc komentarze, które zawierają ciepłe i rozmyte "pomostowe" uczucia, takie jak ciekawość i rozsądek, na górę sekcji. Celem jest dotarcie do czytelników z pokolenia Z tam, gdzie żyją — przewijając komentarze — i przekształcenie ich w subskrybentów.
Badając pokolenie Z, Jigsaw może zastawić na nie lepsze pułapki w ich rodzimym środowisku. Jako przedstawiciel pokolenia X jestem z natury sceptyczny wobec szerokich wypowiedzi na temat wschodzącego pokolenia. Powinniście słyszeć niektóre rzeczy, które boomersi mówili o nas (Nie, żeby nas to obchodziło. Nieważne). Przyznam, że martwi mnie, że pokolenie Z sprawdza komentarze, aby zdecydować, w co wierzyć. Doszedłem jednak do wniosku, że lepiej to sprawdzić. Aby ocenić badania Jigsaw, wykonałem naukowy test: zajrzałem na stronę w Google Scholar, aby sprawdzić, ilu innych badaczy cytowało to badanie. Jest to standardowy miernik tego, jak bardzo dana dziedzina ceni dany artykuł w czasopiśmie.
I wtedy zdałem sobie sprawę: zasadniczo sprawdzałem komentarze. Wszyscy to robimy, szukamy wielu linków, pięciogwiazdkowych recenzji, odpowiedzi. To wszystko są prawidłowe sposoby surfowania po nowoczesnym ekosystemie społecznościowo-informacyjnym. Dzieci mają rację i wszystko w porządku.
Mimo to zastanawiałem się, co sami przedstawiciele pokolenia Z mogą zrobić z badaniami Jigsaw. Dwóch z nich mieszka w moim domu i nazywa mnie tatą. Wysłałem im więc wyniki badań wraz z emoji znaku zapytania.
— Tak, wygląda na to, że tak — odpowiedział młodszy z nich. — Ale wiesz, że nie wszyscy tak robimy — dodał.
Uznałem się za szczęściarza, to była lepsza odpowiedź niż ta, którą otrzymała Goldberg. — Zawsze dzielimy się ostatecznymi wynikami z respondentami — mówi. Kiedy jednak Goldberg zapytała swoich badanych, co myślą o jej badaniach, zgodnie z jej ustaleniami, usłyszała tylko ciężką ciszę nastolatków patrzących na swoje telefony. — Nie jestem pewna, ile osób z pokolenia Z czyta nasze artykuły — podsumowała ze smutkiem. Brak sekcji komentarzy to brak komentarzy.
Powyższy artykuł jest tłumaczeniem z amerykańskiego wydania Business Insidera
Tłum.: Mateusz Albin