REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Testy aut nowych

Toyota Yaris z mocniejszą hybrydą jest bardzo szybka. Inne zalety? Może wy znacie

Trudno jest być fanem Toyoty, a potem musieć zderzyć się z rzeczywistością współczesnych aut, nastawionych na zysk w sposób brutalny. Dlatego też po paru dniach ze zmodernizowanym Yarisem mogę powiedzie�� tylko, że wolałbym DeLoreana. 

22.06.2024
8:35
Toyota Yaris z mocniejszą hybrydą jest bardzo szybka. Inne zalety? Może wy znacie
REKLAMA

Wolałbym DeLoreana, w którym profesor Emmett Brown przeniósłby mnie w czasie do roku 2012

REKLAMA

Kupiłbym wtedy zupełną nowość – hybrydowego Yarisa III generacji. Po raz pierwszy wówczas pełna hybryda pojawiła się w tak małym samochodzie. Zaledwie półtora roku wcześniej układ hybrydowy trafił do modelu Auris (wiem, bo byłem na prezentacji), a później hybrydą stał się Yaris. I to było coś wyjątkowego: miał znacznie lepsze wyposażenie niż zwykły Yaris, palił realnie 4,7 l/100 km i oczywiście seryjnie wyposażony był w skrzynię e-CVT. Osiągi nie powalały, ale płynność jazdy i wyciszenie były na zaskakująco dobrym jak na ten segment poziomie. Przejechałem takim Yarisem niejedną trasę i współtworzyłem nim niejeden korek, był to naprawdę znakomity samochód.

Rozum i godność człowieka^3

Potem przyszła generacja czwarta, która straciła silnik 4-cylindrowy na rzecz 3-cylindrowego

Moc wzrosła do 116 KM, kultura pracy spadła. Wnętrze z dosyć eleganckiego stało się dziwne. Podobno zlikwidowano efekt „wycia” podczas przyspieszania, ale ja również w poprzedniej generacji nie potrafiłem go zaobserwować. Tym Yarisem, czyli generacją XP21, też trochę pojeździłem i był to samochód przyjemny, jednak już inny w charakterze niż poprzedni. Nie mówię, że nie mógł się podobać, bo może i był głośniejszy, ale za to żwawszy. Trochę sztywniejszy i z niższą pozycją za kierownicą, natomiast miejscami zrobiony tak, żeby klient widział, że nie kupuje produktu premium. 

Aktualna generacja Yarisa

Teraz Yaris XP21 doczekał się liftingu i wzmocnionej wersji hybrydowej

Nie ma już wariantu 1.0. Najsłabszy Yaris ma pojemność 1,5 l i moc 125 KM (skrzynia ręczna lub Multidrive S). Są także dwie hybrydy: ta, co poprzednio – 1.5 116 KM i ta nowa: 1.5 130 KM. I właśnie tą ostatnią, wzmocnioną, przyszło mi pojeździć. Czy mam jakieś wrażenia? Tak, chociaż pewnie nie powinienem, ale trudno. 

130-konny hybrydowy Yaris faktycznie jest szybki. Nawet bardzo szybki. Na tyle, że dwukrotnie wybrałem trasę autostradą a nie przez miasto i wioski, mimo że oznaczało to nadłożenie prawie 20 km w jedną stronę. Po prostu przyjemnie jedzie się nim w trasie, ponieważ każde wciśnięcie gazu oznacza realną, błyskawiczną reakcję. Yaris III generacji z lat 2012-2020 przyspiesza, jakby bardzo tego nie chciał, a pedał gazu porusza się z oporem, jakby pod nim znajdowała się gumowa piłka. Ten nowy po prostu frunie. Przyspieszałem kilka razy w zakresie 120-140 km/h i działo się to bez wysiłku. Zatem z jednej strony Yaris z mocniejszą hybrydą zyskał na wszechstronności, bo poprzedni w trasie jeździł średnio (choć oszczędnie). Tyle że do tej mocniejszej hybrydy mamy miękkie zawieszenie i przeciętne hamulce, więc sportowe wrażenia kończą się na wciskaniu gazu podczas jazdy na wprost.

17-tki wyróżniają wersję Premiere Edition.

Toyota Yaris 1.5 Hybrid 2024 – spalanie

Zużycie paliwa utrzymuje się na tym samym poziomie co w poprzedniej generacji i właściwie na tym samym, co w Corolli hatchback z silnikiem 1.8. To znaczy, że w mieście można zejść do 4,5 l/100 km, na trasie to raczej 5,0-5,2 l/100 km. Stosując moje zaawansowane techniki jazdy samochodem hybrydowym polegające na gapieniu się na wskaźnik „EV” i odpuszczaniu gazu zawsze gdy gaśnie, udało mi się zejść na 4,4 l/100 km w mieście. W trasie już takich możliwości nie ma. Jeśli więc ktoś chce wybrać Yarisa, bo ma mniejszy silnik niż Corolla i teoretycznie będzie palić mniej, to nie będzie. 

Niestety, na tym koniec dobrych wiadomości

Yaris jest morderczo głośny. Dawno już nie jeździłem samochodem, w którym podczas przyspieszania słychać tak mocno silnik. Do tego stopnia, że gdy wciskasz mocniej gaz, to musisz podnosić głos, żeby móc rozmawiać z pasażerem. Było to całkiem normalne w Cinquecento, ale w hybrydowym Yarisie z 2024 r. to jakaś pomyłka. Jest to o tyle szokujące, że dosłownie parę tygodni przed Yarisem jeździłem Lexusem LBX również z 3-cylindrowym silnikiem 1.5 i napędem hybrydowym, i Lexus (choć zdania w redakcji były podzielone) według mnie był wyciszony idealnie.

Tapicerka foteli jest niezła, chociaż ogólne wykonanie – na trzy z plusem

Ja rozumiem, że tu jest produkt masowy, a tamto był premium, ale chyba trochę przesadzono z podkreślaniem tej różnicy. To znaczy wybaczyłbym jeszcze hałaśliwość Yarisowi, gdyby ten dźwięk silnika był przyjemny, ale nie jest. Zamiast warczeć, on robi bardziej „żżżżżż”. Proszę wybaczyć tę onomatopeję, uznaję że mogę sobie na nią pozwolić, skoro i tak prawie nikt już nie pisze prawdziwych testów samochodów. Wygląda to tak, jakby nie dali wygłuszenia, bo całe poszło do Lexusa.

Bagażnik jakiś mały, ja wiem że hybryda, ale...
To wykończenie, no nie

Drugim problemem poza hałaśliwością jest użycie materiałów i urządzeń dyskusyjnej jakości. Nie wymagam, żeby klamki wewnętrzne były z prawdziwego metalu, ale może nie muszą być aż tak brutalnie wizualnie tanie? Czy kamera cofania wyświetlana na dużym ekranie centralnym musi mieć aż tak mocno interpolowany obraz? Wygląda jakby składał się z dwunastu pikseli – mimo ogromnego ekranu trudno coś dojrzeć. Dacia robi to lepiej, nie wspominając o producentach chińskich, a przecież testowana wersja to była ta bogata. Sytuację ratują trochę fotele i podłokietnik, ale to jednak za mało. 

Nie za tę cenę, panowie i panie z Toyoty...
Jakość obrazu z kamery to po prostu skandal.

Znajomy, który jeździł Yarisem Cross, też narzekał na hałaśliwość

Może to taki sposób Toyoty na przekonanie klientów, żeby kupowali droższe modele. No i teraz zasadnicze pytanie: czy się czepiam? Czy to jest tak, że Yaris jest na tyle tani, że można mu wszystko wybaczyć? Sprawdziłem i sytuacja przedstawia się tak:

Toyota Yaris Hybrid 130 KM kosztuje 118 tysięcy złotych w wersji Premiere Edition i 119 tys. zł jako GR Sport. Pozostańmy przy tej pierwszej, bo taka właśnie widnieje na zdjęciach. Premiere Edition ma właściwie wszystko w wyposażeniu seryjnym – lista jest tak długa, że nie będę jej nawet próbował wymienić. Dość na tym, że jest nawet wyświetlacz przezierny (HUD), o takich oczywistościach jak keyless-go czy klimatyzacja dwustrefowa nie warto wspominać, ale można zwrócić uwagę na system ostrzegania przed ruchem poprzecznym przy cofaniu, co jest przydatną funkcją nawet w małych samochodach. Głównie dlatego, że szyby boczne robi się obecnie dużo mniejsze niż kiedyś, ale to szczegół. No i teraz pytanie, czy te 118 tys. zł to jest mało czy dużo. Wszedłem na OLX, wpisałem cenę od 115 do 120 tys. zł, zaznaczyłem że chodzi mi tylko o nowe auta i znalazłem takie propozycje:

Ford Tourneo Connect – fajny, ale manualna skrzynia biegów

Kia XCeed 1.5 DCT – daje radę, ale Yaris z pewnością będzie oszczędniejszy

Opel Mokka 1.2 EAT – nie ma hybrydy, poza tym wypada atrakcyjnie

Volkswagen T-Cross 1.5 TSI – cztery cylindry, a w Yarisie są trzy, mocny rywal

Akceptowalna ilość miejsca z tyłu.

Jak widać z powyższego zestawienia, Yaris w tak bogatej wersji konkuruje cenowo ze znacznie większymi samochodami, kompaktami lub crossoverami. Dlatego ostatecznie należy uznać, że ta wersja Yarisa nie ma większego sensu poza trochę lepszymi osiągami. Słabszą, 116-konną hybrydą wyjedziemy z salonu w wersji Style za 103 tysiące złotych. W tej cenie pewnie jeszcze bym wybaczył tych parę niedociągnięć. Przy cenie 118 tys. zł mamy dość niecodzienny miks mocnego silnika, bogatego wyposażenia i zaskakująco daleko posuniętych oszczędności. Ja wiem, że Toyota w Polsce sprzeda wszystko i zawsze wybroni się rekordowo niską utratą wartości, ale nie przeginajcie z tym testowaniem cierpliwości klientów.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA